Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.

17
W końcu udało mi się przezwyciężyć lenia i zdecydowałem się opisać zajście w Waco. Przy czym będę musiał czytających z początku ostrzec – to będzie najdłuższa jak do tej pory dzida odnośnie wpadek służb federalnych stanów zjednoczonych. Jak się okazuje, tyle jest w niej kurewsko głupich rzeczy, że aż żal cokolwiek ominąć. Tak więc jak ktoś ma jakąś awersję do czytania, nie mówcie, że nie ostrzegałem.
Zanim w ogóle przejdziemy do obgadania tego burdelu, chciałbym tylko wspomnieć, że oblężenie w Waco jest czymś, z czym wielu z was mogła mieć styczność, ale nie zdaliście sobie z tego sprawy. Każdy rasowy dzidowiec pewnie kojarzy taką gierkę o nazwie Postal 2, gdzie jest sobie taka postać imieniem Wujek Dave. Był on liderem sekty, no i w pewnym momencie na chatę wjebało mu się ATF. Jeśli przeszliście tę misję to tak na dobrą sprawę wiecie mniej więcej co się odjebało w Waco, bo mimo swojej satyrycznej otoczki to Postal 2 naprawdę nieźle oddał absurd całej tej sytacji. Niemniej jednak, jest co dopowiedzieć.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
W tej historii nie ma bohaterów… Jest w niej za to pełno zjebów. Władze federalne, w szczególności ATF oraz FBI wiedziały doskonale, że po Ruby Ridge ich reputacja była w bardziej opłakanym stanie niż silnik w aucie przeciętnego Seby. Oczywiście nigdy się to tego publicznie nie przyznali, ale wewnętrznie wiedzieli, że zjebali gdzie tylko można. Potrzebowali czegoś, co zmieni opinię publiczną, co ukaże, że mimo tej katastrofalnej porażki dalej są użyteczni, dalej można im ufać. Kiedy kult w Waco w stanie Texas zaczął maczać palce w broni palnej, wywęszyli okazję, aby się wykazać. Tak więc, jak im poszło?
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
…Ale nie uprzedzajmy faktów.

Sekty religijne – jest to coś, co w Stanach Zjednoczonych jest niemalże odwieczną udręką, ale nie tylko tam. Prawie w każdym kraju znajdzie się jakaś sekta, mniej lub bardziej pierdolnięta. U nas w Polsce też istnieją takowe organizacje. Dobrym przykładem jest sekta Niebo, która pomogła Januszowi Ochnikowi spierdolić z zakładu psychiatrycznego w 1994 roku. Sekty w głównej mierze działają na zasadzie kopiuj-wklej – mamy charyzmatycznego lidera, który przy pomocy różnych taktyk zrobił papkę z mózgu swoim wierzącym, ojebał ich z kasy, przekonał wszelakie kobiety aby go wyruchały (bonusowe punkty spierdolenia jeśli dobierał się do nieletnich), no i zazwyczaj to wszystko kończy się grupowym samobójstwem.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
The Branch Davidians (w tłumaczeniu na język polski oznacza to „Gałąź Dawidowa”. Żeby nie było, że będę się jebał z tłumaczeniem tak jak ostatnio, dla uproszczenia nazwijmy ich Dawidowcami) jako organizacja narodziła się w 1955 roku, aczkolwiek w rzeczywistości był to odłam innego kultu – powstałej w 1934 roku sekty pod nazwą… Pała Pasterza (ja pierdole XD), która z kolei powstała, bo jej założyciel został wypierdolony z jeszcze innej sekty zwanej „Seventh-day Adventist Church” (Siedmiodniowy… Adventowy… Pierdole to, wiecie o co chodzi). Pały skupiały się na księdze objawień i przybyciu Jezusa Chrystusa, który zabrałby wierzących ze sobą do nieba. Victor Houteff, założyciel sekty zdecydował, że odkryje tożsamość wszelakich osób z księgi objawienia i będzie się przygotowywał na przyjście Chrystusa. Sporządził swój manuskrypt, który następnie przekazał wszelakim liderom w tej oryginalnej sekcie, aczkolwiek nie miał zbyt wielkich polotów – tudzież został wyjebany za herezję. W 1935 roku zakupił kawałek ziemi niedaleko Waco w teksasie który przezwał „Górą Carmel”, na cześć miejsca ze starego testamentu, gdzie Eliasz wzywał Izraelczyków do nawrócenia się. Z czasem doszło więcej ludzi, no i się rozbudowali. Victorowi szło nawet nieźle, ponieważ z początkiem lat pięćdziesiątych szacowana ilość członków sekty wynosiła jakieś 100,000 ludzi.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
W 1946, człowiek imieniem Benjamin Roden wstąpił w szeregi sekty. Miał on dosyć unikalne podejście do interpretacji nauk – skupiał się on bowiem na nadchodzącej apokalipsie (możemy to sobie odkreślić z bingo), przez co wiele osób zainteresowało się tym, co miał do powiedzenia.
Wtedy to 5 lutego 1955 roku doszło do nieoczekiwanego wydarzenia. Mimo dobrego stanu zdrowotnego, Victor Houteff zmarł na niewydolność serca. Jego żona, Florence, próbowała przejąć zarządzanie kultem, ale ze względu na różnice w wierze, doszło do rozłamu. Wtedy to Benjamin utworzył Dawidowców.
Pewnego dnia, Florence oznajmiła, że miała wizję od Boga – koniec świata miał mieć miejsce 23 Kwietnia 1959 roku. Jej wierni przybyli wraz z nią do głównego budynku i oczekiwali tego końca świata… Który nigdy nie nadszedł. Po tej wtopie wierni zaczęli się wykruszać, no i Benjamin wykupił budynek oraz ziemię, na którym się znajdował. W przeciwieństwie do Pał, Dawidowcy nie mieli porównywalnych rozmiarów – mieli mniej niż 100 członków.
22 października 1978 roku, Benjamin zmarł (nie byłem w stanie znaleźć przyczyny śmierci), po czym podobnie jak w przypadku Victora, jego żona, Lois, przejęła stery i zarządzała sektą… Do czasu. W 1981 roku szeregi sekty zasilił mężczyzna imieniem Vernon Wayne Howell.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Niedługo po wstąpieniu do sekty, Vernon zaczął spędzać coraz to więcej czasu z Lois. W swojej książce z 1999 roku zatytułowanej „Miejsce zwane Waco” jeden z członków sekty któremu udało się przeżyć oblężenie, David Thibodeau, spekulował, że doszło między nimi do kontaktów seksualnych. Przy czym chłop wtedy miał 22 lat na karku, Lois miała 65, tak więc… No… Wyobrażenia odnośnie tego jak to wyglądało pozostawiam wam. Ponoć po kryjomu Vernon miał twierdzić, że dziecko jakie razem będą mieli będzie „wybrańcem”. To była raczej kiepska przepowiednia, ze względu na taką jedną rzecz zwaną menopauzą.
Vernon, oprócz swojego talentu do muzyki okazał się być bardzo charyzmatycznym mówcą. Przekonał do siebie wielu członków kultu. Niemniej jednak, dalej musiał się liczyć z przeciwnikami. Jednym z nich był syn Lois i Benjamina, George Roden. George nienawidził Vernona – uważał jego nauki za bezsensowne (tak, jeden sekciarz spinał się na drugiego). W 1983 roku George Roden przejął dowództwo nad sektą. Jego pierwszym celem było usunięcie Vernona z szeregów Dawidowców. Nie było to łatwe – ze względu na słabe panowanie Lois oraz jej faworyzowanie Vernona zaczynało dochodzić do kolejnego rozłamu. Ich nienawiść względem siebie nie znała granic – kiedy w 1984 roku doszło do pożaru w którym spłonął budynek administracyjny, a szkody sięgnęły pół miliona dolarów, George obwinił za to Vernona. Vernon zaś stwierdził, że to była robota Boga, który nienawidził Georga. Doszło do długiej kłótni. W pewnym momencie George nie wytrzymał – on i jego zwolennicy wyciągnęli broń i kazali Vernonowi i jego pobratymcom wynosić się z budynku. Jak im kazali tak zrobili – Vernon i jego wierni odeszli, po czym George zmienił nazwę ośrodka z Góry Carmel na Georgeville.
Przez 3 lata żyli po oddzielnych krańcach miasta i dochodziło między nimi do różnego rodzaju sprzeczek. Sytuacja na nowo eskalowała w 1987, rok po śmierci Lois, kiedy Vernon wrócił do ośrodka. Doszło między nimi do kolejnej kłótni, która poskutkowała tym, że przenieśli się na cmentarz który znajdował się obok ośrodka, gdzie George zaczął odkopywać kultystę który zdechł jakieś 20 lat temu. I teraz na sakramentalne pytanie „Po chuj?”, odpowiedź jest tak głupia, że aż śmieszna. Otóż George wyzwał Vernona na pojedynek aby sprawdzić, który z nich będzie wstanie wskrzeszać zmarłych. George oczywiście w późniejszych wywiadach i zeznaniach wypierał się tego, tłumacząc, że po prostu przenosił ciała… Ale powodu dla którego to robił już nie podał. Vernon zdecydował się nie podjąć wyzwania, zamiast tego wybrał się do biura szeryfa, gdzie oskarżył swojego rywala o zbezczeszczenie zwłok. Szeryf mu powiedział, że nie będą mogli przeprowadzić śledztwa tylko na podstawie jego zeznań, potrzebowaliby czegoś bardziej rzetelnego, jak na przykład zdjęć. Kilka miesięcy później, w listopadzie 1987 roku, Vernon i 7 jego wiernych włamało się do ośrodka na nowo, tylko tym razem byli uzbrojeni. Według nich, chcieli tylko uzyskać dowody obciążające Georga, aczkolwiek nigdy nie zabrali ze sobą żadnego aparatu ani kamery. Inni twierdzą, że śmierć Lois pozwoliła mu na pełne przejęcie kultu przy użyciu siły. Pech chciał, że akurat wtedy George robił sobie przechadzkę i złapał ich na gorącym uczynku. Doszło do wymiany ognia. Zarówno George jak i Vernon zostali ranni, ale zanim ktokolwiek zginął na miejsce przybyła policja.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
W procesie odnośnie tej strzelaniny, Vernon tłumaczył się, że był na miejscu ponieważ usłyszał, że George planuje przeciwko niemu „podejrzane działania”, więc chciał sam sprawdzić, ile w tym prawdy. Twierdził, że podczas strzelaniny strzelał w niebo, nie chcąc nikogo zabić. Ludzie Vernona zostali uniewinnieni, a sam proces względem niego unieważniony. Tymczasem George narobił sobie wrogów – został skazany za obrazę sądu ze względu na groźby z jego strony odnośnie sędziego oraz prawników. Po opuszczeniu aresztu dowiedział się, że wielu z jego wiernych opuściło szeregi jego odłamu sekty i przeszło na stronę Vernona. Z każdym dniem George wkurwiał się coraz bardziej. Cała ta złość miała kulminację w 1989 roku, kiedy to jeden z wiernych jego własnego odłamu przyszedł do niego twierdząc, że miał objawienie od Boga. George zabił go siekierą, ponieważ był przekonany, że był to agent działający na usługach Vernona chcący go ośmieszyć. Efekt tego zajścia był do przewidzenia – jego wierni go opuścili, a sam poszedł do szpitala psychiatrycznego ze względu na wyrok o niepoczytalności.
Vernon wykupił ziemię i budynek pod swoje imię. No i jak się przechadzał po ośrodku, w piwnicy znalazł… Laboratorium metaamfetaminy. George albo któryś z jego odłamka sekty produkował metę. Więc co zrobił Vernon? Zadzwonił do szeryfa, poinformował go o tym, po czym biuro szeryfa to uprzątnęło. Zapamiętajcie to, bo będzie ważne.
Vernon triumfował. Znowu przybył do ośrodka, ale tym razem jako nowy władca tej sekty. Przemianował nazwę z powrotem na „Górę Carmel”, a samemu zmienił imię… Na David Koresh.
David głosił, że nie tylko Jezus nosi nazwisko Chrystus, lecz każdy syn Boży, który głosi jego objawienia. Twierdził, że on też był takim Chrystusem. Głosił, że to właśnie jego wierni będą walczyć z armią Babilońską, która będzie ich otaczać z każdej strony podczas ich ostatnich dni. David chciał stworzyć armię, która będzie walczyła aż do samego końca (o ironio…). Stąd też dostali lekkiego pierdolca na punkcie broni i zaczęli ją gromadzić.
W 1989 David twierdził, że doznał kolejnego objawienia od Boga, w którym ten mu kazał spłodzić dokładnie 24 dzieci, które podczas tych ostatnich dni ludzkości będą sędziami. Tudzież kobiety z sekty rozłożyły przed nim nogi aby ziścić tą przepowiednię. Cosi nie pykło, ponieważ miał jedynie 16 dzieci, ale jeszcze młody chłop, mógł sobie dorobić z czasem. Skoro w tematach ciężarnych jesteśmy – David miał wiele żon jak to przystało na lidera sekty. Co prawda jego „oficjalną” żoną była Rachel Jones, ale nie powstrzymywało go to od posiadania innych małżonek. Przy czym… Oprócz samej poligamii, wśród jego żon znalazła się… 14 letnia dziewczyna. Według prawa w Teksasie, 14 latka może wziąć ślub jeśli rodzice się na to zgodzą… Ale ja mam wyjebane na prawo. To i tak jest odrażające. Czyli nie dość, że chłop rucha kogo popadnie oraz był istnym bluźniercą, to jeszcze pedofil. Mamy bingo na karcie lidera kultu!
Dobra, właśnie przez parę stron opisałem historię kultu, który zrodził inny kult, który zrodził jeszcze inny kult w którym doszło do odłamu, który spowodował, że jego władcą został jebnięty pedofil. To teraz takie pytanie, dlaczego o tym wspominam?

…Bo chciałem.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Po tym jak już uporali się z tą małą wojną domową w swoich szeregach, to los chciał, że nastał nowy problem – dawni członkowie kultu, którzy odeszli czy to z powodu nauk Davida, czy to Ci co w końcu poszli po piątą klepkę do głowy, zdecydowali się pójść na policję oraz do różnych gazet z informacją, że w ośrodku kultu dochodzi do znęcania się nad dziećmi. Przy czym nie tylko David był tutaj winien temu znęcaniu – ponoć kilku dorosłych znęcało się nad dziećmi, z których niektóre miały raptem 8 lat. Czy te historie były prawdziwe? Niektóre były przekolorowanym wymysłem osób, które miały na pieńku z kultem – dobrym przykładem jest Marc Breault, „prorok” z Hawajów który został wyjebany z siedziby kultu po tym, jak próbował obalić Davida. Po jego wydaleniu, zaczął rozsiewać plotki o wszelakich zbrodniach, jakich dopuścił się David oraz inni członkowie. Oczywiście, pomimo takich przekoloryzowanych zeznań, nie zmieniało to faktu, że przynajmniej David miał swoje za uszami. Cała sprawa była na tyle nagłośniona, że opieka społeczna zdecydowała się przeprowadzić śledztwo na terenach ośrodku. Nie byli w stanie znaleźć żadnych dowodów na takowe znęcanie się, co nie zmieniło faktu, że opinia publiczna względem Dawidowców zaczęła się zmieniać.
Innym problemem okazało się posiadanie broni. Tak, przypierdolili się do nich za posiadanie broni w Teksasie. Jak się okazało, jeden z Dawidowców posiadał własny sklep z bronią. Produkował ją własnoręcznie, sprzedawał ją, prowadził spis klientów oraz inwentarza, a po tym wpłacał część zarobków na konto kultu. Cały ten proces był legalny – posiadał wszelakie uprawnienia pozwalające na produkcję oraz sprzedaż broni, prowadził spisy jakie miał prowadzić i rejestrował broń, którą własnoręcznie tworzył. Jednakże pewnego dnia, kiedy dostawca UPS dostarczał paczkę pod adres podany przez właściciela sklepu, paczka mu upadła, otworzyła się, przez co zauważył w środku granaty treningowe oraz proch strzelniczy. Jak na ironię, to też nie było nielegalne ani też dziwne – członkowie kultu powiązani ze sprzedażą broni często jeździli na wszelakie pokazy oraz strzelnice, na których używa się takowych granatów treningowych. Ładowali też własną amunicję, tudzież proch strzelniczy nie był też niczym dziwnym. Jednakże ten kurier z UPS zdecydował się pójść z tym do biura szeryfa i kiedy poinformował go, że w paczce znajdowała się podejrzana zawartość, sprawę przekazano do… ATF. I myślę, że możecie się już pokapować, gdzie wszystko poszło się jebać.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
ATF niemalże natychmiastowo rozpoczęło śledztwo. 9 czerwca 1992 roku zaczęli prześwietlać sektę, a 30 lipca tego samego roku wysłali dwóch agentów do lokalnych sklepów z bronią, aby Ci wypytali właścicieli o Dawidowców. Właściciele tych sklepów jak się okazało nigdy nie mieli z nimi żadnych problemów – wszystkie rachunki się zgadzały, nie było żadnych nieścisłości w księgach, nic. ATF nie ufało im, więc wybrali się do szeryfa. Wtedy to szeryf zadzwonił do Davida Koresha, przy czym ten… Zgodził się na przeszukanie ośrodka przez ATF i szeryfa. David dał im zezwolenie na przeczesanie całego ośrodka, przeczytanie każdego spisu, sprawdzenie każdej broni. O tyle co Szeryf chciał się zgodzić to z jakiegoś powodu ATF odmówiło tej ofercie. Tak, ATF miało szansę załatwić to polubownie, wysłać tam tylu agentów ile było potrzeba z obstawą od szeryfa, prześwietlić cokolwiek tylko chcieli. No i z tej szansy nie skorzystali. Zamiast tego, agenci ATF pod przykrywką zaczęli wynajmować dom po drugiej stronie ulicy od ośrodka skąd prowadzili obserwację. Jako przykrywkę podali, że są grupą studentów, którzy wynajęli sobie domek na semestr. Ta przykrywka… Była fatalna. Wszyscy mieli po 30+ lat, nie chodzili na zajęcia i jeździli takimi samymi pojazdami (które były w fenomenalnym stanie). Przecież każdy by się domyślił. Jednym z agentów był Robert Rodriguez. Jego zadaniem było wniknięcie w szeregi kultu aby rozpracowanie ich od środka… A przynajmniej chcieli, aby to tak wyglądało. W rzeczywistości przechodził przez ulicę, nasłuchał się kilku kazań, po czym wracał. No po prostu genialna robota. Jak się później okazało, David rozpracował Roberta dosyć szybko – pokapował się, że był agentem pod przykrywką. Co David postanowił z tym zrobić? Absolutnie kurwa nic. Niechaj sobie łazi gdzie chce, pyta kogo chce, słucha czego chce, może po pewnym czasie mu się znudzi.
Po pewnym czasie Robert zdał raport, w którym powiedział że na terenie ośrodku znalazły się sztuczne granaty oraz komory spustowe do karabinu typu AR-15. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ znowu – Dawidowcy rejestrowali to wszystko. Tylko ATF uznało, że może do tej pory nie używali tej broni do jakiś zbrodniczych celów, ale teraz będą chcieli. W sensie ubzdurali sobie, że uszkadzają te komory celowo, aby przestawić karabiny z pół-automatu na pełną serię. Nie mieli żadnych podstaw, aby to podejrzewać – Robert nie sprawdził żadnej z tych części osobiście, zawarł jedynie swoje przypuszczenia. Przy czym nawet jakby sprawdził te komory to i tak pewnie nie wiedziałby na co patrzy, bo jak się okazało, Robert w ogóle nie zna się na broni palnej (chuj, że pracuje w organizacji, która powinna takiego czegoś wymagać), ponieważ w tym samym raporcie napisał, że zauważył komory spustowe i komory zamkowe do… AK-47. Kałachy w przeciwieństwie do AR mają tylko jedną komorę. Znaczy, istnieje taka kałachopodobna broń która posiada komory spustowe i zamkowe, M10X. Tylko to powstało w 2015 roku…
W każdym razie, ten idiotyczny raport wraz ze skargą na hałas wystarczyło aby ATF otrzymało nakaz przeszukania… Wiecie, ten nakaz który nigdy nie był im potrzebny, ponieważ David się zgodził na przeszukanie. Przy czym warto tutaj wspomnieć – ta skarga na hałas pochodziła od sąsiada, który zadzwonił do szeryfa twierdząc, że słyszy broń w pełni automatyczną. ATF zapomniało wspomnieć w swoim pozwoleniu o nakaz, że biuro szeryfa to sprawdziło, przy czym okazało się że po prostu kilku chłopów strzelało sobie na przemian i brzmiało to jak w pełni automatyczna broń. No ale to nie dobre jest, więc po co o tym gadać. Jeszcze odnośnie tego spierdolenia ATF, pamiętacie, jak David znalazł to laboratorium mety i zadzwonił z tym do szeryfa? No to ATF użyło tego jako uzasadnienia, że mogą tam jeszcze dalej produkować narkotyki… Tak, produkować narkotyki za pomocą laboratorium… Po poprzednikach… Które sami zgłosili… Które szeryf uprzątnął… Ja pierdole…
Pomijając już skurwysyństwo ATF (głupotą tego nie nazwę, bo wiedzieli doskonale co robią), na chuj agencja zajmująca się tytoniem, alkoholem i bronią palną podejrzewa kogoś o produkcję narkotyków i nie przekazuje tej sprawy do DEA?
A na taki chuj, że potrzebowali kozła ofiarnego po Ruby Ridge, więc tak samo jak w przypadku Ruby Ridge napierdolili różnych głupot w raportach, aby uzyskać ten nakaz, żeby to oni wyglądali na tych dobrych. Już sobie wyobrażali te nagłówki gazet – ATF aresztuje członków sekty, która nielegalnie produkowała broń, sprzedawała narkotyki i znęcała się nad dziećmi. Desperacko potrzebowali tego… No i zdecydowali się to wszystko zjebać, jeszcze gorzej niż poprzednio.
W tej prośbie o nakaz uzasadnili, że powodem dla którego chcą zrobić najazd na ośrodek było to, że David Koresh nigdy go nie opuszcza… Nie zaskoczę was kiedy powiem, że to uzasadnienie było kłamstwem – najgłupszym kłamstwem jakie tylko mogli wymyślić. David notorycznie łaził po lokalnych barach i kanjpach gdzie grał muzykę (nawet nie żadną kultową muzykę o dziwo, popularne kawałki z tych lat), a to tu pracował, a to tu się przeszedł. Przy czym ATF wiedziało o tym, bo go obserwowali i jeszcze mieli tam tego tępego tajniaka. Ale chcieli z tego zrobić jeden wielki teatrzyk. Zamiast traktować to niczym rutynowe przeszukanie, agenci ATF trenowali miesiącami na akcję nalotową  pokroju najazdu na posiadłość kartelu. Nigdy nie chcieli załatwić tego pokojowo. W końcu otrzymali nakaz, który musieli wykonać do 28 lutego 1993 roku.
Wjazd na chatę rozpoczął się rankiem 28 lutego. Pewien lokalny reporter dostał cynk, że najazd się odbędzie za niedługo, po czym wsiadł do samochodu i zaczął jechać w stronę ośrodka. Nie znał jednak dokładnej drogi, więc zatrzymał się na poboczu i zapytał listonosza o drogę. Kiedy listonosz zapytał się czemu tam jedzie, odpowiedział mu, że ATF za niedługo rozpocznie najazd. Reporter powiedział mu, że „będzie głośno i będzie jatka”. Jak się okazało, listonosz którego zapytał się o drogę był szwagrem Davida Koresha. Tak więc listonosz rzucił roznoszenie listów w cholerę, sam wskoczył do auta i zapierdalał do kwater sekty aby wszystkich ostrzec. Kiedy tylko powtórzył to co powiedział mu reporter ludzie zaczęli lekko panikować. Po tym, jak David dowiedział się o sytuacji, pobiegł natychmiast do Roberta Rodrigueza, który dalej znajdował się na terenach ośrodka działając pod przykrywką. David powiedział mu, że zdaje sobie sprawę z tego, że jest agentem pod przykrywką, więc błagał go aby odwołano ten najazd. Robert oczywiście udawał głupiego, po czym spierdolił przednim wyjściem. Twierdził, że wszyscy modlili się kiedy wychodził. Wtedy w ośrodku znajdowało się 126 ludzi.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Kobiety i dzieci ukryły się po pokojach. Niektórzy mężczyźni sięgnęli po broń. Około 9:45, agenci ATF przybyli na miejsce i zaczęli otaczać wejście. David wyszedł z rękami w górze. Błagał ich, aby przestali, ponieważ w środku są kobiety i dzieci. Wszyscy zaczynają krzyczeć, po czym słychać wystrzał. Oczywiście, ATF twierdziło, że jeden z Dawidowców strzelił, ale jak możecie się domyśleć, po całym zajściu okazało się, że to właśnie ATF oddało pierwszy strzał. Są dwie teorie odnośnie dlaczego – albo jeden z agentów ATF zobaczył kultystę trzymającego broń w oknie, po czym oddał do niego strzał, albo to ich zespół do zabijania psów (nie, nie żartuje, oni faktycznie mają specjalne zespoły do mordowania psów) zdecydowali się zajebać psy sekty (a dokładniej mów malamuta… Oraz jej szczenięta…). Jak się można domyślić, ATF zaczęło strzelać gdzie popadnie, przez co David został trafiony w brzuch i rękę. Po tym jak został ranny, wrócił do środka budynku, po czym zabarykadowano drzwi. W drzwiach pozostały dziury po kulach. Te same drzwi po całym zajściu… Zaginęły. Lewe drzwi, które były nietknięte pozostały w magazynie dowodowym, aczkolwiek prawe drzwi z dziurami po kulach które świadczyłyby o tym, że to ATF oddało pierwsze strzały w kierunku Davida zniknęły. Jeden z agentów w późniejszych zeznaniach twierdził, jak widział grupę śledczych, którzy zapakowali te drzwi do ciężarówki transportowej. Nigdy nie zostały odnalezione.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Dawidowcy znajdujący się na górnych piętrach odpowiedzieli ogniem. Jeden z członków sekty, Wayne Martin, zadzwonił na policję aby Ci skontaktowali się z agentami, prosząc o wstrzymanie ognia. Twierdził, że to agenci ATF jako pierwsi zaczęli strzelać. Wtedy to też pierwszy agent ATF został postrzelony – próbował wejść do ośrodka od tyłu, ale Dawidowcy go nakryli i ostrzelali. Helikoptery zaczęły przelatywać blisko ośrodka aby odciągnąć uwagę Dawidowców od agentów na ziemi. Jednakże późniejsze zeznania osób, które ocalały sugerują, że z helikopterów również prowadzony był ostrzał.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Agenci ATF zaczęli wspinać się na dach do górnych pięter, ponieważ według raportów Roberta, to właśnie tam znajdowała się broń. Sekciarze zaczęli strzelać do trzech agentów, którzy ustawili się obok okna. Pomimo wrzucenia do środka granatu byłskowo-hukowego, strzelanina dalej trwała. Na nagraniach (których nie pokażę, ponieważ nie chcę, aby ta dzida trafiła na Harda… Aczkolwiek łatwo je idzie znaleźć) widać, jak czwarty agent zostaje postrzelony i spada z dachu. ATF twierdzi, że po wejściu do budynku jeden z ich agentów został zabity, po czym w odwecie pozostali zastrzelili Dawidowca odpowiedzialnego za to, ale to zajście nigdy nie zostało nagrane. Podczas szukania broni agenci zostali zaskoczeni przez kolejnego sekciarza – ranił dwóch agentów, ale sam został zabity. Agenci po tym wyszli przez okno… Przy czym jeden walnął głową o framugę i spadł na dach (na miłość Boską…). Po odwrocie, agenci schowali się za pojazdami i ostrzelali budynek przez prawie 3 godziny. Szeryf oraz inni świadkowie twierdzą, że jedynym powodem dla którego ATF przerwało ostrzał był fakt, że skończyła im się amunicja. Po tej początkowej strzelaninie, Dawidowcy oświadczyli, że ATF może zabrać swoich zabitych i rannych. Po stronie ATF zginęło 4 agentów, a 16 zostało rannych. Po stronie Dawidowców było natomiast 5 zabitych, oraz około 20 rannych, łącznie z Davidem. Kilku kultystów zdecydowało się pochować zabitych na cmentarzu. Po pochówku, kiedy wracali do budynku… Jeden z nich został zastrzelony przez agenta ATF. Według ATF, ten mężczyzna odwrócił się i zaczął strzelać, aczkolwiek nigdy tego nie potwierdzono.
Sytuacja zainteresowała uwagę mediów – reporterzy zaczęli się zjeżdżać z całego kraju. Natomiast na szczeblu federalnym, FBI przyłączyło się do akcji ze względu na martwych agentów federalnych. Wysłano zespół do ratowania zakładników, przy czym… Jakimś kurwa cudem… Wysłano dokładnie ten sam zespół, który znajdował się w Ruby Ridge…
…Śmiałbym się, gdyby nie fakt, że wiem co oni później odjebali…
David zaczął dzwonić po mediach, opowiadając im swoją wersję wydarzeń. Oczywiście utrzymywał, że to ATF zaczęło strzelać jako pierwsze. W odpowiedzi na to… FBI przecięło linie telefoniczne. W ten sposób, David nie mógł rozmawiać z nikim. Jedynym sposobem komunikacji była specjalna linia, która prowadziła prosto do negocjatorów. David mógł rozmawiać z nimi i tylko nimi. Niemniej jednak, media dowiedziały się na tyle dużo od Davida, że wystarczyło aby wywołać istny szał. Po raz już kolejny, siły federalne otworzyły ogień jako pierwsze. Po raz kolejny, ludzie musieli się przed nimi bronić.
Przez kilka dni, David rozmawiał z negocjatorami. Spędził setkę godzin nad telefonem, rozmawiając o wszelakich pierdołach. Warto tutaj wspomnieć, że w trakcie jednej z rozmów David błagał, aby federalnie nie zabijali nikogo w ośrodku i nie podpalili budynku… Kurwa, może chłop faktycznie był jasnowidzem.
FBI oczekiwało, że prędzej czy później Dawidowcy coś odpierdolą. Spodziewali się jednej z dwóch rzeczy – albo popełnią masowe samobójstwo, albo zdecydują się odejść z hukiem. Ale ku ich zaskoczeniu, po kilku dniach żadna z tych opcji się nie ziściła. Kultyści po prostu… Siedzieli na dupach. Jakby nie było, ta sekta akurat przygotowywała się na walkę z armią babilońską… A to oznacza w piździec jedzenia i wody w spiżarce.
David zadzwonił do negocjatora i powiedział, że ma wiadomość dla Amerykanów. Jeśli puszczą ją w radiu, dobrowolnie się podda. O dziwo, FBI zdecydowało się puścić tę wiadomość. Była to jego interpretacja woli Bożej, w której podano mu możliwość rozszyfrowania księgi objawień.
Puszczono ją zgodnie z żądaniami, ale mimo tego, David zdecydował się nie dotrzymać swojej części umowy – nie poddał się, ponieważ Bóg mu powiedział, żeby poczekał. Niektórzy myślą, że David leciał sobie w chuja z FBI. Inni twierdzą, zachowanie FBI wpłynęło na tę decyzję. Mimo tego wszystkiego, David pozwolił kilku osobom na opuszczenie budynku – było to kilka matek łącznie z 19 dziećmi w przedziale wiekowym od 5 miesięcy do 12 lat. W budynku pozostało łącznie 96 osób, z czego 28 to dzieci. Niemalże natychmiast matki zostały aresztowane, a dzieci wzięto do pokoju przesłuchań. Próbowano ustalić, czy dzieci które pozostały w budynku faktycznie są torturowane. Przy czym nie chodziło tutaj o praworządność – FBI potrzebowało naprawdę dobrego PR-u, ponieważ wiedzieli, że na rękach robi im się kolejny pierdolnik. Mimo rzekomego potwierdzenia o znęcaniu się kultystów nad dziećmi, nie ostały się żadne zapiski ani nagrania z przesłuchań. Co więcej, wiele z tych dzieci kiedy dorosły zeznało, że śledczy starali się ich naprowadzić na odpowiedzi które chcieli uzyskać.
9 dnia oblężenia, David zażądał kamery, aby nagrać siebie i swoich wierzących, aby świat wiedział co tak naprawdę się tam działo. Na nagraniu, David pokazuje kilka ze swoich dzieci i mocno krytykuje działania ATF. Później, niektórzy członkowie kultu mówią dlaczego do niego wstąpili, oraz odczucia względem obecnej sytuacji. FBI, po otrzymaniu tej taśmy… Zdecydowało się nie publikować nagrania z obawy, że ludzie odczuliby sympatię względem Dawidowców.
Tymczasem, z powodu kiepskich wyników, wewnątrz FBI doszło do kłótni pomiędzy negocjatorami a oddziałem taktycznym. Negocjatorzy rozmawiali z Davidem i innymi członkami. Zdawali sobie sprawę, że takie metody są czasochłonne ale do tej pory przyniosły efekty, nawet jeśli znikome. Ale zespół od ratowania zakładników stwierdził, że to wszystko trwało za wolno. Chcieli to przyśpieszyć. Ich rozwiązaniem było… Wzięcie czołgu i rozjechanie wszystkich aut należących do członków sekty… Oraz cmentarza…
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Jakby tego było jeszcze mało, to ten zespół przez noc nakurwiał do nich jasnym reflektorem, no i grał głośną muzykę przeplataną z makabrycznymi dźwiękami, takimi jak zarzynane króliki. No i jeszcze na pełnej głośności puszczali odgłosy, jakie wydają z siebie konie i delfiny…
Mamy tutaj pojedynek pomiędzy zespołem FBI a sekciarzami, którzy wierzą w koniec świata z liderem pedofilem… I to FBI wychodzi na bandę chorych pojebów…

Odcięto dostęp do prądu i wody. Niektórzy mieli dość. 11 osób poddało się. Dzieci, które pozostały w budynku bały się wyjść ze względu na fakt, że widziały poprzednio jak rodzice są aresztowani a dzieci zabierane gdzieś w siną dal.
FBI sprowadziło ekspertów od wszelakich kultów, żeby lepiej zrozumieć ideologię oraz tok rozumowania Dawidowców. No i po tym jak Ci eksperci zobaczyli co się tam odpierdala, to zamiast badać psychologię kultu to zaczęli badać psychologię FBI. Stwierdzili wprost – najlepszym sposobem na poradzenie sobie z kultem, który czeka na armię szatana… Jest nie zachowywanie się jak armia szatana.
Sytuacja była bez zmian przez kilka tygodni. W międzyczasie FBI zdecydowało się na odsunięcie wszelakich reporterów oraz kamerzystów na dalszą odległość tak, aby widzieli cały ośrodek, ale nie widzieli tego, co robią agenci. Wynikało to z faktu, że ich zespół taktyczny chyba się nudził, ponieważ padły sugestię aby ustawić snajpera i zastrzelić Davida kiedy tylko będzie przechodził koło okna. Ostatecznie zabroniono im czegoś takiego, ponieważ obawiano się, że inni kultyści popełnią zbiorowe samobójstwo po śmierci Davida.
Jakby tego było jeszcze mało, to cało to zamieszanie wywołało niemały ból głowy w stolicy. Zainteresował się tym bowiem… Prezydent Stanów Zjednoczonych, Bill Clinton. Prokurator generalny Janet Reno, w rozmowie z Prezydentem okłamało go, że akcja szybko wymykała się z pod kontroli i że kultyści znęcają się nad dziećmi każdego dnia. Bill zapytał, czy można to jakoś przeczekać, ale pani prokurator stwierdziła, że to byłoby zbyt kosztowne… Po całym zajściu ktoś miał na tyle jaj, aby zapytać ją dlaczego okłamała prezydenta. Wtedy to powiedziała, iż prawdziwym powodem dla którego chciała zakończyć oblężenie w Waco był strach. Bała się, że jakaś antyrządowa grupka bojówkarzy zleci się, aby odbić ośrodek. W każdym razie, Bill Clinton dał jej zezwolenie na zakończenie sprawy natychmiastowo.
14 kwietnia David Koresh twierdził, iż doznał Boskiego objawienia. Chciał spisać swoje „rozwiązanie” księgi objawień, po czym chciał oddać te wypociny reporterom. Ogłosił, że po tym się podda. Jak się okazało, nie spodobało się to jebniętemu zespołowi taktycznemu, który chciał się jeszcze ponapierdalać.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Po 51 dniach od rozpoczęcia oblężenia, rankiem 19 kwietnia FBI ogłosiło, że dają Dawidowcom ostatnią szansę na poddanie się. Po tym ogłoszeniu widzieli, jak jakiś sekciarz wypierdala telefon przez drzwi. Odpowiedź FBI? Wjebali im się czołgiem na chatę. Zadaniem tego czołgu było wpompowanie gazu łzawiącego do środka. Dokładniej mówiąc był to gaz CS. FBI użyło czołgu, aby zagazować budynek, w którym znajdują się dzieci. Doszło do paniki – kobiety i dzieci pobiegły w stronę bunkra, niektórzy ostrzelali czołg, jeszcze inni wzięli białą flagę i zaczęli nią machać z górnych pięter. Koleś który wyjebał ten telefon do negocjacji? Wyczołgał się, aby znowu go wziąć. Jak się okazało, Dawidowcy chcieli na nowo skontaktować się z FBI, ponieważ podczas objazdu, czołg uszkodził wejście do bunkra, co spowodowało, że znajdujące się w nim kobiety i dzieci nie mogły z niego wyjść. Wtedy to pluskwa FBI wychwyciła coś. Jeden z kultystów mówił o wylewaniu czegoś. Niektórzy myślą, że chodziło o benzynę albo inny środek łatwopalny. Zamysłem było podpalenie czołgu który pompował gaz. Jest też inne wytłumaczenie – niektórzy twierdzą, że polano ubrania albo ścierki wodą aby utworzyć budżetowe maski przeciwgazowe.
Po 6 godzinach od zagazowania doszło do pożaru. Szybko się rozprzestrzenił. Ludzie zaczęli wyskakiwać przez okna. 9 osób uciekło z budynku po rozpoczęciu pożaru. Na miejsce przybyła straż pożarna, ale nie została wpuszczona na miejsce. FBI tego zabroniło tłumacząc, że mogą zostać ostrzelani przez Dawidowców. Cały budynek został spalony do ziemi. Ciała były tak zwęglone, że identyfikacja była niemożliwa. Sposób w jaki zwłoki były ułożone sugerował, że większość zginęła próbując ratować kobiety i dzieci z zawalonego bunkru. W samym bunkrze nikt nie przeżył – kombinacja zatrucia gazem łzawiącym oraz czadem zrobiła swoje. To była powolna i bolesna śmierć.
Niektóre ciała miały w sobie dziury po kulach – świadczyło to o tym, że niektórzy zdecydowali się odejść na własnych warunkach w obliczu pożaru. Wśród samobójców byli David Koresh oraz jego asystent, Steven Schneider.
Tego dnia zginęło 76 osób, z czego 28 to dzieci. Łącznie podczas całego oblężenia śmierć poniosło 82 osób.
Jeden z ocalałych wyniósł ze sobą początkowe strony tłumaczenia księgi objawień – oznaczało to, że David próbował wypełnić swoją część umowy.
Czy federalni mieli jakiekolwiek wyrzuty sumienia? Nie. Po tym, jak pożar strawił większość budynku, pośród zgliszczy znaleziono maszt z flagą Dawidowców. Ta flaga została ściągnięta w dół, a na jej miejsce powieszono flagę ATF. Tak, jakby to było przejęcie miasta przez jakieś wojsko…
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Jakby tego było mało, pozowali też na zgliszczach ze swoją bronią… Zgliszczach, w których dalej znajdowały się ciała.
Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Oprócz drzwi o których wspomniałem usunięto też wiele innych dowodów. Starano się zatuszować prawdziwe wydarzenia – media podawały informacje, jakoby Dawidowcy popełnili zbiorowe samobójstwo.
Teraz dochodzimy do ważnego pytanie – kto podłożył ogień? Po dziś dzień są co do tego sprzeczne informacje – jedni myślą, że to Dawidowcy sami się podpalili, umyślnie albo przez przypadek. Audio z podsłuchu może tak sugerować, aczkolwiek słaba jakość utrudnia ustalenie co dokładnie rozlewali. Co więcej, jeśli faktycznie mięliby podłożyć ogień, to czemu większość starała się zdobyć maski przeciwgazowe? Czemu mężczyźni starali się ocalić kobiety i dzieci?
Inni twierdzą, że to FBI i ATF były odpowiedzialne za pożar. Dowodem za tą tezą jest pytanie zadane przez negocjatora do Stevena Schneidera. Zapytał się on, czy w ośrodku znajdują się gaśnice. Kiedy Steven odpowiedział, że tylko jedna, negocjator zasugerował wykupienie ubezpieczenia od pożarów. Co więcej, pomimo zaprzeczania ze strony FBI, po 6 latach okazało się, że użyto materiałów pirotechnicznych – dokładniej mówiąc granatów zapalających.
FBI nie mogło przestać kłamać po całej tej akcji. Tuszowali dowody i zatajali raporty. Początkowo próbowali przekonać sąd, że gaz CS nie jest łatwopalny. Jest, przy czym naprawdę nie trzeba postarać się, aby nieźle się jarał. Później tłumaczyli się, że dobra, jest łatwopalny, ale nie w zamkniętych pomieszczeniach. Gówno prawda. Jak już wspominałem, przez 6 lat kłamali, że nie pożyczyli niczego od wojska (czyli co, ten czołg z gazem CS mieli tak w garażu na poczekaniu?), a dokładniej chodziło o to, że nie pożyczyli granatów zapalających. Kiedy okazało się inaczej, próbowali się tłumaczyć, że oni strzelali do zbiornika wodnego za ośrodkiem. Nagrania z kamery termowizyjnej temu zaprzeczają – doszło do wystrzału w stronę ośrodka… Dokładniej mówiąc trafili w okolice miejsca, w którym pożar początkowo się rozpoczął. A nawet jak się zgodzimy, że ostrzelali ten zbiornik… To po chuj oni w ogóle takie coś robili? Jaka niby miała być logika?
Po całym tym pierdolniku, federalni wzięli 12 osób spośród ocalałych i oskarżyli ich o nielegalną produkcję broni oraz zabójstwo agentów federalnych. Czterech uniewinniono, a pozostałym ośmiu zmieniono zarzuty na użycie broni w trakcie przestępstwa. Poszli siedzieć, ale nie na długo – ostatni wyszedł z więzienia w 2007 roku. Niby tam ATF i FBI znalazło broń i materiały wybuchowe w tym miejscu, ale chuj wie, czy ich nie podłożyli. Raczej by mnie nie zdziwiło.
Lon Horiuchi, snajper z Ruby Ridge, który zabił Vicky Weaver znajdował się również w Waco. Ostatniego dnia ustawił się z karabinem niedaleko ośrodka. Po dziś dzień FBI wypiera się, jakoby strzelano do ludzi, którzy uciekali z ośrodka. Zeznania świadków natomiast twierdzą inaczej – ponoć ostrzelano ośrodek. Jednakże żadna z kul nie mogła być dopasowana do broni Horiuchiego – jak się okazało, niemalże natychmiast wymienił lufę w swoim karabinie po całej akcji. Co więcej, zdjęcia z autopsji i raporty zostały skonfiskowane przez FBI, po czym zaginęły.
FBI i ATF zjebało wszystko, co tylko mogli. To nie mogło pójść gorzej. Przy czym ja tu nie staram się bronić Davida Koresha jako osoby – chuj mu w grób. Jestem niemalże święcie przekonany, że chłop dopuścił się kilku zbrodni tu i ówdzie. Ale kurwa mać, czy to naprawdę było najlepsze, na co federalnych było stać? Już nawet pójdźmy przez chwilę federalnym na rękę i zgódźmy się, że to sekciarze podpali siebie samych – nawet przy tym stwierdzeniu to nie usprawiedliwia wręcz debilnych decyzji. Niemalże na każdym kroku to wszystko mogło się zakończyć inaczej. Gdyby ATF zgodziło się na to oryginalne przeszukanie ośrodka, gdyby nie zrobili tego gigantycznego nalotu, gdyby pochwycili Davida gdzieś w mieście, gdyby FBI nie zagazowało ich, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale nie ma co gdybać. Chcieli sobie poprawić PR po Ruby Ridge, a tu taki chuj, zrobili coś miliard razy gorszego.
Nikt ze strony federalnej nie został ukarany. Nikt nie poszedł siedzieć, nikt nie stracił roboty, nic. Niemniej jednak, jak to powiedział Isaac Newton, każdej akcji towarzyszy reakcja. Jeśli sądy nic nie robią, zazwyczaj ludzie decydują się wziąć sprawy w swoje ręce. Po wydarzeniach w Ruby Ridge i Waco, kilku ludzi zdecydowało się być ławą przysięgłych, sędziami… I katami. Ale o tej historii opowiem kiedy indziej.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.

197
Ponieważ ostatnia dzida zrobiła istną furorę, a na dodatek nalegaliście abym zrobił coś podobnego, zdecydowałem się posłuchać ludu i rozwinąć temat o którym już napomknąłem – mianowicie najazd sił federalnych na Ruby Ridge. A biorąc pod uwagę, że przypały służb mundurowych są zawsze mile widziane, mam nadzieję, że wam też się to spodoba.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Ruby Ridge to jeden ze szczytów położonych w Północnym Idaho. 21 Sierpnia, 1992 roku doszło tam do strzelaniny, co poskutkowało oblężeniem trwającym 11 dni. Było to zwieńczenie kilkuletniego konfliktu pomiędzy rodziną Weaverów a Trzema agencjami federalnymi – FBI, ATF i US Marshals.
Zacznijmy od przedyskutowania agencji, które brały w tym udział. FBI nie muszę nikomu przedstawiać, więc pierwsze pod ogień idzie ATF.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Jak sama nazwa wskazuje, biuro ds. alkoholu, tytoniu, broni palnej i ładunków wybuchowych, potocznie znane pod nazwą ATF jest agencją federalną, która wbrew temu co pokazuje naszywka swój żywot rozpoczęła już w 1886 roku jako pododdział w Departamencie Skarbu Stanów Zjednoczonych (sam departament powstał w 1789, a jego zadaniem było zarządzanie wydawanymi funduszami przez Stany Zjednoczone), przy czym początkowo zajmowali się tylko alkoholem, co raczej było wielkim problemem w czasach prohibicji. Mimo stania się oddzielną agencją w 1927 roku, dalej odpowiadała departamentowi skarbu. W 1930 została przekazana pod opiekę Departamentu Sprawiedliwości, w 1933 roku stała się częścią FBI, po tym znowu ją przerzucili pod departament sprawiedliwości, następnie znowu pod departament skarbu, wtedy przekazano ich skarbówce, no i… No i kurwa mać, tyle razy była przekazana komu innemu, że można łatwo pomylić ją z dziwką w trakcie gangbangu. Przy czym ma dokładnie taką samą moralność jak puszczalska dziwka, ale obgadam to za chwilę. W każdym razie – ATF stało się pełnoprawną agencją w 1972 roku, przy czym do tego czasu zdążyło im jeszcze dojść zajmowanie się tytoniem, bronią palną i ładunkami wybuchowymi.
Zaryzykuję stwierdzenie, że w Stanach Zjednoczonych ATF jest chyba najbardziej znienawidzoną agencją federalną wśród społeczności. Wynika to z faktu, że zajmują się głównie właśnie bronią palną. I nie chodzi tutaj o to, że udaremniają przemyty… W zasadzie jest na odwrót, oni te przemyty umożliwiają (wdali się kiedyś w aferę, bo z broni zarejestrowanej pod ATF członek kartelu zabił innego agenta federalnego na granicy z Meksykiem. Okazało się, że oni udostępniali tę broń, aby móc zbierać dowody pod aresztowania członków jakiegoś tam gangu, ale ewidentnie zjebali coś po drodze). Jakby tego było mało, oni najbardziej przypierdalają się do ludzi, którzy broń posiadają legalnie. Doszukują się nieścisłości w zeznaniach podatkowych w tak pedantycznym stopniu, że byłoby to śmieszne, ale jednak jest głównie przerażające. A to tu zapomnisz dać kropkę nad i, a to tu nie dałeś przecinka, a to tu 0 jest nieczytelne, a to jeszcze co innego im się nie podoba, no i wpierdalają Cię na 10 lat do więzienia.
Tutaj polecam kanał YouTube-owy Brandona Herrery – Koleś często gada o różnorakiej broni palnej (nawet dwie nasze ojczyste giwery się załapały), przy czym on sam też broń tworzy – stworzył „kałacha” który strzela amunicją 50 calową. Koleś jedzie po ATF kiedy tylko może. Przy czym w jego przypadku, sprawa jest dosyć poważna, ponieważ w 2023 zeznawał on przeciwko ATF przed kongresem. Chodziło tutaj o zakaz naramienników na broń. Żeby zilustrować gdzie był problem – ATF mogło wydać taki zakaz bez konieczności zwołania kongresu, ale żeby ten zakaz odkręcić, już trzeba było wezwać kongres.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Druga agencja to US Marshals. Jest to najstarszy organ ścigania na poziomie federalnym w całych stanach zjednoczonych, bo powstał w 1789, za czasów prezydentury Jerzego Waszyngtona. Ich zadanie? Ściganie zbiegów oraz poszukiwanie ludzi podejrzanych o przestępstwa federalne. Myślcie o nich jak o takich łowcach nagród. W swojej historii zajmowali się też paroma innymi rzeczami, ale teraz nie pora na nie.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Randall „Randy” Claude Weaver urodził się 3 stycznia 1948 w małej rodzinie w Iowa. Był normalnym człowiekiem, z normalnym dzieciństwem. Kiedy miał 20 lat, wypisał się ze studiów aby wstąpić do wojska. Trafił na trening na Sapera w Fort Bragg, gdzie później stacjonował. Mimo swojego treningu oraz faktu, że w tym okresie czasowym wojna w Wietnamie była najbardziej chaotyczna to nigdy nie został tam wysłany. Odszedł z wojska w 1971, po czym po miesiącu ożenił się z kobietą imieniem Vicky Jordanson. Mieli trójkę dzieci – dwie córki, Sarę i Rachel, oraz syna Samuela. Randy wrócił na studia, znowu się wypisał, po czym zaczął pracować w fabryce Deere & Company w Iowie. Na razie wszystko normalnie… Dopóki Randy i Vicky – w szczególności Vicky – nie stali się bardziej religijni. Vicky zaczęła się skupiać na starym testamencie, w szczególności fragmentach o osądzie Bożym. Była przekonana, że nadchodzi apokalipsa w której ludzkość będzie musiała walczyć z siłami szatana. Więc zdecydowali się kupić małą działkę na szczycie góry, gdzie wybudowali sobie małą fortecę, gdzie mogli trzymać się z daleka od tego nadchodzącego zła… Biorąc pod uwagę co się z tą rodzinką stało, jest to nad wyraz ironiczne.
Na razie żyli bez problemów… Aż do 1984. Wtedy, Randy wdał się w argument ze swoim sąsiadem, Terrym Kennisonem odnośnie tego, do kogo należy dana część ziemi. Sprawa była poważna do tego stopnia, że poszli do sądu. W sądzie Terry przegrał, przez co był winien 21 tysięcy aby pokryć koszty prawne. No i po tej przegranie, Terry napisał list… Do FBI, w którym twierdził, że Randy Weaver chciał zabić gubernatora Idaho, Prezydenta Ronalda Regana, oraz papieża Jana Pawła II. I od tego oto listu wszystko zaczęło się jebać.
20 lutego 1985 Randy i Vicky zostali wezwani do biura szeryfa, gdzie byli przesłuchiwani przez szeryfa, dwóch członków Secret Service i dwóch agentów FBI. Szybko okazało się, że Randy tak naprawdę nie miał zamiaru zabijać nikogo. Niestety, dzięki temu wkurwionemu sąsiadowi, Randy był prześwietlony, przez co wyszło na jaw, że miał powiązana z Frankiem Kumnickiem, który był członkiem organizacji „The Covenant, The Sword, and the Arm of the Lord." Otóż była to milicja, która miała anty-rządowe poglądy… Było ich od wysrywu w trakcie lat 80 i 90, przy czym akurat ta jedna grupa lubiła wchodzić w zatargi z prawem. Tak więc mimo braku chęci zabicia prezydenta, dalej miał problemy ze względu na to, że znał milicjanta. Nie postawiono im żadnych zarzutów, ale federalni teraz trzymali ich na oku. No i pech chciał, że podczas lipca w 1986 roku, agent pod przykrywką zauważył Randy-ego podczas spotkania pewnej grupki która zwała się „Aryjskie Narodowości”. Chyba nie muszę tłumaczyć, jakie poglądy takowa grupa miała. Biorąc pod uwagę, że Aryjskie Narodowości przerzucały sporo broni, ATF wysłało tam tajniaków, chcąc przyskrzynić ich. Wtedy to właśnie agent Kenneth Fadeley, działający pod aliasem „Gus Magisano” zauważył Randy-ego na spotkaniu grupy. Tutaj też zaczyna się sporo nieścisłości – federalni twierdzą, że był członkiem, tej organizacji, pomógł im w różnego typu napadach oraz próbach zabójstw. Randy zaś twierdzi, że nie był członkiem tej organizacji, nie zgadzał się z ich poglądami, ale z powodu kilku znajomych którzy byli wśród tego zgrupowania, czasami brał od nich jakąś małą robótkę typu przewóz czegoś, więc niechętnie stawiał się na spotkaniach aby uzyskać robotę. No to gdzie prawda? Cóż, w swoim raporcie, jeden z informatorów też twierdził, że nie był pełnoprawnym członkiem – w trakcie 6 lat pojawił się tylko na 4 spotkaniach, nie brał udziału w żadnej z narad, czekał cały czas koło auta na parkingu i wyglądał nieswojo. Jego imię nie pojawiało się w żadnych z książek stowarzyszenia. A czy wierzył w to co głosili? Chuj wie. Ale koniec końców, brał od nich kasę.
Po 3 latach, Kenneth został zaproszony przez Randy-ego do swojego domu, nie zdając sobie sprawy, że jest tajniakiem. Powiedział mu, że szykuje się na osąd boski. Wtedy do Kenneth dał mu swoją historię… Znaczy, historię którą wyrobił, aby sprzedać swoją przykrywkę lepiej. Sprzedawał bronie dla Aryjskiego Narodu. Informacja ta zaciekawiła Randy-ego. Spotkali się później prywatnie i przedyskutowali to. Kenneth powiedział, że skrócone bronie nieźle się sprzedają. Chciał aby Randy skrócił dla niego kilka strzelb. Początkowo nie wyraził na to zgody, ponieważ wiedział, że to było nielegalne. Ale przekonał go, bo jednak dało się skrócić do pewnej odległości. No i Randy skrócił to w legalnych granicach… Po czym Kenneth do niego wrócił i wręcz napastował go, aby skrócił to jeszcze bardziej. Jeśli myślicie, że taka nagonka policyjna jest nielegalna… No, jest nielegalna. Jest takie coś w kodeksie karnym Stanów Zjednoczonych jak „Entrapment”, którego definicja to dosłownie podpuszczanie przez oficera do popełnienia przestępstwa. No ale wracając – Randy, mając już dość psioczenia od Kennetha, skrócił mu tę broń bardziej, wziął pieniądze… No i miał już przejebane.
Zaczęto tworzyć akt oskarżenia. Zanim jednak Randy został aresztowany, stało się coś… Śmiesznego. Po tym jak Kenneth zdał raport do ATF, kolejny informator o imieniu Rico Valentino poinformował Randy-ego, że Kenneth to glina… Nie wiem jakim kurwa cudem wewnętrznie doszło do tak wielkiego burdelu aby na takie coś pozwolić, no ale efekt był do przewidzenia – Randy się wkurwił, nakrzyczał na Kennetha, po czym nigdy się ze sobą już nie spotkali.
ATF zaczęło pisać raporty… No i zaczęli przeinaczać fakty. W raportach uwzględniono wzmianki, że Randy był podejrzany o napady i innego typu przestępstwa popełnione przez Aryjskie Narodowości. W rzeczywistości, w żadnym raporcie przekazanym przez tajniaków takie podejrzenia nie padły. Oni po prostu tam to wsadzili, aby sędzia był bardziej przychylny do wydania nakazu aresztowania. Tylko, że… Biorąc pod uwagę, że sprawę informatora spierdolili, Randy nie miał zatargów z prawem, oraz wiadomo było, że trochę nabruździli pod tą sprawą, zdecydowano się na inny krok. Chcieli nakłonić Randy-ego do współpracy.
12 czerwca 1990 roku, agenci ATF przybyli pod dom Randy-ego i zaoferowali mu współpracę… Po czym Randy kazał im spierdalać. I to nie wszystko. Dosłownie po tym, jak go poproszono o współpracę, zaczął pisać listy do swoich znajomych w różnych organizacjach, informując ich, że ATF próbuje pozyskać kabla. ATF wkurwiło się, po czym zdecydowali się z nim nie cackać. Oskarżyli go o produkcję skróconych strzelb w grudniu 1990 roku. Bali się go aresztować w jego domu, więc udali grupkę ludzi, którym popsuł się samochód na podnóżu góry. Randy i Vicky tam przyjechali aby im pomóc. Jak tylko zajrzał pod maskę, to już wiedział, że ma przejebane, bo wyciągnęli broń i kazali mu paść na ziemie. Randy i Vicky zostali aresztowani 17 stycznia 1991 roku. Ponoć przy aresztowaniu powiedział „Nieźle wam poszło, ale już drugi raz się na to nie nabiorę”.
Ze względu na to, że aresztowano go za przestępstwo, przy którym nie użyto siły, oraz nie było ryzyka, że spierdoli samolotem, pozwolono mu na kaucję, a samą rozprawę ustawiono na 19 lutego 1991. I tutaj kurwa znowu odpierdalają się niezłe jaja. Tuż po ustawieniu daty rozprawy, przesunięto ją na 20 lutego, ponieważ niedawno było święto, a chciano aby ludzie zdążyli na rozprawę. No, niby nie ma problemu… A raczej to nie byłby problemu, gdyby oficer który zajmował się sprawą Randy-ego nie napisał do niego, że datę przesunięto na 20 MARCA. Oczywiście, zauważono tego wielkiego byka i próbowali napisać do Randy-ego, że była pomyłka i data to jednak 20 lutego, ale albo nie czytał innych listów, albo do niego nie doszły, bo dowiedział się o tym dopiero po 20 lutego. No i z tego oto powodu, przegapił swoją rozprawę, przez co dali na konto oskarżenie o nie pojawienie się w sądzie. Jego prawnik oczywiście próbował to przyjąć na klatę, chciał przekonać sędziego, że to była jego wina, żeby podarował to Randy-emu, że przyjdzie na 20 marca… Ale sędzia miał wyjebane.
Odkąd wyszedł za kaucją, Randy nie schodził z góry. Siedział na dupie cały czas, nie odwiedzał miasta. Jego paranoja tylko się natężyła po tym co ATF odwaliło. Nie pomagało, że Vicky pisała dosyć popierdolone listy do biura prokuratora (rzeczy typu zwyzywanie rządu stanów zjednoczonych od „sługi królowej babilońskiej”, głosiła, że „Rodzina Weaverów jest pod opieką mesjasza Joszui, saksońskiego Izraela”, coś w stylu „wiatr wieje z daleka, czy słyszycie Burze? Jest od przebudzonego saksończyka… Wojna nadchodzi! Tyran będzie krwawił!”… Kurwa, nic nie zrozumiałem. No ale ostatnie zdanie nie postawiło rodzinki w najlepszym świetle i tylko pogorszyło sprawę). Sytuacja była tak patowa, że jego prawnik wysłał sąsiadów na górę, aby skontaktowali się a Randym. Randy wysłał ich z powrotem z listą żądań – chciał odzyskać swój pistolet który ATF skonfiskowało, chciał aby zarzuty o niepojawienie się w sądzie zostały oddalone, oraz chciał aby sędzia przeprosił go za nazwanie go paranoikiem… Z tym paranoikiem to akurat było stwierdzenie faktów, ale najgorsze jest to, że faktycznie paranoja była uzasadniona.
Oryginalnie sprawa należała do ATF, ale skoro Randy był teraz traktowany jako zbieg, ATF przekazało sprawę do US Marshals. Przekazano im raporty oraz psychologiczne ewaluacje… Przy czym oprócz tych nawymyślanych zarzutów, to jeszcze ATF pierdolnęło się… W pisaniu jego imienia. W każdym razie, poskutkowało to tym, że Marshalowie działało pod przekonaniem, że Randy przygotowuje się na wojnę.
Cała sprawa szła jak krew z nosa, bo po przekazaniu wszystkich akt z ATF, US Marshals robili coś dopiero po roku ze względu na biurokrację, planowanie i inne pierdoły. Tak, rok się zastanawiali jak pochwycić jednego chłopa… Ja pierdole.
Pierwszy kontakt Randy-ego z Marshalami miał miejsce 4 Marca 1992 roku. Wtedy to dwóch agentów zwyczajnie podeszli w okolice jego domu i poinformowali go, że ma nakaz aresztowania. Randy, który wtedy miał karabin na plecach, powiedział im, że wtargnęli na prywatny teren i mają spierdalać… No i posłuchali się go, odjechali bez żadnego incydentu. Po tym, dowództwo Marshali powiedziało swoim agentom, żeby nigdy już z Randym nie rozmawiali, tylko kontaktowali się z jego prawnikiem. No i po tym spotkaniu Marshalowie rozpoczęli operację „Northern Exposure” (czyli coś w stylu „północne ujawnienie”). No i o co w tej operacji chodziło? To była kompletna inwigilacja całej posesji.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Agenci po kryjomu zainstalowali kamery i mikrofony w domu oraz jego okolicach. Bez kitu – ubrali się w kamuflaż, w środku nocy zainstalowali podsłuch i podgląd, po czym spierdalali zanim ktokolwiek był w stanie ich zauważyć. Wszelakie zdjęcia lub nagrania Weaverów jakie można znaleźć w okolicach posiadłości pochodzą głównie z tych kamer. No i tak ich podglądali przez jakieś 4 miesiące, dzień w dzień. W ten oto sposób agenci dowiedzieli się, że urodziła im się kolejna córka – Elisheba, która miała raptem 10 miesięcy. Z nagrań wynikało, że paranoja Randy-ego tylko się pogorszyła – ilekroć słyszał, jak pojazd przejeżdża niedaleko góry, obejmował pozycje obronne. Nigdy nie opuszczał domu bez broni. Był przekonany, że ktoś go cały czas obserwuje (o ironio…). No i oczywiście, 5 maja, ktoś z rodzinki odkrył jedną z kamer. Od tamtej pory, ludzie nie wychodzili aż tak często z domu. Na prośbę Randy-ego, Kevin Harris, jego przyjaciel (20 lat, o dziwo nie miał żadnych powiązań z żadną milicją) przybył, aby pomagać koło domu. Wszyscy w domu mieli wyznaczone warty strażnicze. Z późniejszych zeznań, rodzina Randy-ego wiedziała, że był w niebezpieczeństwie, ale byli przekonani, że tak długo jak nie zejdą z góry, nic im nie grozi. Byli gotowi spędzić tak resztę życia, odsunięci od społeczeństwa… No i wszystko poszło się jebać 21 sierpnia, 1992.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Początkowo, Marshalowie głowili się jak do sprawy podejść. Wysunięto nawet propozycje kupna działki, po czym dwóch tajniaków udających małżeństwo wprowadziło by się tam i stopniowo próbowali skontaktować się z rodziną Weaverów. Jak już mogliby podejść dostatecznie blisko, aresztowaliby ich. Okazało się, że plan był wstępnie zatwierdzony, więc niektóre raporty twierdzą, że misja z 21 sierpnia był rozeznaniem względem tego. Inne twierdzą, że to było rutynowe rozeznanie, gdzie używano kamuflażu, gogli noktowizyjnych no i karabinku na boku. Powodem dla którego agenci byli tak uzbrojeni był jeden z raportów, który twierdził, że Randy strzelał do helikopterów… A dokładniej mówiąc, strzelał do helikopterów Geraldo Rivery (dziennikarz z Fox News). Czy to była prawda? Raczej nie. Zespół Geraldo nigdy tego nie potwierdził, Randy temu zaprzecza, i jakoś nikt w kwaterze nie chciał się przyznać do tego raportu. W każdym razie, agenci bali się, że postrzelą ich w dupę. O 4:30 rano, 21 sierpnia, 6 agentów przybyło na posesję. Rozdzielili się na dwa zespoły – jeden zespół obserwował, drugi kontynuował operacje niedaleko domu. Około 7 rano… Jeden z agentów który łaził koło domu zdecydował się rzucać kamieniami w dom, aby sprawdzić reakcję psa Weaverów, Strikera (no ja pierdole, takich taktyk to spodziewałbym się po jakiś wiejskich bojówkach a nie agentach federalnych). Po usłyszeniu tych kamulców, nie dość że Striker wyszedł, to jeszcze Randy, Kevin i Samuel mu towarzyszyli. No i Striker, zainteresowany tymi kamieniami, zaczął iść w kierunku agentów federalnych (jeszcze te zjeby próbowały się później tłumaczyć, że to nie kamienie sprawiły, że wyszedł, tylko jakiś przejeżdżający pojazd, ale biorąc pod uwagę, że pies zaczął iść w kierunku tych kamieni, to ta wersja nie przyjęła się zbyt dobrze). Randy kazał Kevinowi i Samuelowi podążać za psem, podczas gdy on skierował się w innym kierunku. No i akurat pech chciał, że Randy obrał ten sam kierunek co grupa obserwacyjna i najzwyczajniej w świecie spotkał się z nimi. Wyobraźcie sobie jego minę, kiedy koleś w pełnym kamuflażu i karabinem wstał i kazał mu się zatrzymać. Zdał sobie sprawę, że to agent federalny. Nie podniósł na niego broni. Zamiast tego powiedział mu, żeby spierdalał i zaczął wracać do domu. Wtedy to właśnie, Samuel, Kevin i Striker znaleźli pozostałych trzech agentów federalnych… No i rozpoczęło się piekło. Mimo próby ukrycia, pies był w stanie ich wyczuć, no i dalej zapierdalał w ich kierunku. Właśnie wtedy jeden z agentów federalnych zastrzelił Strikera. Tak, to agenci federalni oddali pierwszy strzał. Nigdy żaden z Marshali nie przedstawił się jako agent federalny, więc Kevin i Samuel myśleli, że pies podążał za jakąś zwierzyną. Tak więc kiedy zauważyli, jak jakiś gościu w pełnym kamuflażu zajebał im psa, przez ani chwilę nie mogli wiedzieć, że to federalni. Samuel wyrwał się na przód i cały wkurwiony wykrzyczał „Zabiłeś mojego psa ty skurwysynie!”. Podniósł broń i zaczął strzelać. Agent Federalny, William Deagan, podniósł broń i postrzelił Samuela w ramię. Samuel odwrócił się i zaczął uciekać. Kiedy Kevin zobaczył, jak Samuel zostaje postrzelony, podniósł swoją broń i sam zaczął strzelać. Kevin trafił Williama w klatkę piersiową, zabijając go. Agenci odpowiedzieli ogniem i zastrzelili Samuela. Strzelili mu w plecy, ponieważ ten zaczął uciekać. Chłopak miał 14 lat w chwili śmierci. Kevin chciał wpierw pomóc chłopakowi, ale kiedy tylko się pokapował, że był martwy, zostawił jego ciało i sam zaczął uciekać.
Randy i Kevin spotkali się z powrotem w kabinie, gdzie Kevin poinformował ich o śmierci Samuela. Reakcje były takie, jakich można się spodziewać – Randy był w niedowierzaniu, Vicky była pogrążona, dziewczynki były przerażone.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Pozostali agenci przegrupowali się. Dwóch podbiegło do sąsiedniego domu, gdzie poinformowali o zajściu kwaterę główną US Marshals oraz lokalną policję aby uzyskać wsparcie. I tutaj muszę o czymś wspomnieć – poinformowali policję, swoje kwatery główne, a później jeszcze FBI o tym, że jeden z ich agentów zginął. Ale nie powiedzieli nic o tym, że Samuel zginął. Jakby tego było mało, nakłamali, że to do nich wpierw strzelano, przy czym tylko się bronili. Przy czym też próbowali przekonać swoje biuro i policję, że wymiana ognia dalej miała miejsce, kolejne kłamstwo.
W między czasie, Vicky podjęła decyzję, aby odzyskać ciało Samuela. Pomimo zagrożeń, nie chcieli go zostawić tam, więc Randy i Vicky wyszli tam z bronią. Agenci byli teraz w innym miejscu, ale zagrożenie dalej było realne. Odzyskali ciało Samuela, ale nie mieli czasu na pochówek, więc umiejscowiono go w szopie z narzędziami koło domu.
O 8 rano, lokalna policja pojawia się. Odzyskują ciało Williama Deagana i wracają do bazy niedaleko góry.
Ilekroć agent federalny zostaje zabity, sprawa idzie do FBI. Ze względu na kłamstwa ze strony Marshali, FBI było przekonane, że Weaverzy jako pierwsi otworzyli ogień i świadomie zastrzelili agenta federalnego, więc podjęli drastyczne środki. Sąsiedzi zostali ewakuowani z domów, drogi zostały zamknięte. Uznano, że osoby niebiorące udziału w walce (czyli Vicky i dziewczynki) są uznane za zakładników, więc zespół do ratowania zakładników został wezwany. Na dodatek, gubernator Idaho uznał sytuację za stan wyjątkowy, co pozwoliło FBI i policji na używanie ekwipunku z Gwardii Narodowej Idaho – helikoptery, czołgi, takie tam.
Tymczasem wewnątrz domu, wszyscy byli pogrążeni w żałobie. Siedzieli głównie w ciszy. Dorośli czasami zastanawiali się, czy nie należałoby się poddać, ale byli przerażenia – w końcu agenci federalni otworzyli ogień jako pierwsi. Zdawali sobie też sprawę, że po tym jak Kevin zajebał Marshala, najprawdopodobniej będą ich chcieli zabić na miejscu.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Następnego dnia, FBI zaczęło ustawiać snajperów niedaleko domu. Jednym z nich był Lon Horiuchi. Zaledwie po kilku godzinach od ustawienia się, kiedy Randy wyszedł na zewnątrz aby sprawdzić ciało Samuela (chciał się upewnić, że żadne dzikie zwierzę nie dobrało się do niego przez noc), Horiuchi próbował go zabić – nie trafił w kręgosłup, ponieważ Randy odwrócił się w ostatniej chwili, przez co zranił go w ramię. Najstarsza córka, Sara, wybiegła aby pomóc ojcowi – myślała, że snajper nie zastrzeli małej dziewczynki. Ustawiła się pomiędzy ojcem a snajperem, podczas gdy Kevin sam wyszedł aby pomóc Randy-emu się pozbierać. Vicky Weaver, trzymając swoją najmłodszą córkę (10 miesięcy), przytrzymała drzwi, aby mogli wejść do domu (mieli takie specjalne drzwi, które zamykały się same). Wtedy to Horiuchi załadował kolejny pocisk. Twierdził, że chciał zastrzelić Kevina, kiedy ten wracał z Randym do domu. Po dziś dzień, wielu ludzi uznaje, że kłamie, ponieważ oddał strzał jak już wszyscy weszli do domu… Przy czym trafił Vicky Weaver… Prosto w głowę. Zmarła na miejscu o 5:58 po południu. Pocisk przeszedł przez jej głowę, przeszedł przez drzwi i trafił Kevina w bok. Wszyscy padli na ziemie i dopiero po chwili doszło do nich, co się stało. Elisheba była przygnieciona przez ciało matki. Randy, ze łzami w oczach, odciągnął jej ciało, aby dziewczynka nie udusiła się.
Wyobrażacie sobie taką sytuację? Nie pojawiacie się w sądzie, więc federalni mordują Ci psa, syna, żonę, no i jeszcze postrzelili Ciebie i twojego kumpla? Na dodatek przypomnę, że ten chłop chciał negocjować, ale sędzia się nie zgodził.
W raporcie przez Radio Horiuchi powiedział, że pierwszy strzał trafił, ale za drugim razem chybił. Nie powiedział nic o śmierci Vicky. Po dziś dzień upiera się, że nie wiedział, że ją zabił… Tylko, że… Tego samego dnia, kiedy trafił do hotelu aby odpocząć, narysował ten oto rysunek.
Dzięki niemu, wielu ludzi podejrzewa, że wiedział doskonale co robi.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Po tym strzale, FBI zdało sobie z czegoś sprawę… Zapomnieli o negocjacjach. Zanim padły strzały od Snajpera to ani razu nie obwieścili swojej obecności, nie poprosili Randy-ego aby wyszedł z rękami w górze, nic. Więc o 6:30 po południu podjechali opancerzonym pojazdem pod dom Randy-ego, po czym zza tego pojazdu obwieścili za pomocą megafonu, że ma się poddać. Poczekali chwilę i odjechali.
Po tym, co się stało z Vicky nikt nie wychodził z domu. Czołgali się po podłodze, nie chcąc zarobić kulki. Tymczasem Kevin ma się kiepsko – stracił sporo krwi ze względu na ranę. Był w tak wielkim bólu, że w nocy błagał Randy-ego, żeby go zabił. Randy powiedział, że tego nie zrobi – jeśli Kevin faktycznie chce umrzeć, to musi sam się zabić. Próbowali mu pomóc, zatamowali krwawienie, ale wdała się infekcja.
23 (lub 24, raporty się mieszają) sierpnia, FBI znowu przyjechało wozem opancerzonym. No i wtedy jeden z negocjatorów odnosi się do… Vicky. Powiedział „Hej, co Vicky jadła dzisiaj na śniadanie? Coś dobrego?”. Kurwa, kobieta gnije na podłodze od paru dni, a oni pytają się co jadła na śniadanie. FBI może i nie wiedziało, że Horiuchi ją zajebał, ale z punktu widzenia Weaverów to była najbardziej zwyrodniała rzecz jaką można było powiedzieć.
Po tym obwieszczeniu… Federalni chcieli negocjować. Ale Randy nie miał telefonu, więc wysłali takiego małego robocika z podpiętą słuchawką. Randy spojrzał się na niego i zauważył, że ten robot ma podpiętą strzelbę… Która celuje prosto w słuchawkę. FBI po tym się tłumaczyło, że to było niedopatrzenie z ich strony. Nie muszę wam chyba mówić, że Randy nie chciał gadać do takiego robota. Zagroził, że go rozjebie, więc federalni wzięli odwrót.
FBI zaczęło rozbierać budynki koło domu. Polazł kurnik i coś tam jeszcze. W tym momencie podchodzą do szopy, otwierają ją… I widzą rozkładające się ciało Samuela. I zdają sobie teraz sprawę, że coś poszło nie tak – do tej pory myśleli, że nikt nie zginął ze strony Weaverów. Zabierają ciało Samuela i poddają je badaniom, po czym odkrywają, że chłopaka postrzelono w plecy. Agenci FBI, głównie Ci z poziomu dowództwa zaczynają zadawać pytania. Zaczynają prowadzić śledztwo w okolicach miejsca, w którym doszło do początkowej strzelaniny. Z raportu jaki dostali od US Marshals byli przekonani, że doszło tam do jakiejś wielkiej wymiany ognia… A tu przychodzą na miejsce, raptem parę łusek tu i ówdzie, no i martwy pies.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
W między czasie, pod górą zebrała się grupka protestujących, ponieważ dla nich cała ta sytuacja wydała się głupia – znali Randy-ego, wiedzieli że takie metody nie są potrzebne, że federalni mocno przesadzili, takie tam. Niestety dla Randy-ego, jego znajomi z Arysjkich Narodowości też się tam pojawili i byli wśród protestujących. Krupka salutujących ludzi ze swastą na ramieniu naprawdę nie wyglądała dobrze.
Po tym odkryciu, zmieniono podejście. 26 sierpnia, podjęto kolejną próbę negocjacji. Randy dalej nie chciał wyjść, bo bał się, że go odstrzelą, więc chciał porozmawiać z siostrą. Wiedział, że znajduje się w pobliżu, ponieważ reporter w radiu podawał jej przybycie. FBI nie pozwoliło jej się zbliżyć, więc mówiła przez megafon, ale gówniana jakość dźwięku sprawiła, że Randy nic nie zrozumiał.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
27 sierpnia, Randy dowiaduje się przez radio, że na miejsce przybył Bo Gritz. Imię może nie wydawać się znajome – był on weteranem z Wietnamu, który po zakończeniu wojny pomagał odzyskiwać żołnierzy, którzy byli więźniami albo byli zaginieni. Kandydował nawet na prezydenta, ale nie wyszło mu to jakoś. Ale to był ktoś szanowany, zwłaszcza w wojskowych kręgach. Jeśli ktoś mógłby przekonać Randy-ego, aby się poddał, to był on.
Początkowo próbował się porozumieć przez megafon, ale kiedy tylko usłyszał kiepską jakość, jebnął nim o ziemie i po prostu wyszedł z opancerzonego wozu. Podszedł pod drzwi, zapukał i powiedział, że chce gadać. Pierwszy raz od rozpoczęcia tego burdelu, ktoś chciał z Randym porozmawiać jak z człowiekiem.
Bo pyta się go o to, co się stało, bo mimo odprawy domyślał się, że o wielu rzeczach nie wie. Dowiedział się wtedy że Randy został postrzelony, Kevin nie ma się za dobrze, a Vicky nie żyje. Bo wraca do wozu opancerzonego, zjeżdża do bazy i mówi FBI o tym co się stało. Po obwieszczeniu, że Vicky została zamordowana przez snajpera, protestujący mocno się wkurwili. Presja była na FBI aby zrobili coś – spierdolili sprawę po całej linii oporu, więc jeśli szybko czegoś nie zrobią, będą mieli przejebane. Bo działa jako łącznik, jeździ od domu do bazy. Randy nie chce się poddać, ponieważ boi się, że zostanie zamordowany. Randy i Kevin byli tak przekonani o swojej śmierci, że Sara spisała ich testamenty i wersję wydarzeń. Bo przekonał Randy-ego, że on ma tyle czasu ile chce, ale Kevin musi trafić do szpitala, bo inaczej zginie. Zgodził się. Kevin opuścił górę w towarzystwie Bo, gdzie oddał się w ręce władz 30 sierpnia. Przetransportowano go do szpitala, przeżył.
Po tym jak Kevin został przetransportowany do szpitala, Bo Gritz i Jackie Brown, przyjaciel rodziny Weaverów, wracają z powrotem na górę aby przetransportować ciało Vicky. Leżała na tej podłodze od 9 dni… Randy zgodził się na pochówek. Zabierają jej ciało do bazy na podnóżu góry.
Po powrocie do Bazy, FBI zdało sobie sprawę, że trzeba coś z tym zrobić. Ale nie można było się zgodzić na metody – niektórzy chcieli użyć znowu siły, inni się nie zgodzili. Porankiem 31 sierpnia, Bo Gritz znowu przyjeżdża do domu Randy-ego, informuje go o istnym burdelu w FBI. Robili się nie cierpliwi, no i mogli sprawę zjebać jeszcze bardziej. Błagał Randy-ego, aby poddał się i zjechał z góry razem z nim, bo w jego obecności nic mu się nie stanie. Randy zgodził się. Zabrał ze sobą swoje córki, i razem z Bo zeszli w góry. Oblężenie Ruby Ridge zakończyło się. Randy został aresztowany i przetransportowany do szpitala. Dziewczynki zostały odesłane do dziadka i babci.
Zarówno Randy i Kevin zostali oskarżeni o morderstwo agenta federalnego. Początkowo federalni chcieli też oskarżyć Sarę o współudział i sądzić ją jak dorosłą, ale ten pomysł nie polatał długo. Dzień rozprawy nadszedł 13 kwietnia 1993 roku. No i co, skazali ich obu na dożywocie albo karę śmierci?
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Kurwa, Randy i Kevin znaleźli sobie najbardziej zajebistego prawnika – Gerry-ego Spense-a. Jak bardzo był zajebisty? Nie potrzebował żadnego świadka. Ani razu sam z siebie nie wezwał nikogo, aby zeznawać. Zamiast tego on przeanalizował i rozebrał na czynniki pierwsze dowody oraz zeznania agentów, którzy brali udział w tej operacji. Zniszczył agencje federalne w sądzie – udało mu się udowodnić, że tworzenie tych skróconych strzelb było przykładem nagonki ATF, czyli oryginalny zarzut względem Randy-ego poszedł się jebać. Przekonał ławę przysięgłych, że Kevin działał w samoobronie, ponieważ agent federalny nie wylegitymował się i jako pierwszy otworzył ogień. Okazało się, że FBI niszczyło lub zatajało raporty, które krytykowały działanie agentów, starali się zatuszować wszystko co mogli. Ze wszystkich zarzutów, jakie wytoczono przeciwko Randy-emu ostał się tylko jeden – nie pojawienie się w sądzie. Randy dostał za to 18 miesięcy w areszcie i 10 tysięcy dolarów grzywny. Przy czym w tym areszcie spędził jedynie 6 miesięcy, bo odjęli mu rok oczekiwania na rozprawę. A Kevin? Ława przysięgłych oznajmiła, że był niewinny względem wszystkich zarzutów bo działał w samoobronie (po pięciu latach, nowy prokurator chciał go sądzić za to ponownie, ponieważ był na niego wkurwiony, ale w stanach nie można sądzić dwa razy za tą samą zbrodnie, więc mocno się przejechał) Co więcej, Weaverzy pozwali rząd federalny za śmierci Vicky i Samuela. Początkowow żądano 200 milionów dolarów, ale udało im się uzyskać mniejszą kwotę – córki otrzymały po milionie dolców każda, a Randy miał 100 tysi. Kevin też chciał coś ugrać, ale początkowo nie zgodzono się na odszkodowanie ze względu na zabójstwo agenta, mimo iż było ono w samoobronie. Jednak we wrześniu 2000 roku w końcu zgodzono się na 380 tysięcy.
Lon Horiuchi początkowo został oskarżony o zabójstwo Vicky Weaver w 1997. Z początku przysługiwał mu immunitet ze względu na bycie agentem federalnym. W pewnym momencie immunitet został anulowany, ponieważ jego działania pod Ruby Ridge unieważniły go, ale w międzyczasie nastąpiła zmiana prokuratora w Idaho. Nowy prokurator oddalił wszelakie zarzuty, coś co wielu ludziom się nie spodobało. Tłumaczył się, że rząd rzucał mu kłody pod nogi za każdym razem.
Randy Weaver wraz z Sarą w 1998 roku wydali książkę zatytułowaną „Federanle oblężenie w Ruby Ridge”, gdzie przedstawili wydarzenia ze swojego punktu widzenia. W 1999 roku Randy ożenił się na nowo z kobietą o imieniem Linda Gross. Wyrobił sobie dosyć sporą nienawiść wobec rządu za to, co się stało. Często brał udział w protestach przeciwrządowych i odwiedzał wszelakie grupki milicyjne. Podczas jednego protestu w 2007 roku przeciwko opodatkowaniu, ktoś powiedział, że może zginąć, na co odparł, że on chce zginąć. Zmarł 11 Maja 2022 roku z przyczyn naturalnych. Jego wszystkie Córki oraz Kevin Harrison dalej żyją.
Ruby Ridge, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
Po dziś dzień służby federalne w stanach zjednoczonych są srogo jebane za to, co zrobiły w Ruby Ridge. Nie pomogło, że media próbowały namalować służby federalne jako niewinne aniołki a nie bandę debili. Można argumentować, że upartość Randy-ego przysłużyła się tej tragedii, ale prawda jest taka, że nie usprawiedliwia to w żadnym stopniu służb federalnych od zjebania wszystkiego co tylko mogli. Nawet gdyby chłop był największym zwyrolem w całym kraju to i tak nie pozwala to służbom mundurowym na takie głupoty. Nie pomaga, że nie są w stanie przyznać się do winy – cały czas uważają że Ruby Ridge (oraz późniejsze Waco) było dobrze przeprowadzoną akcją.

Mam nadzieję, że dzida podobała się równie dobrze co poprzednia. Następna będzie o Waco... Jak mi się będzie chciało.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.1241979598999