Ave.
Długo się zastanawiałem czy wrzucać tą dzidę gdyż na tej katolickiej stronie z założenia jebie się samochodziarzy a tym bardziej tych z BMW ale napewno znajdzie się garstka która to doceni ;)
A więc od początku. W kwietniu wpadłem na zajebisty pomysł żeby do żonki zażartować że w tym roku odpierdolmy coś innego na wyjazd wakacyjny niż zwykle i jedźmy beemką do Włoch.
Mojej nie trzeba dwa razy powtarzać i już kilka dni później miała zarezerwowane lokum w Sirolo, okolice Ankony. Cały wyjazd był spontaniczny do tego stopnia że auto którego używam na codzień tylko z marszu sprawdziłem pod kątem płynów i stanu klocków,
a autem tym jest:
BMW E34 1992r z 2.5L silnikiem M50B25 czyli stare dobre żeliwo.
Do pokonania mieliśmy trasę ponad 1600km w jedną stronę, nie powiem bo w dniu wyjazdu zacząłem mieć pewne wątpliwości. Tym bardziej że wszyscy znajomi twierdzili że to chyba najgłupszy z moich pomysłów, że auto stanie, że lawetę do Włoch trzeba będzie targać. Ale stwierdziłem że nie będę się tym przejmował i ruszyliśmy. Tutaj właściwie ukazały się najlepsze strony mojej decyzji, jazda przez Czechy, Austrię i spory kawałek Włoch swoim autem było naprawdę świetnym doświadczeniem tym bardziej że po trasie takich aut po prostu nie było. Najbardziej satysfakcjonujące i miłe było zaczepianie przez ludzi, a to po trasie było kilka osób które specjalnie się równały szyba w szybę żeby okejkę pokazać a to ludzie na stacjach benzynowych zaczepiali żeby chwilę pogadać zdarzali się też tacy co zdjęcia robili, no bardzo fajne uczucie.
Na miejscu też auto nie odpoczywało tylko jeździliśmy po różnych miejscowych atrakcjach a nawet się nie spodziewałem jak tam są strome i wąskie uliczki. Ale mimo tego wszystkiego ten stary sztrucel nie wykazywał żadnych objawów żeby się poddać, a uwierzcie to auto nie ma ze mną łatwego życia. Nabroiłem tam sporo rzeczy, silnik ma zmodyfikowane ECU z przesuniętą odcinką oraz największą durnotą która chłopa bawi to eksperymentalnie są ustawione strzały przy odcięciu. Ale to nie takie pierdzenie jak te popcorny w wielu autach, tu jest jebanie ogniem z rury i huk taki że rozrywa tłumiki, ale to dla zainteresowanych mogę podesłać filmik na yt. Wracając do tematu, przez cały wyjazd w tą i z powrotem + wycieczki na miejscu zrobiliśmy około 3700km z czego wiele było w upale i pod górę a po samej trasie jazda cały czas na obrotach między 3500 a 4000 (oczywiście na autostradach i zanim się ktoś zesra tu jest stosunkowo krótki dyfer więc przy 3800 mam 140 km/h)
Podsumowując, to chyba jedna z najlepszych spotanicznych decyzji. Ja sam osobiście nie traktowałem tego jak wyzwania uważając że stary niemiecki samochód ma pojechać i ma wrócić. Ale patrząc na opinie ludzi to jednak było jakieś wyzwanie i ryzykowna decyzja xd
Na pamiątkę musiałem strzelić zdjęcie pod palmami które teraz widzicie.
Mam nadzieję że was nie zmęczyłem swoimi wypocinami ale ciesze się w chuj i chciałem się tym z wami podzielić!
Wypierdalam! :)