"Przent dla vulper" - fanfic dla użytkownika @nightsinger
Dzidki, nie wiedziałam, gdzie wstawić fanfic rozgrywający się w uniwersum gry MMORPG "World of Warcraft" będący prezentem dla mojego wieloletniego przyjaciela z okazji jego urodzin - do "Gry" czy "Hobby" (pisanie jest jedną z moich pasji). Mam nadzieję, że będzie dobrze.
Wracam po długiej przerwie od pisania tym właśnie akcentem - mam nadzieję, że Wam się spodoba mimo wszystko. Niebawem będzie również więcej dzidek do działu "Wiedza" i innych kategorii. W każdym razie - zainteresowanym życzę miłej lektury.
Wracam po długiej przerwie od pisania tym właśnie akcentem - mam nadzieję, że Wam się spodoba mimo wszystko. Niebawem będzie również więcej dzidek do działu "Wiedza" i innych kategorii. W każdym razie - zainteresowanym życzę miłej lektury.
For the Horde!
Undeadka przechadzała się zestresowana to w jedną to w drugą stronę swojej krypty znajdującej się na obrzeżach Deathknell i próbowała wymyśleć idealny prezent dla swoich futrzastych przyjaciół. Ich urodziny zbliżały się wielkimi krokami, a pamiętała, że dla żywych to ważna uroczystość. Sama już dawno zdążyła zapomnieć, jak to było za jej poprzedniego żywota, ponieważ od ostatnich obchodów jako tętniąca życiem istota upłynęło tak wiele czasu, że już dawno straciła rachubę. Nagle coś do niej dotarło – nie znała na tyle dobrze kultury pustynnych lisów zamieszkujących rozciągające się na całe kilometry piaszczyste tereny Vol’dun, aby wiedzieć, w jaki sposób obchodzą takie wydarzenia. Jedyne vulpery, jakie dobrze znała to byli jej przyjaciele, ale oboje obchodzili urodziny w ten sam dzień. Co mogły robić takie lisy? Zastanowiła się przez chwilę.
- Zaraz, zaraz… co może cieszyć takie vulpery? Większość posiłków jedzą przy ognisku, więc może ciepłe mięso? Lubią też alpaki i hieny, które preferują jako wierzchowce, ale przejażdżki mają na co dzień. Ozdabiają też swoje powozy kitami wrogów, ale to raczej kiepski pomysł na prezent… Hmmm… sama nie wiem. Walczą z Sethrakami, więc może jakiś sztylet do samoobrony? Nie, to raczej kiepski prezent.
Zamyśliła się i pochłonęła ją cisza, która z każdą minutą powodowała, że miała w głowie coraz większą pustkę.
- A może by tak coś niestandardowego? Może dowiem się, jak inne rasy obchodzą swoje urodziny i to pomoże mi zaskoczyć moich puchatych przyjaciół? Chociaż z drugiej strony pewnie byłoby im miło, gdybym wykazała się lepszą znajomością ich kultury. W każdym razie, nie ma co tutaj siedzieć – powiedziała pod nosem – Wyruszę w podróż do Orgrimmaru, gdzie przebywa dużo innych ras, co pomoże mi przygotować najlepsze urodziny dla moich drogich lisków!
- Zaraz, zaraz… co może cieszyć takie vulpery? Większość posiłków jedzą przy ognisku, więc może ciepłe mięso? Lubią też alpaki i hieny, które preferują jako wierzchowce, ale przejażdżki mają na co dzień. Ozdabiają też swoje powozy kitami wrogów, ale to raczej kiepski pomysł na prezent… Hmmm… sama nie wiem. Walczą z Sethrakami, więc może jakiś sztylet do samoobrony? Nie, to raczej kiepski prezent.
Zamyśliła się i pochłonęła ją cisza, która z każdą minutą powodowała, że miała w głowie coraz większą pustkę.
- A może by tak coś niestandardowego? Może dowiem się, jak inne rasy obchodzą swoje urodziny i to pomoże mi zaskoczyć moich puchatych przyjaciół? Chociaż z drugiej strony pewnie byłoby im miło, gdybym wykazała się lepszą znajomością ich kultury. W każdym razie, nie ma co tutaj siedzieć – powiedziała pod nosem – Wyruszę w podróż do Orgrimmaru, gdzie przebywa dużo innych ras, co pomoże mi przygotować najlepsze urodziny dla moich drogich lisków!
Bez zbędnego ociągania się spakowała jedynie parę mikstur, kilka arkuszy pergaminu do notowania oraz pióro i atrament, po czym wsunęła do sakwy. Po chwili namysłu stwierdziła, że kilkadziesiąt złotych monet też nie zaszkodzi – a nuż będzie trzeba kupić parę materiałów niezbędnych do wykonania prezentu, a nie byłyby one dostępne u sprzedawców w Undercity.
Po dokładnym zawiązaniu rzemyka i przymocowaniu sakwy do pasa, wyruszyła w drogę. Dużym plusem nieumarłych było to, że nie potrzebowali oni jedzenia, picia czy snu do regeneracji sił, dzięki czemu nie tracili czasu. Osiodłała swojego szkielet-konia, po czym otworzyła portal do Orgrimmaru – dobrze, że doświadczeni magowie mogą podróżować do stolic i większych miast, jednak wierzchowiec i tak może się przydać na dalszą podróż. Nieumarłe wierzchowce, podobnie jak undeadzi, nie ulegali zmęczeniu, toteż postanowiła wyruszyć właśnie z tym, aby zaoszczędzić jak najwięcej czasu na wypadek, gdyby coś miało pójść nie po jej myśli lub potrzebowałaby go więcej na dokończenie przygotowań.
Po dokładnym zawiązaniu rzemyka i przymocowaniu sakwy do pasa, wyruszyła w drogę. Dużym plusem nieumarłych było to, że nie potrzebowali oni jedzenia, picia czy snu do regeneracji sił, dzięki czemu nie tracili czasu. Osiodłała swojego szkielet-konia, po czym otworzyła portal do Orgrimmaru – dobrze, że doświadczeni magowie mogą podróżować do stolic i większych miast, jednak wierzchowiec i tak może się przydać na dalszą podróż. Nieumarłe wierzchowce, podobnie jak undeadzi, nie ulegali zmęczeniu, toteż postanowiła wyruszyć właśnie z tym, aby zaoszczędzić jak najwięcej czasu na wypadek, gdyby coś miało pójść nie po jej myśli lub potrzebowałaby go więcej na dokończenie przygotowań.
***
Po przedostaniu się do sali portali w stołecznym mieście Hordy, undeadka rozglądała się po przybywających, ale każdy z nich wydawał się gdzieś spieszyć – zapewne, aby załatwić swoje sprawy. Była tutaj prawdziwa mieszanina wszelkich ras – od orków i trolli, które zamieszkiwały Durotar oraz okoliczne krainy, przez taurenów i gobliny z południa, krwawe elfy oraz undeadów z Eastern Kingdoms, nightborn elfy z Suramaru i Mag’har orków z Draenoru, aż po zamieszkujące odlegle zakątki Zandalaru vulpery i zandalarskie trolle. Pewnie niektórzy rzekliby, że Durotar tętni życiem, ale dla undeadki wychowanej w niewielkiej wiosce pełnej umarłych, gdzie dawno wielu przestało liczyć czas było zdecydowanie zbyt tłoczno i gwarno. Niektórzy w pospiechu przeciskali się między innymi i rozpychali łokciami, inni byli zdezorientowani i zagubieni, a jeszcze inni donośnie się śmieli lub ekscytowali przepychem orkowego miasta, którego mury bardziej przypominały dobrze strzeżoną warownię.
Niektórzy, jak to w dużych miastach bywa, przez swoją nieuwagę łatwo padali ofiarą nawet mało wprawnych kieszonkowców w jednej chwili tracąc swój majątek, zaś niektórzy przegrywali fortunę w grach hazardowych, w których krupierami były najczęściej gobliny lub dobrowolnie oddawali kilka kosztowności roznegliżowanym elfkom starającym się łatwo wzbogacić wymachiwaniem tyłkiem w skąpej bieliźnie, zaś niektórzy przybywali tu sprzedać bądź nabyć dobra w miejscowym domu aukcyjnym czy u kupców. Inni przybywali nauczyć się profesji czy podszkolić się lub nabyć określone umiejętności, założyć gildie lub zrekrutować nowych członków, ostrzyc się u miejscowego golibrody, przygarnąć sierotę lub udać się na wyprawę czy podjąć jakiegoś zlecenia w ramach zdobycia doświadczenia czy niezbędnych funduszy. Niektórzy naprawiali uszkodzone zbroje i bronie u kowali lub wymieniali je na nowe, często lepsze. Jeszcze inni przepijali krocie w pobliskich karczmach, gdzie było można znaleźć trunki z wielu krain mieszczących się na Kalimdorze, a niektórzy handlowali nawet dobrami z Eastern Kingdoms, które były przewożone często w skrzyniach załadowywanych na zeppeliny – droga morska czasami okazywała się zbyt zdradliwa przez niebezpieczeństwa czające się w okolicach Maelstormu czy też ze względu na napadające statki przybywające najczęściej z Kul’tiranu i dowodzone często przez załogi z Boralus przechwytujące dobra Hordy.
***
Po rozejrzeniu się postanowiła ruszyć przed siebie, zanim i ona padnie ofiarą jakiegoś kieszonkowca. Bądź co bądź, jako nieumarła nie odczuwa zbyt mocno dotyku i ma problem z rozróżnianiem ciepła czy zimna, toteż mogłaby nie poczuć delikatnego dotyku muskającego jej biodro w okolicach przywiązanej do pasa sakwy. Starała się zaczepić przypadkowych przedstawicieli różnych ras, lecz ku jej zdziwieniu nawet przy oferowaniu opłaty w złocie za pomoc, była ignorowana przez tłum. Postanowiła więc wywiesić ogłoszenie na pobliskiej tablicy z nadzieją, że ktoś się odezwie. Jednak oczekiwanie zajęło sporo czasu, zaś odzew był niewielki. W końcu postanowiła zaryzykować i udała się do miejscowej karczmy, gdzie przysiadała się do samotnie siedzących podróżników zerkających na dno kufla i oferowała im kolejkę w zamian za informacje odnośnie obchodów urodzinowych w ich rodzimych stronach. Niektórzy bredzili od rzeczy, inni snuli niemiłosiernie długie opowieści i odbiegali od tematu, zaś jeszcze inni nie byli zbyt rozmowni i bełkotali.
W końcu natknęła się na goblina odzianego w błyszczącą kolczugę, z której aż biło bogactwo. Wyglądał na obytego w świecie. Przełknęła głośno ślinę. Nie raz słyszała, że nie ważne, jak zamożny jest goblin, ich pazerność często wyprzedała ich sławę nawet wtedy, kiedy byli wielbionymi herosami. Wiedziała, że będzie to ją kosztować, ale jak powtarzają zielonoskóre chciwce – „czas to pieniądz”. Przygotowała 15 złotych monet i podeszła zagaić wędrowca. Nieśmiało przysiadła na brzegu długiej ławy sprawiając, że odnotował jej obecność i zaczął mierzyć ją pogardliwym wzrokiem. Wiedziała, że w przypadku goblinów na nic nie zdadzą się grzeczności, więc bez zbędnych ceregieli przeszła od razu do rzeczy.
- Potrzebuję informacji i płacę w złocie – rzekła zdecydowanie i uniosła do góry mniejszy woreczek, który po potrząśnięciu rozbrzmiał uderzającymi o siebie dużymi monetami.
- Widzę, że znasz się na negocjacjach, słyszę same złote monety. Czego potrzebujesz? – wycharczał starszy goblin kierując wzrok w jej stronę.
- Szukam odpowiedniego prezentu urodzinowego dla dwóch vulper, ale nie znam ani ich kultury ani nie wiem, czy nie będzie dobrym pomysłem zaskoczyć lisy prezentami lub obchodami zaczerpniętymi z innych kultur.
- Jeśli chcesz, abym opowiedział ci o zwyczajach vulper, 15 sztuk złota to za mało, a jeśli o wszystkich, to zdecydowanie niewystarczająco. Mój czas jest cenny. Za vulpery wezmę 40 sztuk złota, a za wszystkie co najmniej 150. Nie będę tracić czasu na negocjację – rzekł twardo, po czym przechylił zawartość kufla, a piana z piwa pozostała częściowo na jego kilkudniowym zaroście.
Zajrzała do sakiewki. Musi z czegoś opłacać swoje wyprawy, kupować księgi i zwoje oraz niektóre materiały alchemiczne. Poza tym nie wiedziała, ile ma zostawić, żeby urządzić dla vulper niezapomniane urodziny. W końcu oboje obchodzą je raz w roku. Jeśli zapłaci 40 sztuk, to możliwe, że nie natknie się na dobrą opcję. Ale 150 sztuk złota, to było zdecydowanie za dużo plus nie wiedziała, jak długo potrwają opowieści, a już dostatecznie dużo czasu straciła na próbach wypytania innych. Nagle wpadła na pomysł, ale nie miała pewności, czy ten wypali.
- 70 sztuk złota i powiesz mi, jakie najlepsze prezenty z różnych kultur można sprezentować dla futrzastych przybyszów z pustyni.
Goblin uśmiechnął się chciwie i rzekł do nieumarłej:
- 75 sztuk złota i podpowiem ci, co może zadowolić takie lisy, ale to będzie prawdziwa petarda. Zwłaszcza, że jako undead pewnie nie za bardzo masz pojęcie, jak trafić przez żołądek do serca.
- Widzę, że znasz się na negocjacjach, słyszę same złote monety. Czego potrzebujesz? – wycharczał starszy goblin kierując wzrok w jej stronę.
- Szukam odpowiedniego prezentu urodzinowego dla dwóch vulper, ale nie znam ani ich kultury ani nie wiem, czy nie będzie dobrym pomysłem zaskoczyć lisy prezentami lub obchodami zaczerpniętymi z innych kultur.
- Jeśli chcesz, abym opowiedział ci o zwyczajach vulper, 15 sztuk złota to za mało, a jeśli o wszystkich, to zdecydowanie niewystarczająco. Mój czas jest cenny. Za vulpery wezmę 40 sztuk złota, a za wszystkie co najmniej 150. Nie będę tracić czasu na negocjację – rzekł twardo, po czym przechylił zawartość kufla, a piana z piwa pozostała częściowo na jego kilkudniowym zaroście.
Zajrzała do sakiewki. Musi z czegoś opłacać swoje wyprawy, kupować księgi i zwoje oraz niektóre materiały alchemiczne. Poza tym nie wiedziała, ile ma zostawić, żeby urządzić dla vulper niezapomniane urodziny. W końcu oboje obchodzą je raz w roku. Jeśli zapłaci 40 sztuk, to możliwe, że nie natknie się na dobrą opcję. Ale 150 sztuk złota, to było zdecydowanie za dużo plus nie wiedziała, jak długo potrwają opowieści, a już dostatecznie dużo czasu straciła na próbach wypytania innych. Nagle wpadła na pomysł, ale nie miała pewności, czy ten wypali.
- 70 sztuk złota i powiesz mi, jakie najlepsze prezenty z różnych kultur można sprezentować dla futrzastych przybyszów z pustyni.
Goblin uśmiechnął się chciwie i rzekł do nieumarłej:
- 75 sztuk złota i podpowiem ci, co może zadowolić takie lisy, ale to będzie prawdziwa petarda. Zwłaszcza, że jako undead pewnie nie za bardzo masz pojęcie, jak trafić przez żołądek do serca.
Na twarzy undeadki zagościło zdziwienie i starała się ukryć zaintrygowanie, aby goblin nie wyciągnął z niej ani jednej sztuki złota więcej i może spuścił trochę z ceny, ale po chwili zeszła na ziemię i zdała sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Przystała na propozycję. Goblin dał znak, aby przysunęła się bliżej i usiadła obok, co też uczyniła. Dał znak ręką, aby nachyliła się, więc chyba miał zamiar szeptać.
- Dobrym pomysłem dla każdej rasy będzie… tort – szepnął goblin.
- Tort? Pierwsze słyszę. Cóż to takiego?
- Rodzaj piętrowego i słodkiego ciasta polanego słodką masą i niekiedy przybraną owocami – rzucił goblin – A vulpery jedzą nie tylko mięso czy ryby. Są wszystkożerne, więc żywią się też wyrobami piekarniczymi, warzywami i owocami. Dlatego dobrym pomysłem będzie tort z owocami jagodowymi bądź jabłkami. Zapiszę ci na zwoju przepis, którego nauczyłem się lata temu w Shattrath City na Outlandzie… oczywiście za dodatkową opłatą 20 złotych monet.
Undeadka cicho westchnęła. Tego można było spodziewać się po goblinie, ale idea tortu z jego opisu wydała się czymś intrygującym. Przy okazji dowiedziała się, że vulpery jedzą coś innego, niż mięso, ryby, jajka czy magiczne biszkopciki, które tworzyła swoją magią. To była cenna informacja, której do tej pory nie zaobserwowała podczas wspólnych wypraw lub nie zwróciła na ten szczegół nigdy uwagi z racji tego, że sama nie potrzebuje pożywienia jako istota ożywiona, ale martwa, toteż umykało to jej uwadze jako zbyteczna informacja.
Odliczyła dodatkowe 20 złotych monet i zielonoskóry naskrobał jej czytelnie na arkuszu, który wyjęła z sakwy wszystkie składniki na jednej stronie, a na drugiej sposób wykonania. Oznajmił jej, że wygląda na zmęczoną i zapewnił, że wszystkie niezbędne komponenty może również zakupić na domu aukcyjnym w Undercity oraz u handlowca nieopodal kucharzy, dzięki czemu ominie ją długie oczekiwanie w kolejkach w zatłoczonym Orgrimmarze. Ucieszyła ją ta informacja, ponieważ zależało jej na czasie. Podziękowała goblinowi tak serdecznie, jak dają radę pozbawione energii życiowej undeady i stworzyła portal do Undercity, aby niezwłocznie zacząć przygotowania do urodzin swoich przyjaciół.
- Dobrym pomysłem dla każdej rasy będzie… tort – szepnął goblin.
- Tort? Pierwsze słyszę. Cóż to takiego?
- Rodzaj piętrowego i słodkiego ciasta polanego słodką masą i niekiedy przybraną owocami – rzucił goblin – A vulpery jedzą nie tylko mięso czy ryby. Są wszystkożerne, więc żywią się też wyrobami piekarniczymi, warzywami i owocami. Dlatego dobrym pomysłem będzie tort z owocami jagodowymi bądź jabłkami. Zapiszę ci na zwoju przepis, którego nauczyłem się lata temu w Shattrath City na Outlandzie… oczywiście za dodatkową opłatą 20 złotych monet.
Undeadka cicho westchnęła. Tego można było spodziewać się po goblinie, ale idea tortu z jego opisu wydała się czymś intrygującym. Przy okazji dowiedziała się, że vulpery jedzą coś innego, niż mięso, ryby, jajka czy magiczne biszkopciki, które tworzyła swoją magią. To była cenna informacja, której do tej pory nie zaobserwowała podczas wspólnych wypraw lub nie zwróciła na ten szczegół nigdy uwagi z racji tego, że sama nie potrzebuje pożywienia jako istota ożywiona, ale martwa, toteż umykało to jej uwadze jako zbyteczna informacja.
Odliczyła dodatkowe 20 złotych monet i zielonoskóry naskrobał jej czytelnie na arkuszu, który wyjęła z sakwy wszystkie składniki na jednej stronie, a na drugiej sposób wykonania. Oznajmił jej, że wygląda na zmęczoną i zapewnił, że wszystkie niezbędne komponenty może również zakupić na domu aukcyjnym w Undercity oraz u handlowca nieopodal kucharzy, dzięki czemu ominie ją długie oczekiwanie w kolejkach w zatłoczonym Orgrimmarze. Ucieszyła ją ta informacja, ponieważ zależało jej na czasie. Podziękowała goblinowi tak serdecznie, jak dają radę pozbawione energii życiowej undeady i stworzyła portal do Undercity, aby niezwłocznie zacząć przygotowania do urodzin swoich przyjaciół.
***
Po przybyciu do Undercity natychmiast udała się na Trade Quarter w miejsce, gdzie stacjonowali kucharze, aby przyuczyć się nieco gotowania. Dawno tego już nie robiła, więc potrzebowała nabyć nowych umiejętności i być może odświeżyć stare. Ku swojemu zdziwieniu, było kilka zmian – kiedy była tutaj po raz ostatni, już jako nieumarła, szefem kuchni był Raleigh Andrean, który aktualnie pełnił już jedynie rolę byłego szefa kuchni, pomimo tego, że nieumarli nie ulegają przecież starzeniu. Przy kotle i stole kucharskim stała jakaś nowa undeadka, której nie kojarzyła. Podeszła do Andreana, przywitała się i zapytała:
- Czemu nie jest już pan szefem kuchni?
- Któregoś razu źle opanowałem przepis i podróżni, którzy uczyli się gotować pod moim okiem zostali otruci. To właśnie jest problem z żywymi… W każdym razie po tym incydencie musiałem ustąpić ze stanowiska. Ale zapewniam cię, że Eunice Burch jest doświadczonym kucharzem i jeśli zamierzasz gotować dla żywego, to na pewno jesteś w dobrych paliczkach.
- Dziękuję, nieco mnie uspokoiłeś. Skąd wiedziałeś, że będę gotowała żywemu?
- Przecież to oczywiste. Nieumarłym nie jest potrzebne pożywienie, więc jeśli już gotujemy, to po to, żeby żywi, z którymi podróżujemy lub których mamy pod opieką mogli być krzepcy i sprawni w boju albo mogli szybciej wrócić do zdrowia odżywiając organizm.
- No tak, zadałam niepotrzebnie głupie pytanie. Wybacz – zawstydzona skinęła głową na pożegnanie w kierunku Raleigha i udała się w stronę Eunice.
Niezwłocznie zaczęła szkolenie w profesji gotowania pod okiem nowego szefa kuchni, zaś u jej męża – Ronalda Burcha - dokonywała zakupu potrzebnych do nauki komponentów, takich jak mąka, przyprawy, woda oraz dodatki do pieczenia. Po wprawieniu się w ciągu kilku kolejnych tygodni była gotowa do upieczenia tortu – i to piętrowego, który zawierał owoce jagodowe. Część składników kupiła, a jagody wolała pozbierać z krzaków rosnących w Silverpine Forest. Po kilku godzinach niestrudzonej walki jej prezent urodzinowy dla vulper był gotowy.
***
Pozostało już tylko zaprosić jej futrzastych przyjaciół z pustyni i zastanowić się, gdzie urządzić obchody ich urodzin. Mogła wykonywać portale do stolic i dużych miast, ale pustynne lisy również nie za bardzo przepadały za zgiełkiem wielkich miast. A więc musiało to się odbyć w przyjemnym dla żywych i spokojnym miejscu na łonie natury oddalonego niedaleko któregoś z miast, aby mogła łatwo przetransportować piętrowy tort albo poza mury Undercity albo portalem. W tak tłocznych miastach, jak Orgrimmar było na tyle tłoczno, że ktoś mógłby ją trącić i cały trud poszedłby na nic. Nieopodal Stonard było spokojnie, ale na mokradłach było zbyt wilgotno nie tylko dla pustynnych lisów, ale prawdopodobnie również dla tortu, który mógł ulec uszkodzeniu. Musiało to być również miejsce bezpieczne, aby żadne zagrożenia nie przerwały im urodzinowego pikniku. W końcu wybór padł na Tirisfal Glades i okolice Brightwater Lake położonego w niedalekiej odległości od Undercity i Brill. Wysłała zaproszenie na dzień urodzin lisiego warlocka i mnicha, po czym rozpoczęła przygotowania. Rozłożyła koc, rozstawiła naczynia i sztućce, które wyjęła z kosza piknikowego i rozstawiła parasol. Na koniec przyniosła tort. Wszystko było gotowe.
Niebawem zeppelinem przyleciały vulpery, które były solenizantami. Przywitały się z nieumarłą i wszyscy zasiedli do uczty. Okazało się, że pustynne lisy były oniemiałe, bo o tortach wprawdzie słyszały, ale nigdy żadnego nie próbowały. Na pustyniach Vol’dun zbyt łatwo przykleiłby się piasek do kremu, nie mówiąc już, że sam wypiek nie wytrzymałby takiego gorąca, podobnie jak użyta do ozdoby bita śmietana czy owoce jagodowe, które rosną w wilgotniejszym klimacie i nie wytrzymują zbyt długo po zerwaniu. Tak, jak wspominał goblin, vulpery były wszystkożerne i okazało się, że lubują się również w słodyczach. Nieczęsto mają okazję jadać owoce, więc było to też dla nich przyjemne doznane, kiedy wbijały swoje ząbki w kolejny kawałek ciasta. Pod koniec dnia były tak objedzone, że postanowiły rozbić namioty i zorganizować prowizoryczne obozowisko. Co jak co, ale vulpery znały się na rozbijaniu namiotów, toteż wykonanie schronienia poszło sprawnie. Pod koniec, kiedy zapadł już zmrok, było widać rozświetlone gwiazdami niebo, którego widok połączony z ciszą panującą na w większości wyludnionych terenach Trisifal Glades koił nerwy i sprawił, że nieumarła wraz z dwoma vulperami utkwiła swój wzrok w ciemnościach nocy i rozmyślała o przygodach, jakie niebawem ich czekają – już nazajutrz wyruszą w kolejną wędrówkę.
Koniec