Placki jakie są, każdy widzi. Dziś dla was przepis na zajebiste puszyste placki których po prostu nie da się spierdolić, chyba że podczas smażenia wyjdziecie na fajka - za to odpowiedzialności nie biorę.
Składniki:
3 jajka
1,5 szklanki mąki pszennej tortowej typ.450
1 szklanka lekko ciepłego mleka - 250 ml
2 płaskie łyżki cukru (te łyżki do zupy)
pół płaskiej łyżeczki sody (to ta do herbaty)
pół płaskiej łyżeczki proszku do pieczenia
Opcjonalnie parę kropel aromatu - migdałowy, waniliowy, jakikolwiek. Ważne żeby Ci smakowało. Nie polecam próbowania aromatu językiem. Serio.
Nie patrząc czy jest idealnie co do grama ani czy jest odpowiednia faza księżyca, wrzucamy wszystko do michy i mieszamy aż wyjdzie jedna spójna mieszanka. Możesz użyć do tego miksera żeby wymieszać dokładniej i szybciej, ale jak wiadomo, prawilne chłopaki używają mięśni, nie sprytu. Podobno.
Gdy już wszystko będzie wymieszane, będzie to wyglądać tak:
No i zajebiście. "Ciasto" prawie gotowe. A teraz protip dla leniwych i/lub ostrożnych: dodaj do tej mieszanki 3 łyżki oleju - słonecznikowy, rzepakowy, kokosowy, jakikolwiek. Byle nie napędowy. Wlejże to i jeszcze raz wymieszaj całość. Dzięki temu nie będziesz musiał dolewać na patelnię ani nie będziesz się martwić czy placek uda się odkleić od patelni bez pomocy skrobaczki budowlanej. Oczywiście możesz dać też jedną łyżkę oleju na patelnię, nikt nie broni ale to już opcjonalne. Otwórz bramę piekieł pod patelnią, ale tylko do połowy. Jeśli jesteś pierdolonym bogaczem i posiadasz indukcję - ustaw na 5-6. Ja grzeję na 6 i wychodzi idealnie. 7 i wyżej nie polecam.
Bierz chochlę/warząchew/nabierak/czerpak/łychę wazową czy co tam masz, zanurz ją w tym cudownym wytworze i wylej na rozgrzaną patelnię.