Historia rewidenta-ustawiacza

19
Widzę, że uwielbiacie historie w których "kierowca autobusu zaczyna klaskać", więc tym razem przedstawiam Wam historię sprzed kilku lat, gdy jeszcze pracowałem jako rewident i ustawiacz dla nieistniejącej już rafinerii. 

Podstawiając wagony na jedną z bocznic, należało udać się do dyżurnego po klucze od rozjazdów i wykolejnicy. Nie będę podawał gdzie to, bo wiele osób jak słyszy o wrednym dyżurnym Andrzejku to wie gdzie szło go spotkać.

Zamek rozjazdu (bez odblokowania go kluczem, nie da się go przełożyć) :
Historia rewidenta-ustawiacza
Przeważnie gdy na nastawni, gdy były miłe panie dyżurne, to wjeżdżało się do stacji, przejeżdżało lokomotywą na drugą stronę wagonów i gdy pojawiała się możliwość podstawienia wagonów, to spychało się pod nastawnię, szło po klucze i po powrocie na ostatni wagon, zaczynało się spychanie do bocznicy.

Tego dnia dostałem drugiego ustawiacza, na szkolenie, ponieważ każdy z nas musi znać stacje i bocznice na których wykonujemy manewry. Wjechalismy do stacji i zgłosiliśmy dyżurnemu, że jesteśmy gotowi do "oblotki" (przejechania na drugą stronę naszych wagonów). Trafił nam się Andrzejek- najwredniejszy dyżurny ze wszystkich mi znanych- facet gdzieś koło 60tki, który za punkt honoru wziął sobie wkurwianie maszynistów.

Jako, że miałem drugiego ustawiacza, to sam urwałem lokomotywę od wagonów i zostałem przy wagonach, żeby być gotowym do spychania od razu jak ustawiacz po drugiej stronie połączy lokomotywę z wagonami.

I wtedy się zaczęło. Gdy tylko lokomotywa zatrzymała się pod nastawnią, Andrzejek zaczął rozmowę na radiu:
-A gdzie ustawiacz?
-Przy wagonach- odezwałem się 
-A po klucze nie przyjdzie?
-Zawsze po klucze podjeżdżamy spychając wagony.
...
-PAN MI NIE BĘDZIE MÓWIĆ JAK JA MAM PRACOWAĆ W MOJEJ STACJI! JA TU JESTEM DYŻURNYM I ŻADEN USTAWIACZ NIE BĘDZIE MI USTALAĆ PRACY!!! JAK SIĘ PANU NIE CHCIAŁO NA LOKOMOTYWIE PRZYJECHAĆ TO MA PAN TERAZ PRZYJŚĆ NA NOGACH PO KLUCZE!!!!

Nastawnia od środka:
Historia rewidenta-ustawiacza
Już wiedząc, że mam przejebane, ruszyłem na nastawnię. Wchodzę na górę do dyżurnego, a ten dalej do mnie:
-PAN MI NIE BĘDZIE MÓWIĆ JAK JA MAM PRACOWAĆ W MOJEJ STACJI! JA TU JESTEM DYŻURNYM, A PAN JEST TYLKO USTAWIACZEM!! TO MOJA STACJA I TO JA DECYDUJE JAK BEDZIEMY PRACOWAĆ!!!
-Tak, wiem, ale z paniami dyżurnymi zawsze robimy tak, że po klucze idę jak już zaczynamy spychać...
-Nie interesuje mnie to! Ja dziś tu rządzę i robimy tak jak ja powiem!... - i już dodał spokojnym głosem- Jakby do godziny 17:30 nie dali rady Was rozładować to proszę tu zadzwonić i dać mi znać.

Najpewniej chodziło mu o to, żeby do godziny 17:30 zrobić "zdanie stanowiska pracy" i wyjść z pracy chwilę przed przybyciem następcy by samemu zdążyć na pociąg osobowy do domu.

Los chciał, że akurat na 17:00-17:30 kończyli rozładunek wagonów, więc wystarczyło żebym zrobił próbę hamulca jako rewident, by powrócić z bocznicy na stację (bocznica na zamkniętej linii kolejowej, stąd można spychać, ale pociąg musi byc osygnalizowany z obu stron jak pociąg, a nie manewry + numer pociągu i dokumentację wraz z próbą).
Dzwonię do dyżurnego:
-Panie dyżurny, możliwe że się wyrobimy na styk...
-To niech pan szybko tą próbę robi...- odpowiedział Andrzejek.
-PAN MI NIE BĘDZIE MÓWIĆ JAK JA MAM ROBIĆ PRÓBĘ HAMULCA! JA JESTEM REWIDENTEM I ŻADEN DYŻURNY NIE BĘDZIE MNIE UCZYĆ JAK JA MAM WYKONYWAĆ MOJE OBOWIAZKI!!! JA DBAM O BEZPIECZEŃSTWO I TO MOJE NAZWISKO JEST NA DOKUMENTACJI I NIKT MI NIE BĘDZIE MÓWIŁ JAK MAM PRACOWAĆ.

Aby zrozumiał przekaz starałem się parafrazować jego słowa, których użył rano wobec mnie. Dostał zjebke taką samą jak ja rano... I byśmy się wyrobili na tą 17:30- miałem naprawdę dobre zamiary... Ale ostatecznie wjechaliśmy do stacji o 17:55.

Wchodzę na nastawnię z bananem na ryju i mówię do dyżurnego na spokojnie:
-widzi pan? Pan mi nie będzie mówił jak ja mam robić próbę hamulca. Ja jestem rewidentem i to ja się podpisuję na dokumentacji a nie pan.
Andrzejek przygryzł wargi i syknął przez zęby:
-I widzi pan? Pan zrobił na złość mi, a teraz ja zrobię na złość wam.
Wyczułem, że chodzi mu o to, że nas nie wypuści ze stacji w naszych godzinach pracy, i że podmiana będzie musiała być u niego w stacji, a nie w stacji docelowej (oddalonej o 40 minut jazdy). A, że z obu stacji kończąc o 19:00 jestem w domu 19:30, to mówię do niego:
-Mi to bez różnicy. Ja mam tu i tam taką samą drogę do domu.
Pożegnałem się, wchodzę na lokomotywę, a tu dyżurny woła nas na radiu mówiąc "Wyjazd świeci". Andrzejek przegrał...

Od tamtej pory Andrzejek stał się jednym z najlepszyxh dyżurnych z jakimi mi się pracowało. Zawsze jak wchodziłem na nastawnię to było "No cześć, Tomek, co tam dzisiaj bedziecie działać?", zawsze rzucił jakimś żartem i szło z nim pogadać o wszystkim.

To chyba jedyny przypadek w moim życiu gdzie karma wróciła niemalże natychmiast.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.15421080589294