Przypuszczalne źródła polskiego antysemityzmu

7
Przypuszczalne źródła polskiego antysemityzmu
Dlaczego Żydzi nie byli najbardziej ulubioną mniejszością przez Polaków możemy wywnioskować z ksiażki Klemensa Junoszy "Pająki" (1894). 

Autor portretuje tam relacje między żydowskimi lichwiarzami, a nieumiejącymi się wyzwolić z sieci długów gojami - stąd tytuł "Pająki". 

Sposób myślenia Żydów o swoich ofiarach uwypukla autor przy pomocy postaci dziadka Gancpomadera, seniora żydowskiego rodu, doświadczonego lichwiarza, który chce swoją wiedzę i życiowe doświadczenie przekazać wnukom. 

"Pan Karol usiłował stanowczo i raz na zawsze oswobodzić się z zależności od pana Hapergelda, jego wspólników i faktorów; w tym celu starał się ciągle o robotę po za biurową.
 Czego ten człowiek nie robił?! Podejmował się prowadzenia książek rachunkowych, korespondencyi; nie gardził nawet przepisywaniem, które aczkolwiek bardzo licho płatne, dawało jednak coś. Był przytem rządcą dwóch dużych domów, za co miał mieszkanie i kilkanaście rubli na miesiąc.
 Wstawał rano, a kładł się spać późno; niekiedy nawet nie kładł się wcale i pomimo tej pracy forsownej na losy swoje nie narzekał; owszem, czuł się szczęśliwym, gdy we środę zarobił tyle, że mógł sobie kupić spokój na... czwartek.
 Jeden dzień, niewiele to na rachunek kalendarzowy, lecz sporo na miarę nerwów rozstrojonych.
 Zazwyczaj projektował sobie, że w dniu spokojnym wykona ogromną masę roboty; nikt mu przeszkadzać nie będzie, więc praca pójdzie raźniej i żwawiej. Często tak bywało, czasem nie.
 Przychodziła na niego niekiedy szczególna jakaś niemoc. Niby nie był chory, ale nie mógł się ruszać; niby nie doznawał bólu głowy, a przecież myśleć porządnie nie potrafił. Widział przed sobą cyfry, w równych szeregach, pięknie i wyraźnie napisane, a nie był w stanie rozróżnić czwórki od piątki, trójki od siódemki.[ ]"

"Szczęście, że pan Karol miał w domu doskonałego lekarza w osobie swej żony. Ta miała zawsze pod ręką bardzo skuteczne środki: esencyę herbaty, wodę różaną. Pomagało to niekiedy na drganie powieki, ale czarnej muszki nie było w stanie odpędzić.
 Ale mniejsza o muszkę; pana Karola to głównie bolało, że dzień ma tylko dwadzieścia cztery godzin, a nie czterdzieści ośm, a człowiek tylko jednę głowę posiada, zamiast dwóch — w dodatku i ta jedna niekiedy cierpiała i wymawiała posłuszeństwo, bez względu na to, że za kilka dni przypadał jaki przykry termin, bez względu, że lada chwila mógł przyjść sam pan L. B. Hapergeld i żalić się na swój ciężki los.[ ]"

"Pan Karol zdrowie miał dobre i nie chorował wcale, tylko było mu coś, coś szczególnego, czego nie umiał bliżej określić. Bał się. Czego? Sam nie wiedział, ale żył w ciągłej obawie. Każde poruszenie klamki u drzwi wprawiało go w drżenie, lękał się wszystkiego i wszystkich. Jeżeli ujrzał psa na ulicy, przechodził na drugą stronę chodnika; za nic na świecie nie wsiadłby do dorożki lub sanek, mniemał bowiem, że zaraz się rozlecą; często drżał podczas upału, lub doznawał uczucia gorąca w mróz. Bał się tłumu, nie wchodził nigdy tam, gdzie się gromadzi dużo ludzi; czasem śmiał się bez powodu, a czasem bez żadnej przyczyny płakał. Budząc się ze snu, był przekonany, że go spotka jakieś wielkie nieszczęście, że nie dziś, to jutro, dostanie pomieszania zmysłów.[]"
Przypuszczalne źródła polskiego antysemityzmu
"Sam dziadzio Gancpomader, który swego wnuczka często odwiedzał i ztąd o panu Karolu miewał relacye, przyznawał, że to jest człowiek żelazny.
 — Słuchaj, Lejbele — mówił nieraz do wnuka — ty jego szanuj, bo on jest mocny człowiek.
 — Dlaczego on ma być mocny, kiedy mizernie wygląda? W czem dziadzio widzi jego moc? — pytała pani Regina.
 — Mówię wam, że jest mocny. Skoro on twego męża wytrzymuje, to dużo może wytrzymać.
 — No, kto mu każe wytrzymywać? Niech nie wytrzyma, niech go dyabli wezmą!
 — Ty tak nie mów. Owszem, żeby on długo żył i dobre zdrowie miał, bo on jest dobry robotnik. Lejbuś, ile ty jemu dałeś wszystkiego gotowizny?
 Pan Leon Bernard pomyślał, zajrzał do książki, porachował i rzekł:
 — Wszystkiego razem około pięciuset rubli.
 — Ile on tobie teraz winien?
 — Bez mała trzy tysiące.
 — A ile ty masz od niego rocznie?
 — Co ja od niego mam? Niewiele. Czasem w miesiącu trzydzieści, czasem czterdzieści rubli, w grudniu, jak dostaje gratyfikacyę, to sześćdziesiąt. On się ciągle ze mną reguluje; jemu się zdaje, że ma sześciu wierzycieli, a on ma jednego. On nigdy w swojem życiu z tego nie wyjdzie, bo doskonale związany jest.
 — To prawda; on jest ślicznie związany, ja sam nie potrafiłbym lepiej pościągać węzłów; ale ty, Lejbuś, nie gadaj, że nie masz z niego nic, ty dużo masz. To jest ładny człowiek i ty go szanuj. Ja ci każę... a starszych należy słuchać. Ty wiesz, że pochodzisz ze znacznej familii; wiesz, kto jest twój ojciec i twój dziadek, ale nie wiadomo ci, kto był twego dziadka ojciec i twego dziadka dziadek.
 — Zkąd ja to mogę wiedzieć?
 — To byli dwaj porządni pachciarze, nabożni i rozumni ludzie, oni handlowali serem, mlekiem, rozmaitemi rzeczami. Ja mam od nich takie przykazanie i takie zdanie: że dopóki krowa daje dużo mleka, dopóty nie można jej ani zabijać, ani sprzedawać. Czy ty rozumiesz, Lejbuś, o jakiej krowie ja mówię?
 Lejbuś się roześmiał.
 — Dlaczego nie mam rozumieć?
 — Ja prawdę mówię.
 — Wiem, wiem! On rzeczywiście jest prawdziwa krowa, skoro go można tak doić i tak mocno związać. Jabym się nie dał, a on głupi daje się. On jest bardzo głupi. Ja sobie nieraz myślę, że gdybym ja był komu winien, i nawet naprawdę winien, gdyby mi kto pożyczył pieniądze, a potem chciałby je odbierać, straszył mnie sądem i komornikiem, to...
 — No, to cobyś zrobił?
 — Śmiałbym się, bardzobym się śmiał, a dziadzio nie?
 — Może i jabym się cokolwieczek śmiał.
 — Dużo mi sąd zrobi! Da wyrok, niech on sobie da wyrok! Komornik przyjdzie, wielka rzecz, niech sobie przyjdzie! Dlaczego ja mam co mieć w domu? Ja mogę nic nie mieć, a choćbym co miał, to też może być cudze. Co mi kto weźmie? Jemu się może podobać moja zielona kanapa, a to wcale nie jest kanapa, tylko taka sobie zielona symulacya. Co mi może zabrać? Powietrze ze stancyi, śmiecie z podłogi, kurz ze ściany. Niech bierze, niech szuka moich dochodów, alboż ja waryat, żebym miał pokazywać dochody? Ja bardzo się dziwię, dlaczego taki pan Karol nie próbuje się bronić; niech mi to dziadzio wytłómaczy. [ ]"

https://pl.wikisource.org/wiki/Paj%C4%85ki_(Junosza,_1894)/Rozdzia%C5%82_XI
Przypuszczalne źródła polskiego antysemityzmu
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Rzetelność i uczciwość Żydów źródłem powszechnej sympatii gojów

24
Rzetelność i uczciwość Żydów źródłem powszechnej sympatii gojów
Uważność!

Nie dość jest uważnie dawać pożyczkę, trzeba i odbierać ją uważnie. Bywają zdarzenia, że dłużnik płaci odrazu. Ja nie powiadam, że to zły interes; owszem, dobry, tylko zakrótki; częściowa spłata jest lepsza, bo trwa dłużej. Kiedy więc masz takie zdarzenie i odbierasz pieniądze, to je przelicz bardzo uważnie — siedm razy. Jeżeli będzie się upominał o weksel, to mu oddaj; jeżeli nie, to się nie śpiesz. Co ci do tego, że kto ma krótką pamięć, albo że bywa roztargniony — niech sobie bywa. Ty nie jesteś jego matka, ani jego ciotka, co ci do tego? Powiedz mu lepiej coś ciekawego, komplement mu powiedz, poleć się jego pamięci, oświadcz, że twoja kasa jest zawsze na jego usługi, daj mu drukowany adres.  

Zawsze uczciwość!

Zawsze uczciwość, pamiętaj to sobie! Ja miałem takie zdarzenie. Pożyczyliśmy jednemu kawalerowi, który miał się bogato ożenić, grubszą summę; pożyczyliśmy we trzech: ja, Lejzor Talar i Noach Figielman. Odbierało się różnemi czasy i, Bogu dziękować, odebrało się bardzo pięknie; nie dołożyliśmy do tego interesu. Upłynęło kilka lat. Noach umarł, a Lejzor znalazł u siebie między papierami jeszcze jeden dokument na kilkaset rubli od tego samego pana. Udał się do niego; tamten miał trochę krótką pamięć, nie utrzymywał rachunków i niewiele się sprzeczając — zapłacił.

Całkiem gładko to poszło, jak po maśle. Ja nie wiedziałem o niczem. Jednego dnia przyszedł do mnie Lejzor, opowiedział, jak to było i podzielił pieniądze akuratnie na trzy części: jednę dla mnie, drugą dla siebie, trzecią dla dzieci po nieboszczyku Noachu. Sobie policzył tylko za dwa kursa omnibusu i wierz mi, że nawet w tym drobiazgu nie było symulacyi; on naprawdę jechał omnibusem, bo go bardzo noga bolała wtedy.

Punktualność!

 Oto uczciwość, oto człowiek, który chodzi drogą sprawiedliwych, nie łakomi się na cudze, jest wspólnik rzetelny, człowiek honorowy! I naprawdę on dużo, dużo ważył swoje słowo; jeżeli przyrzekł komu, że się zgłosi po pieniądze o dziesiątej rano, to już o siódmej spacerował po ulicy, a od dziewiątej czekał w bramie, żeby nie uchybić terminu ani na jednę minutę.

Ja go za to szanowałem.

Klemens Junosza - Pająki
https://pl.wikisource.org/wiki/Paj%C4%85ki_(Junosza,_1894)/ca%C5%82o%C5%9B%C4%87
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.093813896179199