Ostatnio mało co mnie chuj nie strzelił... Jade se i widzę nową stację Orlena. Wjechałem, zatankowałem do pełna i.... I rano samochód nie odpalił. Mówię se zima, może akumulator padł.

Naładowałem. 
Podpinam i.... 
Nie odpalił. 

Mówie poczekam na słonko. może jak się ogrzeje to odpali. 
Nie odpalił. 
No to dryń dryń do somsiada mechanika.

-Panie! Nowa fura, dobry wóz a odpalić nie chce!
Podpiął konkuter...
Żadnego błędu....
Trochę pokręcił i... I odpalił..

Dlaczemu? Ot paliwo z tego nowego Orlena było ochrzczone bardziej niż cała moja rodzina i rodzina rodziny mojej rodziny oraz rodzina rodziny somsiada razem wzięte.

Problem był w tym, że miałem pełny bak tego ścierwa i zagwozdkę: Mieszać, czy wyjeździć. Postanowiłem wyjeździć. Zalałem normalne paliwo ze starej dobrze znanej stacji i samochód działa. Ale... Ale nie działa tak jak przed zalaniem tego syfu. Coś teraz świszczy i gwizda. Reasumując....

Rozjebałem se samochód tankując na nowym Orlenie. 

No zajebiście w chuj...