Incydent kałowy vol. 2

10
sobie przypomniałem jak na trzeźwo zesrałem się w spodnie xD

Zachęcony wczorajszą historią o obsranym starym pijanym, dzielę się z Wami moją tru historią z zeszłego roku:

Dzień ciepły, wiosenny, wracam z roboty i czuję że w moich kichach zaczyna się dziać coś co nie zwiastuje najlepiej - kichy zaczęły mi się skręcać jak jebane gniazdo węży, pomyślałem, że warto, wyjątkowo, podjechać na chatę busem bo może być różnie.

I kurwa było xD

Jeden autobus mi spierdzielił, chuj, idę na następny przystanek, ból brzucha rozchodzę. Po drodze wstąpiłem do żabki na szybkiego hot doga (bo czemu by nie, może i jestem głupi za to nie grzeszę inteligencją xD). To sprawiło, że z następnego przystanku spierdolił mi kolejny autobus a kichy dopchane jeszcze dodatkowo parówą wariacie tańczyły sambę tak intensywnie jak Ania baciatę na kutasie hiszpańskiego chada. Ale połowę drogi mam już za sobą, decyduję się na szybki marsz małymi kroczkami do domu ze spoconą mordą i przeświadczeniem, że zdążę, jeszcze tylko 2 ulice.. jedną.. już widzę okna do kamienicy ale muszę przystanąć bo ból jest tak silny, że Hodor ledwo hołd the door.

Wpierdalam się na klatkę krokiem Roberta Korzeniowskiego i, jakby było mi mało udręki, zasuwam schodami na 3 piętro modląc się o istnienie Boga z grymasem na twarzy. Na pierwszym piętrze miałem jeszcze złudna nadzieję, że misja zakończy się sukcesem. Na drugim zwieracz zaczął już przepuszczać, śruby puszczać ale mam jeszcze tylko jedno piętro, więc przecież doniosę ostatkiem sił.

Na ostatnim schodku laksa już praktycznie puściła, jakimś cudem dobiegłem do kibla, podsrywając już się regularnie z każdym krokiem, ściągam cały dół (a przynajmniej tak mi się wydawało) i jedocześnie z siadaniem na muszlę wypuszczam z jaskini gównianego nietoperza.

Problem w tym, że nie zdjąłem bokserek i całą półtwarda kanaliza wypełniła mi gacie jak ciepły beton, na domiar złego puścił też przedni zawór i ta cudowna zupa wymieszała się w moich gaciach oblepiając mi całe dupsko i jajca. W przerwie między jedną a drugą fazą zrzutu jakimś cudem udało mi się zdjąć osrane gacie jednocześnie nie brudząc gównem nowych butów ale kawał gówna wylał się z bokserek na podłogę. Dosrałem już się do końca, bo w sumie co mi szkodziło, wytarłem gówno z jajec i podłogi (obsrałem się do samych kolan a na podłogę zużyłem 2 rolki papieru), a osrane gacie, już po prysznicu, podrzuciłem chujowi sąsiadowi z drugiego piętra co zawsze wystawia worki ze śmieciami za drzwi i ich potem nie sprząta.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.1634840965271