Hejo.
Właśnie dzisiaj spędziłem dokladnie 6 godzin w swojej piwnicy, na pominięciu jutrzejszego odpierdolenia ludzkiego i godzinnych kolejkach. Pączusie zostały przygotowane według przepisów, sporządzonych przez pradziadów, a które przypadkiem znalazłem na "Aniagotuje".
Nie będę wam zdradzać, żadnych kurwa sekretów kuchni, bo pierwszy raz robiłem, pomimo doświadczenia w gastronomii. Powiem, tylko tyle, że te duże to standardowe ciasto na pączki, ale z różaną konfiturą. Wiem, ze rozczarowuje co niektorych, ze nie gównem, ale cóż. Małe to pączki twarogowe (serowe), ale robione bardziej z głowy, tak jak robił już nieobecny dzisiaj dziadek (tylko wspomagałem się przepisami)
Jak widać, najebałem podwoje porcję, bo ledwo co postawiłem na stół, to darmozjady się dobijały do nich. Pomady nie chciało mi się już robić, bo musiałaby leżeć do jutra, a to niemożliwe, by choćby połowa pączków sie ostała...
Jakimś cudem są zjadliwe (te spalone już zjadłem), więc może wytrzymają do soboty.
Powodzenia w staniu w kolejkach i opróżnianiu portfeli.
Ja z tego wypierdalam