Lv. 32. choruje na chemofilie typ A postać cieżką(lub jak kto woli "von willebranda") Odkąd pamiętam ciągle musiałem się z tym męczyć bo leki musiałem brać dożylnie i będę brał do usranej śmierci raczej. Choroba pokazała się zaraz po moim urodzeniu lekarka trzymała moją matkę pare dni bo byłem posiniaczony po porodzie i dopóki się nie dowiedziała nie puściła jej. Gdy troche podrosłem miałem ze 4 lata matka się rozwiodła z nim, ale to mało istotne, poznała innego bo w tej samej firmie robili. Przenieśliślismy sie na wies. Byla tutaj pielęgniarka ktora na początku bała mi się robić zastrzyki bez nadzoru lekarza, ale dawala sobie rady. Poszedłem do podstawówki bali się o mnie jak o jajko. Co dziwne każdy traktował mnie jak człowieka, nie bali się że sobie krzywde zrobie jak chwile pogram w piłkę. Następnie komunia i zaczęło się, rok minął i 3 klasa podstawówki dostałem uczulenia na moje leki przez co spędziłem 2-tyg w szpitalu co na niczym się nie znają. Następnie zostałem przeniesiony do Wawy jak mnie tylko przyjeli, wiedzieli co robic i po 15 min, dwa dni przespałem. Byłem tam tak dalej na tzw. "odczulaniu" miałem zakaz chdzenia i w stawania z łóżka(ale jak już mogłem cieżko było mi się opanować żeby nie wstać bo przed "przeprowadzka" tam nie mogłem nogą ruszyć). Po dwóch miesiącach mnie wypuścili tylko musiałem brać leki dożylnie 3 razy w tygodniu po 500 j.(to jakoś na wagę się przelicza). Pielęgniarka jak miałem jakoś koło 17 lat byał w pracy mnie ręka zaczeła nawalać, zażartowałem do matki że może sam sobie zrobie bo ona nie jest moją osobistą pielęgniarką, powiedziała, że jak nie spróbujesz to się nie dowiesz. Myśle chuj co mi szkodzi najwyżej poprawi, gdzie ingdziej się wbije. Ale raz drugi, piąty, dziesiąty i sam się bawiłem. Przyszła 18-stka. Musiałem przenieść papiery z szpitala dzieciecego do hematologii i tam zostać dwa tygodnie bo chcieli zrobić swoje badania. Po tych dwóch tygodniach wróciłem do średniej szkoły(chyba nie pisałem o tym wcześniej) i jakoś przeżyłem. Po szkole robiłem na wózkach widłowych w Belgii(przy wykończeniówce), Szwecji(czytaj wcześniejsze), i okazało się ze mam padaczkę. Łeb miałem zszywany ze trzy razy i ledwo to pamiętałem, a padaczke miałem podobno odkąd się urodziłem bo miałem dziwne zawroty głowy, a nikt nie chciał z tym iść do lekarza bo po co. Też jestem prawie głuchy na jedno ucho, ale to co będę więcej wam zawracał. Chociaż mogłem powiedzieć raz co i jak się dzieje ze mną bo nikt mnie nie słucha. Dajcie radę napewno wiecej potraficie jak ja.