Lesbijki i wykorzystywanie zachowań akceptowanych społecznie

119
Moja niechęć do lesbijek nie wzięła się znikąd i ma swoje uzasadnienie w sytuacjach z przeszłości. Przy czym to właśnie pierwsza z nich przyczyniła się do tego najmocniej. Wprawdzie nie lubię wrzucać ludzi do jednego wora, ale po prostu po tamtych wydarzeniach trzymam straszny dystans i jestem bardzo ostrożna w kontaktach z takimi osobami. Są pewne normy, gdzie zachowania typu przytulanie, całowanie po policzkach na powitanie czy dotyk do pewnego stopnia między kobietami są akceptowane społecznie i nie są postrzegane jako coś złego. Nigdy tego nie rozumiałam, ale być może wynikało to z faktu, że nie jestem osobą, która lubi kontakt fizyczny, zwłaszcza z osobami, które mało znam i nie mam z nimi bliższej relacji. Wynika to po prostu z osobistych granic w kontekście naruszenia przestrzeni osobistej. Ale też nie oczekuję, że mi ktoś będzie czytał w myślach, więc po prostu sygnalizuję takie rzeczy, mówię ludziom wprost. Do tej pory w dużej mierze obracałam się w środowisku zdominowanym przez kobiety – klasa humanistyczna w liceum, potem kierunek studiów zdominowany głównie przez kobiety, zaś na końcu kilka miejsc pracy, w których była przewaga kobiet, zanim się przebranżowiłam.
Lesbijki i wykorzystywanie zachowań akceptowanych społecznie
Pierwsza sytuacja była chyba najbardziej denerwująca – kiedy będąc w liceum trochę leżałam po szpitalach. Przy jednym razie trafiłam do Warszawy, gdyż w mojej miejscowości nie było odpowiedniej opieki medycznej, dlatego to właśnie tam zostałam przeniesiona. Na moim oddziale były pokoje mieszczące po 4 pacjentów. Leżałam tam z rok młodszą osobą, która dosyć szybko powiedziała, że jest lesbijką i opowiadała o tym, jak bardzo jest dyskryminowana. Jak słuchałam o tych aktach znęcania się, zrobiło mi się nawet jej żal, zaczęłam ją pocieszać. Po jakimś czasie ta zaczęła się do mnie przytulać, to powiedziałam jej, że nie życzę sobie tego. Zaczęła pytać, czy ja też ją dyskryminuję, na co odpowiedziałam, że nie, ale żeby po prostu uszanowała też moje granice. I wtedy nie wiadomo z jakich powodów zaczęła to robić częściej i coraz bardziej notorycznie. Dwa razy nawet pocałowała mnie w policzek niby na powitanie i ignorowała, kiedy zaczynałam się irytować, zaś inne dziewczyny mówiły, żebym nie była taką dzikuską, że wśród kobiet to normalne i nawet, gdyby mnie złapała za tyłek, to nie byłoby jakieś wielkie halo. I o dziwo jeszcze tego samego dnia, lesbijka ścisnęła mnie za tyłek. Nie miałam zamiaru długo siedzieć cicho, więc powiedziałam jej, że nie ręczę za siebie, jeśli jeszcze raz to zrobi. I raptem parę godzin później, kiedy zbierałam rzeczy, żeby iść pod prysznic, ta podeszła do mnie i ścisnęła mi znowu pośladek. Nie trzeba było długo czekać, aż odwróciłam się, złapałam za nadgarstek, mocno go ścisnęłam i zapytałam, po jakiemu mam mówić, żeby do niej dotarło. Ona się popłakała, poszła do pokoju lekarza dyżurnego, żeby się poskarżyć, przyszła z nim. Powiedziałam lekarzowi, co zaszło i poprosiłam o zmianę pokoju. Lekarz poszedł z tamtą, po czym wrócił z pielęgniarką, że przepisał mnie do innego pokoju, gdzie jest jedno wolne łóżko. Pielęgniarka wzięła moją pościel, powiedziała, że zaraz wezmą moje rzeczy. Poczułam znaczną ulgę. Ale już na drugi dzień pacjentki zaczęły między sobą plotkować, o tym, co zaszło. Zaczęły się słowne docinki, śmiechy i inne tego typu sytuacje… a lesbijka z czasem z miny zbitego psa zaczęła mieć na twarzy jakąś satysfakcję. Ale nie wyzywała mnie, tylko czekała, aż inni to będą robić. Kiedy trochę atmosfera się uspokajała, ta znowu przytaczała tą sytuację. Po około trochę ponad dwa tygodnie od zajścia opuściła szpital, przez jeszcze parę dni czasami pojawiały się plotki, po czym ucichły już na dobre. Po zakończeniu leczenia mnie również wypisali.
Lesbijki i wykorzystywanie zachowań akceptowanych społecznie
Drugą spotkałam lata później po przeprowadzeniu się do akademika na studia magisterskie. Pomimo wielokrotnych uprzedzeń, że nie lubię kontaktu fizycznego z osobami, które mało znam, ta się narzucała i ignorowała, co do niej mówiłam. Ogólnie to nie pierwszy raz, kiedy jakaś dziewczyna mnie przytuliła czy pocałowała w policzek na powitanie, ale zazwyczaj kiedy mówiłam, że nie lubię i nie chcę, najczęściej kończyło się wyzywaniem mnie od dzikusek i nic więcej, a z czasem stwarzało dystans między mną a nimi. Ale odpowiadało mi to, wyzwiska o dzikusek też łatwo było znieść. Niestety ze wspomnianą lesbijką nie było to takie proste, więc któregoś razu, po prostu ją odepchnęłam, możliwe nawet, że ciut zbyt gwałtowanie, a ta nie dość, że mnie przytuliła, mimo, że wiele razy mówiłam, że nie lubię przytulać osób, które mało znam, to jeszcze podczas przytulania trzymała mi ręce na tyłku. Po odepchnięciu zaczęła szlochać, że poczuła się zraniona ze względu na orientację. Podeszła do nas jedna z dziewczyn i to mnie zbeształa, że nie chcą sytuacji, gdzie jedni są nietolerancyjni dla drugich – wtedy nawet nie wiedziałam, o co wszystkim chodzi i czemu to ona została postawiona w roli ofiary. Inne dziewczyny ją lubiły, więc zaczęły pocieszać. Zaś wspomniana lesbijka później zaczęła opowiadać osobom, których nie było podczas całego zajścia, jak została potraktowana – pomijając oczywiście przyczynę, dlaczego tak się stało. Z początku chciałam wyjaśnić innym sytuację, ale jakoś zostało to odebrane jako próba usprawiedliwienia się, po jakimś czasie zrezygnowałam. Docinki niestety pojawiały się co jakiś czas, aż do momentu ukończenia roku akademickiego, kiedy to lesbijka obroniwszy swój licencjat, wyprowadziła się z akademika. Po raz pierwszy zostałam też nazwana homofobką.
Lesbijki i wykorzystywanie zachowań akceptowanych społecznie
Trzecia z sytuacji chyba była już najmniejsza – spotkałam lesbijkę w jednym z miejsc pracy, kiedy mieszkałam już parę lat w Warszawie. Całowała ona na powitanie osoby z działu, trąbiła o tym, jaką to jest feministką i jak bardzo jest za wolnością dla osób homoseksualnych. Kiedyś też mnie pocałowała na powitanie, ale ostrzegłam, że ma tego nie robić, bo nie lubię i nie życzę sobie. Sytuacja powtórzyła się, więc powiedziałam, że jak będzie to miało raz jeszcze miejsce, to zgłoszę do kierownictwa, więc jeśli nie chce ryzykować dyscyplinarką, to ma przestać. Dopiero to pomogło. Na co ta jeszcze denerwowała się, że kobieta kobiecie nie powinna być wilkiem, zwłaszcza w czasach, kiedy jesteśmy opresjonowane przez mężczyzn, ale powiedziałam, że nie popieram feminizmu i ma mi dać spokój. Później obgadywała mnie z koleżankami, czasami coś słyszałam, ale nie miałam czasu się nad tym rozwodzić, bo kiedy pracuję, mój czas należy do pracodawcy. Więc zwyczajnie to już olałam.

Tak teraz myślę, że gdyby to miało miejsce w ostatnich dwóch czy trzech latach, kiedy jest taki wysyp tego całego cancel culture, być może skończyłoby się to dla mnie gorzej. Nasunęła mi się również taka refleksja przez tą kampanię L’oreal (której wynik badania 84% kobiet molestowanych w miejscach publicznych wydaje mi się mocno naciągnięty ze względu na to, że respondentki były pytane, czy miały styczność z niechcianymi komentarzami, gwizdaniem itp., ale nie pytano ich, czy odczuły to jako molestowanie czy też nie), że gdyby to był mężczyzna, od razu podchodziłoby to pod molestowanie. Tak samo, gdyby to jeden mężczyzna drugiemu facetowi robił takie rzeczy – raczej też podeszłoby to pod nie wiadomo co. O ile jakoś nie odebrałam tego nigdy jako molestowanie, naruszeniem granic było to z całą pewnością. Również miałam wrażenie, że spotkane przeze mnie lesbijki były bardziej nachalne – zwłaszcza pierwsze dwie, które z premedytacją naruszały moje granice. Tylko jedna lesbijka z mojego bliższego otoczenia (z innej pracy) nie robiła takich rzeczy. Nie miałam nigdy problemów z tym, żeby po poinformowaniu jakiejś heteroseksualnej kobiety któraś z nich tak się narzucała. Jak pisałam wcześniej – kończyło się czasami śmiechem, wyzywaniem od dzikusek, ale nic więcej nie miało miejsca.

Inna sprawa, że odnoszę wrażenie, że wraz z biegiem lat społeczność LGBT coraz częściej myli definicję tolerancji z akceptacją i oczekując tolerowania ich obecności tak naprawdę próbują wymusić akceptację dla swoich zachowań. Ale może to tylko moje osobiste wrażenie i po prostu bredzę.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.13795304298401