Przygody Alchemika albo Uczeń da Vinci

8
Prolog

Skupionym spojrzeniem omiótł rzeczywistość dookoła siebie. Wzrok spokojnych, szczerych i mądrych, zielonych oczu nie znalazł uchybień w przygotowanym zawczasu instrumentarium. W zakurzonej ciszy jego małej piwnicznej pracowni – chluby-sekretu – którą cieszyć się mógł od równo 6 miesięcy, za zasługi odniesione na polu nauki otrzymał ją w prezencie od Mistrza na wyłączność, wszystko wyglądało tak jak na pracownię nowoczesnego alchemika powinno wyglądać. Wszystko zorganizowane oszczędnie i z głową. Brakowało typowych dla wyobrażeń plebsu o praktyce alchemii słojów wypełnionych dziwną mazią, fragmentami stworzeń zakonserwowanych w phormalinum, resinae czy o wiele łatwiej dostępnej a nie mniej skutecznej księżycówce, która z upodobaniem i powodzeniem, od lat już, nie zważając na prześladowania gwardii miejskiej i mytników, pędził znajomy bednarczyk. Mistrz cechu bednarzy nie mógł się go nachwalić, jaki to z niego świetny pracownik i ile beczek już mu sprzedał, i ogromny sagan żeliwny i „wódkie” jął czasem do roboty przynosić… Ludzie to są jednak niedomyślni.
Occultum nie znajdowało się ani na podłodze ułożone z wielobarwnych mozaikowych fragmentów, nie było wyszyte na spoczywającym na klepisku kobiercu ani na arrasie na ścianie. Tego typu fantasmagorie były wyłącznością starszych wiekiem, doświadczeniem i pomyślunkiem alchemików. Kręgi transmutacyjne miał skrzętnie wyrysowane na zwoju pergaminu, nasączonego różnorakimi chemikaliami.
- Toledo – parsknął lekceważąco w myślach, przytaczając wspomnienia ze swojej alma mater, Accademia Platonica, teoria ponad wszystko. O, nie, nie dziś, nie teraz, mamy przecież XVI wiek…
Empirycznie, cholera ma być. A doświadczenia przecież trzeba mieć też gdzie przeprowadzać.
Oczywistym dla niego, jak i dla Mistrza było iż pracownia, jak sama nazwa wskazuje, miała służyć do pracy, więc, primo: musiała wyposażona być w niezbędne jedynie rzeczy, secundo: w związku z charakterem pracy (a Mistrz niejednokrotnie żartował, iż również w związku z jego wybuchowym temperamentem) łatwopalne w niej mogły być jedynie grimoires, tertio ultimo: musi mieć minimum 2 wyjścia. Inkwizycja jednym, a my drugim.
Rozwinął zwój, uśmiechnął się „pod wąsem”, mimochodem sprawdzając w myślach czy wszystko zrobił jak należy. W myślach ponieważ na pergaminie znajdowała się w tym momencie tylko trzecia część niezbędnych inskrypcji.
- Nic nie może stanąć na drodze oświecenia. Prócz błędu w sztuce… - odruchowo wygładził pergamin na stole. Niewielkie listewki na krawędziach stołu dopasowane idealnie do standardowych rozmiarów arkusza pergaminu, miejscowego pergamenariusa. Umieszczone w rogach przyciski do papieru były jednocześnie świecznikami, zaopatrzone w długości palca wskazującego szpikulec zumiejscowione były ex supra, zawsze idealnie na swoim miejscu. Dziwnym zrządzeniem losu były doskonale wyważone i zawsze diabelnie ostre. Widać ktoś o nie dbał. Pozbawione świeczki były niczym najlepsze noże do rzucania. Kilka tygodni treningu zaowocowało drzwiami o wyglądzie wyspy nieskończonej szczęśliwości, raju czy Ogygii korników. I śmiertelną skutecznością w posługiwaniu się, jak śmiesznie by to nie brzmiało, morderczymi świecznikami. Nowoczesność ma swoje wymagania.
- Dość wygłupów – skarcił sam siebie w myślach – Czas brać się za robotę. Ukradkiem dotknął lewego przedramienia, skupił się. Knoty świeczek najpierw zaczęły dymić, potem jarzyć się delikatnie, coraz mocniej, by w końcu buchnąć ślicznym równym płomyczkiem. Otworzył oczy. Zapalone świece niemal wzbudziły w nim poczucie samozadowolenia. W końcu dopiero niedawno opanował tę, jakby powiedział Mistrz, jarmarczną sztuczkę. Niemal napawały go dumą. Niemal. Płonęły trzy z czterech. Westchnął. Cóż począć? Jego dusza perfekcjonisty łkała z bezsilnej wściekłości...

Czy alchemikowi uda się skończyć zlecone przez mistrza zadanie? Co takiego i po przygotowuje Edlar? Jeśli opowiadanie spotka się z ciepłym przyjęciem wrzucę następną część tekstu. Ewentualnie wypierdalam.
0.042359828948975