Kelner! Cztery razy wóda! Cztery razy!

40
Panowie Bracia

Jako że jest piątek, pora wieczorowa, a na dodatek zbliża się czas bytowania tzw. nocnej zmiany, chciałbym skorzystać z nadarzającej się okazji wynikającej z chwili, że wszystko zwalnia i memów pojawia się jakby mniej, a człowiek ma więcej czasu na refleksje... Dobra, TL:DR i wiem że nikt nie ma czasu słuchać słitaśnego pierdolenia, tak więc... Chciałbym przedstawić Wam pewne kwestie związane z piciem alkoholu, z którymi spotkałem się na przestrzeni swojego życia, a które nie dają mi spokoju. Moje pytanie to: czy i Wy spotkaliście się z podobnymi "przesądami" przy spożywaniu alkoholu? Czy może znacie jakieś inne, które sprawiają, że czasem w nocy zastanawiacie się "ale to dlaczemu tak?"

Nadmienie jeszcze, że większość tych rzeczy powstała w oparciu o wspomnienia o ojcu, prostym robotniku prl, a także podczas różnych prac, którymi się parałem w życiu, a podczas których przyszło mi współpracować z ludźmi pracy czasów prl. Sam jednak jestem już dzieckiem urodzonym w wolnej Polsce, więc nie do końca to rozumiem. Ponadto jeśli chodzi o region, z którego się wywodzę, jest to małopolska, powiat krakowski. Wiem, ze na północy - okolice Gdańska - dużo z tych przywar nie ma zastosowania. Tak więc do rzeczy:

1) Otwarta butelka wódki - Wiem, że ruscy wierzą, że otwartą butelkę wódki należy skończyć, wypić do dna. Wiem, ze ukry uważają że pustej butelki nie powinno się zostawiać na stole, tylko schować pod blat, albo wynieść, bo inaczej przyniesie to pecha. Spotkałem się z obiema sytuacjami nie raz i nie dwa i choć w większości przypadków ludzie nie znają pochodzenia takiego zachowania, to  sytuacja, o której wspominam, jest jednak inna. Chodzi o moment, w którym gospodarz otwiera "flaszkę wódki", polewa gościom i sobie, lub czasem pozwala komuś polać sobie, bo podobno sobie się nie polewa - kolejny przesąd - a następnie odkłada butlkę na stół, jednak w żadnym wypadku jej nie zakręca. Zapytałem raz Ojca o to, dlaczego tak i usłyszałem odpowiedź, że to względem gości bardzo niegrzeczne i że jak się zakręca butelkę po polaniu, to niewerbalnie daje się znać gościom, że koniec imprezy i żeby sobie poszli. Spotkaliście się kiedyś z czymś podobnym? Kiedyś na domówce o tym napomknąłem znajomemu, który właśnie zakręcił butelkę i był on serdecznie zdziwiony. Sam wspomniał, ze zakręca, żeby w razie "wywrotki" wódka się nie wylała. Był to dla mnie ciekawy dysonans.

2) Picie z jednego kieliszka. Ogólnie wiem, że dziś jest to prawie niestosowane, a większość po pierwszym razie o usłyszeniu że tak się w ogóle robi, jest zniesmaczona. Spotkałem się jednak z takim podejściem zarówno w Zakopanym, w Nowym Targu i w Krakowie i okolicach, ale w Gdańsku już powodowało głośne zdziwienie. Uskuteczniałem to jednak nie tylko w gronie rodzinnym, ale i ze znajomymi, oraz współpracownikami starszej daty - Ci bardziej "młodzieżowi" byli raczej niechętni. Ogólnie picie z jednego kieliszka polega na tym, że - tu Was zaskocze - alkohol spożywa się z jednego kieliszka. Żeby jednak nie było za wesoło, to po każdym wypiciu, resztkę płynu należy strząchnąć, czyli wytrzepać z kieliszka. Zazwyczaj robi się zamaszyście na ziemię, ale wtedy gospodarz może się wkurwić, że mu panele rozdupcysz, więc w bradziej kurtuazyjnej wersji spotkałem się ze strzepywaniem do popielniczki na stole, a jeśli jej brak, to do własnej [tu wstaw nazwę naczynia, w którym masz przepojkę] - lub szklanki?
Pytałem więc parę razy i to zaróno w rodzinie, jak i wśród robotników usłyszałem w miare składne historie, ale jak dla mnie brzmiące jak teoria spiskowa wymagająca czapeczki foliowej. Otóż rzekomo jak ktoś, podczas picia z jednego kieliszka, nie strzepuje, tylko od razu polewa i podaje dalej, to ta następna osoba - nie owijając w bawełnę - bardzo szybko się napierdoli. Co więcej, efekt ten podobno wykładniczo skaluje się, jeśli osoba niestrzepującą ma sztuczną szczękę. Wiem jak to brzmi, ale słyszałem to z conajmniej czterech niezależnych źródeł, a podczas próby wyjaśnienia mi tego pojawiały się stwierdzenia typu "wydziela się jad ze śliny" itp. Zastanawiam się, czy to jakaś lokalna legenda, czy ktoś słyszał o czymś podobnym? Przyznacie, że brzmi to równie sensownie, co płaska ziemia, ale przez to, że wiele razy mnie upominano, bym strząchał - jak tego nie robisz, to robotnicy robią się podejrzliwi względem siebie - obecnie zdarza mi się to zrobić nawet, jak każdy z biesiadników pije ze swojego kieliszka.

3) Najlepszego - słowo, którego mój Ojciec w odpowiedzi na toast "na zdrowie", podnosząc kieliszek, a nastęnie wypijając. Tu właściwie nie ma żadnej tajemnicy, ale kiedyś kolega zapytał, czemu odpowiadam w taki sposób, a ja nie byłem w stanie odpowiedzieć, bo zwyczajnie zmimikowałem to od swojego staruszka, uznając że tak właśnie musi być. Chciałbym jednak zapytać, czy ktoś się z tym jeszcze spotkał, czy też była to maniera wykształcona przez mojego tate, którą ja zwyczajnie skopiowałem jak małpa?

Spotkałem się jeszcze z wieloma podobnymi ciekawostkami, jak np polewanie znad ręki, czy dolewanie wody utlenionej do alko komuś - obie czynności mają rzekomo szybciej upić współbiesiadnika. Jednak chciałem zapytać czy Wy też macie podobne doświadczenia? Albo zupełnie odmienne? Jakieś przesądy albo rytuały?
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.15284609794617