Lubnauer mówi, że zaczęli analizować problem z uczniami, którzy nie chodzą do szkoły z powodu tego, że lecą sobie na wakacje.
Argumentowane jest to obowiązkiem szkolnym i tym, że za granicą rodzic nie może zwolnić ucznia ze szkoły, a dziecko może zostać zatrzymane na lotnisku.
Ja mam mieszane odczucia. Skoro jest obowiązek szkolny, to chyba dobrze, że państwo próbuje jakoś tego pilnować. Z drugiej strony rodzic może zadeklarować, że dziecko będzie uczyć się w domu i wtedy wystarczy, że będzie w szkole coś zaliczać na potwierdzenie tego, że się uczy.
Sam kojarzę kilka osób, które chodzily "na 50%" (min. obecności do zaliczenia przedmiotu), ale oni chodzili do pracy dorywczej czy siedzieli w domu. Niby zdrowie czy psycha im siadała ale no wiadomo.. w dużej mierze nie pokrywało się to z rzeczywistością. Mięczaki i niekonsekwentni rodzice, ale nigdy przez wakacje nikt nie miał problemów z obecnością.
Mozna by było krzyknąć, że odbiera się rodzicom możliwość decydowania o własnym dziecku, ale czy nie kłoci się to z tym, ze krzyczano, że z dzieci chcą debili robić, kiedy odbierali zadania domowe (a wg nich mają zostać zastąpione większą ilością kartkówek, co osobiście wydaje mi się sensowniejsze).