Passata o Karpiku

4
Ja pierdolę, danony, nie postępujcie nigdy jak mój ojciec. Skąpy zgredzik postanowił zaoszczędzić na świętach – wyciął choinkę z parku, na prezenty dla rodziny przeznaczył ukradzione z hoteli ręczniki i kosmetyki, a prąd do lampek podpierdala od sąsiada. Wszystko dało by się znieść, gdyby skurwiel nie żałował szekli na jedzenie. Grzybowa na najtańszych pieczarkach jest nawet całkiem smaczna, ale kupić karpia od Wietnamczyka na bazarze, bo dwa złote tańszy? Pojebane. Przez pierwsze dni świeżo kupione bydlę o inteligencji gościa „Sprawy do Reportera” wdrażało program „Das Boot” – leżało na dnie wanny i robiło „bulbulbul” (a weź się człowieku umyj w zlewie, jak tam stoi Wielka Piramida Kurwinoksa naczyń). Ad rem – wczoraj beztrosko sobie rżnąłem w coś na kompie w świetle pełni Księżyca, gdy nagle w łazience coś zabulgotało. Najpierw myślałem, że to sąsiad znowu zapchał kibel, ale kiedy odgłos przypominający zaśpiew mnichów z jakiegoś tybetańskiego wypizdowa i bulgot jelit po kilogramie żelków bezcukrowych na czczo się powtórzył, postanowiłem coś zrobić. Obudziłem ojca śpiącego przed TVN Masturbo i kazałem mu się tym zająć. Stary wziął pamiątkę po dziadku, wicemistrzu Europy w pałowaniu górników z 1980, i wyruszył z pałą bojową do łazienki. Przeżegnał się, otworzył drzwi...
I JAK COŚ NIE WYPIERDOLIŁO!
Rzuciło mną na ścianę, otwieram oczy, patrzę, a tu rybka za 5 zł/kg stoi i robi kurwę z praw Mendla, teorii względności i kodeksu prawa cywilnego naraz. Macha kurewstwo skrzydłami, wymachuje dookoła mackami i syczy staremu do ucha coś w rodzaju „R’lyeh khinzir fhtagn sakhif”. Karpulhu pierdolony. Niewiele myśląc, zabrałem pałę ojcu, wydarłem mordę „NA POHYBEL SKURWYSYNOM” i zajebałem wypierdkowi ewolucji między oczy jak UB Pileckiemu. Jebaniec zemdlał, więc odruchowo zakopałem go do łazienki w myśl ukraińskiego przysłowia „Z pizdu wyszoł, w pizdu paszoł” i zatrzasnąłem drzwi.
Teraz jest godzina 8.30, ojciec siedzi pod choinką w obszczanych gaciach i kiwa się, powtarzając „ZGRRRRROZA, ZGRRRRROZA”, matka biadoli, że nie trzeba było dawać rybce pamiętającej Gierka radzieckiej odżywki dla dzieci, a Karpulhu skrobie w drzwi od środka i jebie śledziem. Co gorsze, dziś przesilenie zimowe, więc kurewstwo pewnie wezwie przez kanalizację swoich pieprzonych chłopców z ferajny z jakiegoś jądra ciemności czy innego kurwidołka.
A mnie coraz bardziej chce się srać.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Smacznej rybki, odklejeńcy

7
Ja pierdolę, dzidki, nie postępujcie nigdy jak mój ojciec. Skąpy zgredzik postanowił zaoszczędzić na świętach – wyciął choinkę z parku, na prezenty dla rodziny przeznaczył ukradzione z hoteli ręczniki i kosmetyki, a prąd do lampek podpierdala od sąsiada. Wszystko dało by się znieść, gdyby skurwiel nie żałował szekli na jedzenie. Grzybowa na najtańszych pieczarkach jest nawet całkiem smaczna, ale kupić karpia od Wietnamczyka na bazarze, bo dwa złote tańszy? Pojebane. Przez pierwsze dni świeżo kupione bydlę o inteligencji gościa „Sprawy do Reportera” wdrażało program „Das Boot” – leżało na dnie wanny i robiło „bulbulbul” (a weź się człowieku umyj w zlewie, jak tam stoi Wielka Piramida Kurwinoksa naczyń). Ad rem – wczoraj beztrosko sobie rżnąłem w coś na kompie w świetle pełni Księżyca, gdy nagle w łazience coś zabulgotało. Najpierw myślałem, że to sąsiad znowu zapchał kibel, ale kiedy odgłos przypominający zaśpiew mnichów z jakiegoś tybetańskiego wypizdowa i bulgot jelit po kilogramie żelków bezcukrowych na czczo się powtórzył, postanowiłem coś zrobić. Obudziłem ojca śpiącego przed TVN Masturbo i kazałem mu się tym zająć. Stary wziął pamiątkę po dziadku, wicemistrzu Europy w pałowaniu górników z 1980, i wyruszył z pałą bojową do łazienki. Przeżegnał się, otworzył drzwi...
I JAK COŚ NIE WYPIERDOLIŁO!
Rzuciło mną na ścianę, otwieram oczy, patrzę, a tu rybka za 5 zł/kg stoi i robi kurwę z praw Mendla, teorii względności i kodeksu prawa cywilnego naraz. Macha kurewstwo skrzydłami, wymachuje dookoła mackami i syczy staremu do ucha coś w rodzaju „R’lyeh khinzir fhtagn sakhif”. Karpulhu pierdolony. Niewiele myśląc, zabrałem pałę ojcu, wydarłem mordę „NA POHYBEL SKURWYSYNOM” i zajebałem wypierdkowi ewolucji między oczy jak UB Pileckiemu. Jebaniec zemdlał, więc odruchowo zakopałem go do łazienki w myśl ukraińskiego przysłowia „Z pizdu wyszoł, w pizdu paszoł” i zatrzasnąłem drzwi.
Teraz jest godzina 8.30, ojciec siedzi pod choinką w obszczanych gaciach i kiwa się, powtarzając „ZGRRRRROZA, ZGRRRRROZA”, matka biadoli, że nie trzeba było dawać rybce pamiętającej Gierka radzieckiej odżywki dla dzieci, a Karpulhu skrobie w drzwi od środka i jebie śledziem. Co gorsze, dziś przesilenie zimowe, więc kurewstwo pewnie wezwie przez kanalizację swoich pieprzonych chłopców z ferajny z jakiegoś jądra ciemności czy innego kurwidołka.
A mnie coraz bardziej chce się srać.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

No i nie jest tak?

3
Nagrodą za dobrą pracę jest… jeszcze więcej pracy. Czy dobrej? To już zależy od ciebie. To wypowiadane często w sarkastycznym tonie stwierdzenie nie jest wcale takie jednoznaczne, jak by się na pierwszy rzut oka wydawało. Jego interpretacja, tak jak wszystkiego na świecie, zależy od okoliczności.

Sarkazm rodzi się wtedy, kiedy dobra robota nie przynosi wykonawcy żadnej rzeczywistej satysfakcji. Na przykład przekładasz papiery z lewej na prawą i z prawej na lewą, nie widząc w tym głębszego sensu, a przełożeni „doceniają” cię jedynie jeszcze większą stertą papierów oraz ewentualnie „inflacyjną” podwyżką wynagrodzenia bez żadnego związku z efektami twojej pracy.

Inaczej jest, jeśli to przekładanie papierów przyczynia się do uczynienia świata (albo chociaż twojego najbliższego otoczenia) lepszym. A jeżeli masz jeszcze wpływ na usprawnianie tego, co robisz, to, abstrahując od kwestii materialnych, nagroda w postaci kolejnych zadań staje się prawdziwą nagrodą. Niestety miejsc, gdzie tak rzeczywiście się dzieje, jest niewiele.

I tu dochodzimy do najboleśniejszego przypadku nagradzania pracą: przypadku fachowca, który znakomicie wywiązuje się ze swoich obowiązków, ale którego sugestie dotyczące usprawnienia procesów w organizacji są ignorowane lub wręcz z premedytacją zwalczane. Taki człowiek niby robi to, co lubi, niby jest znakomicie wynagradzany, ale tak naprawdę czuje się tak, jak czułby się Einstein w złotej klatce w zoo, który musiałby całymi dniami pokazywać gapiom zwis jednorącz na gałęzi z fikuśnym huśtaniem się zamiast wymyślać ogólną teorię względności.

Frustracja przemienia takiego fachowca w cynicznego zombie. Dlaczego? Ponieważ chciałby robić więcej tego, co robi, tyle że mądrzej, ale nie ma na to zgody. A kiedy zaczyna przebąkiwać o odejściu z organizacji, dostaje podwyżkę, bo nawet bez upragnionych usprawnień jest dziesięć razy wydajniejszy od całej reszty.

I wtedy dzieje się rzecz straszna: fachowiec zaczyna aktywnie sabotować robotę. Nie, nie podkłada bomb, ale stopniowo, świadomie obniża jakość swojej pracy. Być może niebawem się zwolni, a być może, przekupiony kolejnymi podwyżkami, pozostanie, jednak nie będzie już w pełni wykorzystywał swojego potencjału.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Nie ignii jelopie teraz to gaś

8
Wyobrażacie sobie, jakie używanie w dniu przesilenia zimowego musiał mieć Vesemir w Kaer Morhen?
>kurła za dwie godziny pierwsza gwiazdka, trza się pospieszyć
>nikt mi w tej warowni nie pomaga
>a to jest stary przepis na rybkę w owocach, jeszcze przed Foltestem ją robiłem
>przypomnij mi o pustym miejscu przy stole, może wpadnie jakieś dziecko hehe niespodzianka
>dobra, ciemno już jest, Geralt, zapal lampki na choince
>NIE IGNI JEŁOPIE GAŚ TO TERA
>NIE AARDEM GERALT SAM BĘDZIESZ TO ZBIERAŁ
>Lambert, nie żryj rybki, jeszcześ się chlebem nie podzielił!
>Eskel, dzisiaj ty czytasz z księg Lebiody
>zdrowia, zdrowia i jeszcze raz novigradzkich koron
>nawzajem
>kurrrr jaka dobra wiwerna z grzybami
>człowiek cały rok oszczędza, to w Yule sobie przynajmniej podje
>Geralt, zdecydowałeś się w końcu na jakąś gładolicą czarodziejkę, chrum chrum?
>a tu zupka rybna według przepisu Cahira
>no ta, niech mu lekką będzie
>Eskel, polej temerskiej żytniej, utopiec lubi pływać hehehe
>a pamiętacie dowcip o ekimmie Balbince?
>ogień krzepnie, nawet wieczny
>dobra, pora na prezenty
>Ciri, chodź do wujka na kolanko, dostaniesz coś ładnego
>Geralt, masz tu zerrikański rum i skarpetki, coby ci się stopy nie obtarły
>o kurła, Eskel, dziękuję, będę miał co czytać na zimowaniu
>Lambercik, masz tu prezent, ale jak dalej będziesz kantował wieśniaków na zleceniach, to przyjdzie cesarz Emhyr i cię ugryzie w dupę
>słyszeliście, co Jaskier ostatnio nowego na Yule napisał?
>pędzi, pędzi Płotka, niczym Gonu sfory
>HEJ! Porwali te panny wprost spod Passiflory!
Nie ignii jelopie teraz to gaś
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.1147038936615