Wczoraj minął drugi miesiąc odkąd mój rudy przyjaciel (Śpioszek) zapadł w wieczny sen. Człowiek już przywykł do braku jego obecności. Do braku jego posępnej i zaspanej mordki.
Ale gdy dzień się kończy, gdy przychodzi czas zadumy, ja nadal o nim myśle.
Może inaczej by było gdyby martwy nie leżał na tym zasranym polu, wydźabywany przez kruka, w samym środku deszczu. Tylko zasnął wiecznie, w domowym zaciszu. Przy ciepłym piecu i przy swojej rodzinie.
Ehhh...
Dbajcie o swoich małych przyjaciół dzidki.
Wypierdalam