Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
14 5 5

3
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Dawno mnie tutaj nie było, więc wracam z nową ciekawostką o II Wojnie Światowej.
Czy jeden kraj można „podbijać” trzy razy w ciągu jednej wojny? Historia Danii podczas II WŚ pokazuje, że jak najbardziej można. To historia godna słynnego Gangu Olsena, zatem zapraszam na opowieść.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
O historii Danii w II WŚ wie się raczej niewiele, głównie o jej szybkim i niezbyt krwawym podbiciu 9 kwietnia 1940 r., gdy Niemcom zajęcie kraju zajęło ok. 4 godzin. Straty po obu stronach wyniosły poniżej 100 ludzi zabitych i rannych. Szersza publiczność poznała tę historię z filmu „9. april”.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Los Danii nie urwał się po wkroczeniu niemieckiej 198. Dywizji Piechoty do Kopenhagi. Niemcy zagwarantowali pozostawienie na tronie panującego króla Chrystiana X (co ciekawe, brata króla Norwegii, Haakona VII) i parlamentu - Rigsdag - w zamian za pełną uległość władz duńskich. Rigsdag przyjął politykę kolaboracji (samarbejdspoltikken), by nie zadrażniać relacji z Niemcami. Na pierwszy plan wysunął się Erik Scavenius (na zdjęciu powyżej), założyciel i lider istniejącej do dzisiaj socjalliberalnej partii Det Radikale Venstre, a także wieloletni minister spraw zagranicznych Danii.

Władzę w Danii sprawowała koalicja socjalliberałów i socjaldemokratów z Socialdemokratiet. Scavenius objął stanowisko premiera. Socjaldemokraci i liberałowie współpracujący z Niemcami - wydaje się paradne, ale było to spowodowane strachem, że Niemcy w Danii zainstalują marionetkowy, kolaboracyjny rząd, rodem tego z Norwegii, gdzie rządził Vidkun Quisling z Nasjonal Samling.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Dania przystąpiła m. in. do Paktu Antykominternowskiego, a po 22 czerwca 1941 r. na front wschodni pojechała wesoła wycieczka Frikorps Danmark, ochotniczego duńskiego legionu SS, liczącego 1164 żołnierzy, dowodzonego przez księcia Christiana von Schalburga, duńskiego arystokraty i żarliwego antykomunisty.

Ponadto, władze niemieckie poprosiły (!) Duńczyków po ataku na ZSRR o internowanie przywódców Komunistycznej Partii Danii. Nadgorliwe władze duńskie aresztowały kogo się dało - w sumie 264 osoby, które zamknięto w duńskim obozie koncentracyjnym Horserød w płn. Zelandii. Obozie zarządzanym przez samych Duńczyków.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Dla niemieckich żołnierzy przydział do Danii był nagrodą. Duńczycy nie byli wrogo nastawieni do Niemców, akty oporu należały do rzadkości, żywności nie brakowało, nie było nawet zaciemnień. Przez lata okupacji nie zginął tam ŻADEN Niemiec. Niemcy traktowali Duńczyków jako Aryjczyków, pokrewnych im samym. Nie nastąpiły tam masowe represje, znane z Polski. Nazywano to „Kremowym Frontem”. Stacjonująca w Danii 416. Dywizja Rezerwowa otrzymała przydomek „Dywizji Bitej Śmietany” od warunków, w jakich służyła.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Creme de la creme (hehe) niemieckiej okupacji Danii było istnienie... duńskiej armii. Dania, obok Protektoratu Czech i Moraw, była jedynym okupowanym przez Niemców państwem, który nadal utrzymywał swoją armię i flotę. Co prawda w dużej mierze zdemobilizowaną (bez lotnictwa), ale istniejącą. Liczyła ona 2200 żołnierzy i oficerów, oraz 1100 członków służb pomocniczych.

Ale główną siłą była flota. Kongelige Danske Marine miała całkiem sporą siłę z dwoma pancernikami obrony wybrzeża - „Niels Juel” i „Peder Skram”, a także 11 torpedowcami i 11 okrętami podwodnymi. Niemcy cenili ją za trałowanie min, nadzór nad portami i zabezpieczanie Cieśnin Duńskich.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
30 lipca 1943 r., na wieść o niemieckich klęskach na Łuku Kurskim i Sycylii, w Danii doszło do serii strajków i protestów, pojawiły się też pierwsze akty sabotażu. Wybuchły zamieszki, z którymi władze duńskie nie mogły sobie poradzić. Niemcy czekali spokojnie. Dopiero 28 sierpnia 1943 r. Pełnomocnik Rzeszy w Danii, SS-Obergruppenführer dr Werner Best (na zdj. obok premiera Scaveniusa) zażądał uspokojenia nastrojów, wprowadzenia godziny policyjnej, zakazu zgromadzeń i kar śmierci za sabotaż. Władze duńskie naiwnie odmówiły żądaniom.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Niemcy nie wybaczali nieposłuszeństwa. A Duńczycy przekonali się o tym w ciągu jednego dnia - 29 sierpnia 1943 r., gdy niemieckie dywizje porzuciły swe pielesze i rozpoczęły operację „Safari” - wojskową okupację Danii.

O 4:00 oddziały niemieckich 416. i 160. Dywizji Rez. na ciężarówkach zaczęły zajmować obiekty duńskiej armii i rozbrajać Duńczyków. Dochodziło nawet do strzelanin, jak w koszarach Hærens Kampskole i Næstved, oraz pałacu króla Sorgenfri w Kopenhadze, w których padli zabici po obu stronach.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Nagłe strzelaniny zaalarmowały dowództwo duńskiej floty. Już  o 4:08 wiceadmirał Aage Helgesen Vedel, dowódca floty, nakazał okrętom wyjście z głównej bazy Holmen w Kopenhadze. Celem było przedarcie się do neutralnej Szwecji, lub, jeśli było to niemożliwe - zatopienie okrętów.

Niemcy kontrolowali wejście do portu. Duńczycy zaczęli zatapiać okręty. Na dnie basenu portowego spoczął pancernik „Peder Skram”, 4 torpedowce i 21 innych okrętów. Do 7:00 Niemcy opanowali bazę po strzelaninach z duńskimi marynarzami i wzięli do niewoli duńskie dowództwo.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Ponieważ nie cała flota znajdowała się w Holmen, części mniejszych jednostek udało się uciec do Szwecji. Inne przejęli Niemcy w Nyborgu, Kalundborgu, Korsør.

Najbardziej dramatyczne chwile przeżył flagowy pancernik „Niels Juel”, który znajdował się w Holbæk. Po odebraniu komunikatów, jego dowódca, kmdr Carl Westermann, kazał wyjść z portu i płynąć do Szwecji. Jednak zanim to uczynił, okręt zaatakowały nurkujące Stukasy - najpierw z działek, potem bombami. Pancernik został uszkodzony zaczął nabierać wody, więc wyrzucił się na brzeg. Dowódca kazał go zdemolować - na próżno. Z braku materiałów wybuchowych okręt był tylko lekko uszkodzony. Niemcy go później sholowali i wcielili do swojej floty.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Operacja „Safari” zakończyła się. Poległo 11 Niemców i 23-26 Duńczyków, po ok. 50 ludzi zostało rannych. „Drugi podbój Danii” zajął Niemcom znowu 4 godziny. 4600 duńskich żołnierzy poszło do niemieckiej niewoli. Na 51 duńskich okrętów, 32 zostały zniszczone (15 podnieśli Niemcy), a 13 uciekło do Szwecji.

Zaczęła się prawdziwa okupacja Danii. Niemcy przejęli kontrolę nad obozem Horserød, a jego więźniów wysłali do KL Mauthausen. Przystąpili też do eksterminacji Żydów, ale Duńczycy, uprzedzeni przez niemieckiego dyplomatę Georga Duckwitza, zdołali ewakuować większość z nich - ok. 7000 - do Szwecji w październiku 1943 r.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Nim wojna się skończy, 19 września 1944 r., gdy wybuchnie kolejna fala strajków, Niemcy znowu podbiją Danię. Rozbroją wszystkie duńskie formacje, w tym policję i wprowadzą terror, znany z innych państw. Duńscy policjanci pójdą do obozów koncentracyjnych Neuengamme i Buchenwald, a zastąpi ich brutalna nazistowska policja polityczna HIPO - duński klon Gestapo.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Dania długo nie będzie uznana za członka Aliantów.  Gdy władze duńskie ogłoszą w lutym 1944 r. o uznaniu ich za Aliantów, oprotestują to Sowieci i Brytyjczycy. Nawet mimo organizowania w Szwecji - pod koniec wojny coraz bardziej jawnie wspierającej Aliantów (np. zwalniając alianckich lotników z internowania, czy pozwalając działać alianckim komandosom) - Brygady Duńskiej i Duńskiej Flotylli Wojennej. Dopiero 5 maja 1945 r., gdy Brytyjczycy wejdą do Kopenhagi, uznają Danię za państwo sojusznicze.

Dla Danii wojna zakończyła się szczęśliwie, choć pokrętne były jej losy w trakcie i po samej wojnie. Na czele z okupowaną przez Sowietów wyspą Bornholm. Ale - to już inna historia, którą opowiem kiedy indziej.

To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+79

Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
14 6 9

14
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Witam wszystkich ponownie, znowu z rocznicowym postem.

Wczoraj, 8 września, minęła 80. rocznica bitwy pod Rząbcem (powiat włoszowski) stoczonej 8 IX 1944 r. - największej bitwy Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych i największego zwycięstwa polskiego podziemia nad komunistyczną partyzantką.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Brygada Świętokrzyska powstała 11 sierpnia 1944 r. na Kielecczyźnie. Jej dowódcą był ppłk Antoni Szacki "Bohun" (na zdjęciu). W 1944 r. liczyła 822 ludzi w dwóch pułkach - 202. Ziemi Sandomierskiej i 204. Ziemi Kieleckiej. Jednostka wywodziła się z tego odłamu NSZ, który nie scalił się z AK - Związku Jaszczurczego. Związek Jaszczurczy uznawał bowiem, że Armia Krajowa postępuje bardzo lekkomyślnie, współdziałając z Sowietami i ujawniając przed nimi swoje struktury. Doprowadzało to do masowych aresztowań i wywózek. NSZ-ZJ uważał zaś Sowietów za wrogów równych Niemcom i traktował ich jako okupantów, których trzeba niszczyć.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Tak się złożyło, że w rejon działania Brygady trafił tam również oddział Armii Ludowej - komunistycznej partyzantki. Armia Ludowa słynęła z napaści, podpaleń, grabieży, morderstw i gwałtów. Na koncie miała także liczne mordy na Żydach (np. pogrom w Ludmiłówce, gdzie zamordowali ponad 100 Żydów!) i żołnierzach Armii Krajowej, czy Narodowych Sił Zbrojnych (np. mordy w Owczarni, czy Drzewicy), a także kolaborację z Gestapo. Była to de facto sowiecka agentura w Polsce i sporą część jej członków stanowili instruktorzy z sowieckiego wywiadu GRU i NKGB. Poza nimi liczni byli też Żydzi i pospolici kryminaliści, skazywani często jeszcze przed wojną. Jej głównym zadaniem, poza grabieżą i mordami, było zwalczanie polskiego podziemia niepodległościowego i przygotowywanie Polski do sowietyzacji.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Oddział, o którym mowa, dowodzony był przez Tadeusza Grochala "Tadka Białego" (na zdj.). Grochal był znanym w okolicy mordercą i bandytą, którego oddział już rok wcześniej rozbiła AK, a o pomoc przed nim ludność błagała nawet Niemców! Gdy tylko jego banda pojawiała się w okolicy, okoliczni chłopi ściągali niemiecką żandarmerię i wraz z nią tropili komunistów.

28 października 1943 r. na polecenie mjr Mieczysława Tarchalskiego "Marcina" oddziały AK w pow. włoszczowskim przystąpiły do rozprawy z bandą Grochala. Gdy ten zaczął rabować i palić wieś Karczowice, został otoczony przez oddział AK. Gdy banda nie chciała się poddać, AK-owcy prawie wszystkich wystrzelali. Sam Grochal zdołał zbiec i odtworzyć bandę. Do bandy Grochala w lipcu 1944 r. dokooptowano 11-osobową grupę spadochroniarzy NKGB "Szturm" dowodzoną przez mjr Iwana Karawajewa. Oddział zasiliło wielu dezerterów z niemieckich policyjnych formacji wschodnich, odpowiedzialnych za liczne zbrodnie za okupacji - Rosjan, Ukraińców, Azerów. Oddział liczył w sumie ok. 200-250 ludzi.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
8 września 1944 r. oddział Grochala i Karawajewa pod Rząbcem pojmał 12-osobowy patrol z Brygady Świętokrzyskiej ppor. Franciszka Bajcera "Sanowskiego" (na zdj.). Ci udawali się do młyna, by kupić mąkę dla oddziału. Jeńców pobito i ograbiono, a następnie zapędzono ich, by wykopali sobie groby. Ppor. Bajcer - przywiązany do drzewa i bity kolbami przez komunistów - poprzysiągł sobie, że jeśli to przeżyje, to zostanie księdzem. Jeden z nich zdołał zbiec i powiadomić dowództwo Brygady Świętokrzyskiej.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
W odpowiedzi na to, ppłk Szacki zarządził alarm i natychmiastowe uderzenie na zgrupowanie komunistyczne znajdujące się w leśniczówce Henryków pod Rząbcem. Z samego rana oddziały Brygady - w sumie ok. 800 ludzi - okrążyły komunistów z trzech kierunków i zaczęły atak tuż przed egzekucją jeńców. W ataku wzięły udział oba pułki Brygady - 202. i 204., zasypując wroga gradem pocisków z broni maszynowej i granatami.

Walka trwała niecałą godzinę. Pierwsi pękli Rosjanie-dezerterzy, którzy zaczęli się poddawać, gdy partyzanci NSZ wpadli do obozowiska. Widząc to, Karawajew i Grochal zarządzili odwrót. Zdołali się przebić przez okrążenie, ale ponieśli ciężkie straty. Uciekli tylko oni i dziesięciu ludzi.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Zginął jeden żołnierz NSZ, a jeden został ranny, po drugiej stronie było 34 poległych i 30 rannych, oraz 40 wziętych do niewoli AL-owców i 67 Rosjan. Zdobyto 2 ciężkie karabiny maszynowe, radiostację, moździerz, 50 pepesz i 120 karabinów. Znaleziono też listy proskrypcyjne ludności do rozstrzelania przez komunistów - urzędników, ziemian, członków podziemia, bogatszych chłopów...

4 członków AL rozstrzelano za zbrodnie na cywilach, 13 wcielono do Brygady, resztę zwolniono. Wśród wcielonych był Władysław Machejek (na zdj.) - późniejszy gorliwy komunista i pisarz-grafoman. Został nawet ordynansem płk Szackiego, lecz zbiegł później. Po wojnie bardzo chciał odkupić swoje winy, wysyłając liczne donosy i zostając konfidentem UB. Znany jest także ze sfałszowania dziennika Józefa Kurasia "Ognia", w którym zawarł niewydarzone brednie obciążające partyzanta, które do dzisiaj są traktowane jako... autentyczne źródło historyczne.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Nie wiedziano, co zrobić z Rosjanami. Byli zbyt niepewni, obawiano się, że znowu zdezerterują. Ponadto, wielu z nich uczestniczyło w zbrodniach na ludności cywilnej. Zdecydowano, że zostaną rozstrzelani. Nim to jednak nastąpiło, wieczorem 8 września doszło wśród nich do buntu, podczas którego zginęło 2 żołnierzy Brygady. 67 Rosjan zginęło w trakcie jego tłumienia.

Po wojnie komunistyczni autorzy, jak Ryszard Nazarewicz i Józef Garas, ex-członkowie Armii Ludowej, którzy sami ledwo umknęli Brygadzie, a także byli milicjanci, wypisywali niestworzone brednie, jak to pod Rząbcem NSZ atakowało wspólnie... z niemieckimi czołgami i razem z Gestapo rozstrzeliwało bohaterskich komunistów. Bitwa ta wywoływała niesłychaną wściekłość komunistów przez kolejne dekady w PRL i była główną przyczyną nienawiści do Brygady Świętokrzyskiej. Wszak Brygada położyła trupem pod Rząbcem (i nie tylko) wielu kolegów rządzących po wojnie Polską ludzi...

Na miejscu jej stoczenia postawiono pomnik, gloryfikujący Armię Ludową i Sowietów. Pomnik ten co roku - dopóki nie został rozebrany w 2018 roku - bardzo chętnie odwiedzali politycy lewicowi, a także przedstawiciele... Rosji i Białorusi. Pomnik na szczęście zmieniono i obecnie upamiętnia on zwycięstwo Brygady.

A podporucznik Bajcer? Dotrzymał słowa. Po wojnie ukończył studia w Rzymie i został księdzem. Zamieszkał w RPA, gdzie zmarł w 1960 roku.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+126

Przyjaciele Polaków na Wołyniu
13 629 122 126

296
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Dawno mnie tu nie było, więc witam ponownie z historycznym postem. Jeśli dzidka się spodoba, za kilka dni przygotuję kolejną.
Wiele mówi się o Wołyniu, o ludobójstwie Polaków, o polskiej samoobronie. Jednak mało znanym aspektem tej tragedii jest to, jak Polaków ratowali żołnierze Królestwa Węgier.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Węgrzy, jak inne kraje Osi, wzięły udział w inwazji na ZSRR od 27 czerwca 1941 r. po zbombardowaniu przez Sowietów Koszyc. Do inwazji wyznaczono jednostki tzw. Węgierskiego Korpusu Szybkiego - formacji złożonej z dwóch brygad zmotoryzowanych, dwóch batalionów pancernych, brygady górskiej, jednostek rowerowych itp. Atak posuwał się stosunkowo szybko. Jednostki węgierskie walczyły na południowym odcinku frontu, obejmującym polskie Kresy Wschodnie i Ukrainę.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Sympatie Węgrów szybko stały się jasne. Przykładem jest sytuacja z lipca 1941 r. kilku Polaków zostało aresztowanych przez ukraińską milicję OUN w Korczynie k. Stryja, stacjonujący opodal Węgrzy wpadli na posterunek, zdemolowali go i uwolnili aresztowanych, krzycząc: "Jaka Ukraina?! Tu nie ma żadnej Ukrainy! Tu jest Polska!".

Banderowcy Węgrów uważali za "worohiw samostijnej Ukrajini" i wzywali do ich niszczenia Wszak Węgry zdławiły istnienie ukraińskiego quasi-państewka - Karpato-Ukrainy w marcu 1939 roku. Jednak OUN nie miała szans z armią Węgier. Ta bardzo szybko rozpędziła ukraińskie milicje i komitety, a komendantów i urzędników OUN aresztowała, lub rozstrzelała. Władzę zaś w wielu miejscowościach przekazali... Polakom.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Węgrzy jak to Węgrzy, pałali sympatią do Polaków. Jeden z polskich mieszkańców wsi Germakówka wspominał: ''Obozowisko mieli [Węgrzy] w parku. To był dobry czas. W domu nawet nie gotowaliśmy. Wspólnie z siostrą chodziliśmy do ich kuchni i wracaliśmy z wiadrem pełnym ugotowanego mięsa. Tak że wystarczyło dla wszystkich domowników, a i jeszcze dla sąsiadów było.''

Z kolei Wincenty Romanowski, żołnierz AK wspominał: ''Ważnym wydarzeniem w życiu Polaków było obsadzenie wołyńskich garnizonów Węgrami. Mieliśmy w nich prawdziwych przyjaciół i sprzymierzeńców, zarówno w rozgrywkach przeciwko Niemcom, jak i w czasie organizowania ochrony życia przed zakusami nacjonalistów ukraińskich. Ludność polska nawiązała wiele kontaktów z żołnierzami i oficerami garnizonu w Zdołbunowie. W każdą niedzielę duży oddział przychodził do kościoła na mszę. Śpiewali swoje pieśni, których nauczyli się również Polacy. Strofy węgierskiego hymnu narodowego przywoływały wspomnienia polskiej pieśni »Boże, coś Polskę«. Nad prezbiterium przez całą wojnę wisiało godło państwa polskiego – duży biały orzeł na czerwonym polu''
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Do pilnowania porządku na terenach Wołynia i Galicji wyznaczony został węgierski VII. Korpus gen. Istvana Kissa, złożony ze słabszych 111., 123., 124. Dywizji Lekkich, oraz 18. i 25. Dywizji Piechoty. Jednostki te miały pilnować torów kolejowych, mostów, dróg i linii telefonicznych.

Gdy latem 1943 r. UPA rozpoczęła ludobójstwo Polaków na Wołyniu, garnizony węgierskie stały się dla nich schronieniem. Tak było w miasteczku Mizocz, gdzie garnizon węgierski przez całą noc 24/25 sierpnia 1943 r. odpierał ataki UPA przy wsparciu polskiej samoobrony. Po walce Węgrzy pomogli grzebać zabitych, a następnie ewakuowali Polaków. Warto dodać, że nie był to jedyny przypadek walki Polaków i Węgrów przeciwko UPA. Takie bitwy miały miejsce także później, w Małopolsce Wschodniej - zimą i wiosną 1944 roku, np. podczas obrony Siwki Kałuskiej, gdzie Węgrzy rozdali Polakom broń i razem bronili wsi, czy gdy węgierska kompania przybyła na miejsce, ocaliła miasteczko Rożyszcze przed atakiem UPA.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Raport polskiego podziemia podawał: ''Węgrzy odgrywają dużą rolę w walce z bandami. Członkowie band pochwyceni przez Węgrów są sprowadzani do Lwowa i maszerują z rękami związanymi drutem kolczastym. Wielu z nich ma przywiązane do rąk narzędzia mordu, z którymi ich związano (siekiery, widły itp.)''.

Inny meldunek mówił: ''Wszędzie, gdzie są Węgrzy, stan bezpieczeństwa wybitnie się poprawił. Węgrzy bezwzględnie tępią antypolskie wystąpienia band ukraińskich i zdarzają się często wypadki, że oddziały węgierskie specjalnie udają się do miejscowości, gdzie ludność polska może być zagrożona ze strony band ukraińskich, aby przewieźć ją wraz z mieniem do bezpiecznych ośrodków.''
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej 1943-44 Węgrzy ocalili szereg miejscowości, czy to aktywnie je broniąc, czy ewakuując ich mieszkańców: Felizienthal, Rypne, Sitarówkę, Wiśniowiec, Klewań, Ożenin i Perespę. Zorganizowano także wyjazd 500 pogorzelców ze Zdołbunowa na Węgry.

Węgierscy lekarze udzielali też pomocy rannym i chorym i dostarczali leki, kapelani pomagali grzebać pomordowanych i odprawiali Msze, żołnierze karmili i ubierali pogorzelców. Za mordy na Polakach Węgrzy stosowali odwet na wsiach ukraińskich i pacyfikowali je. Węgierscy dowódcy żądali także od Niemców przeciwdziałania ludobójstwu banderowców na Polakach, co doprowadziło do zadrażnień z Niemcami.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Warto też dodać, że Węgrzy często współdziałali z 27. Wołyńską Dywizją Armii Krajowej. Ustalali z Polakami trasy przemarszu i sygnały, przepuszczali się nawzajem, udając, że się nie widzą, dostarczali potajemnie broń, chronili rannych Polaków przed Niemcami, a "wziętych do niewoli" partyzantów - wypuszczali. Zdarzało się też, że Węgrzy udawali "walkę" z Polakami, strzelając w powietrze, by potem przekazać AK amunicję i granaty. Walki AK z Węgrami były rzadkie, obie strony starały się jak mogły ich unikać.

Meldunek AK z wiosny 1944 mówił: ''Węgrzy na Wołyniu użyci do akcji wycofują się z natarcia przeciw naszym oddziałom stwierdziwszy, że to Polacy, a nie Ukraińcy, nawiązują z naszymi oddziałami łączność i starają się być pomocni.''
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Banderowcy przestraszyli się udziału Węgrów. Dążyli do porozumienia z nimi i zabiegali o przynajmniej neutralność z ich strony. Mimo rozmów, czasowego zawieszenia broni, a nawet misji UPA do Budapesztu, Węgrzy do samego końca pobytu na Kresach latem 1944 roku zachowali propolską postawę. Z UPA zaś stale dochodziło do zatargów i walk, banderowcy zaś napadali i rozbrajali oddziały węgierskie.

Warto pamiętać o tej mało znanej karcie Wołynia i kolejnym przykładzie przyjaźni polsko-węgierskiej.

To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+3585
0.11828589439392