W październiku ubiegłego roku w rządzonej przez komunistów i socjalistów Hiszpanii uchwalono nowe prawo znane pod formułą „tylko tak znaczy tak”. Miało ono być najwyższą formą ochrony kobiet przed przemocą seksualną.
Nowe prawo w praktyce zrównało również wszystkie formy niepożądanych zachowań seksualnych. W największym skrócie jeśli chodzi o kwalifikacje zabronionego czynu nie ma różnicy, czy ktoś kogoś molestował, dotykał w autobusie miejskim etc. czy brutalnie zgwałcił - będzie odpowiadał z tego samego paragrafu.
W Polsce ten, który usiłował zgwałcić odpowiada dokładnie tak jak gwałciciel. Podobnie było w Hiszpanii. Teraz jednak pod rządami nowego prawa ten, który „tylko” usiłował, bo nie doszło do szczegółowo opisanej penetracji, nie może mieć podwyższonej kary, więc dostaje wyrok jak zwykły „macacz”.
Nowe prawo obowiązuje od 7 października, a hiszpańskie sądy zarzucone są wnioskami o rewizje poprzednich wyroków. Przestępcy seksualni powołując się na nowe prawo masowo odwołują się i wygrywają (kary mogą być łagodzone wstecz). Sądy nie mają wyjścia. Spraw jest tysiące, a już wyroki obniżono blisko 800 przestępcom, w tym gwałcicielom i pedofilom.
komunistyczna działaczka z Podemos, minister ds. równouprawnienia, Irene Montero, która przeforsowała nowe przepisy. Publicznie oskarżyła sędziów o faszyzm, seksizm, patriarchalne uprzedzenia. To tylko dolało oliwy do ognia, bo 56% sędziów to kobiety. Nowe przepisy i masowe uwalnianie przestępców seksualnych doprowadziły już do kryzysu gabinet Pedro Sancheza.