Witam szanownych dzidowcow.
Jako, że jestem od lat perkusista i grywam po weselach, postanowiłem podzielić się z wami jedna z historii która wydarzyła się na weselu i której oczywiście byłem naocznym świadkiem. Jakie były wesela kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu chyba każdy słyszał i zdawać by się mogło, że te czasy już nie wrócą tzn bójki, ostre chlanie wódy, dupczenie panny młodej w krzakach itp... Otóż taki chuj xd
Jeśli kontent będzie was ciekawił to chętnie podzielę się z wami moimi wspomnieniami jak i również mojego wujka, który to grał na weselach 30lat i na podstawie jego opowieści można by napisać dobrą książkę.
Zatem lecimy.
Jest oczywiście sobota, piękny letni dzień. Zajeżdżamy całym zespołem pod dom pana młodego aby tradycyjnie, jak to na Podkarpaciu, wyprowadzić młodego z domu. Zostaliśmy pięknie powitani przez młodego i jego mamę wódeczką. Poleciało kilka shotow, atmosfera luźna, a my przygrywamy dla gości zjeżdżających się pod dom. Zastanawiało nas dlaczego nie wyszedł ojciec młodego ale zaraz pomyśleliśmy, że może chłopina niestety nie żyje i nawet nie pytamy młodego co i jak. Otóż okazalo się, że chwilę po naszej rozmowie przyjeżdża ojciec i wygląda na to że ma się całkiem dobrze xd. Ojciec młodego wysiada z mercedesa w cabrio, a w aucie zostaje cycata blondyna młodsza od niego o jakieś 20lat. Na twarzy matki było widać ostre wkurwienie z resztą nie ma co się dziwić xd i ojciec nas powitał i polał jeszcze po kielonie, mieliśmy już dosyć dobrze w bani ale jak wesele to wesele xd
U młodej nic ciekawego, wszystko według schematu czyli kościół , po kościele życzenia, obiad w lokalu, pierwszy taniec, tort, i zabawa. Około godziny 20 na weselu pojawił się brat pana młodego który to wracał gdzieś z za granicy, wtedy jeszcze nikt nie wiedział że braciszek będzie zapalnikiem który wysadzi całe towarzystwo xd
Braciszek dosyć szybko się najebal, bo oczywiście czekały go karniaki a i tak było widać że lubi ten sport i nie trzeba było go zbytnio namawiać. Około godziny 22 paląc szluga na zewnątrz, widzieliśmy jak kłóci się z jakimś gościem o to , że ten niby nie wypłacił mu kasy za jakąś pracę. Ten oczywiscie temu zaprzeczył i kilku gości weselnych było w temacie i przyznali racje atakowanemu że braciszek dostał zapłatę za całość ale on dalej swoje i drze pizdę i wymachuje rękami w stronę gościa. W końcu braciszek zaczął się z nim szarpać ale dosyc szybko ich rozdzielili i było po sprawie. Godzinę później akcja się powtórzyła, braciszek nie dawał chłopu spokoju tylko ciągle sapał do niego żeby ten oddał mu jakaś kasę, tutaj już troszkę się pobili ale obyło się bez jakiś mega grubych akcji. Na oczepinach, już konkretnie napierdolony braciszek był mocno irytujący, ciągnę coś dogadywal krzycząc i ogolnie przeszkadzał w prowadzeniu całego "obrzędu" oczepin jak i w prowadzeniu zabaw, do tego stopnia że wyrwał jednemu z moich kolegów mikrofon i rzucił na całą salę "skończ pierdolić". Na sali nastała cisza, każdy w szoku i skonsternowany , ale jedna babka zaczęła skandować "oddaj mikrofon" i wszyscy wraz z nią, klaszcząc równo krzyczeli to samo. Braciszkowi chyba zrobiło się głupio i poszedł do stolika jebnac jeszcze parę kielonow. Oczepiny się skończyły , jest godzina około 1 po północ, my gramy, a ludzie normalnie się bawią. Jeszcze nikt nie spodziewa się tego co zaraz się odkurwi xd Wszyscy się bawią przy skocznej poleczce, a nasz kochany braciszek z czarnym pasem wód-jitsu przystępuje do ostatecznego ataku na naszego rzekomo nieuczciwego pracodawce i wymierza mu cios na środku sali pośród bawiących się par. Gość po przyjęciu ciosu wyprowadza kontrę i zaczynają się już tym razem ostro napierdalac. Chłopy, którzy byli na parkiecie rozdzielają ich, braciszka trzyma chyba z 4 gości, całe zajście zobaczył ojciec pana młodego, który wstał od stołu i szybkim krokiem z zaciśniętą pięścią zmierzał w kierunku swojego najebanego syna xd Niesamowite było to, jak bezbłędnie i z jaką precyzją wykurwil mu bombę prosto w szczene, omijając cały las rąk chłopów którzy go trzymali. Braciszek z ogromną siłą poleciał do tyłu w drzwi tak że tułów i głowa były na zewnątrz a nogi zostały na sali. Po tym jak braciszek padł na ziemię wszytko pękło. Doslownie wszycy zaczęli nie napierdalac. Chłopy z chłopami , baby z babami, dzieci z dziećmi. Z ciekawszych pojedynków można by wymienić walkę cycatej blondyny z była żoną ojca młodego gdzie lały się po mordzie i szarpały za włosy, a matka standardowo wyzywała ja od kurew i że odebrala jej męża. Dzieci napierdalaly się raczej dla zabawy i dlatego że jak wszyscy, to one też chcą. Ogólnie pojebana akcja, a my w tym czasie dalej graliśmy skoczną poleczkę co nadawalo całej sytuacji jeszcze większego absurdu. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach od padnięcia braciszka na ziemię przestalismy grac i zaczęliśmy chronić nasz sprzęt bo w powietrzu latały talerze, jedzenie i wgl co było pod ręką. Kiedy po chwili bitewny kurz opadł i towarzystwo się w miarę uspokoiło na spokoju pojechalismy do domu bo wiadomo było że impreza na dziś już jest skończona. Następnego dnia były zaplanowane poprawiny i nie widzieliśmy czy jedziemy tylko po sprzęt bo sądziliśmy że one się w ogólne nie odbędą. Ku naszemu zdziwieniu braciszek stał jako pierwszy pod salą paląc szluga, a my po zapytaniu go czy wie co się wczoraj odjebalo, powiedział tylko że się najebal i nic nie pamięta. Poprawiny już odbyły się w spokojnie i szybko. Nie jestem w stanie wyrazić za pomocą tekstu co tam się wtedy odjebało ale powiem wam tylko tyle że było na prawdę grubo.