Hej, Dzidki. W sumie nie wiedziałam do końca, czy kontynuować serię i wstawiać ją tutaj, gdyż nie jest to pasta, a moje autorskie gryzmoły, które piszę sobie najczęściej do szuflady i niektóre właśnie tam umierają leżąc sobie latami. Jednak kilka osób pytało mnie o kontynuację, więc po 5 miesiącach zebrało mi się w końcu na powrót, żeby dać z siebie te 30%, skoro już jakiś czas temu wróciła wena.
A że moim hobby jest między innymi pisanie, to dochodzę do wniosku, że dodam to w dziale "Hobby" (podobnie jak poprzednią część). W każdym razie życzę miłej lektury, jeśli komuś zechce się czytać kontynuację. Link do pierwszego rozdziału, który już pewnie się zakurzył, zamieszczam w komentarzu.
- Wracając do twojego pytania, Styrze – zaczął beztrosko Grom – to owszem, krasnoludy są jedynym ludem, wśród którego nigdy wcześniej nie narodził się od tysiącleci żaden Naznaczony. Nawet nikt by nie przypuszczał, że to może się zdarzyć. Toteż, kiedy się narodziłem moi rodzice myśleli, że jestem zwyczajnie chory i zaczęli poszukiwać pomocy u miejscowych znachorów, jednak dla wszystkich to, co działo się z moim ciałem było niezrozumiałe. Odznaczałem się nie tylko wyostrzonymi zmysłami, ale również mogłem dosyć długo wytrzymać bez snu czy w końcu charakteryzowała mnie większa tężyzna fizyczna, niż moich rówieśników. Nie chorowałem ani razu, jednak rodzice uznali to za dobry omen i tak przeżyłem ponad 60 lat mojego życia. Dopiero podczas jednego z pojedynków między klanami jeden z sędziów dostrzegł, że moje zmysły i tężyzna wzmacniane są poprzez bezwarunkowo używaną moc magiczną. Tak, jakbym nieświadomie zaklinał własne ciało. Zostałem wtedy zdyskwalifikowany, gdyż uznano to za oszustwo.
- I co się stało potem? – zapytał zaciekawiony Styr pochylając się nad krasnoludem, chociaż tak naprawdę nie było takiej potrzeby, ponieważ jego głośny i tubalny głos byłyby w stanie bez problemu usłyszeć nawet sarny oddalone od nich na odległość pół mili.
- Wezwano wtedy Hallvarda, gdyż podejrzewano, że jako znawca tajników zaklinania będzie mógł stwierdzić, czy rzeczywiście to, co zrobiłem mogło być uznane za oszustwo. Żebyś Ty jeszcze młody widział jego zdziwioną gębę! – podniósł głos Grom wyraźnie rozbawiony na same wspomnienie wyrazu twarzy zaklinacza tak bardzo, że aż mała łezka pojawiła się w kąciku jego oka – Jako młodzieniec starałem się wtedy nie roześmiać i zachować powagę sytuacji, chociaż mina tego dziadygi patrzącego na mnie z otwartymi ustami i nie wiedzącego, jak zareagować chyba już nigdy nie zniknie z mojej pamięci. Hallvard poprosił, abym jeszcze raz zawalczył, gdyż nie był pewien, czy to nie jakaś pomyłka. Zrobiłem, co powiedział, dałem z siebie, ile mogłem – w końcu co jak co, ale nikt nie lubi przegrywać. Po wygranym pojedynku powiedział, że to niemożliwe.
- Co było niemożliwe? – zapytał szczypiorek.
- To, że nie dość, że po raz pierwszy w historii świata Naznaczonym okazał się potomek krasnoludów, to jeszcze nie musiał uczyć się zaklinania. Prawdopodobnie ze względu na to, że krasnoludy są urodzonymi wojownikami z bardzo dobrym wyczuciem zmian, jakie zachodzą w ich ciele i nie myślą za dużo, taki kawał garnka jak Grom nauczył się zaklinać mimowolnie nie rozmyślając o tym ani trochę – wtrąciła uszczypliwie Sylga.