Ostatnia relacja z Ziemi Świętej, a właściwie z podniebnego burdelu w drodze do domu.

19
Bążur, chociaż raz nie w środku nocy. Oto ostatnia część durnej relacji z wyjazdu do Ziemi Świętej, choć ta już będzie miała miejsce wyłącznie w Tel Avivie i w powietrzu w drodze do Polski.
Prawdopodobnie to za tę pastę zarobię dożywotni zakaz wjazdu do Izraela.
Zaczynajmy. 
Podniebny burdel: 
Gdzie do oczu cisną się łzy, a na usta "ja pierdolę!".

Przekonałam się już ostatnio, że debilizm boli, kiedy próbując wyjąć sobie soczewkę z oka nie zauważyłam, że już wypadła, a ja ciągnę za oko. Dzisiaj dowiedziałam się również, że debilizm ma również potężny potencjał do skasowania jednocześnie pieniędzy i człowieka.
Lotnisko w TelAvivie projektował jakiś, k...a, wybitny śmieszek. W jego centrum jest okrągła hala, od której promieniście rozchodzą się IDENTYCZNE korytarze z identycznymi sklepami i identycznymi ortodoksyjnymi żydami na krzesełkach. Wszystko to prowadzi do identycznych bramek, które są w identycznych miejscach. W związku z tym zamotałam się i o 11:09 stwierdziłam, że coś tu cicho... Za cicho, jak na boarding kończący się o 11:15. Oczywiście, że odbywał się po drugiej stronie tego wspaniałego kompleksu. 
Ale okej, zdążyłam, 11:15 elegancko daję bilet, przeklinam swój kretynizm i wchodzę. Myślę sobie: "ależ pusty samolot, nikt w czasie tej wojny nie lata".
Pół godziny później (gdy planowo powinniśmy już lecieć) przyszło kilkadziesiąt osób. Czy też, przepraszam, pejsatych. No bo przecież oni nie będą się przejmować czymś tak trywialnym jak czas, przecież samolot nie odleci bez narodu wybranego.
I zaczyna się kurwa rzeź, jakiej ruscy kibole razem z mo(n)kebami by nie zorganizowali.

Od wejścia na pokład darli mordy TAK, że nie słyszałam słowa z tego, co przez mikrofon mówiła załoga, tylko widziałam, że ruszają ustami. W pewnym momencie gość przerwał wywód, spojrzał na koleżankę bezsilnie i po minucie wrócił do gadania, i nikt nawet nie zarejestrował przerwy. Potem nawet nie słyszałam swojej muzyki w słuchawkach.
Podczas startu połowa debili wychyla się z odpiętymi pasami do tylnych lub przednich rzędów i drą do siebie mordy. 
Stawkę podbił 25-letni gówniarz, który w jydysz napierdalał przez telefon z matką podczas rozpędzania, startu aż do osiągnięcia wysokości.
5 minut od startu, kiedy samolot jeszcze wciąż leci pod kątem nabierając wysokości, korytarzem już zapierdala rabin by sobie z kimś pogadać, pod siedzeniami już wala się makaron (film), choć nie rozpoczęto sprzedaży posiłków a siedzący na miejscu obok zmienili się już trzy razy.

Za chwilę w tym samym korytarzu ten sam rabin zbija się w grupkę dziesięciu gości i klepią się po plecach krzycząc wniebogłosy. A warto zauważyć że żaden nie był najebany.

Niektórzy mają po dwie wielkie siaty jako bagaże, a w tych siatach wyłącznie koszerne żarcie typu bułki. Na przykład jeden, który siedział obok mnie i zaraz po starcie wybył skumulować się z sobie podobnymi na środku korytarza i trochę pokrzyczeć.
Za chwilę wraca i mnie pyta, gdzie jego siatka z bułkami. Jako że oni wyglądają tak samo (jeśli nie są rudzi), bo przecież wszyscy w identycznych strojach i z pejsami, to nie zauważyłam, że chwilę wcześniej przyszedł jakiś inny gość zamiast niego i zapierdolił mu te bułki.
Jeszcze ten ograbiony zapytał mnie, kto je zabrał. Nie wiem, co oczekiwał, że odpowiem. W każdym razie pierwszym co mi przyszło do głowy było "nie wiem, kurwa, wszyscy wyglądacie tak samo".
No czekałam aż z głośników poleci disco polo, choć w tym wypadku to bardziej Judisco.

Ze względu na fakt, że wciąż była włączona sygnalizacja "zapiąć pasy" załoga zaczęła upraszać o zajęcie miejsc, a nie popieprzanie w kilkanaście osób od jednego do drugiego miejsca, by podrzeć do siebie mordy.
Po 50-tym powtórzeniu "Take your seats!" gość z załogi poszedł się przedrzeć przez nich, by zrobić porządek na końcu korytarza. No i idąc mówił po angielsku "Excuse me", bo nie mógł się przez nich przebić, na co jakiś debil zaśmiał się stewardowi prosto w twarz i machając rękami zawołał na cały samolot "Ekskjuzmi!" (Ok.0:48 pierwszego filmu - przysłuchajcie się)
Drugi machnął ręką jak na służącego żeby sobie stąd poszedł, bo im przeszkadza.
Kiedy ten biedny facet się ze mną zrównał, zamieniłam z nim kilka zdań:
- Czy tu zawsze jest taki małpi gaj?
- Teraz jest większy, bo Polacy nie latają. Pytanie, co Pani tu robi.
[...]
- Czterech członków załogi zrezygnowało dziś z lotu do Izraela. Ja zostałem przysłany awaryjnie na zastępstwo.
- To ma pan podwójnego pecha. Na to co tu się dzieje jest na to po polsku takie nieładne stwierdzenie. Burdel na kółkach.
- Ja już odliczam sekundy do lądowania.
Dwie minuty później na puste miejsce po zajebanych bułkach WSZEDŁ kopytami w butach gówniarz made in IL z SIEDZENIA Z TYŁU. Przelazł górą. Przez siedzenia. Kurwa, to było tak niespodziewane, że nie zdążyłam tego nagrać. Akurat ten jeden się wpierdolił w butach, bo reszta przez cały samolot zapierdalała boso, podczas siedzenia smarując przy okazji nogami po fotelach przed nimi. :))
Pierwszy raz ucieszyłam się z turbulencji. Widząc to stado małp miałam nadzieję, że samolotem zacznie miotać jak szatan i chociaż jedna upadnie i sobie głupi, pejsaty ryj rozwali. Niestety tak się nie stało. 
Ten opis powstał w pierwsze pół godziny. Później już nie chciało mi się strzępić ryja.

Na drugim filmie widać, że włączona jest sygnalizacja "zapiąć pasy". Ale szczyt chamstwa to to "ekskjuzmi!". To bezczelne ścierwo, które to powiedziało, to to w żółtym, a to drugie ścierwo przechodzące przez fotele w butach to to pejsate w białym.
Powiem Wam, że, kurwa, nic nigdy nie zradykalizowało mnie tak, jak ta wielogodzinna podniebna męczarnia. Oni ani przez chwilę nie zamknęli mord. 
W czasie turbulencji skakali po fotelach i szarpali za oparcia z tyłu. Podczas zniżania wszyscy wrzeszczeli jakieś swoje rytualne pieśni (bo śpiew to nie był).
Do tego ta małpa siedząca przede mną pod koniec lotu już tak się wyginała do gówniarza, który usiadł obok mnie, że machała mi łokciem parę centrymetrów od twarzy i tak skakała po tym oparciu, że mi się prawie cola ze stolika spierdoliła, więc w końcu szarpnęłam go za tę łapę i popchnęłam do przodu. Chyba był zbyt zdziwiony tym, że szarpnął go goj, by znowu zacząć machać łokciem przez ostatnie minuty lotu, więc po prostu dalej szarpał fotel okręcony do tyłu do drugiego debila.
Po prostu... O kurwa.
Wyszłam jako inny człowiek z tego samolotu. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam na widok Katowic i tak nie delektowałam ciszą w pociągu do domu. No coś nieprawdopodobnego. 
A potem zdziwiony Pikachu, że antysemityzm. Jak można NIE być antysemitą wobec ortodoksów po takim przedstawieniu?
A. I sorry za jakość, tzn.za trzęsienie się obrazu. To kwestia po pierwsze turbulencji na wysokości gdzie kończy się ich przestrzeń powietrzna i tego, że jednak starałam się to nagrać tak, by nie wiedzieli, że nagrywam. Między innymi dlatego, że ordodoksyjne bydło rejestrowane nowoczesną technologią być nie lubi i można wygrać zmasowany wpierdol (zwłaszcza będąc JEDYNYM Polakiem (Polką w sumie) wśród pasażerów.)
A ja jednak chciałam żywa do tego Krakowa wrócić.
^ 0:48 :')
Na tę żółtą kurwę popatrzcie szczególnie. Śmiejące się Polakowi w twarz pejsate gówno.
Przez ostatnie kilkanaście sekund tego filmu już niewiele się dzieje, bo w końcu usadzili dupska ze względu na coraz większe turbulencje, więc możecie już tę końcówkę sobie podarować.

...Się zdenerwowałam.
Ale jednocześnie na własnej skórze udało mi się przekonać, dlaczego opinie o nich są uzasadnione. I zostać świadomym antysemitą, przynajmniej wobec tego ortodoksyjnego ścieku. Polecam.

A podsumowując cały wyjazd, to poza przebywaniem z tą zezwierzęconą ortodoksyją spierdoliną, było naprawdę spoko. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał reszty, zapraszam. Jest podobnie durna.
Bywajcie.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Ziemia Święta - Ta część już nie jest normalna.

7
Ave Dzidowcy. 
Męczenia relacji z Ziemi Świętej ciąg dalszy, ale rozstajemy się z upośledzonym poradnikiem "Jak chodzić po Jerozolimie, by nie dostać w mordę" i bierzemy się za problematykę lokalnych społeczności. Parafrazując temat tej relacji, zastanawiamy się, "co z tymi ludźmi jest nie tak". Uwaga, długa dzida.

Tych, którzy liczą na coś normalnego, muszę rozczarować. 
Ta dzida to będą w zasadzie pasty z absurdalnymi opowiadaniami o kolejnych największych grupach narodowych w Jerozolimie i ich dziwnych zachowaniach. XD
Pod koniec znajdzie się też mniej durny opis "ulubionej" społeczności na JBZD.

Proponuję zajrzeć do pierwszej dzidy z Jerozolimy, choćby po to, by lepiej zrozumieć to, o czym będę pisać (gdzie to się dzieje, jaką ma wartość historyczną i sakralną).
II
Co jest nie tak z Ruskimi
- Bazylika Grobu Pańskiego. 
Kolejka do Grobu Jezusa na kilkaset osób. Przede mną bezpośrednio stoi kilka ruskich bab. Z wypchanymi wózkami, zupełnie jak nasze. Wyobraźcie sobie swoją drogą taką babę z wózkiem w samolocie, albo jak ten wózek zamykany na plandekę na pokrętło jedzie jako rejestrowany.

Ale dobrze, nieważne, chciała to ma. I to tak wypchany, że pierwszą myślą moją (i myślę że nie tylko moją), było to, że policja sprawdza torebeczki i plecaczki, a gdyby to była babcia-ekstremistka, to by mogła do tego wózeczka napchać osiem bomb i wysadzić to wszystko w powietrze.

Ale ok, nic nie wybuchło, więc uznajmy, że nie była ekstremistką.
Ale hitem było to, że podczas nabożeństwa duchowni wychodzą z kaplicy grobu z Sakramentem Świętym, biją dzwony, chór śpiewa... A tu na całą Bazylikę... 

Jebana futurystyczna babuszka dzwoni do córki na FaceTime. I włącza głośnik XD

I zamiast czekać z jakąś godnością na wejście do Kaplicy Grobu Pańskiego, kilkaset osób w kolejce słyszy, że "ja tiebia nie slyszu"!
A jako, że jedna drugiej nie slyszu (wszystko przez to nabożeństwo, że też nie mogli iść z tą monstrancją gdzie indziej) to obie mordę drą do siebie.
Myślę, że dzięki ostatniemu napływowi gości ze wschodu wszyscy wiedzą, jak głośno potrafi napierdalać ruska baba.
Myślicie że to było najgorsze?
Otóż nie.
Ta sama baba jak już pokrzyczała 20 minut do DOCZERI, zwróciła się do swojej koleżanki i zaczeła śpiewać jakieś ruskie pieśnidło. Piłowała jak grabie o grób. Za nią druga. 
I zamiast śpiewu chóru, napierdalały na całą Bazylikę swoje pieśni, po czym babsko WŁĄCZYŁO YOUTUBA XD i nagranie (prawdopodobnie czajnikiem robione) śpiewających kilku ruskich w jakiejś salce. Na full. Piosenka w 50% składała się z tych samych słów, na które babuszki pomimo nieziemskiego tłoku w kolejce, rozpychały się i biły pokłony do podłogi, powodując, że reszta motłochu była miażdżona przez siebie nawzajem.
- Kaplica Wniebowstąpienia na Górze Oliwnej. Wycieczka ruskich bab wchodzi z batiuszką do środka, jednocześnie ja też wtapiam się w tłum. No i zaczęło się takie przedstawienie, jakiego jeszcze nie widziałam w żadnym miejscu sakralnym, nigdzie.

Generalnie wszyscy ukraińcy, ruscy i inne wschodnie stwory popieprzają po Ziemi Świętej z wielkimi wypakowanymi siatami, najczęściej z izraelskiego odpowiednika naszego Tesco (i tak ten sklep nazywajmy). Bo duże, można fajnie wypchać.
No i słuchajcie... One wchodzą do tej kaplicy... Bardzo małej... Tam na środku leży spory kamień z ostatnim odciskiem stopy Jezusa na Ziemi...

Po czym wszystkie te baby natychmiast padają do kamienia, ale nie po to, by się pomodlić, tylko by jebnąć na niego SIATKI Z TESCO.
Siatki z gównami z Chin, które kupiły na najtańszym arabskim bazarze; z jedzeniem; podejrzewam że jak na ruskich przystało również z podrobioną biżuterią i elektroniką. Gówno z Chin w siatce z Tesco do uświęcenia stopą Jezusa.

Zapierdolony cały kamień. Ruskie baby jeżdżą po nim siatkami dookoła, żeby przypadkiem nie ominąć ani milimetra. Te, które się nie dostały w pierwszej linii, zawodzą po rusku religijne pieśni.

Batiuszka napierdala selfie.

Montypython się chowa.
A co jest na "tak":
- Jest kilku prawosławnych sprzedawców, w uliczce prowadzącej do wyjścia od Bazyliki Grobu Świętego. Mają bardzo dobre ceny, chętnie tłumaczą co jest co, do czego się czego używa. Bardzo przychylnie nastawieni do chrześcijan i zdecydowanie nie naciągacze. 
Szczególnie polecam takiego dziadka na samym początku uliczki, który na wystawie ma między innymi świece.
III Co jest nie tak z Arabami

- Cóż... Zarobiłam klątwę. Tak, klątwę. Od Araba na ulicy XD 

Jako że musiałam się po coś odmeldować poza stare miasto, to później, by iść do muzeum historii Jerozolimy musiałam się znowu przepierdzielić przez całą dzielnicę muzułmańską i chrześcijańską. Było to czwarte przejście tamtędy w ciągu doby.


I w momencie, w którym przyjeżdżasz pierwszy raz, wychodzisz na wieczorny spacer, gdzie sklepy się już zamykają, jest super. Kilkunastu sprzedawców na całym starym mieście zapyta skąd jesteś, skomplementuje coś, by zmiękczyć naiwnego turystę albo po prostu zaprosi do wejścia do sklepu z pamiątkami z Chin łamanym angielskim.

Za pierwszym razem - spoko. Taka uroda wszechobecnych bazarków.
Ale za siódmym, po tygodniu kilkunastogodzinnego chodzenia po mieście w tę i we wtę, w momencie, gdy na ulicy nie widać murów, bo jest tak zajebane muslimowymi bazarami... zaczyna to trochę męczyć.
Zwłaszcza, że za dnia kebaby mają to do siebie, że krzyczą do ciebie, zatrzymują na ulicy, wychodząc przed człowieka, mówiąc że chcą o coś zapytać. Pytanie ma jedną, standardową formułę jak litania i słyszałam je kilkaset razy: "Poczekaj, mam pytanie -> skąd jesteś? -> aaa, Polska, dzhiendoby. Jaksimas. Po czym, nie czekając na drugą odpowiedź, zaczynają: -> aj giw ju gud prajs!"
I lezą za człowiekiem, krzycząc za nim na ulicy i zachodząc mu drogę, żeby zostawił u nich hajs za bezwartościowy badziew. Dosłownie. 
Krzyżyki z drewna wielkości centymetra na centymetr za 50 szekli ~ 60 zł.
Tacy egzotyczni górole, ruchający turystów jeszcze bardziej hurtowo.
Ale wracając. Po moim opisie możecie już sobie wyobrazić, że to naprawdę przestaje być przyjemne w pewnym momencie. Zwłaszcza jeśli ktoś wygląda, że tak powiem, jak czysty aryjczyk i widać po nim, że jest turystą. Wtedy żaden nie odpuści. I tak przez kilometry.

W związku z tym tego szczególnego dnia siódmego, wieczorem, przechodzę dzielnicą chrześcijańską przy Bazylice Grobu Świętego. Do tej pory zapytano mnie tą samą litanią co najmniej siedemdziesiąt razy. Już prawie oczy zamykam, jak widzę naganiacza przed sklepem. Nie wdaję się w dyskusje. 

Ale to też ma swoje minusy, bo i to czasem nic nie daje. I Arab idzie dalej za tobą, jednocześnie... Kląskając jak do konia. 
No, jeśli ktoś akurat nie czuje się kobyłą, można się zdenerwować. Ale dobra, spokojnie, w dupie z ich kląskaniem.
I wtedy następuje kumulacja. Oto wytacza się przede mnie zachodząc mi drogę do kościoła bambusowy final boss. Dziwię się, że nie odblokował złotego skina, bo był to prawdopodobnie tysięczny arab jaki zamiast chociaż wprost powiedzieć, że chce mi coś sprzedać, zaczyna z "pytaniem". W sklepie za nim rozpierdziel taki, że dziada z babą brakowało. Wymieszane w koszach i wyjebane na chodnik, w kałuże, jarmułki, krzyże i arabskie kafelki made in Bangladesh.
Próbowałam gościa ominąć - ni chuja. Zaczyna kolejną część modły skąd jestem. No to się wk... Zdenerwowałam się, i stwierdziłam, że być może weszłabym do jego sklepu zostawić pieniądze, gdyby nie to, że jest tysięczną osobą która zaczyna do mnie dzisiaj tę samą gadkę, w związku z czym teraz na pewno tego nie zrobię.

A jako że mi nie zależy na jego bambusowym zdaniu (nie jestem Karyną, która żąda skruchy) mijam go i idę dalej. Aż tu za plecami słyszę:
"may you have bad luck!", a właściwie "mej ju hew bad lak! Jes, very bad!".
Wszystkim, którzy przypuszczają, że mogą się kiedyś znaleźć na moim miejscu, polecam nauczenie się najbardziej arabskiego z gestów. Łączycie wszystkie palce jednej dłoni i przystawiacie do nich środkowy drugiej.
W tłumaczeniu dosłownym znaczy to tyle, co pozdrów swoich pięciu ojców, a w wolnym tłumaczeniu WYPIERDALAJ.
- Dostałam opierdziel za kucnięcie by pogłaskać zapchlone kitku, które się do mnie łasiło. Do teraz nie wiem za co, ale akurat tego byłam pewna, że islamski dziadek ze wzgórza świątynnego (podporządkowanego muzułmanom) nie wytłumaczy mi po angielsku, co zrobiłam nie tak, więc grzecznie "poszłam sobie czym prędzej".

A później wymiętoliłam innego kotka w chrześcijańskiej dzielnicy. Więc może nie w kotku tu problem.
- Kierowałam się do kościoła Pater Noster na Górze Oliwnej, kiedy  zaczął za mną iść bambus, któremu mówiłam chyba dwadzieścia razy, że nie chcę jego asysty, że mam mapę, że chcę iść sama. Szedł 20 kroków za mną przez pół godziny, ulicą, na której nikogo nie było. 
W końcu weszłam na dziedziniec przed kościołem, za bramę, ale usiadłam tam żeby poczekać, na czy za mną wejdzie. Zaczaił się tuż za bramą, i stał tam kilkanaście minut czekając, aż wyjdę. W końcu weszłam do kościoła i poprosiłam francuską zakonnicę o pomoc. Poszła poprosić przełożoną o możliwość wyjścia z klasztoru, wzięła koleżankę i poszły go ze mną przepłoszyć.
Dziesięć minut dalej czekał przy drugim kościele (kaplicy Wniebowstąpienia - tej od tych ruskich). Nie było nigdzie żywej duszy, drzwi zamknięte, a na drzwiach napis - wejście z biletem.

Jedynym miejscem, gdzie możnaby kupić bilet albo znaleźć kogoś, był budynek obok. Arab za mną (ten "przyczepiony") krzyczał i powtarzał że "not hir" po czym po dziesiątym razie, jak już łapałam za klamkę, podszedł od tyłu i złapał mnie za ramię. 
I, cóż, wydarłam na niego mordę. I widać było, że przyjezdni z Europy zachodniej w swej nieśmiałości nie mają jaj, by się opędzić od cholernych Arabusów. Opierdoliłam go na czym świat stoi.
W związku z tym praktyczny poradnik skutecznego opędzenia się od gościa, który chce okupu za odwalenie się:
1. Nie waż się mnie dotknąć jeszcze raz,
2. Wiem, że tu nie pracujesz,
3. Nie dam ci żadnych pieniędzy,
4. Zbliż się do mnie jeszcze raz albo jeszcze raz za mną pójdź, a natychmiast dzwonię po policję. 
Oddalił się kilka metrów. Progres. Potem oddalił się dalej jak z miejsca do którego chciałam wejść i w którym "no tikets!" wyszedł gość, sprzedał mi bilet i otworzył kościół.
A co jest na"tak":
- Zaaaaajebista kuchnia. Jeśli ktoś będzie, to restauracja Olives, 3 minuty od Bramy Damasceńskiej (poza murami) jest niesamowita. Nie jadłam nigdy nic tak dobrego. Ceny, rzekłabym, polskie, więc jeszcze nie aż tak bardzo źle.

- W porównaniu z Francją, Niemcami i wszystkim innym, co naściągało kebabów, Jerozolima to niebo a ziemia. Czarnych muzułmanów praktycznie nie ma. Jedyni czarni to Etiopczycy, chrześcijanie, którzy nikomu nie wadzą (choć wciąż niebardzo kumają na czym polega chrześcijaństwo i koniecznie w każdym "świętym" miejscu nakurwiają tiktoki błędnie opowiadając w jakim miejscu się znajdują i co tu się stało). Nie zdarza się praktycznie, by tamtejsi Arabowie kogokolwiek napadali; nie napastują kobiet. Nie widziałam tam żadnego, który miałby jakikolwiek problem z prawem, poza tym jednym, o którym pisałam. 
W każdym razie w Jerozolimie mieszanka chrześcijańsko-islamsko-żydowska działa zaskakująco dobrze, aż nie do wiary. Zapewne wielki udział ma w tym fakt, że ichniejsze multikulti działa tak, że jeśli jeden coś odjebie, dwóch pozostałych spuści mu wpierdol. Więc to w zasadzie naprawdę dobrze działająca społeczność jak na częściowo islamistyczną.

- Oni faktycznie uczą się angielskiego i są w stanie dogadać się na tym samym poziomie co inni mieszkańcy. Jest to głównie kwestia tego, że bardzo łatwo zostać stamtąd wypieprzonym, więc każdy stara się dostosować, zamiast oczekiwać, że państwo dostosuje się do niego.
IV Co jest nie tak z żydami

Zacznijmy od tego, że są, powiedzmy, żydzi i izraelczycy. W obu przypadkach dupy nie urywa, ale jest przeogromna różnica między nimi.

a) żydzi, ha tfu, ortodoksyjni. 
Spierdoliny ze slumsów.

Jeśli używamy na dzidce terminu goje, to najlepiej to robić w poprawnym kontekście. Goje funkcjonują głównie w świadomości ortodoksów i w kwestii istotności oscylują gdzieś między poziomem świni i gówna.

Nie przesadzam. W najlepszym razie całkowicie nieortodoksa oleją, w przeciętnym zaczną wyśmiewać/obrażać, w najgorszym polecą w niego jajka i kamienie. Ale tak czy inaczej, z nich po prostu EMANUJE to, że uważają każdego, kto nie wygląda jak oni, za zupełne gówno.
Gniazdo typów o tej strasznej przypadłości znajduje się na południu starego miasta, gdzie jest najwięcej synagog (Hurwa i cztery sefardyjskie).
O co chodzi z sefardyjskimi, za chińskiego smoka nie da się zrozumieć. Teoretycznie są udostępniane do oglądania (to jeden kompleks połączony przejściami), w praktyce każda zamknięta. 
A jednocześnie smutni panowie w pejsach robią kumulację wokół nich. 

No i jako że dopiero trzeciego dnia wypadło mi tam być, i do trzeciego dnia nie miałam do czynienia z chamstwem, to zapytałam kulturalnie W STRONĘ jakichś dwóch pejsatych gówniarzy 20+ czy wiedzą, czy synagoga jest otwierana tego dnia.
Jeden, który nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, szturchnął drugiego, drugi również spojrzał, po czym bez słowa odwrócili się tyłem i zaczęli ostentacyjnie rozmawiać. Zrozumiawszy w końcu, o co chodzi z postrzeganiem gojów, pozdrowiłam ich moim nowym ulubionym gestem i wybyłam, stwierdzając, że pierdolę ich synagogę z całą pejsato-ortodoksyjną zawartością.
Najważniejsza sprawa w kwestii postrzegania żydów.: Ortodoksi są tymi zajebiście religijnymi. Zajmują się praktycznie wyłącznie praktykami religijnymi. I kiedy mówię wyłącznie, mam to na myśli, ponieważ jako nArÓd wYbRaNy nie pracują (no bo jak to tak?), mieszkają w dziedziczonych slumsach, i uważają za wielką zbrodnię i świętokradztwo używanie hebrajskiego. 

Używają za to bardzo podobnego do niemieckiego (heh?) jidysz i żadnego innego. Przy czym jest on taki a nie inny, bo ta skurwiała patologia go używająca to właśnie ci, którzy zdążyli opuścić Rzeszę w stanie stałym i osiedlić się na tamtych terenach.
Angielski może nie jest świętokradztwem, ale z pewnością jest dla nich wysoce obraźliwy, więc gardzą gojami, którzy go używają. 

Nie uznają Izraela jako kraju, ponieważ nie podtrzymuje na odpowiednio fanatycznym poziomie przekonań judaistycznych o żydowskiej rasie panów, którzy powinni tylko się modlić i spać (a nie np.bombardować miasta nieortodoksyjnych podludzi), a jedyną społecznością jaką akceptują są inni ortodoksyjni żydzi. 
Jedyne, co mają do zaoferowania ludziom spoza ich radosnego getta, to wpierdol. 
Na przykład kamieniami, na ulicy. :).

Ich fanatyzm jest kurwa przerażający. Widok przy Ścianie Płaczu albo czytaniu pism religijnych  - przerażający. Zachowują się wtedy mniej więcej tak, że gdyby ktoś zrobił tak w Polsce, wygrałby darmowy bilet w jedną stronę do Tworek.
Zaczynają się kiwać, machać głowami jak dzięcioły, czasem wręcz zginając się prawie w pół. I nie robią tego jak muzułmanie, z jakąś taką... hm, kontemplacją, tylko nakurwiają te skłony na wyścigi, jak w transie. Co niektórzy przy tym płaczą.

Widok dzieci w wieku podstawówki - przerażający. Każde w tym samym stroju z taką samą torbą z gwiazdą i napisami w jidysz, robi "dzięcioła" idąc samotnie ulicą i czytając Stary Testament albo ichniejsze pieśni.

Niepejsate dzieciaki godzinami grają w piłkę, bawią się, robią zakupy do domu, a oni non stop nakurwiają dzięcioła. No i jak to ma być normalne?

I jeszcze takim fanatykom religijnym wystawiamy świece w Sejmie - bo choćby ta baba, która otrzymała chrzest bojowy gaśnicą, była według mojej informacji ortodoksyjną żydówką.

Co jest na "tak"?
Nic. Kompletnie, kurwa, nic. Ja pierdolę, to się w głowie nie mieści. O tym opowiem (z kilkoma filmami do tego, mam nadzieję - w ostatniej części.
b) Izraelczycy (jerozolimscy) pejsatoujemni - jak dla mnie bardzo im daleko do żymian.
Prawdą jest, że ci, którzy już coś sprzedają, sprzedają za majątek - biżuteria, zegarki, hand-made pamiątki. Ale czy rżną przy tym w chuja jak górale/Arabowie? Raczej nie. Wszystko ma certyfikat pochodzenia i jakości. Nie robią w chuja, ale uczciwie, chłodno, doprowadzają do wakacyjnego bankructwa turystów, którzy lubią drogie duperele. Słabe jest to, że mają tam praktycznie monopol na rzeczy wartościowe, banki i kantory, podczas gdy innowiercy obsiadają bazary.

Jednocześnie wciąż są takimi ignorantami, że można się zesrać (posiadając tak silną tożsamość narodową chyba wypadałoby jednak znać faktyczną historię; chociaż z drugiej strony jeśli dało się pejsatych doprowadzić do takiego stanu świadomości jaki mają, to i u normalnych mieszkańców szkoły zrobią sieczkę z mózgu).
Co jest na "tak"?
- Policja naprawdę spoko jak na policję (zapewne dopóki nie dostanie się od nich w mordę), i to w każdej opcji kolorystycznej, bo mają szeroki wachlarz.
Praktycznie nigdy nie legitymują Europejczyków, za to dość często Arabów i niggerów.
Ma to ścisły związek z ludową mądrością pozwalającą ocenić, czy ktoś ma potencjał by randomowo eksplodować. Kryterium tej oceny polega na stwierdzeniu, czy waszmość ma dostatecznie jasną karnację.
Mnie tylko raz zatrzymała baba i tak o z dupy kazała iść w inną ulicę niż szłam, ale to wiadomo dlaczego. Baba babie babą.
Przy wejściu na wzgórze świątynne policjant podprowadził mnie kawałek (na samo wzgórze nie mogą wchodzić, bo to świętokradztwo) i powiedział, co mogę robić.
Właściwie czego nie mogę.
Właściwie parafrazując powiedział, że najlepiej nic nie rób, tylko chodź i oglądaj z odległości XD
Ale miał rację, bo tam, jak z resztą powiedział, nie miałby mi kto pomóc, gdybym niechcąco złamała którąś z zasad.
Do tego policjanci na praktycznie każdych bramkach w mieście życzyli mi miłego dnia i cieszyli się słysząc, że przyjeżdżam z Polski. Połowa powiedziała, że byli w Polsce, głównie w Krakowie i Warszawie.
Ciekawe tylko, czy coś z tego wynieśli w kontekście historycznym.

Na każdych bramkach zadawane jest pytanie o wyznanie. Żaden nie miał ani pół problemu do bycia katolikiem, a i zdarzali się tacy, co życzyli udanej ceremonii Świętego Ognia.
Akurat do takich jerozolimskich, miastowych funkcjonariuszy trudno mieć szczególny personalny problem.
Zdarzyło mi się, że prawie staranowało mnie uciekające monke, właściwie trzy sztuki. Najpewniej coś komuś ukradli. W każdym razie bezpośrednio za nimi biegł policjant-dziadek, który za chińskiego smoka nie mógł ich doścignąć. Ale że powiadomił innych (a jest ich sporo), to do pościgu przyłączyło się dwóch innych, młodych. 
Pewna dyskretna różnica między nimi a IDF polega na braku strzału ostrzegawczego w plecy podczas dalszego pościgu.
- Jeśli zdarzali się jacyś prowadzący sklep starzy jerozolimscy izraelczycy, nigdy nie atakowali przechodniów i nie darli mordy, a kulturalnie czekali na wizytę. Ceny zaporowe, ale przynajmniej ogarniali dupska.

- Spotkałam całych dwóch pejsatododatnich, którzy zasłużyli nie tyle, by o nich powiedzieć, że "jak dla mnie jesteś biały", ale "jak dla mnie jesteś normalny". Za jednym i drugim razem kręciłam się jak nie przymierzając gówno w przeręblu szukając wejścia do synagogi o wdzięcznej nazwie Hurwa i drugiej, mniej reprezentatywnej. 
W jednym i drugim przypadku sami zapytali, czego szukam, po czym zaprowadzili mnie aż do wnętrza, życząc wszystkiego dobrego. 
Tzn.do tej części, w której mogą egzystować baby. 

Ten od Hurwy otworzył za to drzwi do męskiej części (reprezentatywnej) tak absurdalnie szeroko, bym mogła sobie popatrzeć na salę, zanim pójdzie.

- Większość pejsatoujemnych jest w stanie rozmawiać po angielsku i robi to bez większego problemu.
Ale ortodoksom - gaśnica w dupska.

Do następnej dzidy, moi drodzy. Ale że to będzie audiowizualna dzida, to trochę potrwa, więc dziś już tego nie zrobię. 
Spodziewajcie się jej jutro wieczorem, jeśli ktoś ma ochotę.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji

12
Bążur. 
Zgodnie z zapowiedzią wrzucam relację (w kawałkach, bo za dużo tego) z Jerozolimy, kawałek z Betlejem i dość duży kawałek z samolotu.


Tak jak wcześniej zachowywałam wstrzemięźliwość od jechania po pewnej nacji, tak po tej serii dzid, zwłaszcza dwóch ostatnich, zarobię dożywotni zakaz wjazdu do Izraela.

I
Pierwsza i jedyna normalna część.
Pozytywy, życiowy przewodnik po Jerozolimie i dlaczego to zły pomysł, by teraz jechać do Betlejem.


Będę pisać dość ogólnie, abyście nie zdechli z nudów. Jeśli ktoś chce otrzymać dokładniejsze informacje o jakimś miejscu (godziny otwarcia, dojście, co warto zrobić), odpiszę w prywatnej albo w komentarzach. Ta część to coś w stylu wyjątkowo durnego przewodnika. O mieszkańcach i kilku absurdalnych przygodach w następnej części. Zapraszam na gadanie o Ziemi Świętej.


Ja akurat siedziałam tam trochę ponad tydzień, ale nie zajmowałam się wyłącznie turlaniem się po zabytkach. Natomiast jeśli ktoś ma ochotę zwiedzić starą, zabytkową Jerozolimę od deski do deski, ma dwie opcje:

- Jeśli jest leniwą bułą wrażliwą na słońce: 5-6 dni powinno być ok, żeby na luzie wszystko zobaczyć (w granicach miasta)

- Jeśli identyfikuje się jako Messerschmitt, ma szansę ogarnąć wszystko lub prawie wszystko w 3-4 doby.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Zasadniczo Stare Miasto (więc wszystko, co powinno Was interesować, bo reszta wygląda jak typowe europejskie ulice zawalone sklepami) dzieli się na cztery dzielnice:

- Muzułmańską, na północy, po prawej, która zadziwiająco dobrze zdaje egzamin bezpieczeństwa (świadczy o tym fakt, że nikt mnie nie zamordował) nawet dla osób podróżujących w pojedynkę i bab. To pierwsi i jedyni muzułmanie (tak liczni) jakich widziałam, którzy nie zachowują się jak małpy. Większość mieszkańców wyłącznie załatwia swoje sprawy, a i po angielsku coś powie, gdy się ich zapyta. Niewątpliwym plusem jest fakt, że w ostatnich dniach pomimo wielkich świąt chrześcijańskich (Prawosławny Wielki Piątek, sobotnia ceremonia Świętego Ognia i Wielkanoc) i żydowskich (pamięci Holokaustu) ani jeden nie eksplodował w imię Allaha (obudzę się z granatem w dupie...) ani nie spróbował w żaden sposób zakłócać innym ich ceremonii. 
Turbośmieszny jest fakt, że Jerozolima niby pod żydowskim "panowaniem", a jednak kilka razy dziennie przez nieprawdopodobnie potężne głośniki, imamowie na całe miasto zawodzą swoje Allahu Akbar. Z drugiej strony nikomu nie wydaje się to przeszkadzać.
Gorszy jest fakt, że muslimy urządziły sobie prywatny kącik w mieście, do którego heretycy nie mają wstępu - wejść na niektóre ulice i przez wszystkie bramy (poza jedną) prowadzące na wzgórze świątynne, pilnuje policja, zasadniczo dlatego, że niemuzułmanie mają dużą szansę dostać w mordę, jeśli jednak się tam pojawią.
- Chrześcijańską, na północy po lewej stronie, ciągnąca się prawie do samego końca starego miasta. Wbrew pozorom jest zawalona stoiskami muzułmańskimi z jedzeniem (zarąbistymi owocami!), sokami (za które kasują 20 szekli ~ 25 zł za mały kubeczek), sklepami z muzułmańskimi pamiątkami. 
Najbardziej czytelne znamiona chrześcijaństwa noszą przede wszystkim mniejsze uliczki w okolicy Bazyliki Grobu Świętego, gdzie tradycyjnie, jak nazwa wskazuje, ma się znajdować grób Jezusa. Zasadniczo jest to najważniejsze miejsce w Ziemi Świętej, a jeśli chodzi o wiarę chrześcijańską - generalnie na świecie. Jeśli ktoś się już jara, proszę sobie przewinąć spoiler dwa akapity dalej, bo teraz będzie smutno.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Rzeczywistość wygląda jednak tak, że monumentalna Bazylika, z niespotykanym artefaktem, jest kompletnie wypruta z duszy. Żeby mogło się odbyć jakiekolwiek nabożeństwo, trzeba odgradzać dziki  tłum metalowymi barierami. 
Tak czy inaczej później tabuny zwykle starych bab z Rosji i Ukrainy napierają na te barykady i bezczelnie filmują najbliższego duchownego metr od twarzy, jakby to był kurwa, bóbr. 

Wszyscy napierdzielają na głos w swoich językach, nikogo nie obchodzi, że trwa nabożeństwo. Księża mamroczą coś do siebie po łacinie, bo przecież i tak nikt nie słucha, tylko debile filmy na tiktoka nagrywają. 

Co krok ktoś nakurwia selfie z Grobem Pańskim. Właściwie z kaplicą, bo aby się dostać do środka i faktycznie zrobić słitfocię z Grobem, trzeba odczekać w masie kilkuset ludzi zwanej hucznie "kolejką".
Ale najbardziej słabe jest to, jak to się odbywa. Do kaplicy Grobu Pańskiego po kilka osób wpuszcza prawosławny pop. Przy czym jak tylko pozwala tym kilku osobom wejść, zaczyna krzyczeć do nich "faster! Bystra!"i machać rękami popychając ich jak krowy. Ludzie dosłownie WBIEGAJĄ do kaplicy, padają na kolana (albo nakurwiają słitfocię, co kto lubi), mają 25 sekund, po czym pop krzyczy i KLASZCZE w dłonie by ich popędzić "The end, next!"

W takich warunkach naprawdę jedyny plan jaki da się zrealizować, to pierdolnąć selfie, bo o jakiekolwiek modlitwie nie ma nawet mowy.
No i tak to się kręci. 
Na szczęście w Bazylice są i inne miejsca, jak kamień, na którym złożono ciało Jezusa, obudowana murami Golgota (to nie było wzgórze) z miejscem ustawienia krzyża i podobno (choć to wątpliwe) czaszka pierwszego człowieka.

Sama Bazylika ma kilka poziomów udostępnionych wiernym do oglądania.

Dzielnica Chrześcijańska jest moim zdaniem najlepsza do życia, chociaż niewiele tu miejsc na nocleg poza klasztorami.

No i nie zniechęcajcie się tą Bazyliką, bo dzielnica Chrześcijańska jest naprawdę piękna, cicha i kulturalna.
- Dzielnica Ormiańska, uroczy wypierdek na południu, po lewej stronie - w zasadzie nie do końca wiem, co Wam o tym powiedzieć. Ma cały jeden główny zabytek, małą katedrę świętego Jakuba, która jest chronicznie zamknięta, a z dziedzińca wejściowego turystów wypierdala dziadźka gadający wyłącznie po armeńsku. 
No i jest jeszcze knajpka armeńska, choć byłam zbyt zbulwersowana, że ~znowu w życiu mi nie wyszło~ i nie weszłam do katedry, by sprawdzać jej wartość.
- Dzielnica Pejsata - jadąc do Izraela możecie usłyszeć, że w dzielnicy żydowskiej jeśli coś im się nie spodoba, dostaniecie w mordę. 
Jest to uogólnienie. 
W mordę od ortodoksów za takie przestępstwa jak wyjęcie telefonu dostaniecie w dzielnicy za północnymi murami starego miasta. Na starym mieście w Jewish Quarter najwyżej po prostu się zgubicie, bo uliczek Wam tutaj dostatek, a połowa pejsatych po prostu Wam nie  odpowie, gdzie iść. 
W każdym razie do głównej synagogi warto iść dla samej nazwy, o jakże wdzięcznym brzmieniu Huwd... wróć, Hurwa. Jeszcze lepiej. Dziwię się, że Walaszek tego nie wykorzystał, ale może bał się obudzić z podpaloną menorą w...
A tak na poważnie, to to widok na wnętrze z czegoś w stylu tarasu dla bab. Niestety miałam przeczucie że akurat w tej części świata identyfikowanie się jako facet i wejście do głównej części nie przejdzie.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Ściana Płaczu z kolei jako najważniejszy żydowski zabytek i miejsce kultu jest strzeżona lepiej niż lotnisko. Stężenie bramek i strażników jest prawdopodobnie podobne do stężenia kościołów u nas. 

W kolejnej części o mieszkańcach i turystach napiszę, jak mniej więcej wyglądają żydzi pod tym murem, ale sam ten widok... 
Hm. Powalić, raczej nikogo nie powali, wręcz jest trochę niepokojący, ale zawsze można samemu się przekonać. Zwłaszcza, że ja znowu wypowiadam się o babskiej części. Za przegrodą jest ta główniejsza. Prawie dokładnie taka sama.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Na styku dzielnicy żydowskiej z muzułmańską biegnie granica Wzgórza Świątynnego, znajdującego się pod panowaniem muzułmanów. Wzgórze objęte jest zakazem wstępu dla żydów ze względu na umieszczenie gdzieś na wzgórzu Arki Przymierza (tablic z przykazaniami). Oczywiście to ma u nich związek z poszanowaniem Arki, nie z jakiegoś rodzaju niechęcią.

Do tego tradycyjnie uważa się, że w tym miejscu Abraham miał poświęcić swojego syna, Izaaka. 

Ale nie dowiecie się tego na miejscu, bo wystawiono tam wielki meczet, którego dotknięcie przez niemuzułmanina jest... cóż,  zbrodnią. Oczywiście do środka wejść również nie można. Na wzgórzu nie pozostały prawie żadne wyraźne ślady po chrześcijaństwie.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Informacja dla leniwych buł: rzecz jasna po starym mieście nic nie kursuje (poza trójkołowymi wozami przewożącymi Bóg wie co), a o autobusach wzdłuż murów można zapomnieć. Większość odjeżdża z przystanków-widmo, których nie ma, albo jadą niezgodnie z trasą w siną dal. 
Tak po włosku trochę, choć od Włoch różni się to tym, że autobus jednak przyjeżdża.
~~Góra Syjon~~

"Syjon" było nazwą tożsamą dla Jerozolimy, używaną chociażby przez króla Dawida w jego dziełach.

Na Górze Syjon, która jest zadziwiająco blisko spacerem od starego miasta (10min) przede wszystkim mamy Wieczernik (prawdopodobne miejsce Ostatniej Wieczerzy), który oczywiście był zamknięty cały ten czas :>, więc niestety nie mogę nic opowiedzieć o tym miejscu z doświadczenia. 
Oprócz niego, w odległości może trzech minut grób króla Dawida (ale utrzymany w bardzo żydowskim klimacie, w stylu synagogi) i kościół Zaśnięcia (tj. śmierci) NMP (wybudowany w miejscu tego wydarzenia). 
I to według mnie chyba najbardziej zaciszne i poruszające miejsce sakralne w Ziemi Świętej. Niezniszczone przez turystów. 
Choć ma to do siebie, że przyciąga przede wszystkim niemieckich i austriackich turystów, którzy zamiast murów oblegają stoły w kościelnej kawiarni.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
~~ Góra Oliwna ~~
Na Górę Oliwną według niektórych źródeł dojeżdżają dwa autobusy.

Otóż gównoprawda. 
Nie dojeżdża żaden.

Działa tutaj ta włoska zasada, o której mówiłam.  W dowolnym momencie kierowca stwierdza że on to jednak chce do domu/burdelu/zapalić, i że on to sobie jednak stąd jedzie. 
Podejście piechotą od miasta (Lwiej Bramy - nazwa od dwóch lwów na bramie) jest dość żmudne, po bardzo krętej betonowej ulicy i potem po schodach. Więc jeśli uważacie, że pokonanie całej tej trasy to za dużo, są dwa autobusy które jadą w okolicę z dworca autobusowego East Jerusalem powyżej Bramy Damasceńskiej. Możecie nimi jechać tak długo, aż stwierdzicie, że coś jest nie tak - i wtedy z buta jakieś 20 minut do pierwszego na drodze kościoła Pater Noster.
Szczegóły o Górze Oliwnej (w sumie to dwie historie) w drugiej części. Ale już teraz zaspoileruję. Tam, i nie tylko, uważajcie na naciągaczy, którzy będą za wami leźli wykrzykując instrukcje jak iść (nawet jeśli odmawiacie tej wątpliwej przysługi), a potem zażądają kosmicznej zapłaty. Z nimi naprawdę trzeba stanowczo, by potem nie mieć problemów.

A teraz jeszcze pozytywno-smutny akcent.
U podnóża Góry Oliwnej leży Gatsemane, ogród oliwny, w którym Jezus modlił się przed pojmaniem i piękny kościół upamiętniający to wydarzenie.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Dobra, nagadałam się. Jeszcze kilka nieoczywistych rad.

- Jeśli kiedyś się wybierzecie, to wpadnijcie do kościoła św.Anny (na miejscu urodzenia Maryi). Pracuje tam ksiądz Krzysztof (Chris) z Polski, reprezentujący organizację misyjną - uwaga - White Fathers. (Biali Ojcowie). 
Tak, służą głównie w Afryce. XD

Szalenie miły i mądry człowiek, oprowadzi Was po kościele i ogrodzie, opowie o historii miasta i doradzi w różnych kwestiach.

- Zasadniczo każdego dnia powinniście mieć przy sobie coś, by na siebie założyć, bo w każdym z tych ważnych miejsc jest to mniej lub bardziej stanowczo wymagane ze względu na ich podniosły charakter sakralny.
- Do końca wojny nie wyjeżdżajcie raczej na teren autonomii palestyńskiej (Betlejem i dalej). Autobus z Jerozolimy odjeżdża rano, a z Betlejem... Też rano. Jeden jedyny. Więc jeśli nie macie transportu, jesteście w dupie. Zwłaszcza że z terenu Izraela do Palestyny łatwo jest wyjechać, ale by wrócić, jest problem. Miejscowym się to udaje, ponieważ robią to regularnie i mają ku temu podstawy. Turystów zatrzymują na "granicy".

Do tego Betlejem opustoszało kompletnie. Nie ma komu sprzedawać, kupować i chronić tego wszystkiego. Po mieście hula wiatr. Ze względu na to i generalnie złą sytuację finansową mieszkańców tamtych rejonów, powiedziałabym że nie jest to w tej chwili super bezpieczne miejsce.
- Prawdą jest, że można ogólnie płacić w euro i dolarach. Kurs jest trochę zbójecki, bo szekiel jest prawie równy złotówce. Za jedno euro dostaniecie nie 4.5 szekla, ale najwyżej 4. W żadnym kantorze w mieście nie będzie lepiej.

- Pamiętajcie, żeby zawsze mieć przy sobie paszport i dawać go bez dyskusji na każdą prośbę. Chyba że macie ochotę utknąć w izraelskim pierdlu. Z tego na pewno byłaby ciekawa relacja xd

Bywajcie. Idę pisać drugą część. 
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.12747597694397