Pani kryminolog Magdalena Grzyb nawet mądra kobieta ciekawy wywiad :]

12
Krzysztof Zanussi opowiadał mi, że jego znajomy reżyser teatralny nie mógł w Stanach Zjednoczonych użyć określenia "czarny humor", żeby nie urazić czarnoskórych odbiorców. Kiedy satyryk Krzysztof Daukszewicz zakpił z Jarosława Kaczyńskiego, naśmiewającego się z tematu tożsamości płciowej, stracił posadę w programie telewizyjnym, bo urażony poczuł się pracujący tam ojciec transpłciowego dziecka. To już przesada czy jeszcze wrażliwość?
  - To przede wszystkim pokaz siły i akt dominacji. Demonstrowanie osobistej krzywdy, eksponowanie w relacjach ze światem poczucia urażenia przez niektóre słowa to przejawy kultury bycia ofiarą. To zjawisko opisali amerykańscy socjolodzy Bradley Campbell i Jason Manning, którzy zwrócili uwagę na powstanie nowej normy w kulturze zachodniej. Już nie honor i godność świadczą o wyższym statusie moralnym, ale nabywa się go poprzez uzyskanie statusu bycia ofiarą. Celowo podkreślam słowo "bycia", bo to zjawisko nie odnosi się do rzeczywistych ofiar przemocy, lecz do eksponowania i manifestowania skrajnie subiektywnego samopoczucia i wywodzenia z tego normy mającej dawać moralną władzę nad innymi.
W takim świecie trudno sobie wyobrazić istnienie humoru w stylu Monty Pythona, który opierał się na celowej przesadzie i dwuznacznościach. Zwracał na to uwagę jeden z twórców tego kabaretu, aktor John Cleese.
  - Który zresztą jest dziś w Wielkiej Brytanii atakowany przez progresywnych piewców tej nowej moralności. Ta ekstremalna nadwrażliwość na słowa oparta jest na przekonaniu, że słowa to przemoc. Osobiście bardzo mnie to niepokoi, bo z punktu widzenia kryminologii i (jeszcze wciąż) prawa karnego słowa, owszem, mogą subiektywnie być nieprzyjemne, budzić pewne emocje, wywoływać reakcje, ale nie można ich zrównywać z fizyczną przemocą, która jest zjawiskiem realnym.
Słowa nie krzywdzą?
  - Oczywiście, że słowa mogą krzywdzić i urażać, ale nie stawiałabym nigdy znaku równości między krzywdą i urazą a aktem fizycznej napaści na kogoś. W naszej kulturze obserwujemy jakąś formę dewaluowania przez elity kategorii przemocy fizycznej, unieważniania jej i podkreślania, że słowa są jej równe, a nawet mogą być czymś gorszym. Nie zgadzam się z takim stanowiskiem.
A nie wiąże się to z tym, że zatraca się współcześnie rozumienie metafor, ironii, satyry, kontekstów kulturowych, co przecież zawsze było formą przypominania, że słowo nie jest rzeczą?
  - Dosłowność jest przekleństwem naszych czasów. Dziś często ironia jest traktowana jako realna napaść. Coś takiego zabija humor, który także - a od tego zaczęliśmy - należy do katalogu wartości liberalnego świata zachodniego. Tymczasem świat posiadania dystansu do siebie samych czy umiejętności śmiania się z samych siebie jest zastępowany kulturą bycia urażonym. Pewne grupy, które uważają, że mają wyższy status moralny z uwagi na poczucie bycia ofiarami, zawłaszczają język i chcą decydować o tym, z czego i w jaki sposób można się śmiać.

Czytaj więcej na  https://tygodnik.interia.pl/news-magdalena-grzyb-progresywny-zamach-na-wolnosc-slowa,nId,7832958#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.23398494720459