Inne statki widmo – Kontynuacja legendy Latającego Holendra
Wiedza
1 r
142
Dzidki, pisałam już o Latającym Holendrze, ale to nie był jedyny statek widmo, o którym krążyły mity przekazywane w morskich opowieściach czy dziennikach pokładowych – w rzeczywistości było ich znacznie więcej. O ile legenda związana z klątwą kapitana Van der Deckena dowodzącego nieumarłą załogą Latającego Holendra znacząco pobudziła zbiorową wyobraźnię i była podtrzymywana przez setki lat, a nawet ulegała przeobrażeniu - zwłaszcza w okresie od I Wojny Światowej, kiedy to sam statek „Latający Holender” doczekał się „aktualizacji” zmieniając się w bardziej nowoczesne okręty, ale podobno jego załoga z Van Deckenem na czele pozostała bez zmian. Sam kapitan był znany z podejmowania się bardzo ryzykownych rejsów i zuchwałości, co według legendy miało przynieść mu zgubę w okolicy Przylądka Dobrej Nadziei. Podczas porywistego sztormu załoga miała prosić kapitana, aby zawrócił do portu i przeczekał storm, ale jego duma i skłonności do ryzyka nie pozwoliły mu się wycofać ze względu na jego nienadszarpniętą reputację, co miało przynieść zgubę nie tylko jemu samemu, co również całej załodze. Na statek z kolei miała zostać nałożona klątwa, z powodu której kapitan wraz z załogą nie mógł przekroczyć bram zaświatów i musiał tułać się już zawsze po morzu na pokładzie swojego statku (temat został poruszony w innej dzidce poświęconej wyłącznie Latającemu Holendrowi).
Miano statku widmo marynarze określali jedno z trzech zjawisk. Pierwsze z nich odnosiło się do statków z legend żeglarskich, których załoga była przeklęta lub ze względu na karę z niebios nie mogła opuścić pokładu i była skazana na wieczną tułaczkę po morzu (to właśnie tym typem statku widmo był „Latający Holender”). Z kolei drugim mianem określano statki pochodzące z zaświatów, które pojawiały się znikąd, po czym niespodziewanie znikały bez śladu. Ostatni dotyczył rzeczywistych statków, które tułały się po morzu, ale były pozbawione załogi, która zniknęła w tajemniczych okolicznościach (najsłynniejszym okrętem tego typu była brygantyna dwumasztowa „Mary Celeste”). Skąd w ogóle wzięło się wspomniane zjawisko statków-widmo? Czy to jedynie legendy czy też jest coś, co sprawia, że może być w tym małe ziarno prawdy?
Miano statku widmo marynarze określali jedno z trzech zjawisk. Pierwsze z nich odnosiło się do statków z legend żeglarskich, których załoga była przeklęta lub ze względu na karę z niebios nie mogła opuścić pokładu i była skazana na wieczną tułaczkę po morzu (to właśnie tym typem statku widmo był „Latający Holender”). Z kolei drugim mianem określano statki pochodzące z zaświatów, które pojawiały się znikąd, po czym niespodziewanie znikały bez śladu. Ostatni dotyczył rzeczywistych statków, które tułały się po morzu, ale były pozbawione załogi, która zniknęła w tajemniczych okolicznościach (najsłynniejszym okrętem tego typu była brygantyna dwumasztowa „Mary Celeste”). Skąd w ogóle wzięło się wspomniane zjawisko statków-widmo? Czy to jedynie legendy czy też jest coś, co sprawia, że może być w tym małe ziarno prawdy?
Mary Celeste – Niewyjaśnione zaginięcie załogi i powstanie legendy
Dwumasztowa brygantyna „Mary Celeste” należąca do przedsiębiorstwa szkockiego J.H. Winchester&Co. została wybudowana w 1861 roku i początkowo nosiła nazwę „Amazon” i służyła za statek transportowy. W 1867 roku silny sztorm wyrzucił jednostkę na brzeg i jej kapitan uznał ją za wrak. Od tego czasu statek często zmieniał właścicieli, aż pod koniec 1868 roku wykupił go za bezcen Richard W. Haines, który za ponad 4-krotność ceny zakupu wykonał całkowitą przebudowę, która zakończyła się w 1872 roku (co ciekawe, po przebudowanie ważyła aż 282 tony). To właśnie wtedy statek zyskał miano „Mary Celeste”, co oznaczało dosłownie „Niebiańska Maryja”, a na jej kapitana mianowano doświadczonego żeglarza Benjamina S. Briggsa, który wypłynął w rejs z Nowego Jorku do Genui 5 listopada 1872 roku. Miał to być niezapomniany rejs, gdzie na pokładzie statku mieli płynąć między innymi sam jego właściciel wraz z żoną i 2-letnią córką oraz załoga. Zabrano niezwykle duży ładunek spirytusu, który miał zostać sprzedany w Genui za niemałe pieniądze. Nikt nie spodziewał się wtedy, że rejs brygantyną po przejściach zmieni się w prawdziwy koszmar i zaginie ona bez wieści nie pojawiając się u celu. Parę statków twierdziło, że widziało opuszczony okręt, który dryfował bez załogi po otwartym morzu i został wtedy okrzyknięty statkiem widmo.
Finalnie statek został odnaleziony na Oceanie Atlantyckim przez przewożący benzynę okręt „Dei Gratia”, który również płynął do Genui. „Mary Celeste” odnaleziono dryfującą z podniesionymi żaglami, niezagrażającą ilością wody na pokładzie i… bez załogi. Pozostawiono wszystkie ładunki (w tym bagaże osobiste załogi) oraz ok. 1500 szczelnie zamkniętymi, nienaruszonymi w żaden sposób beczkami alkoholu. Poza załogą brakowało również szalup oraz dziennika pokładowego i narzędzi nawigacyjnych kapitana. Zgodnie z obowiązującym wtedy prawem morskim, kapitan „Dei Gratia” przechwycił pusty statek, aby doprowadzić go do portu w Gibraltarze i zgarnąć nagrodę. Wysnuto wtedy teorię, że na pokładzie musiało dojść do buntu załogi, która zabiła kapitana i właściciela wraz z rodziną, a później uciekła na łodziach. Jednak po doprowadzeniu do portu i dokonaniu oględzin w raporcie wpisano, że nie odnotowano żadnego znaku, który wskazywałby na to, że doszło do jakiejkolwiek walki. Założono, że załoga mogła przestraszyć się, że dojdzie do eksplozji spirytusu podczas zbliżającego się sztormu (odnotowano w przeszłości parę takich przypadków na niektórych okrętach), który jednak ominął okręt, zaś sama załoga nie była w stanie na niego już powrócić. Samej załogi nigdy nie odnaleziono – wszyscy jej członkowie uzyskali status zaginionych. Nie są znane ich dalsze losy, prawdopodobnie nikt nie ocalał. Nie znaleziono również ciał.
Dwumasztowa brygantyna „Mary Celeste” należąca do przedsiębiorstwa szkockiego J.H. Winchester&Co. została wybudowana w 1861 roku i początkowo nosiła nazwę „Amazon” i służyła za statek transportowy. W 1867 roku silny sztorm wyrzucił jednostkę na brzeg i jej kapitan uznał ją za wrak. Od tego czasu statek często zmieniał właścicieli, aż pod koniec 1868 roku wykupił go za bezcen Richard W. Haines, który za ponad 4-krotność ceny zakupu wykonał całkowitą przebudowę, która zakończyła się w 1872 roku (co ciekawe, po przebudowanie ważyła aż 282 tony). To właśnie wtedy statek zyskał miano „Mary Celeste”, co oznaczało dosłownie „Niebiańska Maryja”, a na jej kapitana mianowano doświadczonego żeglarza Benjamina S. Briggsa, który wypłynął w rejs z Nowego Jorku do Genui 5 listopada 1872 roku. Miał to być niezapomniany rejs, gdzie na pokładzie statku mieli płynąć między innymi sam jego właściciel wraz z żoną i 2-letnią córką oraz załoga. Zabrano niezwykle duży ładunek spirytusu, który miał zostać sprzedany w Genui za niemałe pieniądze. Nikt nie spodziewał się wtedy, że rejs brygantyną po przejściach zmieni się w prawdziwy koszmar i zaginie ona bez wieści nie pojawiając się u celu. Parę statków twierdziło, że widziało opuszczony okręt, który dryfował bez załogi po otwartym morzu i został wtedy okrzyknięty statkiem widmo.
Finalnie statek został odnaleziony na Oceanie Atlantyckim przez przewożący benzynę okręt „Dei Gratia”, który również płynął do Genui. „Mary Celeste” odnaleziono dryfującą z podniesionymi żaglami, niezagrażającą ilością wody na pokładzie i… bez załogi. Pozostawiono wszystkie ładunki (w tym bagaże osobiste załogi) oraz ok. 1500 szczelnie zamkniętymi, nienaruszonymi w żaden sposób beczkami alkoholu. Poza załogą brakowało również szalup oraz dziennika pokładowego i narzędzi nawigacyjnych kapitana. Zgodnie z obowiązującym wtedy prawem morskim, kapitan „Dei Gratia” przechwycił pusty statek, aby doprowadzić go do portu w Gibraltarze i zgarnąć nagrodę. Wysnuto wtedy teorię, że na pokładzie musiało dojść do buntu załogi, która zabiła kapitana i właściciela wraz z rodziną, a później uciekła na łodziach. Jednak po doprowadzeniu do portu i dokonaniu oględzin w raporcie wpisano, że nie odnotowano żadnego znaku, który wskazywałby na to, że doszło do jakiejkolwiek walki. Założono, że załoga mogła przestraszyć się, że dojdzie do eksplozji spirytusu podczas zbliżającego się sztormu (odnotowano w przeszłości parę takich przypadków na niektórych okrętach), który jednak ominął okręt, zaś sama załoga nie była w stanie na niego już powrócić. Samej załogi nigdy nie odnaleziono – wszyscy jej członkowie uzyskali status zaginionych. Nie są znane ich dalsze losy, prawdopodobnie nikt nie ocalał. Nie znaleziono również ciał.
Po tym incydencie brygantyna „Mary Celeste” zmieniała właścicieli, ale pojawiało się z nią coraz więcej problemów. Nie pomagał też fakt legendy statku widmo, która wokół niego narosła oraz fakt tajemniczego zniknięcia załogi i nigdy niewyjaśnionych okoliczności opuszczenia przez nią pokładu „Mary Celeste”. Ponadto każdy kolejny rejs wiązał się z problemami i przynosił jedynie straty, przez co sama brygantyna otrzymała miano nawiedzonej. Powstała legenda, że to duchy załogi statków mszczą się na każdym, kto próbuje nią płynąć sprowadzając na nich nieszczęście. Ostatni rejs miał miejsce na początku 1885 roku, kiedy to „Mary Celeste” wpłynęła na rafę koralową w rejonie Gonâve Island na Haiti. Dopiero w trakcie procesu mającego na celu uzyskanie odszkodowania za pechowy statek, który zatonął w tym miejscu wraz z ładunkiem ustalono, że działanie było celowe – całe postępowanie sądowe zostało umorzone i nie przyznano odszkodowania. Narosło jeszcze więcej mitów i legend na temat zatopionego wraku, które były dodatkowo podsycane nie tylko przez plotki, ale teorie historyków dotyczące zaginięcia załogi i dzieła ówczesnych pisarzy – głównie Arthura Conana Doyle’a, autora serii książek o Sherlocku Holmesie.
Lady Lovibond – Statek widmo nawiedzony przez duchy
W 1748 roku statek „Lady Lovibond” zaginął na mieliznach w okolicy Goodwin Sands położonej na Morzu Północnym w odległości około 10 km od wybrzeża hrabstwa Kent. Z owym szkunerem łączy się pewna legenda według której na jego pokładzie świętowano ślub kapitana Simona Reeda i jego nowej małżonki, Anette. Jednak jego przyjaciel, John Rivers, był w niej zakochany, dlatego postanowił dokonać zemsty. Podobno pilnując sterów skierował statek na mieliznę i go zatopił wraz ze wszystkimi członkami załogi. Według legendy statek pojawiał się w okolicach Goodwin Sands co około 50 lat – podobno został zaobserwowany w latach: 1798, 1848, 1898, 1948 oraz 1998. Od tamtej chwili przestał się pojawiać. Według opowieści statek jest spowity zieloną poświatą, a na jego pokładzie znajduje się załoga skazana na wieczną tułaczkę. Co ciekawe, prowadzono poszukiwania wraku, ale nigdy go nie odnaleziono.
W 1748 roku statek „Lady Lovibond” zaginął na mieliznach w okolicy Goodwin Sands położonej na Morzu Północnym w odległości około 10 km od wybrzeża hrabstwa Kent. Z owym szkunerem łączy się pewna legenda według której na jego pokładzie świętowano ślub kapitana Simona Reeda i jego nowej małżonki, Anette. Jednak jego przyjaciel, John Rivers, był w niej zakochany, dlatego postanowił dokonać zemsty. Podobno pilnując sterów skierował statek na mieliznę i go zatopił wraz ze wszystkimi członkami załogi. Według legendy statek pojawiał się w okolicach Goodwin Sands co około 50 lat – podobno został zaobserwowany w latach: 1798, 1848, 1898, 1948 oraz 1998. Od tamtej chwili przestał się pojawiać. Według opowieści statek jest spowity zieloną poświatą, a na jego pokładzie znajduje się załoga skazana na wieczną tułaczkę. Co ciekawe, prowadzono poszukiwania wraku, ale nigdy go nie odnaleziono.
Octavius i Jenny– Statki widmo z zamrożoną załogą
Bardzo ciekawy jest również przypadek związany z okrętem „Octavius”, kiedy to w 1775 roku szkuner wielorybniczy „Herald” nieopodal wybrzeży Grenlandii znalazł wspomniany statek dryfujący po morzu bez załogi. Co ciekawe, jego konstrukcja nie była przystosowana do pływania po takich wodach i nie chroniła dostatecznie przed zimnem. Dopiero pod podkładem odnaleziono ciała zamarzniętej załogi. Prawdopodobnie sam statek musiał zabłądzić i stał się dryfującą kostnicą. Sama załoga liczyła 28 osób – po oględzinach ustalono, że ich zgon musiał nastąpić już dawno temu. Dopiero w dzienniku kapitana na podstawie ostatniego wpisu oszacowano, że do zgonu musiało dojść 13 lat wcześniej. Wypłynął on w 1761 roku z jednego z angielskich portów i miał dopłynąć do Chin, ale sam statek zboczył z kursu z wyniku złej nawigacji i dopłynął do Grenlandii. Według dziennika sam kapitan postanowił obrać trasę na północ i dopłynąć tamtędy do Chin omijając słynne szlaki handlowe. Jednak sam okręt nie był przystosowany do zimna czy starcia z górami lodowymi. Prawdopodobnie załoga zamarzła wraz ze statkiem, który przymarzł do góry lodowej, a wraz z nastaniem wiosennego słońca, kiedy dryfujący kawałek lodu zaczął topnieć, statek zaczął dryfować sam po morzu. Załoga „Heralda” była jedyną, która się na niego natknęła, ale nie mieli, jak zabrać ze sobą statku, dlatego pozostawili go dryfującego po morzu. Nigdy więcej się na niego nie natknięto.
Warto tutaj wspomnieć, że podobny los spotkał brytyjski szkuner „Jenny”, który w 1823 roku utknął również w lodowej krze w Cieśninie Drake’a. Został odnaleziony dryfujący po morzu w tamtej okolicy w 1840 roku, a pod jego pokładem również była zamarznięta załoga, gdyż konstrukcja okrętu nie była dostosowana do takich warunków pogodowych. Zostali odnalezieni przez statek wielorybniczy „Hope”. Jego kapitan zabrał ze sobą jedynie dziennik pokładowy w celu dostarczenia go swoim przełożonym po zakończeniu rejsu. Pozostawił zamarzniętą załogę pod pokładem. Podobno statek był jeszcze kilka razy widziany w tych okolicach, jednak nie ma żadnego dowodu, który mógłby to potwierdzić poza pozyskanym przez kapitana okrętu wielorybniczego „Hope” dziennika pokładowego.
Bardzo ciekawy jest również przypadek związany z okrętem „Octavius”, kiedy to w 1775 roku szkuner wielorybniczy „Herald” nieopodal wybrzeży Grenlandii znalazł wspomniany statek dryfujący po morzu bez załogi. Co ciekawe, jego konstrukcja nie była przystosowana do pływania po takich wodach i nie chroniła dostatecznie przed zimnem. Dopiero pod podkładem odnaleziono ciała zamarzniętej załogi. Prawdopodobnie sam statek musiał zabłądzić i stał się dryfującą kostnicą. Sama załoga liczyła 28 osób – po oględzinach ustalono, że ich zgon musiał nastąpić już dawno temu. Dopiero w dzienniku kapitana na podstawie ostatniego wpisu oszacowano, że do zgonu musiało dojść 13 lat wcześniej. Wypłynął on w 1761 roku z jednego z angielskich portów i miał dopłynąć do Chin, ale sam statek zboczył z kursu z wyniku złej nawigacji i dopłynął do Grenlandii. Według dziennika sam kapitan postanowił obrać trasę na północ i dopłynąć tamtędy do Chin omijając słynne szlaki handlowe. Jednak sam okręt nie był przystosowany do zimna czy starcia z górami lodowymi. Prawdopodobnie załoga zamarzła wraz ze statkiem, który przymarzł do góry lodowej, a wraz z nastaniem wiosennego słońca, kiedy dryfujący kawałek lodu zaczął topnieć, statek zaczął dryfować sam po morzu. Załoga „Heralda” była jedyną, która się na niego natknęła, ale nie mieli, jak zabrać ze sobą statku, dlatego pozostawili go dryfującego po morzu. Nigdy więcej się na niego nie natknięto.
Warto tutaj wspomnieć, że podobny los spotkał brytyjski szkuner „Jenny”, który w 1823 roku utknął również w lodowej krze w Cieśninie Drake’a. Został odnaleziony dryfujący po morzu w tamtej okolicy w 1840 roku, a pod jego pokładem również była zamarznięta załoga, gdyż konstrukcja okrętu nie była dostosowana do takich warunków pogodowych. Zostali odnalezieni przez statek wielorybniczy „Hope”. Jego kapitan zabrał ze sobą jedynie dziennik pokładowy w celu dostarczenia go swoim przełożonym po zakończeniu rejsu. Pozostawił zamarzniętą załogę pod pokładem. Podobno statek był jeszcze kilka razy widziany w tych okolicach, jednak nie ma żadnego dowodu, który mógłby to potwierdzić poza pozyskanym przez kapitana okrętu wielorybniczego „Hope” dziennika pokładowego.
Ourang Medan – Statek widmo z wiadomością śmierci
W 1947 roku doszło do katastrofy okrętu „Ouran Megan” w cieśninie Malakka pomiędzy Sumatrą a Malezją. Radiooperator wspomnianego statku przerwał ciszę radiową, aby nadać sygnał S.O.S., a jego treść zawierała nadane przy pomocy alfabetu Morse’a pojedyncze słowo, które brzmiało: „Umieram”. Sygnał ten został odebrany przez holenderskie i brytyjskie stacje nasłuchowe. W miejsce, z którego odebrano wiadomość wysłano do pomocy okręt „Silver Star”, który po dotarciu na miejsce odnotował, że wszyscy członkowie załogi łącznie ze znajdującym się na pokładzie psem, byli martwi. Nie wiadomo było, co mogło być przyczyną śmierci, ale podobno na twarzach martwych osób malowało się przerażenie. Na pokładzie nielegalnie przewożono broń chemiczną, która podobno była przyczyną pożaru, jaki wybuchł podczas dokonywania oględzin. Ze statku nie zostało niemalże nic poza potencjalnymi fragmentami, które spoczęły w tamtym miejscu na dnie cieśniny. Niektórzy marynarze twierdzili, że widzieli „Ouran Megan” w okolicy Malakka.
W 1947 roku doszło do katastrofy okrętu „Ouran Megan” w cieśninie Malakka pomiędzy Sumatrą a Malezją. Radiooperator wspomnianego statku przerwał ciszę radiową, aby nadać sygnał S.O.S., a jego treść zawierała nadane przy pomocy alfabetu Morse’a pojedyncze słowo, które brzmiało: „Umieram”. Sygnał ten został odebrany przez holenderskie i brytyjskie stacje nasłuchowe. W miejsce, z którego odebrano wiadomość wysłano do pomocy okręt „Silver Star”, który po dotarciu na miejsce odnotował, że wszyscy członkowie załogi łącznie ze znajdującym się na pokładzie psem, byli martwi. Nie wiadomo było, co mogło być przyczyną śmierci, ale podobno na twarzach martwych osób malowało się przerażenie. Na pokładzie nielegalnie przewożono broń chemiczną, która podobno była przyczyną pożaru, jaki wybuchł podczas dokonywania oględzin. Ze statku nie zostało niemalże nic poza potencjalnymi fragmentami, które spoczęły w tamtym miejscu na dnie cieśniny. Niektórzy marynarze twierdzili, że widzieli „Ouran Megan” w okolicy Malakka.
Statek Carroll A. Deering i tajemnicze zniknięcia
Statek „Carrol A. Deering” płynący z Norfolk do Rio de Janeiro w 1921 roku osiadł na mieliźnie nieopodal Diamond Shoals blisko Cape Hatteras w Północnej Karolinie, gdzie kilka dni później dotarł okręt ratunkowy. Jednak po przeszukaniu statku nie znaleziono załogi, zniknął również dziennik pokładowy i dwie szalupy ratunkowe, zaś cały ładunek pozostał na pokładzie wraz z… kotem, który pozostał przez cały ten czas przy życiu. Załogi statku nigdy nie odnaleziono, zaś niewiele później nieopodal Diamnod Shoals zaczęło dochodzić do tajemniczych zniknięć. Jedni twierdzili, że to za sprawą „Carrol A. Deering”, a inni, że znajdującego się nieopodal Trójkąta Bermudzkiego.
Statek „Carrol A. Deering” płynący z Norfolk do Rio de Janeiro w 1921 roku osiadł na mieliźnie nieopodal Diamond Shoals blisko Cape Hatteras w Północnej Karolinie, gdzie kilka dni później dotarł okręt ratunkowy. Jednak po przeszukaniu statku nie znaleziono załogi, zniknął również dziennik pokładowy i dwie szalupy ratunkowe, zaś cały ładunek pozostał na pokładzie wraz z… kotem, który pozostał przez cały ten czas przy życiu. Załogi statku nigdy nie odnaleziono, zaś niewiele później nieopodal Diamnod Shoals zaczęło dochodzić do tajemniczych zniknięć. Jedni twierdzili, że to za sprawą „Carrol A. Deering”, a inni, że znajdującego się nieopodal Trójkąta Bermudzkiego.
Joyita – Łódź patrolowa z Pearl Harbor
Kolejnym przypadkiem była „Joyita” – statek, który odpłynął z portu Apia i został porzucony w 1955 roku na zachód od Samoa, gdzie osiadł na mieliźnie i został odnaleziony dopiero po pięciu tygodniach poszukiwań, gdyż zasięg radiowy wynosił jedynie 2 mile (trochę ponad 3 km). Mostek kapitański został osłonięty płótnem, zaś ze statku zniknął dziennik pokładowy, żywność i sprzęt. Został jedynie stetoskop i zakrwawione bandaże. Są dwie teorie mówiące o tym, co mogło stać się ze statkiem. Pierwsza z nich wskazuje, że mógł on zostać zaatakowany przez japoński statek rybacki, zaś druga, że doszło do buntu na statku i zaatakowania kapitana, po czym załoga okryła mostek płótnem i oddaliła się do okrętu, żeby zaginąć bez śladu. Jako ciekawostkę warto tutaj wspomnieć, że ów statek służył jako łódź patrolowa w Pearl Harbor na Hawajach w trakcie japońskiego ataku.
Kolejnym przypadkiem była „Joyita” – statek, który odpłynął z portu Apia i został porzucony w 1955 roku na zachód od Samoa, gdzie osiadł na mieliźnie i został odnaleziony dopiero po pięciu tygodniach poszukiwań, gdyż zasięg radiowy wynosił jedynie 2 mile (trochę ponad 3 km). Mostek kapitański został osłonięty płótnem, zaś ze statku zniknął dziennik pokładowy, żywność i sprzęt. Został jedynie stetoskop i zakrwawione bandaże. Są dwie teorie mówiące o tym, co mogło stać się ze statkiem. Pierwsza z nich wskazuje, że mógł on zostać zaatakowany przez japoński statek rybacki, zaś druga, że doszło do buntu na statku i zaatakowania kapitana, po czym załoga okryła mostek płótnem i oddaliła się do okrętu, żeby zaginąć bez śladu. Jako ciekawostkę warto tutaj wspomnieć, że ów statek służył jako łódź patrolowa w Pearl Harbor na Hawajach w trakcie japońskiego ataku.
SS Bachimo – Wytrzymały statek dryfujący nieopodal Alaski
W 1931 roku statek futrzarski „SS Bachimo”, który został uwięziony w lodowej pułapce w okolicach Alaski. Na szczęście jego załoga opuściła pokład i dotarła do pobliskiego miasta, jednak po ich powrocie po statku nie było śladu. Namierzono go dopiero w odległości 70 kilometrów od miejsca, w którym został pozostawiony i zabrano z niego ładunek, jednak koszty odholowania były zbyt duże, dlatego pozostawiono go w przekonaniu, że i tak nie przetrwa zimy i zatonie. Jednak wbrew prognozom przetrwał aż 37 lat dryfując po wodach nieopodal Alaski i był widziany wielokrotnie przez żeglarzy. W końcu w 1969 roku utknął znowu w lodzie – to wtedy widziano go po raz ostatni, prawdopodobnie zatonął, ale nadal nie ma ku temu pewności.
W 1931 roku statek futrzarski „SS Bachimo”, który został uwięziony w lodowej pułapce w okolicach Alaski. Na szczęście jego załoga opuściła pokład i dotarła do pobliskiego miasta, jednak po ich powrocie po statku nie było śladu. Namierzono go dopiero w odległości 70 kilometrów od miejsca, w którym został pozostawiony i zabrano z niego ładunek, jednak koszty odholowania były zbyt duże, dlatego pozostawiono go w przekonaniu, że i tak nie przetrwa zimy i zatonie. Jednak wbrew prognozom przetrwał aż 37 lat dryfując po wodach nieopodal Alaski i był widziany wielokrotnie przez żeglarzy. W końcu w 1969 roku utknął znowu w lodzie – to wtedy widziano go po raz ostatni, prawdopodobnie zatonął, ale nadal nie ma ku temu pewności.
Mityczne statki Caleuche i SS Valencia
Według chilijskich legend, statek „Caleuche” pojawia się każdej nocy bez wyjątku nieopodal wyspy Chiloe. Podobno od wieków pojawia się znikąd jako piękny i jako oświetlony statek-widmo, z którego wydobywa się śmiech załogi i dźwięki muzyki, aby potem zniknąć w tak samo niewyjaśnionych okolicznościach, w jakich się pojawił – często zanurza się pod wodę. Według miejscowych podań, na jego pokładzie znajdują się duchy wszystkich żeglarzy, którzy zatonęli w morzu nieopodal wspomnianej wyspy. Kolejnym ciekawym przykładem jest „SS Valencia”, który w 1906 roku wyruszył z San Francisco do Seattle i zatonął nieopodal wybrzeży Vancouver. Przyczyną było podobno uderzenie w rafę nieopodal Cape Mendocino, która nie była zbyt dobrze widoczna w wyniku złej pogody. Statki ratunkowe nie były w stanie zbliżyć się do „SS Valencii” ze względu na konstrukcję rafy, która uniemożliwiła dużą część akcji ratunkowej. Ze 108-osobowej załogi ocalało zaledwie 37 pasażerów, zaś sam statek zatonął wraz z pozostałymi pasażerami. Legenda głosi, że na jego pokładzie nadal znajdują się ożywione szkielety umarłych, które wynurzają się wraz z wrakiem statku i dryfują po wodach nieopodal rafy strasząc marynarzy w ramach zemsty za to, że nie otrzymali pomocy.
Według chilijskich legend, statek „Caleuche” pojawia się każdej nocy bez wyjątku nieopodal wyspy Chiloe. Podobno od wieków pojawia się znikąd jako piękny i jako oświetlony statek-widmo, z którego wydobywa się śmiech załogi i dźwięki muzyki, aby potem zniknąć w tak samo niewyjaśnionych okolicznościach, w jakich się pojawił – często zanurza się pod wodę. Według miejscowych podań, na jego pokładzie znajdują się duchy wszystkich żeglarzy, którzy zatonęli w morzu nieopodal wspomnianej wyspy. Kolejnym ciekawym przykładem jest „SS Valencia”, który w 1906 roku wyruszył z San Francisco do Seattle i zatonął nieopodal wybrzeży Vancouver. Przyczyną było podobno uderzenie w rafę nieopodal Cape Mendocino, która nie była zbyt dobrze widoczna w wyniku złej pogody. Statki ratunkowe nie były w stanie zbliżyć się do „SS Valencii” ze względu na konstrukcję rafy, która uniemożliwiła dużą część akcji ratunkowej. Ze 108-osobowej załogi ocalało zaledwie 37 pasażerów, zaś sam statek zatonął wraz z pozostałymi pasażerami. Legenda głosi, że na jego pokładzie nadal znajdują się ożywione szkielety umarłych, które wynurzają się wraz z wrakiem statku i dryfują po wodach nieopodal rafy strasząc marynarzy w ramach zemsty za to, że nie otrzymali pomocy.
Statki widmo to nie do końca legenda?
Warto również wspomnieć, że chociaż wiele osób uznawało „Latającego Holendra” i inne statki widmo za legendy, pojawiało się w historii wiele osób, które uważały, że widziały któreś z nich na własne oczy – czasami nawet całe załogi po 30 osób, przez co wykluczano pijaństwo jako jedną z możliwości przywidzeń przy tak licznej grupie. Między innymi unoszący się nad powierzchnią wody statek-widmo i kapitana Hendrika Van der Deckena widziała w lutym 1857 roku załoga statku "Joseph Somers" u brzegów wyspy Tristan da Cunha na południowym Atlantyku. Wkrótce na statku "Joseph Somers" wybuchł pożar, w którym straciło życie wielu członków załogi. Statki widmo są również często widywane w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei, gdzie często kończy się to tragediami. Również jedna z relacji załogi holenderskiego frachtowca „Straat Malakka” wspomina o tym, że widziano pięciomasztową wersję statku-widmo, który powoli dryfował po morzu, pozbawiony całkowicie załogi. Wiele relacji z Cieśniny Meksykańskiej wskazuje, że widziało „Latającego Holendra” w oddali i to pod bezchmurnym, czystym niebem.
Kolejną tego typu tragedią miała dotyczyć okrętu „HMS Baccante” na wodach australijskich nieopodal Melbourne i Sydney, która miała miejsce 1 lipca 1881 roku, kiedy to książę Jerzy (później król brytyjski Jerzy V) wraz z 13 innymi osobami widział „Latającego Holendra” z pokładu innego statku – „HMS Inconstant”, po czym opisał całe zdarzenie w swoim dzienniku pokładowym. Podobno statek-widmo lśnił dziwną, czerwoną poświatą, zaś jego reje, maszty i żagle były bardzo dobrze widoczne, a sam statek unosił się w powietrzu. Według dziennika, to książę jako pierwszy wypatrzył „Latającego Holendra”, a marynarz, który uważał inaczej poniósł śmierć na miejscu spadając z masztu kolejnego dnia, co miało potwierdzać prawdziwość jego relacji.
Warto również wspomnieć, że chociaż wiele osób uznawało „Latającego Holendra” i inne statki widmo za legendy, pojawiało się w historii wiele osób, które uważały, że widziały któreś z nich na własne oczy – czasami nawet całe załogi po 30 osób, przez co wykluczano pijaństwo jako jedną z możliwości przywidzeń przy tak licznej grupie. Między innymi unoszący się nad powierzchnią wody statek-widmo i kapitana Hendrika Van der Deckena widziała w lutym 1857 roku załoga statku "Joseph Somers" u brzegów wyspy Tristan da Cunha na południowym Atlantyku. Wkrótce na statku "Joseph Somers" wybuchł pożar, w którym straciło życie wielu członków załogi. Statki widmo są również często widywane w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei, gdzie często kończy się to tragediami. Również jedna z relacji załogi holenderskiego frachtowca „Straat Malakka” wspomina o tym, że widziano pięciomasztową wersję statku-widmo, który powoli dryfował po morzu, pozbawiony całkowicie załogi. Wiele relacji z Cieśniny Meksykańskiej wskazuje, że widziało „Latającego Holendra” w oddali i to pod bezchmurnym, czystym niebem.
Kolejną tego typu tragedią miała dotyczyć okrętu „HMS Baccante” na wodach australijskich nieopodal Melbourne i Sydney, która miała miejsce 1 lipca 1881 roku, kiedy to książę Jerzy (później król brytyjski Jerzy V) wraz z 13 innymi osobami widział „Latającego Holendra” z pokładu innego statku – „HMS Inconstant”, po czym opisał całe zdarzenie w swoim dzienniku pokładowym. Podobno statek-widmo lśnił dziwną, czerwoną poświatą, zaś jego reje, maszty i żagle były bardzo dobrze widoczne, a sam statek unosił się w powietrzu. Według dziennika, to książę jako pierwszy wypatrzył „Latającego Holendra”, a marynarz, który uważał inaczej poniósł śmierć na miejscu spadając z masztu kolejnego dnia, co miało potwierdzać prawdziwość jego relacji.
Naukowe wyjaśnienie fenomenu statków-widmo
Naukowcy tłumaczą zjawisko ledwo widocznych okrętów mających być rzekomo statkami-widmo jako miraże jednostek widzianych z oddali. Odpowiedzialne jest za to zjawisko fatamorgany (nazwa powstała od czarodziejki z legendy o królu Arturze i mieczu w kamieniu – Morgany Le Fay), która powstaje w wyniku wystąpienia różnych współczynników załamania światła w powietrzu o mocno zróżnicowanej temperaturze, co wpływa na jego różną gęstość, przez co światło ulega załamywaniu się. Miraże dzieli się na górne o dolne – o ile na pustyni spotyka się głównie miraże dolne, o tyle na morzu są to górne, które obejmują właśnie zjawisko wielokrotnego załamywania się światła w kilku warstwach powietrza o różnej gęstości, co sprawia, że światło rozchodzi się po linii krzywej. W przypadku, kiedy obserwator znajdzie się w miejscu, gdzie dochodzi światło odbite od statku, na przedłużeniu promieni wpadających do jego oka zobaczy prosty obraz statku na tle nieba. Zwłaszcza, że wedle wielu tych relacji, statki-widma (zwłaszcza „Latający Holender”) unosiły się w powietrzy, tak, jakby latały nad powierzchnią wody. Jeśli zaś chodzi o same tragedie, naukowcy twierdzą, że mogły być one przez nieuwagę załogi, którą ogarnęła panika po ujrzeniu czegoś tak nieprawdopodobnego, jak unoszący się w powietrzu statek (kiedyś zjawisko mirażu górnego nie było tak dobrze znane).
Warto tutaj dodać, że miejscem, w którym najwięcej razy zaobserwowano miraże górne jest Cieśnina Meksykańska. Czasami zdarzało się, że pojedynczy członkowie załóg statków twierdzili, że widzieli okręt-widmo z innej epoki, ale zazwyczaj wersje te nie pokrywały się z relacjami większej części załogi, dlatego takim obserwatorom przypisywano stan upojenia alkoholowego podczas obserwacji mirażu.
Naukowcy tłumaczą zjawisko ledwo widocznych okrętów mających być rzekomo statkami-widmo jako miraże jednostek widzianych z oddali. Odpowiedzialne jest za to zjawisko fatamorgany (nazwa powstała od czarodziejki z legendy o królu Arturze i mieczu w kamieniu – Morgany Le Fay), która powstaje w wyniku wystąpienia różnych współczynników załamania światła w powietrzu o mocno zróżnicowanej temperaturze, co wpływa na jego różną gęstość, przez co światło ulega załamywaniu się. Miraże dzieli się na górne o dolne – o ile na pustyni spotyka się głównie miraże dolne, o tyle na morzu są to górne, które obejmują właśnie zjawisko wielokrotnego załamywania się światła w kilku warstwach powietrza o różnej gęstości, co sprawia, że światło rozchodzi się po linii krzywej. W przypadku, kiedy obserwator znajdzie się w miejscu, gdzie dochodzi światło odbite od statku, na przedłużeniu promieni wpadających do jego oka zobaczy prosty obraz statku na tle nieba. Zwłaszcza, że wedle wielu tych relacji, statki-widma (zwłaszcza „Latający Holender”) unosiły się w powietrzy, tak, jakby latały nad powierzchnią wody. Jeśli zaś chodzi o same tragedie, naukowcy twierdzą, że mogły być one przez nieuwagę załogi, którą ogarnęła panika po ujrzeniu czegoś tak nieprawdopodobnego, jak unoszący się w powietrzu statek (kiedyś zjawisko mirażu górnego nie było tak dobrze znane).
Warto tutaj dodać, że miejscem, w którym najwięcej razy zaobserwowano miraże górne jest Cieśnina Meksykańska. Czasami zdarzało się, że pojedynczy członkowie załóg statków twierdzili, że widzieli okręt-widmo z innej epoki, ale zazwyczaj wersje te nie pokrywały się z relacjami większej części załogi, dlatego takim obserwatorom przypisywano stan upojenia alkoholowego podczas obserwacji mirażu.
Dodatkowa literatura dla zainteresowanych:
Statki widmo:
1.https://sailbook.pl/najbardziej-znane-statki-widmo/
2.http://womanadvice.pl/10-legendarnych-statkow-widmo
3.https://joemonster.org/art/36625
4.https://www.rp.pl/historia/art18446991-duchy-morz-i-oceanow
5.https://pl.frwiki.wiki/wiki/Vaisseau_fant%C3%B4me
Latający Holender:
6.https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/ciekawostki/latajacy-holender/952
7.https://home.agh.edu.pl/~joanna/harpiun/enigma.htm
8.http://portalmarynarski.pl/latajacy-holender-i-inni/
9.https://www.wiatrak.nl/9765/latajacy-holender
10.https://mysteriesrunsolved.com/pl/2021/08/flying-dutchman.html
11.https://wikideck.com/pl/Lataj%C4%85cy_Holender
12.https://evil.fandom.com/wiki/Flying_Dutchman_(folklore)
13.https://pirates.fandom.com/wiki/Flying_Dutchman
Mary Celeste:
14.https://www.smartage.pl/mary-celeste-najslynniejszy-statek-widmo/
15.https://ciekawostkihistoryczne.pl/2023/03/02/mary-celeste-statek-widmo/
16.https://steemit.com/polish/@jo-hannes/nierozwiazana-zagadka-tajemnica-mary-celeste
17.https://cosnowego.kul.pl/spoleczne/swiat/tajemnica-mary-celeste-najslynniejszego-statku-widmo/
18.https://www.boatsnews.com/story/41960/the-tragic-fate-of-the-mary-celeste-150-years-of-mystery
19.https://www.theguardian.com/world/2023/feb/13/mary-celeste-mysterious-occurrence-at-sea-1873
Miraż górny:
20.https://www.wikiwand.com/pl/Mira%C5%BC
21.https://polarpedia.eu/pl/miraz-gorny/
22.https://sites.google.com/site/zjawiskaoptycznewprzyrodzie/home/miraz-gorny
23.https://glossary.ametsoc.org/wiki/Superior_mirage
Lady Lovibond:
24.https://altmarius.ning.com/profiles/blogs/the-lady-lovibond-the-ghost-ship-that-reappears-every-50-years
SS Valencia:
25. https://moonmausoleum.com/the-ghost-ship-ss-valencia/
Statki widmo:
1.https://sailbook.pl/najbardziej-znane-statki-widmo/
2.http://womanadvice.pl/10-legendarnych-statkow-widmo
3.https://joemonster.org/art/36625
4.https://www.rp.pl/historia/art18446991-duchy-morz-i-oceanow
5.https://pl.frwiki.wiki/wiki/Vaisseau_fant%C3%B4me
Latający Holender:
6.https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/ciekawostki/latajacy-holender/952
7.https://home.agh.edu.pl/~joanna/harpiun/enigma.htm
8.http://portalmarynarski.pl/latajacy-holender-i-inni/
9.https://www.wiatrak.nl/9765/latajacy-holender
10.https://mysteriesrunsolved.com/pl/2021/08/flying-dutchman.html
11.https://wikideck.com/pl/Lataj%C4%85cy_Holender
12.https://evil.fandom.com/wiki/Flying_Dutchman_(folklore)
13.https://pirates.fandom.com/wiki/Flying_Dutchman
Mary Celeste:
14.https://www.smartage.pl/mary-celeste-najslynniejszy-statek-widmo/
15.https://ciekawostkihistoryczne.pl/2023/03/02/mary-celeste-statek-widmo/
16.https://steemit.com/polish/@jo-hannes/nierozwiazana-zagadka-tajemnica-mary-celeste
17.https://cosnowego.kul.pl/spoleczne/swiat/tajemnica-mary-celeste-najslynniejszego-statku-widmo/
18.https://www.boatsnews.com/story/41960/the-tragic-fate-of-the-mary-celeste-150-years-of-mystery
19.https://www.theguardian.com/world/2023/feb/13/mary-celeste-mysterious-occurrence-at-sea-1873
Miraż górny:
20.https://www.wikiwand.com/pl/Mira%C5%BC
21.https://polarpedia.eu/pl/miraz-gorny/
22.https://sites.google.com/site/zjawiskaoptycznewprzyrodzie/home/miraz-gorny
23.https://glossary.ametsoc.org/wiki/Superior_mirage
Lady Lovibond:
24.https://altmarius.ning.com/profiles/blogs/the-lady-lovibond-the-ghost-ship-that-reappears-every-50-years
SS Valencia:
25. https://moonmausoleum.com/the-ghost-ship-ss-valencia/
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Wiedza
1 r
22
Dzidki, wśród morskich opowieści krąży wiele mitów, jak chociażby te o Krakenie, syrenach czy wężach morskich. Jednak najczęściej pojawiający się w nich motyw dotyczy statków widmo. Najsłynniejszym z nich stał się jednak Latający Holender, którego zobaczenie miało przywołać nieszczęście, a w niektórych wypadkach być nawet zwiastunem śmierci dla załogi okrętu. Legendy o statkach widmo mają swój początek w XVII wieku i jako jedna z pierwszych była właśnie o Latającym Holendrze – okręcie pod dowództwem Hendrika Van der Deckena, który był nie tylko doświadczonym wilkiem morskim, ale również jego odwaga była powszechnie znana na morzach i lądach, gdyż przewodził wielu niebezpiecznym ekspedycjom. W jakich okolicznościach zaginął wspomniany okręt i co sprawiało, że było wielu świadków, którzy zarzekali się, że go widzieli, a najczęściej były to rozbitkowie odratowani z zatopionych okrętów? Co ukształtowało tą legendę i ile może być w niej prawdy biorąc pod uwagę zachodzące na morzu zjawiska?
Legenda o Latającym Holendrze
Jednym z najsłynniejszych kapitanów holenderskich w XVII wieku był Hendrik Van der Decken, który zasłynął z tego, że przewodził wielu ryzykownym rejsom, które zawsze bezpiecznie doprowadzał do portu. Był on jednym z najlepszych w tamtym czasie doświadczonych wilków morskich – jego sława sięgała daleko poza granice jego kraju, co z czasem sprawiło, że kapitan stał się bardzo pewny siebie i zarozumiały, co miało z czasem przynieść zgubę. Pewnego razu miał on przewodzić rejsem statku zwanego Latającym Holendrem, który rozpoczynał podróż od portu nieopodal Amsterdamu w 1676 roku, a miał zakończyć go w Batawii (dzisiejszej Dżakarcie) na Jawie. Powierzono mu to zadanie, ponieważ nie było lepszego kandydata w całej Holandii, który mógłby poprowadzić tak długą i pełną wyzwań ekspedycję. Kapitan wraz z załogą wyruszyli w rejs, który przebiegał bezproblemowo aż do Przylądka Dobrej Nadziei w Afryce.
Niedługo później zastał ich dosyć nagły i bardzo silny sztorm, który nie tylko zrywał żagle, ale również mocno wzburzał powierzchnię morza tworząc ogromne fale kołyszące chaotycznie statkiem. Członkowie załogi w obawie przed katastrofą mieli prosić kapitana Van der Deckena, żeby ten zawrócił do portu, aby mogli przeczekać sztorm i wyruszyć, kiedy warunki będą bardziej sprzyjające, jednak Hendrik zachłyśnięty swoją międzynarodową sławą i nienadszarpniętą reputacją kazał utrzymać kurs chcąc jak najszybciej dotrzeć do Zatoki Stołowej w Batawii. Legenda mówi, że Van der Decken sypał obelgami na członków załogi, którzy próbowali mu się sprzeciwić i nakłonić do zmiany decyzji, kiedy sytuacja ulegała coraz bardziej pogorszeniu.
Jednym z najsłynniejszych kapitanów holenderskich w XVII wieku był Hendrik Van der Decken, który zasłynął z tego, że przewodził wielu ryzykownym rejsom, które zawsze bezpiecznie doprowadzał do portu. Był on jednym z najlepszych w tamtym czasie doświadczonych wilków morskich – jego sława sięgała daleko poza granice jego kraju, co z czasem sprawiło, że kapitan stał się bardzo pewny siebie i zarozumiały, co miało z czasem przynieść zgubę. Pewnego razu miał on przewodzić rejsem statku zwanego Latającym Holendrem, który rozpoczynał podróż od portu nieopodal Amsterdamu w 1676 roku, a miał zakończyć go w Batawii (dzisiejszej Dżakarcie) na Jawie. Powierzono mu to zadanie, ponieważ nie było lepszego kandydata w całej Holandii, który mógłby poprowadzić tak długą i pełną wyzwań ekspedycję. Kapitan wraz z załogą wyruszyli w rejs, który przebiegał bezproblemowo aż do Przylądka Dobrej Nadziei w Afryce.
Niedługo później zastał ich dosyć nagły i bardzo silny sztorm, który nie tylko zrywał żagle, ale również mocno wzburzał powierzchnię morza tworząc ogromne fale kołyszące chaotycznie statkiem. Członkowie załogi w obawie przed katastrofą mieli prosić kapitana Van der Deckena, żeby ten zawrócił do portu, aby mogli przeczekać sztorm i wyruszyć, kiedy warunki będą bardziej sprzyjające, jednak Hendrik zachłyśnięty swoją międzynarodową sławą i nienadszarpniętą reputacją kazał utrzymać kurs chcąc jak najszybciej dotrzeć do Zatoki Stołowej w Batawii. Legenda mówi, że Van der Decken sypał obelgami na członków załogi, którzy próbowali mu się sprzeciwić i nakłonić do zmiany decyzji, kiedy sytuacja ulegała coraz bardziej pogorszeniu.
Klątwa Latającego Holendra
Morskie opowieści mówią, że to właśnie wtedy kapitan miał nabluźnić Bogu, zaś zesłany do niego niebiański wysłannik, który miał próbować nakłonić go do posłuchania rozsądku, jednak kapitan do niego strzelił chcąc przepędzić zjawę, w efekcie czego statek miał zatonąć i zostać przeklęty na wieki, przez co jego załoga nie mogła przekroczyć bramy do zaświatów i musiała tułać się po morzach. Załoga została zamieniona w nieśmiertelne szkielety niewrażliwe na polecenia swego kapitana, wykonujące w milczeniu swoje obowiązki, zaś ich wycie słyszane jest jedynie podczas sztormów, niesione z wiatrem pośród morskich fal. Zaś nieumarły kapitan Hendrik Van der Decken miał przewodzić niezniszczalnym już Latającym Holendrem aż do końca świata - grabiąc i zatapiając inne okręty, nie znajdując ukojenia w swoim cierpieniu i próbując zapełnić swoją żądzę dominacji na wszystkich morzach i oceanach licząc, że jego sława obiegnie cały świat. Jednak po dziś dzień żadna ilość nieszczęść sprowadzonych na inne statki nie jest w stanie zapełnić pustki w sercu bezwzględnego kapitana statku-widmo skazanego wraz ze swoją załogę na wieczną tułaczkę po rozległych wodach.
Morskie opowieści mówią, że to właśnie wtedy kapitan miał nabluźnić Bogu, zaś zesłany do niego niebiański wysłannik, który miał próbować nakłonić go do posłuchania rozsądku, jednak kapitan do niego strzelił chcąc przepędzić zjawę, w efekcie czego statek miał zatonąć i zostać przeklęty na wieki, przez co jego załoga nie mogła przekroczyć bramy do zaświatów i musiała tułać się po morzach. Załoga została zamieniona w nieśmiertelne szkielety niewrażliwe na polecenia swego kapitana, wykonujące w milczeniu swoje obowiązki, zaś ich wycie słyszane jest jedynie podczas sztormów, niesione z wiatrem pośród morskich fal. Zaś nieumarły kapitan Hendrik Van der Decken miał przewodzić niezniszczalnym już Latającym Holendrem aż do końca świata - grabiąc i zatapiając inne okręty, nie znajdując ukojenia w swoim cierpieniu i próbując zapełnić swoją żądzę dominacji na wszystkich morzach i oceanach licząc, że jego sława obiegnie cały świat. Jednak po dziś dzień żadna ilość nieszczęść sprowadzonych na inne statki nie jest w stanie zapełnić pustki w sercu bezwzględnego kapitana statku-widmo skazanego wraz ze swoją załogę na wieczną tułaczkę po rozległych wodach.
Ewolucja legendy o Latającym Holendrze i jego załodze
Legenda o przeklętym statku-widmo przewodzonym przez nieumarłego kapitana Hendrika Van der Deckena zaczęła obiegać cały świat i rozprzestrzeniać się wśród marynarzy z różnych portów. Przekazywana z ust do ust jej pierwotna wersja ulegała przekształceniu. To Latający Holender miał wypłynąć nie z portu nieopodal Amsterdamu, a z Terneuzen w prowincji Zelandia. Inne przekazy mówią, że kapitan zmagał się ze sztormem niedaleko Przylądka Dobrej Nadziei aż przez 9 tygodni, zanim statek uległ zatonięciu w wyniku jego błędnych decyzji i głupiego uporu. Według innych opowieści, miał wyrzucić w gniewie za burtę sternika ze słowami: "Bóg czy Diabeł, a ja przepłynę Przylądek - choćbym miał płynąc do dnia sadu ostatecznego!" w wielkanocny poranek, co doprowadziło do nałożenia na kapitana i jego statek klątwy przez niebiańskie istoty, dlatego Latający Holender błąka się aż po dzień dzisiejszy i tak do samego końca świata łupiąc i zabijając inne załogi oraz zatapiając czy podpalając ich okręty. Podobno ofiary nieumarłych szkieletów i kapitana z Latającego Holendra wraz ze swoimi statkami, które nie uległy spaleniu czy zatonięciu same stawały się statkami-widmo i siały postrach na morzu.
Legenda o przeklętym statku-widmo przewodzonym przez nieumarłego kapitana Hendrika Van der Deckena zaczęła obiegać cały świat i rozprzestrzeniać się wśród marynarzy z różnych portów. Przekazywana z ust do ust jej pierwotna wersja ulegała przekształceniu. To Latający Holender miał wypłynąć nie z portu nieopodal Amsterdamu, a z Terneuzen w prowincji Zelandia. Inne przekazy mówią, że kapitan zmagał się ze sztormem niedaleko Przylądka Dobrej Nadziei aż przez 9 tygodni, zanim statek uległ zatonięciu w wyniku jego błędnych decyzji i głupiego uporu. Według innych opowieści, miał wyrzucić w gniewie za burtę sternika ze słowami: "Bóg czy Diabeł, a ja przepłynę Przylądek - choćbym miał płynąc do dnia sadu ostatecznego!" w wielkanocny poranek, co doprowadziło do nałożenia na kapitana i jego statek klątwy przez niebiańskie istoty, dlatego Latający Holender błąka się aż po dzień dzisiejszy i tak do samego końca świata łupiąc i zabijając inne załogi oraz zatapiając czy podpalając ich okręty. Podobno ofiary nieumarłych szkieletów i kapitana z Latającego Holendra wraz ze swoimi statkami, które nie uległy spaleniu czy zatonięciu same stawały się statkami-widmo i siały postrach na morzu.
Legenda o Latającym Holendrze jako pirackim statku
Inna legenda głosi z kolei, że Latający Holender był statkiem pirackim okrytym najgorszą sławą, który podczas swoich rejsów napadał na inne statki, zaś jego załoga wątpliwej reputacji dopuszczała się grabieży na dużą skalę, licznych mordów i gwałtów, co było przyczyną zstąpienia sił niebiańskich, które przeklęły kapitana Hendrika Van der Deckena wraz z całą jego załogą zmieniając ich w nieśmiertelne szkielety błąkające się po morzu i wyczekujące dnia Sądu Ostatecznego, aby zostać skazani na wieczne potępienie w piekielnych czeluściach zwijając się z bólu pod wpływem najstraszliwszych tortur. Motyw tej wersji legendy wykorzystali przede wszystkim twórcy serii „Piratów z Karaibów” w następujących częściach: „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka”, „Piraci z Karaibów: Na krańcu świata” oraz „Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara”.
Inna legenda głosi z kolei, że Latający Holender był statkiem pirackim okrytym najgorszą sławą, który podczas swoich rejsów napadał na inne statki, zaś jego załoga wątpliwej reputacji dopuszczała się grabieży na dużą skalę, licznych mordów i gwałtów, co było przyczyną zstąpienia sił niebiańskich, które przeklęły kapitana Hendrika Van der Deckena wraz z całą jego załogą zmieniając ich w nieśmiertelne szkielety błąkające się po morzu i wyczekujące dnia Sądu Ostatecznego, aby zostać skazani na wieczne potępienie w piekielnych czeluściach zwijając się z bólu pod wpływem najstraszliwszych tortur. Motyw tej wersji legendy wykorzystali przede wszystkim twórcy serii „Piratów z Karaibów” w następujących częściach: „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka”, „Piraci z Karaibów: Na krańcu świata” oraz „Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara”.
Uzupełnienie legendy w czasie II Wojny Światowej
Legenda o Latającym Holendrze i jego nieśmiertelnej załodze doczekała się uzupełnienia w czasie II Wojny Światowej o motyw niemieckiego krążownika Essen, który przysłużyć miał się do zatopienia licznych statków państw neutralnych, a także rozstrzeliwać statki rozbitków wiozących kobiety i dzieci oraz statki szpitalne przewożące rannych. Miał on niszczyć je przy użyciu torped. Pewnego dnia miał on napotkać ledwo widoczny stary żaglowiec ukryty we mgle. Biorąc go za statek Aliantów kapitan wydał rozkaz i posłał kilka torped, po czym Latający Holender uległ zniszczeniu, zaś jego załoga miała pójść na dno wraz ze złupionymi skarbami. Podobno aż po dzień dzisiejszy, jeśli ktoś znajdzie w morzu skrzynię ze skarbami, musi uważać, gdyż mogą pilnować jej nieumarłe szkielety z roztrzaskanego pokładu statku-widmo, zaś jego wraku ma strzec sam kapitan Hendrik Van der Decken mający przynosić śmierć każdemu, kto się do niego zbliży poprzez rozstrzelanie nieszczęśnika czy przebicie go starym, pirackim sejmitarem.
Inna wersja legendy mówi, że Essen miał przynieść Latającemu Holendrowi nie zagładę, a wyzwolenie, gdyż wcześniej miał on pływać po morzach aż do dnia nastania Sądu Ostatecznego, przez co dusze szkieletów i nieumarłego kapitana mogły już odejść w zaświaty. Zaś klątwa Latającego Holendra miała przejść na krążownik Essen, który stał się kolejnym statkiem-widmo, co miało być początkiem powstawania nowych statków-widmo (w tym hitlerowskich U-Bootów). Co ciekawe, podobno twórcy „Sky Sharks” (mający na swoim koncie serię filmów klasy B „Sharknado”), sequela filmu „Iron Sky”, zainspirowali się legendami o nieumarłej, bezwzględnej załodze Essen, na którą spadła klątwa Latającego Holendra.
Legenda o Latającym Holendrze i jego nieśmiertelnej załodze doczekała się uzupełnienia w czasie II Wojny Światowej o motyw niemieckiego krążownika Essen, który przysłużyć miał się do zatopienia licznych statków państw neutralnych, a także rozstrzeliwać statki rozbitków wiozących kobiety i dzieci oraz statki szpitalne przewożące rannych. Miał on niszczyć je przy użyciu torped. Pewnego dnia miał on napotkać ledwo widoczny stary żaglowiec ukryty we mgle. Biorąc go za statek Aliantów kapitan wydał rozkaz i posłał kilka torped, po czym Latający Holender uległ zniszczeniu, zaś jego załoga miała pójść na dno wraz ze złupionymi skarbami. Podobno aż po dzień dzisiejszy, jeśli ktoś znajdzie w morzu skrzynię ze skarbami, musi uważać, gdyż mogą pilnować jej nieumarłe szkielety z roztrzaskanego pokładu statku-widmo, zaś jego wraku ma strzec sam kapitan Hendrik Van der Decken mający przynosić śmierć każdemu, kto się do niego zbliży poprzez rozstrzelanie nieszczęśnika czy przebicie go starym, pirackim sejmitarem.
Inna wersja legendy mówi, że Essen miał przynieść Latającemu Holendrowi nie zagładę, a wyzwolenie, gdyż wcześniej miał on pływać po morzach aż do dnia nastania Sądu Ostatecznego, przez co dusze szkieletów i nieumarłego kapitana mogły już odejść w zaświaty. Zaś klątwa Latającego Holendra miała przejść na krążownik Essen, który stał się kolejnym statkiem-widmo, co miało być początkiem powstawania nowych statków-widmo (w tym hitlerowskich U-Bootów). Co ciekawe, podobno twórcy „Sky Sharks” (mający na swoim koncie serię filmów klasy B „Sharknado”), sequela filmu „Iron Sky”, zainspirowali się legendami o nieumarłej, bezwzględnej załodze Essen, na którą spadła klątwa Latającego Holendra.
Statki widmo to nie do końca legenda?
Warto również wspomnieć, że chociaż wiele osób uznawało Latającego Holendra i inne statki widmo za legendy, pojawiało się w historii wiele osób, które uważały, że widziały któreś z nich na własne oczy – czasami nawet całe załogi po 30 osób, przez co wykluczano pijaństwo jako jedną z możliwości przywidzeń przy tak licznej grupie. Między innymi unoszący się nad powierzchnią wody statek-widmo i kapitana Hendrika Van der Deckena widziała w lutym 1857 roku załoga statku "Joseph Somers" u brzegów wyspy Tristan da Cunha na południowym Atlantyku. Wkrótce na statku "Joseph Somers" wybuchł pożar, w którym straciło życie wielu członków załogi. Statki widmo są również często widywane w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei, gdzie często kończy się to tragediami. Również jedna z relacji załogi holenderskiego frachtowca „Straat Malakka” wspomina o tym, że widziano pięciomasztową wersję statku-widmo, który powoli dryfował po morzu, pozbawiony całkowicie załogi. Wiele relacji z Cieśniny Meksykańskiej wskazuje, że widziało Latającego Holendra w oddali i to pod bezchmurnym, czystym niebem.
Kolejną tego typu tragedią miała dotyczyć okrętu HMS Baccante na wodach australijskich nieopodal Melbourne i Sydney, która miała miejsce 1 lipca 1881 roku, kiedy to książę Jerzy (później król brytyjski Jerzy V) wraz z 13 innymi osobami widział Latającego Holendra z pokładu innego statku – HMS Inconstant, po czym opisał całe zdarzenie w swoim dzienniku pokładowym. Podobno statek-widmo lśnił dziwną, czerwoną poświatą, zaś jego reje, maszty i żagle były bardzo dobrze widoczne, a sam statek unosił się w powietrzu. Według dziennika, to książę jako pierwszy wypatrzył Latającego Holendra, a marynarz, który uważał inaczej poniósł śmierć na miejscu spadając z masztu kolejnego dnia, co miało potwierdzać prawdziwość jego relacji.
Warto również wspomnieć, że chociaż wiele osób uznawało Latającego Holendra i inne statki widmo za legendy, pojawiało się w historii wiele osób, które uważały, że widziały któreś z nich na własne oczy – czasami nawet całe załogi po 30 osób, przez co wykluczano pijaństwo jako jedną z możliwości przywidzeń przy tak licznej grupie. Między innymi unoszący się nad powierzchnią wody statek-widmo i kapitana Hendrika Van der Deckena widziała w lutym 1857 roku załoga statku "Joseph Somers" u brzegów wyspy Tristan da Cunha na południowym Atlantyku. Wkrótce na statku "Joseph Somers" wybuchł pożar, w którym straciło życie wielu członków załogi. Statki widmo są również często widywane w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei, gdzie często kończy się to tragediami. Również jedna z relacji załogi holenderskiego frachtowca „Straat Malakka” wspomina o tym, że widziano pięciomasztową wersję statku-widmo, który powoli dryfował po morzu, pozbawiony całkowicie załogi. Wiele relacji z Cieśniny Meksykańskiej wskazuje, że widziało Latającego Holendra w oddali i to pod bezchmurnym, czystym niebem.
Kolejną tego typu tragedią miała dotyczyć okrętu HMS Baccante na wodach australijskich nieopodal Melbourne i Sydney, która miała miejsce 1 lipca 1881 roku, kiedy to książę Jerzy (później król brytyjski Jerzy V) wraz z 13 innymi osobami widział Latającego Holendra z pokładu innego statku – HMS Inconstant, po czym opisał całe zdarzenie w swoim dzienniku pokładowym. Podobno statek-widmo lśnił dziwną, czerwoną poświatą, zaś jego reje, maszty i żagle były bardzo dobrze widoczne, a sam statek unosił się w powietrzu. Według dziennika, to książę jako pierwszy wypatrzył Latającego Holendra, a marynarz, który uważał inaczej poniósł śmierć na miejscu spadając z masztu kolejnego dnia, co miało potwierdzać prawdziwość jego relacji.
Naukowe wyjaśnienie fenomenu statków-widmo
Naukowcy tłumaczą zjawisko ledwo widocznych okrętów mających być rzekomo statkami-widmo jako miraże jednostek widzianych z oddali. Odpowiedzialne jest za to zjawisko fatamorgany (nazwa powstała od czarodziejki z legendy o królu Arturze i mieczu w kamieniu – Morgany Le Fay), która powstaje w wyniku wystąpienia różnych współczynników załamania światła w powietrzu o mocno zróżnicowanej temperaturze, co wpływa na jego różną gęstość, przez co światło ulega załamywaniu się. Miraże dzieli się na górne o dolne – o ile na pustyni spotyka się głównie miraże dolne, o tyle na morzu są to górne, które obejmują właśnie zjawisko wielokrotnego załamywania się światła w kilku warstwach powietrza o różnej gęstości, co sprawia, że światło rozchodzi się po linii krzywej. W przypadku, kiedy obserwator znajdzie się w miejscu, gdzie dochodzi światło odbite od statku, na przedłużeniu promieni wpadających do jego oka zobaczy prosty obraz statku na tle nieba. Zwłaszcza, że wedle wielu tych relacji, statki-widma (zwłaszcza Latający Holender) unosiły się w powietrzy, tak, jakby latały nad powierzchnią wody. Jeśli zaś chodzi o same tragedie, naukowcy twierdzą, że mogły być one przez nieuwagę załogi, którą ogarnęła panika po ujrzeniu czegoś tak nieprawdopodobnego, jak unoszący się w powietrzu statek (kiedyś zjawisko mirażu górnego nie było tak dobrze znane).
Warto tutaj dodać, że miejscem, w którym najwięcej razy zaobserwowano miraże górne jest Cieśnina Meksykańska. Czasami zdarzało się, że pojedynczy członkowie załóg statków twierdzili, że widzieli okręt-widmo z innej epoki, ale zazwyczaj wersje te nie pokrywały się z relacjami większej części załogi, dlatego takim obserwatorom przypisywano stan upojenia alkoholowego podczas obserwacji mirażu.
Naukowcy tłumaczą zjawisko ledwo widocznych okrętów mających być rzekomo statkami-widmo jako miraże jednostek widzianych z oddali. Odpowiedzialne jest za to zjawisko fatamorgany (nazwa powstała od czarodziejki z legendy o królu Arturze i mieczu w kamieniu – Morgany Le Fay), która powstaje w wyniku wystąpienia różnych współczynników załamania światła w powietrzu o mocno zróżnicowanej temperaturze, co wpływa na jego różną gęstość, przez co światło ulega załamywaniu się. Miraże dzieli się na górne o dolne – o ile na pustyni spotyka się głównie miraże dolne, o tyle na morzu są to górne, które obejmują właśnie zjawisko wielokrotnego załamywania się światła w kilku warstwach powietrza o różnej gęstości, co sprawia, że światło rozchodzi się po linii krzywej. W przypadku, kiedy obserwator znajdzie się w miejscu, gdzie dochodzi światło odbite od statku, na przedłużeniu promieni wpadających do jego oka zobaczy prosty obraz statku na tle nieba. Zwłaszcza, że wedle wielu tych relacji, statki-widma (zwłaszcza Latający Holender) unosiły się w powietrzy, tak, jakby latały nad powierzchnią wody. Jeśli zaś chodzi o same tragedie, naukowcy twierdzą, że mogły być one przez nieuwagę załogi, którą ogarnęła panika po ujrzeniu czegoś tak nieprawdopodobnego, jak unoszący się w powietrzu statek (kiedyś zjawisko mirażu górnego nie było tak dobrze znane).
Warto tutaj dodać, że miejscem, w którym najwięcej razy zaobserwowano miraże górne jest Cieśnina Meksykańska. Czasami zdarzało się, że pojedynczy członkowie załóg statków twierdzili, że widzieli okręt-widmo z innej epoki, ale zazwyczaj wersje te nie pokrywały się z relacjami większej części załogi, dlatego takim obserwatorom przypisywano stan upojenia alkoholowego podczas obserwacji mirażu.
Latający Holender w kulturze
Sama legenda o Latającym Holendrze na dobre zakorzeniła się w kulturze wysokiej i niskiej stanowiąc inspirację do wielu powieści o tematyce marynistycznej (jak „Okręt widmo” Fredericka Marryat’a czy „Castaways of the Flying Dutchman” i jej sequel „The Angels Command” autorstwa Briana Jacquesa), będąc motywem przewodnim w operze Richarda Wagnera „Latający Holender” z 1843 roku, licznych filmów (o tytule „Latający Holender” czy też w serii „Piratów z Karaibów”, animacji (np. w jednym odcinku „Scooby-Doo”, „Spongebob Squarepants” czy w anime „One Piece” – zwłaszcza w 526 odcinku), gier komputerowych (np. „Alone in the Dark 2”), komiksów, noweli, utworów muzycznych, książek dla dzieci czy parodii, a nawet na jej cześć skonstruowano atrakcję wesołego miasteczka „Latający Holender” będącej statkiem, który wprawiony w ruch wahadłowy w końcu obraca się o 360 stopni. Czasami pseudonim „Latający Holender” przypisywany jest niektórym niderlandzkim sportowcom z różnych dziedzin (piłka nożna, kickboxing, Formuła 1 i inne).
Sama legenda o Latającym Holendrze na dobre zakorzeniła się w kulturze wysokiej i niskiej stanowiąc inspirację do wielu powieści o tematyce marynistycznej (jak „Okręt widmo” Fredericka Marryat’a czy „Castaways of the Flying Dutchman” i jej sequel „The Angels Command” autorstwa Briana Jacquesa), będąc motywem przewodnim w operze Richarda Wagnera „Latający Holender” z 1843 roku, licznych filmów (o tytule „Latający Holender” czy też w serii „Piratów z Karaibów”, animacji (np. w jednym odcinku „Scooby-Doo”, „Spongebob Squarepants” czy w anime „One Piece” – zwłaszcza w 526 odcinku), gier komputerowych (np. „Alone in the Dark 2”), komiksów, noweli, utworów muzycznych, książek dla dzieci czy parodii, a nawet na jej cześć skonstruowano atrakcję wesołego miasteczka „Latający Holender” będącej statkiem, który wprawiony w ruch wahadłowy w końcu obraca się o 360 stopni. Czasami pseudonim „Latający Holender” przypisywany jest niektórym niderlandzkim sportowcom z różnych dziedzin (piłka nożna, kickboxing, Formuła 1 i inne).
Dodatkowe źródła dla zainteresowanych:
1.https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/ciekawostki/latajacy-holender/952
2.https://home.agh.edu.pl/~joanna/harpiun/enigma.htm
3.http://portalmarynarski.pl/latajacy-holender-i-inni/
4.https://www.wiatrak.nl/9765/latajacy-holender
5.https://mysteriesrunsolved.com/pl/2021/08/flying-dutchman.html
6.https://wikideck.com/pl/Lataj%C4%85cy_Holender
7.https://militaryhistorynow.com/2018/05/03/the-ghost-raiders-how-fears-of-nazi-auxiliary-cruisers-caused-panic-in-distant-oceans/
8.https://ririro.com/pl/latajacy-holender/
9.https://historyczni2013.blogspot.com/2014/02/legenda-o-latajacym-holendrze.html
10.https://innemedium.pl/wiadomosc/legenda-latajacego-holendra-czy-po-oceanach-grasuje-statek-widmo
11.https://www.mojaniderlandia.pl/ciekawostki/ile-jest-prawdy-w-legendzie-o-latajacym-holendrze-i-co-wiemy-o-jego-kapitanie-4125.html
12.https://thestrip.ru/pl/smoky-eyes/letuchii-gollandec-frazeologizm-letuchii-gollandec-otryvok-harakterizuyushchii/
13.https://przekroj.pl/nauka/niesmiertelny-latajacy-holender-adam-weglowski
14.https://piracizkaraibow.fandom.com/wiki/Lataj%C4%85cy_Holender
15.https://www.wikiwand.com/pl/Mira%C5%BC
16.https://polarpedia.eu/pl/miraz-gorny/
17.https://sites.google.com/site/zjawiskaoptycznewprzyrodzie/home/miraz-gorny
18.https://glossary.ametsoc.org/wiki/Superior_mirage
1.https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/ciekawostki/latajacy-holender/952
2.https://home.agh.edu.pl/~joanna/harpiun/enigma.htm
3.http://portalmarynarski.pl/latajacy-holender-i-inni/
4.https://www.wiatrak.nl/9765/latajacy-holender
5.https://mysteriesrunsolved.com/pl/2021/08/flying-dutchman.html
6.https://wikideck.com/pl/Lataj%C4%85cy_Holender
7.https://militaryhistorynow.com/2018/05/03/the-ghost-raiders-how-fears-of-nazi-auxiliary-cruisers-caused-panic-in-distant-oceans/
8.https://ririro.com/pl/latajacy-holender/
9.https://historyczni2013.blogspot.com/2014/02/legenda-o-latajacym-holendrze.html
10.https://innemedium.pl/wiadomosc/legenda-latajacego-holendra-czy-po-oceanach-grasuje-statek-widmo
11.https://www.mojaniderlandia.pl/ciekawostki/ile-jest-prawdy-w-legendzie-o-latajacym-holendrze-i-co-wiemy-o-jego-kapitanie-4125.html
12.https://thestrip.ru/pl/smoky-eyes/letuchii-gollandec-frazeologizm-letuchii-gollandec-otryvok-harakterizuyushchii/
13.https://przekroj.pl/nauka/niesmiertelny-latajacy-holender-adam-weglowski
14.https://piracizkaraibow.fandom.com/wiki/Lataj%C4%85cy_Holender
15.https://www.wikiwand.com/pl/Mira%C5%BC
16.https://polarpedia.eu/pl/miraz-gorny/
17.https://sites.google.com/site/zjawiskaoptycznewprzyrodzie/home/miraz-gorny
18.https://glossary.ametsoc.org/wiki/Superior_mirage
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Wiedza
1 r
214
Dzidki, syreny w mitach pojawiały się już od starożytności – w mitologii greckiej była to pół-kobieta i pół-ptak, zaś w rzymskiej początkowo ryba z kobiecą głową, później zaś kobieta z rybim ogonem od pasa w dół. To właśnie ten ostatni obraz najmocniej przyjął się w kulturze. Syreny stanowiły często motywy w sztuce (obrazy, ryciny, rzeźby, freski), były bohaterkami morskich opowieści marynarzy wracających z dalekich wypraw czy w końcu stanowiły motyw w fantastyce. Występowały już chociażby w Odysei czy w micie o Złotym Runie i Argonautach, gdzie ich śpiew mamił przepływających nieopodal żeglarzy, przez co mogli stracić zmysły. Pojawiają się w licznych opowieściach morskich i folklorze na terenie Europy, Azji czy Afryki. Niekiedy słyszy się, że są dowody na istnienie syren – na różnych portalach można znaleźć o tym wzmianki. A jak było naprawdę? Czy syreny naprawdę istniały? Czy też były tylko wytworem wyobraźni marynarzy, którym na głębokich wodach brakowało towarzystwa kobiety? Jak ukształtował się mit dotyczący tych przepięknych uwodzicielek o niebiańskim głosie, które porywały ze sobą nieszczęśników i topiły ich w głębinach oceanu?
P. S. Niektóre z podrozdziałów mogą być dla niektórych trochę obrzydliwe i drastyczne, a także wątpliwej etyki, dlatego ostrzegam osoby o nieco słabszych nerwach, żeby zastanowiły się dobrze przed kontynuowaniem lektury.
P. S. Niektóre z podrozdziałów mogą być dla niektórych trochę obrzydliwe i drastyczne, a także wątpliwej etyki, dlatego ostrzegam osoby o nieco słabszych nerwach, żeby zastanowiły się dobrze przed kontynuowaniem lektury.
Syreny w morskich opowieściach
Opowieści o syrenach zostały najbardziej rozpowszechnione przez morskie opowieści marynarzy wracających z dalekich podróży, w książkach o tematyce marynistycznej czy poprzez dzienniki pokładowe, w których wspominano o spotkaniach członków załogi z syrenami. Na ich temat powstało wiele opowieści – podobno posiadały przepiękny głos, który uwodził marynarzy, sprawiał, że tracili dla nich zmysły, przez co zeskakiwali z okrętów, po czym byli topieni przez zdradzieckie pół-kobiety, pół-ryby o zniewalającej urodzie i młodym obliczu. Podobno syreny gardziły ludźmi brzydkimi i starymi, porywały zazwyczaj młodych mężczyzn o znośnej aparycji. Kojarzy się je najczęściej z utonięciami, zatapianiem łodzi, a niekiedy nawet całych statków przez kilka osobników, a także wywoływaniem powodzi, burz czy sztormów. Podobno krew syreny była niezwykle niebezpieczna. Mówiono, że czasami zakochiwały się w ludziach, a niemożność związania się z jednym z nich powodowała, że zamieniały się w rafy. W mitach o syrenach występuje również ich męski odpowiednik, czyli syren, jednak jest on znacznie mniej spopularyzowany, niż ich żeńskie wersje.
Opowieści o syrenach zostały najbardziej rozpowszechnione przez morskie opowieści marynarzy wracających z dalekich podróży, w książkach o tematyce marynistycznej czy poprzez dzienniki pokładowe, w których wspominano o spotkaniach członków załogi z syrenami. Na ich temat powstało wiele opowieści – podobno posiadały przepiękny głos, który uwodził marynarzy, sprawiał, że tracili dla nich zmysły, przez co zeskakiwali z okrętów, po czym byli topieni przez zdradzieckie pół-kobiety, pół-ryby o zniewalającej urodzie i młodym obliczu. Podobno syreny gardziły ludźmi brzydkimi i starymi, porywały zazwyczaj młodych mężczyzn o znośnej aparycji. Kojarzy się je najczęściej z utonięciami, zatapianiem łodzi, a niekiedy nawet całych statków przez kilka osobników, a także wywoływaniem powodzi, burz czy sztormów. Podobno krew syreny była niezwykle niebezpieczna. Mówiono, że czasami zakochiwały się w ludziach, a niemożność związania się z jednym z nich powodowała, że zamieniały się w rafy. W mitach o syrenach występuje również ich męski odpowiednik, czyli syren, jednak jest on znacznie mniej spopularyzowany, niż ich żeńskie wersje.
Morskie opowieści z Karaibów i innych rejonów
Najwięcej doniesień o zwodniczym i zgubnym śpiewie syren pochodzi z Morza Karaibskiego, dlatego od pewnego momentu uważano, że syreny żyją głównie na Karaibach zwodząc zarówno marynarzy, jak i piratów. Miały powodować wyskakiwanie marynarzy za burtę czy zatapianie statków. Można znaleźć je również w historycznych relacjach, jak chociażby tych głoszonych przez Krzysztofa Kolumba, który miał zaobserwować w oddali syrenę podczas eksplorowania Karaibów w 1493 nieopodal Hispanioli. Czy chociażby informacje zawarte w dzienniku pokładowym brytyjskiego odkrywcy, Henry’ego Hudsona, który w 1608 roku miał ujrzeć syrenę na Oceanie Arktycznym. W 1614 roku opisany został przypadek spotkania syreny przez kapitana Johna Smitha, który miał spotkać syrenę przy wybrzeżu Nowej Fundlandii i się w niej zakochać. Wierzono również, że syreny spotyka się na innych morzach, a nawet niektórzy przypuszczali, że mogą być jedną z przyczyn zaginięć statków przepływających przez Trójkąt Bermudzki.
Około 1700 roku bardzo wiele doniesień o syrenach pojawiało się w okolicach zachodniej części Indii, zaś w 1730 roku opublikowano chińską opowieść o mężczyźnie, który został porwany przez syrenę na Wyspę Lantau. W latach 1870-1880 w Vancouver w Kanadzie upowszechniła się lokalna legenda o rybaku, który widział syrenę nieopodal Point Grey, co opublikowano w wielu kanadyjskich gazetach. Kolejne z doniesień o spotkaniu prawdziwej syreny pochodzi z 1881 roku z Pensylwanii w USA, gdzie rybak Henry Loucks opowiedział o swoim spotkaniu z syreną, zaś jego relację opublikowano w The York Daily. Kolejne doniesienia dotyczą syrena, czyli męskiej wersji syreny, którego rzekomo lokalni mieszkańcy zaobserwowali nieopodal Wysp Kai w Indonezji w 1943 roku – było to pierwsze doniesienie o spotkaniu z męskim odpowiednikiem syreny. Kolejne doniesienia o spotkaniu syreny pochodzą z relacji pasażerów statku przepływającego przez cieśninę Active Pass w Kanadzie w 1967 roku. Pierwsze ujrzenie syreny przez nurka miało mieć miejsce w 1998 roku w Kaiwi Point na Hawajach. Dwa najświeższe doniesienia o spotkaniu syreny pochodzą z 2009 roku z Zatoki Hajfy w Izraelu, gdzie rzekomo widziano syrenę, zaś lokalni mieszkańcy zaoferowali aż 1 milion dolarów dla osoby, która dostarczy dowody (nagrody nigdy nie odebrano) oraz z 2012 roku z Zimbabwe, gdzie hydraulicy opowiadali, że syrena pojawiła się podczas instalacji pompy wodnej (odmówili powrotu do miejsca pracy, na miejsce wezwano egzorcystę, który miał przepędzić syrenę).
Najwięcej doniesień o zwodniczym i zgubnym śpiewie syren pochodzi z Morza Karaibskiego, dlatego od pewnego momentu uważano, że syreny żyją głównie na Karaibach zwodząc zarówno marynarzy, jak i piratów. Miały powodować wyskakiwanie marynarzy za burtę czy zatapianie statków. Można znaleźć je również w historycznych relacjach, jak chociażby tych głoszonych przez Krzysztofa Kolumba, który miał zaobserwować w oddali syrenę podczas eksplorowania Karaibów w 1493 nieopodal Hispanioli. Czy chociażby informacje zawarte w dzienniku pokładowym brytyjskiego odkrywcy, Henry’ego Hudsona, który w 1608 roku miał ujrzeć syrenę na Oceanie Arktycznym. W 1614 roku opisany został przypadek spotkania syreny przez kapitana Johna Smitha, który miał spotkać syrenę przy wybrzeżu Nowej Fundlandii i się w niej zakochać. Wierzono również, że syreny spotyka się na innych morzach, a nawet niektórzy przypuszczali, że mogą być jedną z przyczyn zaginięć statków przepływających przez Trójkąt Bermudzki.
Około 1700 roku bardzo wiele doniesień o syrenach pojawiało się w okolicach zachodniej części Indii, zaś w 1730 roku opublikowano chińską opowieść o mężczyźnie, który został porwany przez syrenę na Wyspę Lantau. W latach 1870-1880 w Vancouver w Kanadzie upowszechniła się lokalna legenda o rybaku, który widział syrenę nieopodal Point Grey, co opublikowano w wielu kanadyjskich gazetach. Kolejne z doniesień o spotkaniu prawdziwej syreny pochodzi z 1881 roku z Pensylwanii w USA, gdzie rybak Henry Loucks opowiedział o swoim spotkaniu z syreną, zaś jego relację opublikowano w The York Daily. Kolejne doniesienia dotyczą syrena, czyli męskiej wersji syreny, którego rzekomo lokalni mieszkańcy zaobserwowali nieopodal Wysp Kai w Indonezji w 1943 roku – było to pierwsze doniesienie o spotkaniu z męskim odpowiednikiem syreny. Kolejne doniesienia o spotkaniu syreny pochodzą z relacji pasażerów statku przepływającego przez cieśninę Active Pass w Kanadzie w 1967 roku. Pierwsze ujrzenie syreny przez nurka miało mieć miejsce w 1998 roku w Kaiwi Point na Hawajach. Dwa najświeższe doniesienia o spotkaniu syreny pochodzą z 2009 roku z Zatoki Hajfy w Izraelu, gdzie rzekomo widziano syrenę, zaś lokalni mieszkańcy zaoferowali aż 1 milion dolarów dla osoby, która dostarczy dowody (nagrody nigdy nie odebrano) oraz z 2012 roku z Zimbabwe, gdzie hydraulicy opowiadali, że syrena pojawiła się podczas instalacji pompy wodnej (odmówili powrotu do miejsca pracy, na miejsce wezwano egzorcystę, który miał przepędzić syrenę).
Co mogło powodować przekonanie o spotkaniu z syreną?
Spotkania z nimi odnotowywano w dziennikach pokładowych, a także tłumaczono zaginięcia niektórych członków załogi z powodu porwania przez syreny czy wyskoczenia za burtę w wyniku omamienia ich zwodniczym śpiewem. A jak mogło być naprawdę? Nie ukrywajmy, że na morzu alkohol potrafił lać się litrami – zwłaszcza podczas dłuższych rejsów. Nietrzeźwy człowiek mógł wypaść za burtę, nagle zniknąć. Do tego weźmy pod uwagę różne niedobory i chorobę morską, które też mogły powodować osłabienie i spadnięcie takiego marynarza w morską toń. Do tego istnieją podejrzenia, że syreny mogły być tylko wymówką dla łatwiejszego wyjaśnienia zamieszek na pokładach czy pozbywania się buntowników ze statku – tak mogło być po prostu łatwiej. Podejrzewa się też, że statki handlowe transportujące opium mogły być powodem powstawania urojeń u marynarzy. Jest jeszcze jedno logiczne wytłumaczenie, a mianowicie to, że obserwowane z daleka foki, krowy morskie czy manaty mogły być uznawane za syreny ze względu na ich dużą odległość od statku.
Spotkania z nimi odnotowywano w dziennikach pokładowych, a także tłumaczono zaginięcia niektórych członków załogi z powodu porwania przez syreny czy wyskoczenia za burtę w wyniku omamienia ich zwodniczym śpiewem. A jak mogło być naprawdę? Nie ukrywajmy, że na morzu alkohol potrafił lać się litrami – zwłaszcza podczas dłuższych rejsów. Nietrzeźwy człowiek mógł wypaść za burtę, nagle zniknąć. Do tego weźmy pod uwagę różne niedobory i chorobę morską, które też mogły powodować osłabienie i spadnięcie takiego marynarza w morską toń. Do tego istnieją podejrzenia, że syreny mogły być tylko wymówką dla łatwiejszego wyjaśnienia zamieszek na pokładach czy pozbywania się buntowników ze statku – tak mogło być po prostu łatwiej. Podejrzewa się też, że statki handlowe transportujące opium mogły być powodem powstawania urojeń u marynarzy. Jest jeszcze jedno logiczne wytłumaczenie, a mianowicie to, że obserwowane z daleka foki, krowy morskie czy manaty mogły być uznawane za syreny ze względu na ich dużą odległość od statku.
Śpiew syren – Tajemniczy dźwięk z Karaibów
W 2016 roku na Morzu Karaibskim namierzono dźwięk o niezwykle niskim natężeniu, który znajduje się daleko poza zakresem słyszalności ludzkich uszu. Naukowcy z Uniwersytetu w Liverpoolu odbywali w tamtym czasie wyprawę na Ocean Atlantycki, kiedy rejestracja tego dźwięku na Morzu Karaibskim zwróciła ich uwagę. Dzięki aparaturze do pomiaru akustyki podwodnej odnotowano dźwięk przypominający gwizd. Wszystko wskazywało na dźwięk pochodzący od ogromnego obiektu znajdującego się pod wodą, jednak nie było wiadomo, czy pochodził od żywego stworzenia czy może miał swoje źródło w innym zjawisku, jak osuwanie się niedużych odłamków gór lodowych czy erupcja niezbyt dużych podwodnych wulkanów. Nie był on aż tak głośny, jak sześć słynnych niezidentyfikowanych dźwięków (Bloop, Julia, Upsweep, Train, Whistle, Slowdown).
Bardziej wnikliwa analiza fal akustycznych pomogła szybko ustalić ich źródło. Jednak to, co odkryli zaskoczyło ich – były to fale oceaniczne na tyle duże, że wchodziły w interakcję z dnem. Jest to zjawisko interferencji fal morskich, gdzie dochodzi do powstania dźwięku przypominającego poniekąd śpiew (być może to właśnie dlatego powstała legenda o zgubnym śpiewie syren na Karaibach). Nazywa się je falami Rossby'ego lub falami planetarnymi (druga nazwa wzięła się z tego, że charakterystyczne gwizdy mogą być rejestrowane nawet z kosmosu), gdyż ich dynamika jest związana ze zmianą siły Coriolisa wraz z szerokością geograficzną, przez co uderzając o dno wydają charakterystyczny dźwięk, który podczas przyspieszenia przypomina przyjemny zespół gwizdów, które przypominają niemalże śpiew. Istnieje także przypuszczenie, że dźwięki wydawane przez niektóre walenie mogły być odbierane jako syreni śpiew.
W 2016 roku na Morzu Karaibskim namierzono dźwięk o niezwykle niskim natężeniu, który znajduje się daleko poza zakresem słyszalności ludzkich uszu. Naukowcy z Uniwersytetu w Liverpoolu odbywali w tamtym czasie wyprawę na Ocean Atlantycki, kiedy rejestracja tego dźwięku na Morzu Karaibskim zwróciła ich uwagę. Dzięki aparaturze do pomiaru akustyki podwodnej odnotowano dźwięk przypominający gwizd. Wszystko wskazywało na dźwięk pochodzący od ogromnego obiektu znajdującego się pod wodą, jednak nie było wiadomo, czy pochodził od żywego stworzenia czy może miał swoje źródło w innym zjawisku, jak osuwanie się niedużych odłamków gór lodowych czy erupcja niezbyt dużych podwodnych wulkanów. Nie był on aż tak głośny, jak sześć słynnych niezidentyfikowanych dźwięków (Bloop, Julia, Upsweep, Train, Whistle, Slowdown).
Bardziej wnikliwa analiza fal akustycznych pomogła szybko ustalić ich źródło. Jednak to, co odkryli zaskoczyło ich – były to fale oceaniczne na tyle duże, że wchodziły w interakcję z dnem. Jest to zjawisko interferencji fal morskich, gdzie dochodzi do powstania dźwięku przypominającego poniekąd śpiew (być może to właśnie dlatego powstała legenda o zgubnym śpiewie syren na Karaibach). Nazywa się je falami Rossby'ego lub falami planetarnymi (druga nazwa wzięła się z tego, że charakterystyczne gwizdy mogą być rejestrowane nawet z kosmosu), gdyż ich dynamika jest związana ze zmianą siły Coriolisa wraz z szerokością geograficzną, przez co uderzając o dno wydają charakterystyczny dźwięk, który podczas przyspieszenia przypomina przyjemny zespół gwizdów, które przypominają niemalże śpiew. Istnieje także przypuszczenie, że dźwięki wydawane przez niektóre walenie mogły być odbierane jako syreni śpiew.
Dowody na istnienie syren – Czyli wszystko dla rozgłosu i pieniędzy
Już dawniej w prasie pojawiały się doniesienia o mumiach syren, które wyglądały najczęściej jak pół-małpy i pół ryby, ale czasami również pół-ludzie i pół-ryby. Nie trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, że takie „znaleziska” szybko pojawiły się w prasie i szybko zyskały rozgłos. Niekiedy takie eksponaty pojawiają się do dzisiaj w różnych portalach wątpliwej rzetelności, które robią to jedynie dla zyskania rozgłosu i zyskania jak największej sprzedaży nakładu czy zyskania jak największej liczby wyświetleń. Najpopularniejszą mumią tego typu jest tak zwana „syrena z Fiji”. Przez długi czas wierzono, że tego typu znaleziska są prawdziwe czy tak samo odkopane szkielety syren. Szkaradne, zasuszone eksponaty często lądowały w muzeach lub były kupowane przez miliarderów za niemałe pieniądze. Jaka jednak była prawda?
Już dawniej w prasie pojawiały się doniesienia o mumiach syren, które wyglądały najczęściej jak pół-małpy i pół ryby, ale czasami również pół-ludzie i pół-ryby. Nie trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, że takie „znaleziska” szybko pojawiły się w prasie i szybko zyskały rozgłos. Niekiedy takie eksponaty pojawiają się do dzisiaj w różnych portalach wątpliwej rzetelności, które robią to jedynie dla zyskania rozgłosu i zyskania jak największej sprzedaży nakładu czy zyskania jak największej liczby wyświetleń. Najpopularniejszą mumią tego typu jest tak zwana „syrena z Fiji”. Przez długi czas wierzono, że tego typu znaleziska są prawdziwe czy tak samo odkopane szkielety syren. Szkaradne, zasuszone eksponaty często lądowały w muzeach lub były kupowane przez miliarderów za niemałe pieniądze. Jaka jednak była prawda?
Otóż takie „znaleziska” były często dziełem taksydermistów, czyli osób zajmujących się zawodowo reprodukcją i wypychaniem martwych zwierząt w taki sposób, aby mogły być wystawiane na wystawach lub nadawały się do innych celów. Ze zwierząt usuwa się organy, krew i oczy, po czym te ostatnie niekiedy zastępowano szklanymi replikami. Taksydermia już sama w sobie jest niezwykle trudną sztuką wymagającą dobrej znajomości anatomii, autopsji, rzeźbienia, malarstwa oraz garbowania. Często jednak sztukę taksydermii wykorzystywano do imitowania istot mitycznych, które tak naprawdę nie istniały, aby dorobić się fortuny na sprzedaży takiego okazu niczego nieświadomym, zamożnym osobom lub muzeom jako eksponaty i żeby zyskać na tym sławę. Tyczyło się to nie tylko wypychania, ale również preparowania szkieletów czy szczątków, aby wyglądały na autentyczne. Jednak takiego zabiegu mógł podjąć się jedynie uzdolniony taksydermista, aby nie wzbudzić wątpliwości. Dlatego też często łączono po kilka zwierząt, aby uzyskać określony efekt, a często również wysuszano, aby można było wmówić ludziom mumifikację takiej mitycznej istoty i zatrzeć połączenia różnych zwierząt. W tamtych czasach nie było jeszcze badań DNA, na podstawie których możnaby było stwierdzić, czy takie zwierzę jest prawdziwe czy też jest falsyfikatem. Takie łączenie kilku zwierząt w jedno nazywało się chimerami.
Dobrym przykładem takiej chimery jest właśnie syrena z Fiji z 1842 roku stworzona przez nieznanego taksydermistę i upowszechniona przez Phineasa Taylora Barnuma oraz jego przyjaciela – profesora Gryffina najpierw w freak show (cyrkach osobliwości), zaś potem sprzedany za grube pieniądze osobie prywatnej. Syrenę z Fiji tworzyła głowa i tułów młodej małpy, które zostały połączone z tylną częścią ryby, po czym wszystko zostało częściowo owinięte papier-mâché i zasuszone, aby imitowało mumię. Było to jedno z większych taksydermicznych oszustw w historii, do którego P. T. Barnum przyznał się dopiero w swojej autobiografii – nie wymieniając z imienia ani nazwiska taksydermisty, który wykonał ów okaz.
Innymi znanymi chimerami, które okazały się oszustwami na dużą skalę był koziorożec, wolfpetinger, gryf i futrzasta ryba. Aktualnie najsłynniejszym taksydermistą tworzącym chimery jest Japończyk, Takeshi Yamada, którego prace znane są na całym świecie. Warto wspomnieć, że samo NOAA (ang. National Oceanic and Atmospheric Administration) wydało oświadczenie, że istnienie syren jest niemożliwe – zarówno ze względu na to, że musiałyby oddychać skrzelami mając jednocześnie humanoidalną formę połączoną z rybą, jak i pojawiają się trudności dotyczące ich reprodukcji. Warto także wspomnieć, że pojawiały się również repliki pół-ludzi i pół-ryb, jednak taksydermia polegająca na wypychaniu ludzi od zawsze budziła wiele kontrowersji i wymaga zachowania określonych procedur – głównie od strony prawnej. Często była odbierana jako praktyka sprzeczna z szacunkiem dla ciała zmarłej osoby, nawet, jeśli była wykonywana na życzenie klienta. Nawet dzisiaj wypychanie ludzi jest praktykowane, ale przez bardzo wąskie grono taksydermistów i nie jest dozwolone w każdym kraju.
Sirenomelia – Zespół syreny
Podobne do syren są również noworodki cierpiące na sirenomelię, czyli tak zwany zespół syreny. Jest to bardzo rzadka wada wrodzona charakteryzująca się zrośnięciem kończyn dolnych w jedną i często ich zniekształceniu. Zazwyczaj takie dziecko przychodzi na świat martwe lub umiera niebawem po urodzeniu w wyniku agenezji nerek. Jest ona charakterystyczna dla najcięższych postaci zespołu regresji kaudalnej. Choroba ta występuje w około 1 przypadku na 100 tysięcy urodzeń. Odnotowano na świecie już dwa przypadki, w których dzieci przeżyły i przeszły z czasem operację rozdzielenia kończyn. Pierwsza seria operacji rozdzielenia kończyn przy zespole syreny dotyczyła urodzonej w 2004 roku w Peru Milagros Cerrón – zakończyła się sukcesem. Po konsultacji z jej lekarzami podobnym zabiegom poddano urodzoną w 1988 roku w Stanach Zjednoczonych Tiffany Yorks, która również dostała szansę na normalne życie.
Podobne do syren są również noworodki cierpiące na sirenomelię, czyli tak zwany zespół syreny. Jest to bardzo rzadka wada wrodzona charakteryzująca się zrośnięciem kończyn dolnych w jedną i często ich zniekształceniu. Zazwyczaj takie dziecko przychodzi na świat martwe lub umiera niebawem po urodzeniu w wyniku agenezji nerek. Jest ona charakterystyczna dla najcięższych postaci zespołu regresji kaudalnej. Choroba ta występuje w około 1 przypadku na 100 tysięcy urodzeń. Odnotowano na świecie już dwa przypadki, w których dzieci przeżyły i przeszły z czasem operację rozdzielenia kończyn. Pierwsza seria operacji rozdzielenia kończyn przy zespole syreny dotyczyła urodzonej w 2004 roku w Peru Milagros Cerrón – zakończyła się sukcesem. Po konsultacji z jej lekarzami podobnym zabiegom poddano urodzoną w 1988 roku w Stanach Zjednoczonych Tiffany Yorks, która również dostała szansę na normalne życie.
Prawdziwe syreny – Krowy morskie
Historyczne relacje o syrenach, takie jak te zgłoszone przez Krzysztofa Kolumba podczas jego eksploracji Karaibów, mogły być obserwacjami krów morskich, manatów lub podobnych ssaków wodnych. Najbardziej prawdopodobnym jest jednak, że były nimi właśnie krowy morskie (Hydrodamalis gigas) zwane również syrenami morskimi. Były to ssaki z rodziny diugoniowatych. Miały one dłuższe i smuklejsze od manatów ciała, zaś ich wystający z wody ogon mógł kojarzyć się z syrenim. Gatunek odkryto w 1741 roku i wytępiono w zaledwie trzy dekady, dlatego szybko został uznany za wymarły. Najbliżej spokrewniony z nimi jest aktualnie żyjący diugoń przybrzeżny. Dorosłe osobniki syren morskich osiągały długość ok. 9 m i wagę od 8 do 20 ton. Były obiektem polowań ze względu na dużą zawartość tłuszczu, smaczne mięso i skóry, dlatego ich populacja drastycznie zmniejszyła się aż do całkowitego wymarcia w bardzo krótkim czasie.
Historyczne relacje o syrenach, takie jak te zgłoszone przez Krzysztofa Kolumba podczas jego eksploracji Karaibów, mogły być obserwacjami krów morskich, manatów lub podobnych ssaków wodnych. Najbardziej prawdopodobnym jest jednak, że były nimi właśnie krowy morskie (Hydrodamalis gigas) zwane również syrenami morskimi. Były to ssaki z rodziny diugoniowatych. Miały one dłuższe i smuklejsze od manatów ciała, zaś ich wystający z wody ogon mógł kojarzyć się z syrenim. Gatunek odkryto w 1741 roku i wytępiono w zaledwie trzy dekady, dlatego szybko został uznany za wymarły. Najbliżej spokrewniony z nimi jest aktualnie żyjący diugoń przybrzeżny. Dorosłe osobniki syren morskich osiągały długość ok. 9 m i wagę od 8 do 20 ton. Były obiektem polowań ze względu na dużą zawartość tłuszczu, smaczne mięso i skóry, dlatego ich populacja drastycznie zmniejszyła się aż do całkowitego wymarcia w bardzo krótkim czasie.
Dodatkowa literatura dla zainteresowanych:
Syreny:
1.https://www.dutchsharksociety.org/are-mermaids-real/
2.https://www.livescience.com/45733-are-mermaids-real.html
3.https://www.livescience.com/39882-mermaid.html
4.https://blogs.loc.gov/folklife/2018/05/the-mermaid/
5.https://economictimes.indiatimes.com/magazines/panache/everybodys-favourite-slab-amul-gets-quirky-with-new-topical-on-budget-2023/articleshow/97607683.cms
Śpiew Syren:
6.https://www.huffpost.com/entry/caribbean-rossby-whistle_n_576b5b45e4b09926ce5dcab3
7.https://globalnews.ca/news/2779273/caribbean-sea-makes-whistling-sound-that-can-be-heard-from-space/
8.https://www.sciencealert.com/a-strange-low-pitched-sound-is-coming-from-the-caribbean-sea
9.https://link.springer.com/chapter/10.1007/978-1-4684-2985-5_12
Dowody na istnienie syren:
10.https://oceanservice.noaa.gov/facts/mermaids.html
11.https://journals.openedition.org/cve/3188
12.https://www.national-geographic.pl/artykul/przerazajaca-mumia-syreny-odnaleziona-w-japonii-czy-stworzenie-bylo-prawdziwe-220309122134
13.https://www.downtoearth.org.in/blog/wildlife-biodiversity/mermaids-in-japan-from-hideous-harbingers-of-violence-to-beautiful-enchantresses-82081
14.https://pl.frwiki.wiki/wiki/Sir%C3%A8ne_des_Fidji
Taksydermia:
15.https://www.mentalfloss.com/article/539358/7-mythical-beasts-created-taxidermy
16.https://www.catawiki.com/en/stories/2143-chimaera-taxidermy-the-weird-and-the-wonderful
17.https://www.ripleys.com/weird-news/gaff-taxidermy/
18.https://pl.frwiki.wiki/wiki/Taxidermie
19.https://hrabiatytus.pl/2021/03/17/uniesmiertelnione-konserwacja-zwierzat-w-imie-wiary-nauki-i-ciekawosci/
20.https://travelerscoffee.ru/pl/radishes/taksidermist-ili-izgotovitel-chuchel-zhivotnyh-taksidermiya--/
21.https://www.vice.com/pl/article/5g7gmd/poznaj-asystentke-doktora-smierci-taksydermistke-preparuajca-ludzkie-ciala
22.https://takeshiyamada.weebly.com/rogue-taxidermy.html
23.https://amusingthezillion.com/2012/11/29/coney-island-taxidermist-takeshi-yamada-in-amc-reality-show/
Sirenomelia:
24.https://chorobyrzadkie.blogspot.com/2012/11/zespo-syreny.html
25.https://www.termedia.pl/Sirenomelia-with-associated-systemic-anomalies-an-autopsy-report-in-a-full-term-neonate,55,50014,1,1.html
26.https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4367057/
Krowa morska:
27.https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C93472%2Ckrowy-morskie-kiedys-wystepowaly-powszechnie.html
28.https://wiadomosci.dziennik.pl/nauka/artykuly/8606899,syreny-morskie-stellera-ekosystem.html
29.https://www.national-geographic.pl/artykul/kiedys-zyly-tu-krowy-morskie-dzis-jest-pustynia-oto-jak-zmienia-sie-nasza-planeta
30.https://ocean.si.edu/ocean-life/marine-mammals/mermaids-manatees-myth-and-reality
31.https://www.nationalgeographic.com/animals/article/141124-manatee-awareness-month-dugongs-animals-science
Syreny:
1.https://www.dutchsharksociety.org/are-mermaids-real/
2.https://www.livescience.com/45733-are-mermaids-real.html
3.https://www.livescience.com/39882-mermaid.html
4.https://blogs.loc.gov/folklife/2018/05/the-mermaid/
5.https://economictimes.indiatimes.com/magazines/panache/everybodys-favourite-slab-amul-gets-quirky-with-new-topical-on-budget-2023/articleshow/97607683.cms
Śpiew Syren:
6.https://www.huffpost.com/entry/caribbean-rossby-whistle_n_576b5b45e4b09926ce5dcab3
7.https://globalnews.ca/news/2779273/caribbean-sea-makes-whistling-sound-that-can-be-heard-from-space/
8.https://www.sciencealert.com/a-strange-low-pitched-sound-is-coming-from-the-caribbean-sea
9.https://link.springer.com/chapter/10.1007/978-1-4684-2985-5_12
Dowody na istnienie syren:
10.https://oceanservice.noaa.gov/facts/mermaids.html
11.https://journals.openedition.org/cve/3188
12.https://www.national-geographic.pl/artykul/przerazajaca-mumia-syreny-odnaleziona-w-japonii-czy-stworzenie-bylo-prawdziwe-220309122134
13.https://www.downtoearth.org.in/blog/wildlife-biodiversity/mermaids-in-japan-from-hideous-harbingers-of-violence-to-beautiful-enchantresses-82081
14.https://pl.frwiki.wiki/wiki/Sir%C3%A8ne_des_Fidji
Taksydermia:
15.https://www.mentalfloss.com/article/539358/7-mythical-beasts-created-taxidermy
16.https://www.catawiki.com/en/stories/2143-chimaera-taxidermy-the-weird-and-the-wonderful
17.https://www.ripleys.com/weird-news/gaff-taxidermy/
18.https://pl.frwiki.wiki/wiki/Taxidermie
19.https://hrabiatytus.pl/2021/03/17/uniesmiertelnione-konserwacja-zwierzat-w-imie-wiary-nauki-i-ciekawosci/
20.https://travelerscoffee.ru/pl/radishes/taksidermist-ili-izgotovitel-chuchel-zhivotnyh-taksidermiya--/
21.https://www.vice.com/pl/article/5g7gmd/poznaj-asystentke-doktora-smierci-taksydermistke-preparuajca-ludzkie-ciala
22.https://takeshiyamada.weebly.com/rogue-taxidermy.html
23.https://amusingthezillion.com/2012/11/29/coney-island-taxidermist-takeshi-yamada-in-amc-reality-show/
Sirenomelia:
24.https://chorobyrzadkie.blogspot.com/2012/11/zespo-syreny.html
25.https://www.termedia.pl/Sirenomelia-with-associated-systemic-anomalies-an-autopsy-report-in-a-full-term-neonate,55,50014,1,1.html
26.https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4367057/
Krowa morska:
27.https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C93472%2Ckrowy-morskie-kiedys-wystepowaly-powszechnie.html
28.https://wiadomosci.dziennik.pl/nauka/artykuly/8606899,syreny-morskie-stellera-ekosystem.html
29.https://www.national-geographic.pl/artykul/kiedys-zyly-tu-krowy-morskie-dzis-jest-pustynia-oto-jak-zmienia-sie-nasza-planeta
30.https://ocean.si.edu/ocean-life/marine-mammals/mermaids-manatees-myth-and-reality
31.https://www.nationalgeographic.com/animals/article/141124-manatee-awareness-month-dugongs-animals-science
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Wiedza
1 r
41
Dzidki, wśród morskich opowieści krąży wiele mitów, jak chociażby te o Krakenie, syrenach czy wężach morskich. Jednak najczęściej pojawiający się w nich motyw dotyczy statków widmo. Najsłynniejszym z nich stał się jednak Latający Holender, którego zobaczenie miało przywołać nieszczęście, a w niektórych wypadkach być nawet zwiastunem śmierci dla załogi okrętu. Legendy o statkach widmo mają swój początek w XVII wieku i jako jedna z pierwszych była właśnie o Latającym Holendrze – okręcie pod dowództwem Hendrika Van der Deckena, który był nie tylko doświadczonym wilkiem morskim, ale również jego odwaga była powszechnie znana na morzach i lądach, gdyż przewodził wielu niebezpiecznym ekspedycjom. W jakich okolicznościach zaginął wspomniany okręt i co sprawiało, że było wielu świadków, którzy zarzekali się, że go widzieli, a najczęściej były to rozbitkowie odratowani z zatopionych okrętów? Co ukształtowało tą legendę i ile może być w niej prawdy biorąc pod uwagę zachodzące na morzu zjawiska?
Legenda o Latającym Holendrze
Jednym z najsłynniejszych kapitanów holenderskich w XVII wieku był Hendrik Van der Decken, który zasłynął z tego, że przewodził wielu ryzykownym rejsom, które zawsze bezpiecznie doprowadzał do portu. Był on jednym z najlepszych w tamtym czasie doświadczonych wilków morskich – jego sława sięgała daleko poza granice jego kraju, co z czasem sprawiło, że kapitan stał się bardzo pewny siebie i zarozumiały, co miało z czasem przynieść zgubę. Pewnego razu miał on przewodzić rejsem statku zwanego Latającym Holendrem, który rozpoczynał podróż od portu nieopodal Amsterdamu w 1676 roku, a miał zakończyć go w Batawii (dzisiejszej Dżakarcie) na Jawie. Powierzono mu to zadanie, ponieważ nie było lepszego kandydata w całej Holandii, który mógłby poprowadzić tak długą i pełną wyzwań ekspedycję. Kapitan wraz z załogą wyruszyli w rejs, który przebiegał bezproblemowo aż do Przylądka Dobrej Nadziei w Afryce.
Niedługo później zastał ich dosyć nagły i bardzo silny sztorm, który nie tylko zrywał żagle, ale również mocno wzburzał powierzchnię morza tworząc ogromne fale kołyszące chaotycznie statkiem. Członkowie załogi w obawie przed katastrofą mieli prosić kapitana Van der Deckena, żeby ten zawrócił do portu, aby mogli przeczekać sztorm i wyruszyć, kiedy warunki będą bardziej sprzyjające, jednak Hendrik zachłyśnięty swoją międzynarodową sławą i nienadszarpniętą reputacją kazał utrzymać kurs chcąc jak najszybciej dotrzeć do Zatoki Stołowej w Batawii. Legenda mówi, że Van der Decken sypał obelgami na członków załogi, którzy próbowali mu się sprzeciwić i nakłonić do zmiany decyzji, kiedy sytuacja ulegała coraz bardziej pogorszeniu.
Jednym z najsłynniejszych kapitanów holenderskich w XVII wieku był Hendrik Van der Decken, który zasłynął z tego, że przewodził wielu ryzykownym rejsom, które zawsze bezpiecznie doprowadzał do portu. Był on jednym z najlepszych w tamtym czasie doświadczonych wilków morskich – jego sława sięgała daleko poza granice jego kraju, co z czasem sprawiło, że kapitan stał się bardzo pewny siebie i zarozumiały, co miało z czasem przynieść zgubę. Pewnego razu miał on przewodzić rejsem statku zwanego Latającym Holendrem, który rozpoczynał podróż od portu nieopodal Amsterdamu w 1676 roku, a miał zakończyć go w Batawii (dzisiejszej Dżakarcie) na Jawie. Powierzono mu to zadanie, ponieważ nie było lepszego kandydata w całej Holandii, który mógłby poprowadzić tak długą i pełną wyzwań ekspedycję. Kapitan wraz z załogą wyruszyli w rejs, który przebiegał bezproblemowo aż do Przylądka Dobrej Nadziei w Afryce.
Niedługo później zastał ich dosyć nagły i bardzo silny sztorm, który nie tylko zrywał żagle, ale również mocno wzburzał powierzchnię morza tworząc ogromne fale kołyszące chaotycznie statkiem. Członkowie załogi w obawie przed katastrofą mieli prosić kapitana Van der Deckena, żeby ten zawrócił do portu, aby mogli przeczekać sztorm i wyruszyć, kiedy warunki będą bardziej sprzyjające, jednak Hendrik zachłyśnięty swoją międzynarodową sławą i nienadszarpniętą reputacją kazał utrzymać kurs chcąc jak najszybciej dotrzeć do Zatoki Stołowej w Batawii. Legenda mówi, że Van der Decken sypał obelgami na członków załogi, którzy próbowali mu się sprzeciwić i nakłonić do zmiany decyzji, kiedy sytuacja ulegała coraz bardziej pogorszeniu.
Klątwa Latającego Holendra
Morskie opowieści mówią, że to właśnie wtedy kapitan miał nabluźnić Bogu, zaś zesłany do niego niebiański wysłannik, który miał próbować nakłonić go do posłuchania rozsądku, jednak kapitan do niego strzelił chcąc przepędzić zjawę, w efekcie czego statek miał zatonąć i zostać przeklęty na wieki, przez co jego załoga nie mogła przekroczyć bramy do zaświatów i musiała tułać się po morzach. Załoga została zamieniona w nieśmiertelne szkielety niewrażliwe na polecenia swego kapitana, wykonujące w milczeniu swoje obowiązki, zaś ich wycie słyszane jest jedynie podczas sztormów, niesione z wiatrem pośród morskich fal. Zaś nieumarły kapitan Hendrik Van der Decken miał przewodzić niezniszczalnym już Latającym Holendrem aż do końca świata - grabiąc i zatapiając inne okręty, nie znajdując ukojenia w swoim cierpieniu i próbując zapełnić swoją żądzę dominacji na wszystkich morzach i oceanach licząc, że jego sława obiegnie cały świat. Jednak po dziś dzień żadna ilość nieszczęść sprowadzonych na inne statki nie jest w stanie zapełnić pustki w sercu bezwzględnego kapitana statku-widmo skazanego wraz ze swoją załogę na wieczną tułaczkę po rozległych wodach.
Morskie opowieści mówią, że to właśnie wtedy kapitan miał nabluźnić Bogu, zaś zesłany do niego niebiański wysłannik, który miał próbować nakłonić go do posłuchania rozsądku, jednak kapitan do niego strzelił chcąc przepędzić zjawę, w efekcie czego statek miał zatonąć i zostać przeklęty na wieki, przez co jego załoga nie mogła przekroczyć bramy do zaświatów i musiała tułać się po morzach. Załoga została zamieniona w nieśmiertelne szkielety niewrażliwe na polecenia swego kapitana, wykonujące w milczeniu swoje obowiązki, zaś ich wycie słyszane jest jedynie podczas sztormów, niesione z wiatrem pośród morskich fal. Zaś nieumarły kapitan Hendrik Van der Decken miał przewodzić niezniszczalnym już Latającym Holendrem aż do końca świata - grabiąc i zatapiając inne okręty, nie znajdując ukojenia w swoim cierpieniu i próbując zapełnić swoją żądzę dominacji na wszystkich morzach i oceanach licząc, że jego sława obiegnie cały świat. Jednak po dziś dzień żadna ilość nieszczęść sprowadzonych na inne statki nie jest w stanie zapełnić pustki w sercu bezwzględnego kapitana statku-widmo skazanego wraz ze swoją załogę na wieczną tułaczkę po rozległych wodach.
Ewolucja legendy o Latającym Holendrze i jego załodze
Legenda o przeklętym statku-widmo przewodzonym przez nieumarłego kapitana Hendrika Van der Deckena zaczęła obiegać cały świat i rozprzestrzeniać się wśród marynarzy z różnych portów. Przekazywana z ust do ust jej pierwotna wersja ulegała przekształceniu. To Latający Holender miał wypłynąć nie z portu nieopodal Amsterdamu, a z Terneuzen w prowincji Zelandia. Inne przekazy mówią, że kapitan zmagał się ze sztormem niedaleko Przylądka Dobrej Nadziei aż przez 9 tygodni, zanim statek uległ zatonięciu w wyniku jego błędnych decyzji i głupiego uporu. Według innych opowieści, miał wyrzucić w gniewie za burtę sternika ze słowami: "Bóg czy Diabeł, a ja przepłynę Przylądek - choćbym miał płynąc do dnia sadu ostatecznego!" w wielkanocny poranek, co doprowadziło do nałożenia na kapitana i jego statek klątwy przez niebiańskie istoty, dlatego Latający Holender błąka się aż po dzień dzisiejszy i tak do samego końca świata łupiąc i zabijając inne załogi oraz zatapiając czy podpalając ich okręty. Podobno ofiary nieumarłych szkieletów i kapitana z Latającego Holendra wraz ze swoimi statkami, które nie uległy spaleniu czy zatonięciu same stawały się statkami-widmo i siały postrach na morzu.
Legenda o przeklętym statku-widmo przewodzonym przez nieumarłego kapitana Hendrika Van der Deckena zaczęła obiegać cały świat i rozprzestrzeniać się wśród marynarzy z różnych portów. Przekazywana z ust do ust jej pierwotna wersja ulegała przekształceniu. To Latający Holender miał wypłynąć nie z portu nieopodal Amsterdamu, a z Terneuzen w prowincji Zelandia. Inne przekazy mówią, że kapitan zmagał się ze sztormem niedaleko Przylądka Dobrej Nadziei aż przez 9 tygodni, zanim statek uległ zatonięciu w wyniku jego błędnych decyzji i głupiego uporu. Według innych opowieści, miał wyrzucić w gniewie za burtę sternika ze słowami: "Bóg czy Diabeł, a ja przepłynę Przylądek - choćbym miał płynąc do dnia sadu ostatecznego!" w wielkanocny poranek, co doprowadziło do nałożenia na kapitana i jego statek klątwy przez niebiańskie istoty, dlatego Latający Holender błąka się aż po dzień dzisiejszy i tak do samego końca świata łupiąc i zabijając inne załogi oraz zatapiając czy podpalając ich okręty. Podobno ofiary nieumarłych szkieletów i kapitana z Latającego Holendra wraz ze swoimi statkami, które nie uległy spaleniu czy zatonięciu same stawały się statkami-widmo i siały postrach na morzu.
Legenda o Latającym Holendrze jako pirackim statku
Inna legenda głosi z kolei, że Latający Holender był statkiem pirackim okrytym najgorszą sławą, który podczas swoich rejsów napadał na inne statki, zaś jego załoga wątpliwej reputacji dopuszczała się grabieży na dużą skalę, licznych mordów i gwałtów, co było przyczyną zstąpienia sił niebiańskich, które przeklęły kapitana Hendrika Van der Deckena wraz z całą jego załogą zmieniając ich w nieśmiertelne szkielety błąkające się po morzu i wyczekujące dnia Sądu Ostatecznego, aby zostać skazani na wieczne potępienie w piekielnych czeluściach zwijając się z bólu pod wpływem najstraszliwszych tortur. Motyw tej wersji legendy wykorzystali przede wszystkim twórcy serii „Piratów z Karaibów” w następujących częściach: „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka”, „Piraci z Karaibów: Na krańcu świata” oraz „Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara”.
Inna legenda głosi z kolei, że Latający Holender był statkiem pirackim okrytym najgorszą sławą, który podczas swoich rejsów napadał na inne statki, zaś jego załoga wątpliwej reputacji dopuszczała się grabieży na dużą skalę, licznych mordów i gwałtów, co było przyczyną zstąpienia sił niebiańskich, które przeklęły kapitana Hendrika Van der Deckena wraz z całą jego załogą zmieniając ich w nieśmiertelne szkielety błąkające się po morzu i wyczekujące dnia Sądu Ostatecznego, aby zostać skazani na wieczne potępienie w piekielnych czeluściach zwijając się z bólu pod wpływem najstraszliwszych tortur. Motyw tej wersji legendy wykorzystali przede wszystkim twórcy serii „Piratów z Karaibów” w następujących częściach: „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka”, „Piraci z Karaibów: Na krańcu świata” oraz „Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara”.
Uzupełnienie legendy w czasie II Wojny Światowej
Legenda o Latającym Holendrze i jego nieśmiertelnej załodze doczekała się uzupełnienia w czasie II Wojny Światowej o motyw niemieckiego krążownika Essen, który przysłużyć miał się do zatopienia licznych statków państw neutralnych, a także rozstrzeliwać statki rozbitków wiozących kobiety i dzieci oraz statki szpitalne przewożące rannych. Miał on niszczyć je przy użyciu torped. Pewnego dnia miał on napotkać ledwo widoczny stary żaglowiec ukryty we mgle. Biorąc go za statek Aliantów kapitan wydał rozkaz i posłał kilka torped, po czym Latający Holender uległ zniszczeniu, zaś jego załoga miała pójść na dno wraz ze złupionymi skarbami. Podobno aż po dzień dzisiejszy, jeśli ktoś znajdzie w morzu skrzynię ze skarbami, musi uważać, gdyż mogą pilnować jej nieumarłe szkielety z roztrzaskanego pokładu statku-widmo, zaś jego wraku ma strzec sam kapitan Hendrik Van der Decken mający przynosić śmierć każdemu, kto się do niego zbliży poprzez rozstrzelanie nieszczęśnika czy przebicie go starym, pirackim sejmitarem.
Inna wersja legendy mówi, że Essen miał przynieść Latającemu Holendrowi nie zagładę, a wyzwolenie, gdyż wcześniej miał on pływać po morzach aż do dnia nastania Sądu Ostatecznego, przez co dusze szkieletów i nieumarłego kapitana mogły już odejść w zaświaty. Zaś klątwa Latającego Holendra miała przejść na krążownik Essen, który stał się kolejnym statkiem-widmo, co miało być początkiem powstawania nowych statków-widmo (w tym hitlerowskich U-Bootów). Co ciekawe, podobno twórcy „Sky Sharks” (mający na swoim koncie serię filmów klasy B „Sharknado”), sequela filmu „Iron Sky”, zainspirowali się legendami o nieumarłej, bezwzględnej załodze Essen, na którą spadła klątwa Latającego Holendra.
Legenda o Latającym Holendrze i jego nieśmiertelnej załodze doczekała się uzupełnienia w czasie II Wojny Światowej o motyw niemieckiego krążownika Essen, który przysłużyć miał się do zatopienia licznych statków państw neutralnych, a także rozstrzeliwać statki rozbitków wiozących kobiety i dzieci oraz statki szpitalne przewożące rannych. Miał on niszczyć je przy użyciu torped. Pewnego dnia miał on napotkać ledwo widoczny stary żaglowiec ukryty we mgle. Biorąc go za statek Aliantów kapitan wydał rozkaz i posłał kilka torped, po czym Latający Holender uległ zniszczeniu, zaś jego załoga miała pójść na dno wraz ze złupionymi skarbami. Podobno aż po dzień dzisiejszy, jeśli ktoś znajdzie w morzu skrzynię ze skarbami, musi uważać, gdyż mogą pilnować jej nieumarłe szkielety z roztrzaskanego pokładu statku-widmo, zaś jego wraku ma strzec sam kapitan Hendrik Van der Decken mający przynosić śmierć każdemu, kto się do niego zbliży poprzez rozstrzelanie nieszczęśnika czy przebicie go starym, pirackim sejmitarem.
Inna wersja legendy mówi, że Essen miał przynieść Latającemu Holendrowi nie zagładę, a wyzwolenie, gdyż wcześniej miał on pływać po morzach aż do dnia nastania Sądu Ostatecznego, przez co dusze szkieletów i nieumarłego kapitana mogły już odejść w zaświaty. Zaś klątwa Latającego Holendra miała przejść na krążownik Essen, który stał się kolejnym statkiem-widmo, co miało być początkiem powstawania nowych statków-widmo (w tym hitlerowskich U-Bootów). Co ciekawe, podobno twórcy „Sky Sharks” (mający na swoim koncie serię filmów klasy B „Sharknado”), sequela filmu „Iron Sky”, zainspirowali się legendami o nieumarłej, bezwzględnej załodze Essen, na którą spadła klątwa Latającego Holendra.
Statki widmo to nie do końca legenda?
Warto również wspomnieć, że chociaż wiele osób uznawało Latającego Holendra i inne statki widmo za legendy, pojawiało się w historii wiele osób, które uważały, że widziały któreś z nich na własne oczy – czasami nawet całe załogi po 30 osób, przez co wykluczano pijaństwo jako jedną z możliwości przywidzeń przy tak licznej grupie. Między innymi unoszący się nad powierzchnią wody statek-widmo i kapitana Hendrika Van der Deckena widziała w lutym 1857 roku załoga statku "Joseph Somers" u brzegów wyspy Tristan da Cunha na południowym Atlantyku. Wkrótce na statku "Joseph Somers" wybuchł pożar, w którym straciło życie wielu członków załogi. Statki widmo są również często widywane w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei, gdzie często kończy się to tragediami. Również jedna z relacji załogi holenderskiego frachtowca „Straat Malakka” wspomina o tym, że widziano pięciomasztową wersję statku-widmo, który powoli dryfował po morzu, pozbawiony całkowicie załogi. Wiele relacji z Cieśniny Meksykańskiej wskazuje, że widziało Latającego Holendra w oddali i to pod bezchmurnym, czystym niebem.
Kolejną tego typu tragedią miała dotyczyć okrętu HMS Baccante na wodach australijskich nieopodal Melbourne i Sydney, która miała miejsce 1 lipca 1881 roku, kiedy to książę Jerzy (później król brytyjski Jerzy V) wraz z 13 innymi osobami widział Latającego Holendra z pokładu innego statku – HMS Inconstant, po czym opisał całe zdarzenie w swoim dzienniku pokładowym. Podobno statek-widmo lśnił dziwną, czerwoną poświatą, zaś jego reje, maszty i żagle były bardzo dobrze widoczne, a sam statek unosił się w powietrzu. Według dziennika, to książę jako pierwszy wypatrzył Latającego Holendra, a marynarz, który uważał inaczej poniósł śmierć na miejscu spadając z masztu kolejnego dnia, co miało potwierdzać prawdziwość jego relacji.
Warto również wspomnieć, że chociaż wiele osób uznawało Latającego Holendra i inne statki widmo za legendy, pojawiało się w historii wiele osób, które uważały, że widziały któreś z nich na własne oczy – czasami nawet całe załogi po 30 osób, przez co wykluczano pijaństwo jako jedną z możliwości przywidzeń przy tak licznej grupie. Między innymi unoszący się nad powierzchnią wody statek-widmo i kapitana Hendrika Van der Deckena widziała w lutym 1857 roku załoga statku "Joseph Somers" u brzegów wyspy Tristan da Cunha na południowym Atlantyku. Wkrótce na statku "Joseph Somers" wybuchł pożar, w którym straciło życie wielu członków załogi. Statki widmo są również często widywane w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei, gdzie często kończy się to tragediami. Również jedna z relacji załogi holenderskiego frachtowca „Straat Malakka” wspomina o tym, że widziano pięciomasztową wersję statku-widmo, który powoli dryfował po morzu, pozbawiony całkowicie załogi. Wiele relacji z Cieśniny Meksykańskiej wskazuje, że widziało Latającego Holendra w oddali i to pod bezchmurnym, czystym niebem.
Kolejną tego typu tragedią miała dotyczyć okrętu HMS Baccante na wodach australijskich nieopodal Melbourne i Sydney, która miała miejsce 1 lipca 1881 roku, kiedy to książę Jerzy (później król brytyjski Jerzy V) wraz z 13 innymi osobami widział Latającego Holendra z pokładu innego statku – HMS Inconstant, po czym opisał całe zdarzenie w swoim dzienniku pokładowym. Podobno statek-widmo lśnił dziwną, czerwoną poświatą, zaś jego reje, maszty i żagle były bardzo dobrze widoczne, a sam statek unosił się w powietrzu. Według dziennika, to książę jako pierwszy wypatrzył Latającego Holendra, a marynarz, który uważał inaczej poniósł śmierć na miejscu spadając z masztu kolejnego dnia, co miało potwierdzać prawdziwość jego relacji.
Naukowe wyjaśnienie fenomenu statków-widmo
Naukowcy tłumaczą zjawisko ledwo widocznych okrętów mających być rzekomo statkami-widmo jako miraże jednostek widzianych z oddali. Odpowiedzialne jest za to zjawisko fatamorgany (nazwa powstała od czarodziejki z legendy o królu Arturze i mieczu w kamieniu – Morgany Le Fay), która powstaje w wyniku wystąpienia różnych współczynników załamania światła w powietrzu o mocno zróżnicowanej temperaturze, co wpływa na jego różną gęstość, przez co światło ulega załamywaniu się. Miraże dzieli się na górne o dolne – o ile na pustyni spotyka się głównie miraże dolne, o tyle na morzu są to górne, które obejmują właśnie zjawisko wielokrotnego załamywania się światła w kilku warstwach powietrza o różnej gęstości, co sprawia, że światło rozchodzi się po linii krzywej. W przypadku, kiedy obserwator znajdzie się w miejscu, gdzie dochodzi światło odbite od statku, na przedłużeniu promieni wpadających do jego oka zobaczy prosty obraz statku na tle nieba. Zwłaszcza, że wedle wielu tych relacji, statki-widma (zwłaszcza Latający Holender) unosiły się w powietrzy, tak, jakby latały nad powierzchnią wody. Jeśli zaś chodzi o same tragedie, naukowcy twierdzą, że mogły być one przez nieuwagę załogi, którą ogarnęła panika po ujrzeniu czegoś tak nieprawdopodobnego, jak unoszący się w powietrzu statek (kiedyś zjawisko mirażu górnego nie było tak dobrze znane).
Naukowcy tłumaczą zjawisko ledwo widocznych okrętów mających być rzekomo statkami-widmo jako miraże jednostek widzianych z oddali. Odpowiedzialne jest za to zjawisko fatamorgany (nazwa powstała od czarodziejki z legendy o królu Arturze i mieczu w kamieniu – Morgany Le Fay), która powstaje w wyniku wystąpienia różnych współczynników załamania światła w powietrzu o mocno zróżnicowanej temperaturze, co wpływa na jego różną gęstość, przez co światło ulega załamywaniu się. Miraże dzieli się na górne o dolne – o ile na pustyni spotyka się głównie miraże dolne, o tyle na morzu są to górne, które obejmują właśnie zjawisko wielokrotnego załamywania się światła w kilku warstwach powietrza o różnej gęstości, co sprawia, że światło rozchodzi się po linii krzywej. W przypadku, kiedy obserwator znajdzie się w miejscu, gdzie dochodzi światło odbite od statku, na przedłużeniu promieni wpadających do jego oka zobaczy prosty obraz statku na tle nieba. Zwłaszcza, że wedle wielu tych relacji, statki-widma (zwłaszcza Latający Holender) unosiły się w powietrzy, tak, jakby latały nad powierzchnią wody. Jeśli zaś chodzi o same tragedie, naukowcy twierdzą, że mogły być one przez nieuwagę załogi, którą ogarnęła panika po ujrzeniu czegoś tak nieprawdopodobnego, jak unoszący się w powietrzu statek (kiedyś zjawisko mirażu górnego nie było tak dobrze znane).
Warto tutaj dodać, że miejscem, w którym najwięcej razy zaobserwowano miraże górne jest Cieśnina Meksykańska. Czasami zdarzało się, że pojedynczy członkowie załóg statków twierdzili, że widzieli okręt-widmo z innej epoki, ale zazwyczaj wersje te nie pokrywały się z relacjami większej części załogi, dlatego takim obserwatorom przypisywano stan upojenia alkoholowego podczas obserwacji mirażu.
Latający Holender w kulturze
Sama legenda o Latającym Holendrze na dobre zakorzeniła się w kulturze wysokiej i niskiej stanowiąc inspirację do wielu powieści o tematyce marynistycznej (jak „Okręt widmo” Fredericka Marryat’a czy „Castaways of the Flying Dutchman” i jej sequel „The Angels Command” autorstwa Briana Jacquesa), będąc motywem przewodnim w operze Richarda Wagnera „Latający Holender” z 1843 roku, licznych filmów (o tytule „Latający Holender” czy też w serii „Piratów z Karaibów”, animacji (np. w jednym odcinku „Scooby-Doo”, „Spongebob Squarepants” czy w anime „One Piece” – zwłaszcza w 526 odcinku), gier komputerowych (np. „Alone in the Dark 2”), komiksów, noweli, utworów muzycznych, książek dla dzieci czy parodii, a nawet na jej cześć skonstruowano atrakcję wesołego miasteczka „Latający Holender” będącej statkiem, który wprawiony w ruch wahadłowy w końcu obraca się o 360 stopni. Czasami pseudonim „Latający Holender” przypisywany jest niektórym niderlandzkim sportowcom z różnych dziedzin (piłka nożna, kickboxing, Formuła 1 i inne).
Sama legenda o Latającym Holendrze na dobre zakorzeniła się w kulturze wysokiej i niskiej stanowiąc inspirację do wielu powieści o tematyce marynistycznej (jak „Okręt widmo” Fredericka Marryat’a czy „Castaways of the Flying Dutchman” i jej sequel „The Angels Command” autorstwa Briana Jacquesa), będąc motywem przewodnim w operze Richarda Wagnera „Latający Holender” z 1843 roku, licznych filmów (o tytule „Latający Holender” czy też w serii „Piratów z Karaibów”, animacji (np. w jednym odcinku „Scooby-Doo”, „Spongebob Squarepants” czy w anime „One Piece” – zwłaszcza w 526 odcinku), gier komputerowych (np. „Alone in the Dark 2”), komiksów, noweli, utworów muzycznych, książek dla dzieci czy parodii, a nawet na jej cześć skonstruowano atrakcję wesołego miasteczka „Latający Holender” będącej statkiem, który wprawiony w ruch wahadłowy w końcu obraca się o 360 stopni. Czasami pseudonim „Latający Holender” przypisywany jest niektórym niderlandzkim sportowcom z różnych dziedzin (piłka nożna, kickboxing, Formuła 1 i inne).
Dodatkowe źródła dla zainteresowanych:
1.https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/ciekawostki/latajacy-holender/952
2.https://home.agh.edu.pl/~joanna/harpiun/enigma.htm
3.http://portalmarynarski.pl/latajacy-holender-i-inni/
4.https://www.wiatrak.nl/9765/latajacy-holender
5.https://mysteriesrunsolved.com/pl/2021/08/flying-dutchman.html
6.https://wikideck.com/pl/Lataj%C4%85cy_Holender
7.https://militaryhistorynow.com/2018/05/03/the-ghost-raiders-how-fears-of-nazi-auxiliary-cruisers-caused-panic-in-distant-oceans/
8.https://ririro.com/pl/latajacy-holender/
9.https://historyczni2013.blogspot.com/2014/02/legenda-o-latajacym-holendrze.html
10.https://innemedium.pl/wiadomosc/legenda-latajacego-holendra-czy-po-oceanach-grasuje-statek-widmo
11.https://www.mojaniderlandia.pl/ciekawostki/ile-jest-prawdy-w-legendzie-o-latajacym-holendrze-i-co-wiemy-o-jego-kapitanie-4125.html
12.https://thestrip.ru/pl/smoky-eyes/letuchii-gollandec-frazeologizm-letuchii-gollandec-otryvok-harakterizuyushchii/
13.https://przekroj.pl/nauka/niesmiertelny-latajacy-holender-adam-weglowski
14.https://piracizkaraibow.fandom.com/wiki/Lataj%C4%85cy_Holender
15.https://www.wikiwand.com/pl/Mira%C5%BC
16.https://polarpedia.eu/pl/miraz-gorny/
17.https://sites.google.com/site/zjawiskaoptycznewprzyrodzie/home/miraz-gorny
18.https://glossary.ametsoc.org/wiki/Superior_mirage
1.https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/ciekawostki/latajacy-holender/952
2.https://home.agh.edu.pl/~joanna/harpiun/enigma.htm
3.http://portalmarynarski.pl/latajacy-holender-i-inni/
4.https://www.wiatrak.nl/9765/latajacy-holender
5.https://mysteriesrunsolved.com/pl/2021/08/flying-dutchman.html
6.https://wikideck.com/pl/Lataj%C4%85cy_Holender
7.https://militaryhistorynow.com/2018/05/03/the-ghost-raiders-how-fears-of-nazi-auxiliary-cruisers-caused-panic-in-distant-oceans/
8.https://ririro.com/pl/latajacy-holender/
9.https://historyczni2013.blogspot.com/2014/02/legenda-o-latajacym-holendrze.html
10.https://innemedium.pl/wiadomosc/legenda-latajacego-holendra-czy-po-oceanach-grasuje-statek-widmo
11.https://www.mojaniderlandia.pl/ciekawostki/ile-jest-prawdy-w-legendzie-o-latajacym-holendrze-i-co-wiemy-o-jego-kapitanie-4125.html
12.https://thestrip.ru/pl/smoky-eyes/letuchii-gollandec-frazeologizm-letuchii-gollandec-otryvok-harakterizuyushchii/
13.https://przekroj.pl/nauka/niesmiertelny-latajacy-holender-adam-weglowski
14.https://piracizkaraibow.fandom.com/wiki/Lataj%C4%85cy_Holender
15.https://www.wikiwand.com/pl/Mira%C5%BC
16.https://polarpedia.eu/pl/miraz-gorny/
17.https://sites.google.com/site/zjawiskaoptycznewprzyrodzie/home/miraz-gorny
18.https://glossary.ametsoc.org/wiki/Superior_mirage
Kraken – Mityczny stwór morski a kałamarnica olbrzymia
Wiedza
1 r
129
Dzidki, zapewne wielu z Was słyszało opowieść o morskim stworze przypominającym kałamarnicę, jakim jest Kraken – zwany także w niektórych mitach Triangulem (chociaż niektóre podania mówią o ośmiornicy i w sztuce najczęściej jest przedstawiany jako stwór przypominający właśnie to stworzenie). Osiągał on niewyobrażalne rozmiary, a swoich gigantycznych macek używał do zatapiania i niekiedy nawet niszczenia statków. Według najstarszych zapisów (pierwszy raz wzmianki o Krakenie pojawiły się w dziełach Pliniusza Starszego, historyka i pisarza rzymskiego, który żył pomiędzy 23 r. n. e. a 79 r. n. e.) zamieszkiwał on Cieśninę Gibraltarską oddzielającą Afrykę of Europy i łączącą Morze Śródziemne z Oceanem Atlantyckim. Sama cieśnina ma 14 km szerokości, ale jej głębokość wynosi zaledwie 300 m. Co to oznacza dla samej legendy? Otóż potwór zdolny do niszczenia całych statków musiałby być dosyć sporych rozmiarów, a więc głębokość cieśniny byłaby dla niego trochę niewygodna do życia i byłby dosyć łatwy do zauważenia na tyle, żeby przez prawie 2000 lat został nie tylko wielokrotnie zauważony, ale również zbadany jako gatunek.
Kształtowanie się obrazu Krakena na przestrzeni stuleci
Miejsca występowania Krakena były rozmaite i wraz z upływem lat ulegały zmianie – jedno ze słynniejszych dzieł nowożytnych napisanych przez Erika Pontoppidana w 1775 roku „Natural History of Norway” traktuje, jakoby legendarny stwór miał zamieszkiwać wody nieopodal Norwegii. Jego macki miały mieć wielkość największych okrętów, zaś jego głowa niby była często mylona z wyspami, gdzie po wyjściu na „ląd” potwór budził się i zatapiał wraz ze stojącymi nań ludźmi. Niekiedy również zabarwiał wodę na ciemno, co sprawiało, że statki traciły orientację i nie mogły dostrzec zbliżającego się do nich potwora. To właśnie wtedy po raz pierwszy był opisany jako ośmiornica, a nie kałamarnica, co wpłynęło na zmianę wizerunku – mit ten też przyjął się znacznie lepiej i o wiele bardziej rozpowszechniany był pod postacią ksiąg i opowieści snutych przez żeglarzy. Ponoć sam potwór osiągał nawet 1500 m długości. Warto wspomnieć, że pod koniec XVIII wieku Kraken stał się niezwykle popularnym tematem badań w kręgach naukowców – pojawiało się wiele nowych opisów, na przykład, że osobniki te wywołują tak silne fale wynurzając się, że pod ich wpływem wywracają się całe statki albo że przewracają statki przyklejając do nich swoje przyssawki i zanurzając się wraz z nimi. Wielu angielskich marynarzy po powrocie z podróży zeznawało pod przysięgą, jakoby miało właśnie widzieć wspomnianego potwora morskiego. Sceptycy tych teorii uważali z kolei, że statki niszczone są w wyniku aktywności podwodnych wulkanów, nad którymi przepływały statki.
Miejsca występowania Krakena były rozmaite i wraz z upływem lat ulegały zmianie – jedno ze słynniejszych dzieł nowożytnych napisanych przez Erika Pontoppidana w 1775 roku „Natural History of Norway” traktuje, jakoby legendarny stwór miał zamieszkiwać wody nieopodal Norwegii. Jego macki miały mieć wielkość największych okrętów, zaś jego głowa niby była często mylona z wyspami, gdzie po wyjściu na „ląd” potwór budził się i zatapiał wraz ze stojącymi nań ludźmi. Niekiedy również zabarwiał wodę na ciemno, co sprawiało, że statki traciły orientację i nie mogły dostrzec zbliżającego się do nich potwora. To właśnie wtedy po raz pierwszy był opisany jako ośmiornica, a nie kałamarnica, co wpłynęło na zmianę wizerunku – mit ten też przyjął się znacznie lepiej i o wiele bardziej rozpowszechniany był pod postacią ksiąg i opowieści snutych przez żeglarzy. Ponoć sam potwór osiągał nawet 1500 m długości. Warto wspomnieć, że pod koniec XVIII wieku Kraken stał się niezwykle popularnym tematem badań w kręgach naukowców – pojawiało się wiele nowych opisów, na przykład, że osobniki te wywołują tak silne fale wynurzając się, że pod ich wpływem wywracają się całe statki albo że przewracają statki przyklejając do nich swoje przyssawki i zanurzając się wraz z nimi. Wielu angielskich marynarzy po powrocie z podróży zeznawało pod przysięgą, jakoby miało właśnie widzieć wspomnianego potwora morskiego. Sceptycy tych teorii uważali z kolei, że statki niszczone są w wyniku aktywności podwodnych wulkanów, nad którymi przepływały statki.
Niektóre podania mówią również, że zamieszkuje on Trójkąt Bermudzki, co ma być przyczyną tajemniczych zatonięć statków w tym rejonie lub ich całkowite znikanie w niewyjaśnionych okolicznościach. Niektórzy twierdzą nawet, że wyławiane wraki statków mają być potwierdzeniem roztrzaskania ich przez Krakena. Co ciekawe, jego odpowiednik pojawia się również w mitologii rzymskiej – nazywa się Triangul i jest potworem przypominającym stworzenie morskie z mackami znajdujące się pod władzą boga wód, chmur i deszczu – Neptuna. Podobno śpi przez sto lat, zaś po przebudzeniu przez kolejną setkę atakuje i zatapia statki, zanim znowu zapadnie w długi sen.
Motyw zatapiania statków występuje również w mitologii nordyckiej, gdzie wiele ogromnych bestii morskich specjalizowało się w zatapianiu drakkarów wikingów – jak węże morskie czy właśnie Kraken (gdzie z norweskiego „krake” – ośmiornica, stąd właśnie nazwa mitycznego potwora). Miały one być również odpowiedzialne za powstawanie wirów morskich na norweskich wodach – w tym ogromnych maelstormów, jak największy na świecie Saltstraumen znajdujący się właśnie w pobliżu Norwegii. Niekiedy Krakena myli się również z biblijnym Lewiatanem. Stał się inspiracją do stworzenia przeciwników czy symboli rodowych w licznych opowieściach fantasy, grach komputerowych, komiksach, filmach o piratach lub fantastycznych czy historiach o żeglarzach (jak chociażby słynne „20.000 mil podmorskiej żeglugi” Juliusza Verne czy „Przebudzenie Krakena” Johna Wyndhama).
Kraken a kryptozoologia
Badaniem istnienia takich stworzeń, jak Kraken zajmuje się jedna z gałęzi zoologii - kryptozoologia (dosyć kontrowersyjna dziedzina nauki zajmująca się badaniem zwierząt, które potencjalnie mogłyby istnieć, ale nie ma wystarczającej ilości dowodów, żeby potwierdzić ich istnienie, często uważana za paranaukę, chociaż udowodniono już istnienie kilku anomalii genetycznych – chociażby za sprawą wykopalisk). Badacze specjalizujący się w kryptozoologii zajmują się badaniem prawdopodobieństwa rzeczywistego występowania gatunków, które nie wydają się być zbyt fikcyjne i mogą być na przykład okazami, które uległy anomaliom genetycznym lub gatunkami jeszcze nieodkrytymi lub takimi, które wyginęły, ale nie ma aktualnie żadnych skamielin i innych śladów, które potwierdzałyby ich istnienie – mogły też być jedynie wymysłami lokalnych ludności zamieszkujących dany obszar lub legend. Obiektami takich badań nie są więc stworzenia pokroju pegazów, jednorożców, smoków i innych baśniowych stworów, lecz bardziej przypadki pokroju Yeti’ego, Wielkiej Stopy, Węża Morskiego (prawdopodobnie wzorowanego na wstęgorze królewskim) czy właśnie Krakena, którego podejrzewa się, że jest po prostu wyolbrzymionym mitem opisanym przez Pliniusza Starszego po ujrzeniu przez niego dużego okazu kałamarnicy olbrzymiej. Tak samo, jak wiele gatunków setki lat temu było większych, istnieje prawdopodobieństwo, że również kałamarnice olbrzymie mogły osiągać znacznie większe rozmiary – na tyle duże, że uniemożliwiało to ich połów w celach badawczych jak na wielkość statków i łodzi oraz narzędzi rybackich używanych te ok. 1950 lat temu. Jednak z opisu Pliniusza wyraźnie wynika, że było to ogromne stworzenie o bardzo długich mackach przypominające kałamarnicę.
Badaniem istnienia takich stworzeń, jak Kraken zajmuje się jedna z gałęzi zoologii - kryptozoologia (dosyć kontrowersyjna dziedzina nauki zajmująca się badaniem zwierząt, które potencjalnie mogłyby istnieć, ale nie ma wystarczającej ilości dowodów, żeby potwierdzić ich istnienie, często uważana za paranaukę, chociaż udowodniono już istnienie kilku anomalii genetycznych – chociażby za sprawą wykopalisk). Badacze specjalizujący się w kryptozoologii zajmują się badaniem prawdopodobieństwa rzeczywistego występowania gatunków, które nie wydają się być zbyt fikcyjne i mogą być na przykład okazami, które uległy anomaliom genetycznym lub gatunkami jeszcze nieodkrytymi lub takimi, które wyginęły, ale nie ma aktualnie żadnych skamielin i innych śladów, które potwierdzałyby ich istnienie – mogły też być jedynie wymysłami lokalnych ludności zamieszkujących dany obszar lub legend. Obiektami takich badań nie są więc stworzenia pokroju pegazów, jednorożców, smoków i innych baśniowych stworów, lecz bardziej przypadki pokroju Yeti’ego, Wielkiej Stopy, Węża Morskiego (prawdopodobnie wzorowanego na wstęgorze królewskim) czy właśnie Krakena, którego podejrzewa się, że jest po prostu wyolbrzymionym mitem opisanym przez Pliniusza Starszego po ujrzeniu przez niego dużego okazu kałamarnicy olbrzymiej. Tak samo, jak wiele gatunków setki lat temu było większych, istnieje prawdopodobieństwo, że również kałamarnice olbrzymie mogły osiągać znacznie większe rozmiary – na tyle duże, że uniemożliwiało to ich połów w celach badawczych jak na wielkość statków i łodzi oraz narzędzi rybackich używanych te ok. 1950 lat temu. Jednak z opisu Pliniusza wyraźnie wynika, że było to ogromne stworzenie o bardzo długich mackach przypominające kałamarnicę.
Kałamarnica olbrzymia i kałamarnica kolosalna a Kraken
Kałamarnica olbrzymia (łac. Architeuthis dux) jest obecnie największą znaną kałamarnicą. Po raz pierwszy została odkryta i zbadana w 1853 roku przez duńskiego przyrodnika Japetusa Seenstrupa i według zapisów jej wyrzucone na brzeg martwe ciało liczyło niespełna 14 m długości. Od tego momentu przez dziesięciolecia co jakiś czas znajdowano u wybrzeży w różnych rejonach świata martwe kałamarnice mierzące od 3 m do nawet 18 m długości i wagą do nawet 150 kg (samice) i 250 kg (samce) oraz oczami o średnicy dochodzącej do 37 cm. Największego przedstawiciela kałamarnicy olbrzymiej znaleziono u wybrzeży Nowej Zelandii w 1887 roku – mierzył ponad 18 m długości, z czego 12 m mierzyły same macki. Żyją na głębokości od 300 m do 1200 m w wodach zimnych – jednak nie da się ich spotkać w strefach tropikalnych i okołobiegunowych, co oznacza, że nie lubią skrajnych temperatur. Pierwszy raz na żywo został nagrany okaz o długości 3,35 m dopiero w 2011 rok w pobliżu wysp Osagawara w odległości ok. 1000 km od Tokio przez zespół japońskich naukowców (kałamarnica olbrzymia została uchwycona podczas polowania). Było to pierwsze nagranie zakończone sukcesem – wcześniej podejmowano się ponad setki prób wykonywanych w całkowitej ciszy przy wyłączonych silnikach, ale niestety bezskutecznie. Zwierzęta te są widocznie bardzo czułe na wszelkie drgania, co wyjaśniałoby, dlaczego przez tak długi czas nie zostały dobrze zbadane i zaobserwowano tak niewiele osobników. W żołądkach martwych osobników znaleziono szczątki niewielkich ryb, skorupiaków, płazińców, małży, żachw, a także… innych głowonogów (w tym również tego samego gatunku). Ciekawe jest również to, że osobniki tego gatunku mają aż 3 serca, a ich dzioby są tak twarde, jak u dużych, drapieżnych ptaków, jak orzeł.
Kałamarnica olbrzymia (łac. Architeuthis dux) jest obecnie największą znaną kałamarnicą. Po raz pierwszy została odkryta i zbadana w 1853 roku przez duńskiego przyrodnika Japetusa Seenstrupa i według zapisów jej wyrzucone na brzeg martwe ciało liczyło niespełna 14 m długości. Od tego momentu przez dziesięciolecia co jakiś czas znajdowano u wybrzeży w różnych rejonach świata martwe kałamarnice mierzące od 3 m do nawet 18 m długości i wagą do nawet 150 kg (samice) i 250 kg (samce) oraz oczami o średnicy dochodzącej do 37 cm. Największego przedstawiciela kałamarnicy olbrzymiej znaleziono u wybrzeży Nowej Zelandii w 1887 roku – mierzył ponad 18 m długości, z czego 12 m mierzyły same macki. Żyją na głębokości od 300 m do 1200 m w wodach zimnych – jednak nie da się ich spotkać w strefach tropikalnych i okołobiegunowych, co oznacza, że nie lubią skrajnych temperatur. Pierwszy raz na żywo został nagrany okaz o długości 3,35 m dopiero w 2011 rok w pobliżu wysp Osagawara w odległości ok. 1000 km od Tokio przez zespół japońskich naukowców (kałamarnica olbrzymia została uchwycona podczas polowania). Było to pierwsze nagranie zakończone sukcesem – wcześniej podejmowano się ponad setki prób wykonywanych w całkowitej ciszy przy wyłączonych silnikach, ale niestety bezskutecznie. Zwierzęta te są widocznie bardzo czułe na wszelkie drgania, co wyjaśniałoby, dlaczego przez tak długi czas nie zostały dobrze zbadane i zaobserwowano tak niewiele osobników. W żołądkach martwych osobników znaleziono szczątki niewielkich ryb, skorupiaków, płazińców, małży, żachw, a także… innych głowonogów (w tym również tego samego gatunku). Ciekawe jest również to, że osobniki tego gatunku mają aż 3 serca, a ich dzioby są tak twarde, jak u dużych, drapieżnych ptaków, jak orzeł.
Znajdowano także przedstawicieli innego gatunku (niewiele mniejszego, ale za to znacząco cięższego) – kałamarnicy kolosalnej (łac. Mesonychoteuthis hamiltoni) mierzące nawet do 14 m długości i ważące do 750 kg. Ich oczy mają imponującą średnicę wynoszącą aż 30 cm, zaś gatunek ten żyje na głębokości ok. 3000 m. Mają one masywniejsze głowy, ale krótsze macki w porównaniu do kałamarnic olbrzymich, ale tak samo jak one mają po 10 macek (8 krótszych i 2 dłuższe), gdzie w opowieściach o Krakenie z późniejszych okresów, kiedy określano go jako ośmiornicę, przedstawiano jako potwora z 8 mackami. Pierwszy okaz tego gatunku został odkryty dopiero w 1925 roku – znaleziono jej szczątki w żołądku wyłowionego kaszalota. Dopiero w 2007 roku złowiono doskonale zachowany okaz o długości 10 m i o masie ok. 495 kg, zaś w 2008 roku naukowcy zaczęli rozmnażać ten okaz w akwarium wraz z inną kałamarnicą tego gatunku w celach badawczych. Warto zaznaczyć, że wcześniej aż do 2005 roku odnotowano jedynie 10 egzemplarzy tego gatunku. Największy z okazów złowiono w 2008 roku u wybrzeży Australii – ramiona mierzyły od 12 m do 15 m długości, zaś cały osobnik ważył 245 kg. W przeciwieństwie do kałamarnicy olbrzymiej, okaz ten żyje w wodach antarktycznych, chociaż młodsze osobniki można spotkać w nieco cieplejszych temperaturach. Są one również znacznie bardziej aktywne i agresywne, niż Architeuthis dux.
Oba gatunki zaliczają się do dwóch największych przedstawicieli mięczaków. Nie są zbyt dobrze zbadane ze względu na ich rzadkie występowanie, co utrudnia również określenie, czy są one zagrożone wyginięciem czy też nie. Przedstawiciele obu z nich stanowią za to pożywienie kaszalotów, które nurkują na głębokość ponad 1000m, żeby zapolować na kałamarnice (których pożerają bardzo duże ilości, o czym świadczą niestrawione chitynowe części ich dziobów – ich rekordowa ilość w żołądku jednego martwego kaszalota wynosiła niecałe 18000), co zapewne znacząco przerzedza ich populację. Również u obu z nich stwierdzono akty kanibalizmu, kiedy jeden z osobników zjada drugiego – zazwyczaj po kopulacji, chociaż znacznie częściej dochodziło do odrywania macek przez inne osobniki gatunku, po czym ich pożerania. Buławy ramion chwytnych u obu gatunków mają zdolność do regeneracji. Nie jest znana nawet przybliżona długość ich życia, gdyż do tej pory spotkano niewiele osobników, a te, które zostały nagrane okazały się niezwykle płochliwe – znacznie bardziej, niż większość ryb czy mięczaków. Niewykluczone, że to właśnie kałamarnica olbrzymia została zaobserwowana właśnie przez Pliniusza Starszego i ochrzczona mianem morskiego potwora – w przypadku kałamarnicy kolosalnej żyjącej w znacznie zimniejszych wodach i na większej głębokości jest to bardziej nieprawdopodobne, ale niewykluczone, że późniejsze wzmianki mogły dotyczyć również tego osobnika.
Dodatkowe źródła dla zainteresowanych:
Kraken:
1.https://mityczne.pl/kraken/
2.https://podarilove.ru/pl/uzhasnyi-kraken---mif-ili-realnost-kto-takoi-kraken-mnenie-issledovatelei-i-ochevidcev/
3.https://historia.trojmiasto.pl/Potwory-z-morskich-odmetow-n134901.html
4.https://www.kryptozoologia.pl/kraken,253,34,artykul.html
5.http://empiresilesia.pl/kraken/
Kałamarnica olbrzymia i kałamarnica kolosalna:
6.https://zwierzaki.pl/kalamarnica
7.https://www.medianauka.pl/kalamarnica-olbrzymia
8.https://www.medianauka.pl/kalamarnica-kolosalna
9.https://spidersweb.pl/2022/04/zywa-kalamarnica-olbrzymia-w-niewoli.html
10.https://www.opowiastka.com/ciekawostki1/fakty-o-kalamarnicy-olbrzymiej/
11.https://www.focus.pl/artykul/kalamarnica-olbrzymia-uchwycona-w-trakcie-polowania-to-pierwsze-takie-nagranie-w-historii-wideo
12.https://www.ekologia.pl/wiedza/zwierzeta/kalamarnica-kolosalna
13.https://www.big-animals.com/pl/kalamarnica-kolosalna/
14.https://proline.pl/?n=naukowcom-udalo-sie-zlapac-gigantyczna-kalamarnice
Kraken:
1.https://mityczne.pl/kraken/
2.https://podarilove.ru/pl/uzhasnyi-kraken---mif-ili-realnost-kto-takoi-kraken-mnenie-issledovatelei-i-ochevidcev/
3.https://historia.trojmiasto.pl/Potwory-z-morskich-odmetow-n134901.html
4.https://www.kryptozoologia.pl/kraken,253,34,artykul.html
5.http://empiresilesia.pl/kraken/
Kałamarnica olbrzymia i kałamarnica kolosalna:
6.https://zwierzaki.pl/kalamarnica
7.https://www.medianauka.pl/kalamarnica-olbrzymia
8.https://www.medianauka.pl/kalamarnica-kolosalna
9.https://spidersweb.pl/2022/04/zywa-kalamarnica-olbrzymia-w-niewoli.html
10.https://www.opowiastka.com/ciekawostki1/fakty-o-kalamarnicy-olbrzymiej/
11.https://www.focus.pl/artykul/kalamarnica-olbrzymia-uchwycona-w-trakcie-polowania-to-pierwsze-takie-nagranie-w-historii-wideo
12.https://www.ekologia.pl/wiedza/zwierzeta/kalamarnica-kolosalna
13.https://www.big-animals.com/pl/kalamarnica-kolosalna/
14.https://proline.pl/?n=naukowcom-udalo-sie-zlapac-gigantyczna-kalamarnice