Obejrzałem sobie właśnie pierwszy odcinek "Fundacji", bo niby fajne i polecane. No i powiem szczerze, że fabularnie i wizualnie nawet nienajgorsze, a do tego wreszcie jakieś większe Science Fiction, które nie jest kolejnym Star Warsem albo Star Trekiem.
No ale jak zawsze jest jakieś ale, a mianowicie typowa propaganda współczesnego żydowood: wszędzie czarnuchy i ciapaki, główną bohaterką jest oczywiście silna baba (i do tego czarna), a złym typem u władzy (imperator) niezmiennie biały facet. Tyle dobrego, że na dzień dobry nie napierdalają dziwadłami od lgbtrtvagd
Więc moje pytanie (do tych którzy to faktycznie oglądali, reszta dupa cicho) brzmi: Czy warto kontynuować oglądanie? Czy może lepiej dać sobie spokój, bo im dalej w fabułę tym więcej pejsatej propagandy?
Ładna Azjatka dla atencji: