Zachęcam do dyskusji bo jest o czym.
Według mnie czuć mocny regres. Już po włączeniu gry nie wita nas ciężka muza przygotowująca do walki ani konfigurowalny plac ze stojącym Slayerem tylko zwykłe tło, po prawej stoi Slayer a po lewej opcje menu do wyboru. Skórkę Slayera można zmienić ale tylko tyle i nie ma opcji póz jak w Eternalu ani nic podobnego jak zmiana podium czy tła.
Wycięto serce Dooma, które biło od 1993 czyli multiplayer - najpierw LAN potem DWANGO. Twórcy wskazali, że było to potrzebne by w pełni skupić się na fabule która jest... słaba? Ciąg wydarzeń ma sens ale Slayer jest jakby poza tym wszystkim. Pewnie, jest mowa, że ma boską moc i tylko od niego zależy co dalej ale oglądając cutscenki ma się wrażenie, że Slayer jest tam gościnnie.
Fabuła skupia się na rodzinie królewskiej jednego z wymiarów gdzie rasa kosmitów z Eternala jest kimś w rodzaju pół-bogów i jeden z ich wyższych "biskupów" zawarł pakt z diabłem (jakby dosłownie).
Muzyka słabiutko. Momentami jak z Wiedźmina 3, momentami jakieś nawiązania melodyjne do 2016 czy nawet jednynki z 1993. Ale sumarycznie cienko.
To co zauważyło już większość graczy - praktycznie nie ma Easter Eggów czym stała seria od 2016. Gra kończy się szybko bo po 12 godzinach (jak poprzednie dwa Doomy) i to z szukaniem sekretów (gra za 300 zł przypominam, gdzie Eternal na premierę był do kupienia za 139zł).
Finał podobny jak w Eternalu czyli walka z głównym złym. Spoiler? Nie sądzę. Wszystkie Doomy od 1994 tak się kończą.
Nie ma już statku gdzie można oglądać znajdźki, są do obejrzenia z menu. Nie ma trybu hordy. Nie ma odblokowania skórek za znalezione akumulatory. Nie ma niczego - Konon miał rację.
Czy gra się fajnie? Pewnie. To kolejny Doom. Czy warto wydać na to 300zł? Ni chuja. Jeśli ktoś przeczytał całość to szanuję i Wypierdalam