- Bądź mną, anon, level 10
- Międzyklasowy mecz w "Dwa ognie" wchodzi w decydującą fazę.
- Rozgrywkę traktujesz nadto ambicjonalnie, adrenalina krąży w żyłach, czujesz takie natężenie emocji, jakby oczy całego świata skierowane były na to szkolne boisko w sąsiedztwie pola kapusty, jeszcze nie wiesz, że taka postawa będzie wypalać cię jak gliniane naczynie, aż zostanie kiedyś sama pusta skorupa, ale w tym momencie liczy się tylko zwycięstwo!
- Fatalnie weszliście w mecz, rywale mają znaczną przewagę liczebną, ale w ich drużynie wciąż pozostało kilka dziewczyn i jakichś wypierdków miękkim chujem robionych, więc trzeba wziąć się w garść i rozetrzeć to ścierwo w proch ku chwale 4B!
- Wijesz się jak w ukropie - unik, piruet, podskok, rzut! Grasz jak natchniony, w pięć minut notujesz kolejne dwa skuteczne trafienia, czujesz się niczym fiński bohater Simo Hayha odstrzeliwujący czerwonoarmistów, ale tych kurwistrzałów podobnie jak Moskali zdaje się w ogóle nie ubywać!
- Rzucasz okiem na swoich kompanów, jak w transie wylewają siódme poty, ale w ich twarzach i ruchachcoraz wyraźniej widać rosnące zmęczenie, nie pomagają warunki atmosferyczne, na betonowym boisku czerwcowe słońce smaży was jak jajca na patelni.
- W pizdę jeża, Mati właśnie oberwał, a do tej pory młócił jak dobrze naoliwiona maszyna, ale jeszcze bardziej zaczyna cię niepokoić stan waszej absolutnie kluczowej machiny wojennej w osobie Michała powszechnie znanego jako Balu (pisownia oryginalna).
- Ten opasły skurwiel o ograniczonym IQ, który zdołał już raz nie zdać do następnej klasy dysponował tak potężną siłą rażenia, że jako jedyny dostał zakaz miotania piłki oburącz zza głowy, bo zabrakłoby w powiecie desek na dziecięce trumienki dla ofiar jego rzutów.
- Ku swojej rosnącej panice zauważasz, że Balu, który od początku meczu mimo ograniczeń dziesiątkował rywali jak AIDS Afrykę, poczłapał na linię końcową i sapiąc jak lokomotywa, próbuje jakoś dotlenić monstrualne cielsko, jednak widok jego ryja w kolorze dupy pawiana i koszulki tak mokrej, jakby przed chwilą brał w niej prysznic sprawia, że po raz pierwszy tego dnia czujesz unoszące się nad wami widmo porażki.
- Z trwogą oceniasz, że zdolność bojowa waszej pozostałej trójki, nie wliczając dogorywającego grubasa, może okazać się niewystarczająca do zwycięstwa, jeśli natychmiast nie zrezygnujecie ze strategii otwartej wymiany ciosów.
- Odpalasz tryb Napoleona i rozkazujesz chłopakom ochronę Balu przed zbiciem za wszelką cenę, podczas gdyty spróbujesz skupić uwagę rywali na sobie, dopóki otłuszczone serce zwalistego luja nie odwoła alarmu przedzawałowego.
- Widząc lęk w oczach kolegów, pragniesz wygłosić płomienną przemowę motywacyjną o poświęceniu, ale ostrzegawczy świst piłki koło twojego ucha przekonuje cię, że czas na gadanie szybko się skończył.
- Twoi ziomale zajmują pozycje w pobliżu Balu, wierzysz, że są gotowi chronić go w razie potrzeby własnym ciałem, podczas gdy ty zrobisz wszystko, by te tumany z 4A to ciebie wzięły na celownik.
- Będąc kilka lat starszy w takiej sytuacji niszczyłbyś ich psychicznie trash-talkiem, nazywając co chwilę pizdowatymi bękartami i kradłbyś czas na potęgę jak czarni rowery, symulując drobne urazy i problemy ze sznurowadłami, ale niestety jesteś jeszcze zbyt młody i zbyt naiwny, by znać takie narzędzia spoza kanonu fair play.
- Skaczesz więc tylko po całym boisku jak nafurany matador, robisz pajacyki i głupie miny, modląc się w duchu do bóstwa zbijaka, by jak najszybciej tchnął nowe siły w opasłe cielsko Balu.
- Strategia zdaje się przynosić rezultaty! Rozdrażnione twoim zachowaniem głąby napierdalają głównie w ciebie, zamiast dobić najsilniejszego przeciwnika, a ty jakimś cudem unikasz kolejnych rzutów niczym Neo pocisków.
- W bitewnym szale nie umiesz oszacować, jak długo trwa to polowanie, jednak kłucie pod żebrem daje ci w końcu jasny sygnał, że docierasz do kresu swojej wytrzymałości.
- W pewnej chwili czujesz w skroni galopujący puls serca, robi ci się ciemno przed oczami, doping zebranej dzieciarni brzmi, jakbyś trzymał głowę w słoiku po ogórkach, to chyba koniec, game over, okryjesz hańbą siebie i swoją klasę.
- Czujesz, że zaraz klapniesz ze zmęczenia na dupę, zaczynasz lecieć do tyłu, ale zamiast na twardym betonie lądujesz w silnych ramionach swojego anioła stróża, oszołomiony patrzysz wgórę, zacięta twarz Balu na tle błękitnego nieba wygląda dla ciebie piękniejniż freski Michała Anioła!
- „Usiądź se, anon, Balu to załatwi” - grubas zasiewa ziarno nadziei na ugorze twojego serca, odprowadza cię na koniec boiska jak rannego żołnierza, sadza delikatnie na betonie i lekkim skinieniem głowy oznajmia gotowość do rzucenia rękawic losowi.
- Krytyczne zmęczenie fizyczne i emocjonalne sprawiają, że następne kilkadziesiąt sekund wypala się trwale w twojej pamięci, to ta rzadka chwila w życiu, gdy całym sobą jesteś zatopiony w teraźniejszości, czas zdaje się jakby delikatnie zwalniać, a rzeczywistość nabiera niecodziennej ostrości.
- Jak na powtórce w zwolnionym tempie ze wszelkimi detalami widzisz, jak Balu, który jeszcze przed chwilą był na skraju udaru, z zaskakującą gracją i łatwością łapie piłkę rzuconą w niego z bliskiej odległości ku rosnącemu przerażeniu piździelców po przeciwnej stronie boiska, którzy z trwogą w oczach rozbiegają się jak karaluchy, by uniknąć zmiażdżenia.
- Gdy wszyscy spodziewają się, że Balu straci cenne sekundy na przygotowanie się do jednoręcznego rzutu, ten wiedziony jakimś dzikim instynktem w nienaturalnie płynnej jak na spaślaka sekwencji ruchów, po dwóch kocich krokach, delikatnie narzuca sobie piłkę na prawą nogę i wystrzeliwuje jebaną rakietę z prostego podbicia!
- RANY BOSKIE, CO TO JEST ZA WOLEJ! Chuj tam z Ligą Mistrzów, ty nawet w Kapitanie Tsubasie nie widziałeś takich rzeczy!
- Piłka praktycznie bez rotacji mknie z prędkością cząsteczki światła, a ty nie masz cienia wątpliwości, że Bóg nie pozwoliłby zmarnować się takiemu uderzeniu!
- Trzask, świst i bum! Przystankiem końcowym kulistego Pendolino okazuje się morda Kasi N., jedynej dziewczyny, która pozostała do tej pory w grze, ale masz wątpliwości, czy pozostanie przy życiu.
- Dźwięk towarzyszący uderzeniu piłki o ryj przypomina ci filmik, w którym koleś zrzucał arbuzy na beton z 4. piętra, głuche łupnięcie i mlask jednocześnie tworzą niespotykaną symfonię!
- Łeb małolaty odskakuje gwałtownie, jak nic zaraz spadnie z karku, Balu zdekapitował człowieka, kurwa, piłką jako pierwszy historii!
- Przez głowę przechodzi ci myśl, że nawet jeśli skóra wytrzymała taką siłę, to rdzeń kręgowy na bank przerwany, a jej czaszka z mózgiem w środku nada się teraz co najwyżej na grzechotkę!
- Anielski orszak orszak niech twą duszę przyjmie.mp4
- Kasia upada na dupsko, jej morda przypomina ci rozkwaszonego pomidora, wygląda tak, jakby przyjęła dwat uziny frontkicków bez trzymania gardy od kangura, po chwili szoku zaczyna zawodzić jak syrena strażacka, ale Boże święty, jakimś cudem żyje!
- Ło, kurwa! Oprócz karykaturalnie spłaszczonego nosa, dostrzegasz, że w jej szerokie rozdziawionej gębie brakuje obu górnych jedynek!
- Spoglądasz na Balu, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy stoi zupełnie nieruchomo, nie licząc fałd tłuszczu na jego brzuchu wciąż falujących po tym perfekcyjnym woleju, przypomina ci posąg wyrzeźbiony z galarety.
- Gdy cały tłum skupia się na Kasi, której krew obficie upływa z mordy i nosa, widzisz, jak do twojego niewzruszonego bohatera podbija wuefista, zaczyna szarpać go za fraki, kilka razy nazywa debilem, z żądzą mordu wypisaną na twarzy wreszcie pyta: „Czemu to zrobiłeś, idioto?!?”
- Balu patrzy w jego oczy bez strachu i z rozbrajającą szczerością wypowiada słowa, które wkrótce zupełnie niespodziewanie okazały się mocno wpłynąć na twoje życie: „Ale co? Przecież nie rzuciłem zza głowy!”
- Wszystko potem dzieje się już bardzo szybko, wuefista za kołnierz zaprowadza Balu do dyrektorki, po ofiarę rakiety ziemia-ziemia przyjeżdżają przerażeni rodzice, boisko szybko pustoszeje, a tobie w głowie wciąż pobrzmiewają słowa zuchwałego spaślaka.
- Fakt, że prawie zabił człowieka, ale czy w gruncie rzeczy nie miał racji? Wielokrotnie wracasz myślami do tego wydarzenia, prowadzisz w głowie wydumane procesy, w których wcielasz się w obrońcę Balu.
- „Wysoki Sądzie, jeśli coś nie jest prawem zabronione, to jest dozwolone! Mój klient otrzymał zakaz dotyczący wyłącznie miotania piłki oburącz, nie było mowy o jej kopaniu! Żaden ze świadków nie przypomina sobie zresztą, by wuefista kiedykolwiek przedstawił nam takową regułę, więc to on powinien siedzieć na ławie oskarżonych! Poza tym, między nami, czy ten wolej nie był imponujący?”
- Czas leci bardzo szybko, jedna, druga szkoła, zdajesz maturę i dostajesz się na prawo, na jednych z pierwszych zajęć sędziwy profesor pyta waszą grupę, co skłoniło was do wybrania tych studiów.
- „Mój ojciec/matka/dziadek są prawnikami”, „Możliwe ścieżki kariery”, „Przewidywane zarobki” – padają same banalne odpowiedzi, korci cię, żeby wstać i powiedzieć, że ciebie zainspirował pewien grubas, który w czwartej klasie prawie zabił człowieka piłką, wykorzystując lukę w przepisach, ale postanawiasz pozostawić tę słodką tajemnicę dla siebie.
- Kilka lat później znowu wraca do ciebie myśl o najlepszym woleju w historii polskiego zbijaka, ale chyba pierwszy raz przychodzi ci do głowy pytanie, co robi teraz ta mała Kasia, a w zasadzie już Katarzyna N.? Z mediów społecznościowych wiesz, że Balu pływa gdzieś na kutrach w Norwegii, ciepie pewnie tym harpunem jak niegdyś piłką, ale losy ofiary jego pamiętnego kopa pozostają ci zupełnie nieznane.
- Wklepujesz imię i nazwisko na fejsbuku, nazwisko ma teraz podwójne, ale już po miniaturce widzisz, że to ta sama morda, która kiedyś zamortyzowała pocisk Balu, tylko kilkanaście lat starsza.
- Klikasz, nawet ładna, zadbana blondynka uśmiecha się do ciebie ze zdjęcia, nosek już prosty, a komplet równych zębów błyszczy nieskazitelną bielą, rzucasz okiem na informacje poniżej.
- „Dentystka w Klinice Stomatologicznej…” X kurwa DDD
- „There are no accidents” - Master Oogway.jpg
- Wielki Królu Balu, ty tłusty luju, łowiąc te tuńczyki czy inne łososie pewnie nie masz bladego pojęcia, jak wpłynąłeś na losy innych ludzi swoim perfekcyjnym wolejem, kto wie, ilu nas tak naprawdę jest.
- Czarne łabędzie pływają wszędzie. Życie jest popierdolone.
- Koniec.