Kilka dni temu, dziewczyna wracając z pracy wieczorem w deszczowy dzień zauważyła jak coś czarnego czołga się na ruchliwej drodze przy krawężniku. Zatrzymała się na poboczu i okazało się, że byl to kot w ciężkim stanie. Zabrała go od razu do Veta. Co się okazało, wg wstępnej diagnozy kot nie był "wolnożycjący" widać było, że ktoś go ewidentnie porzucił. Najprawdopodobniej ze względu na jego chorobę, no tak, kotek się zepsuł trzeba wyrzucić. To dla tych wszystkich co myślą, że kot to sobie he he poradzi na wolności, tu mysze zje tam pizze ze śmietnika, no nie, wiekszość kotów umiera... Kocica miała ciśnienie 190 (nie znam się na medycynie więc piszę tyle ile pamiętam) co spowodowało u niej takie rozszerzenie źrenic, że przestała widzieć, dlatego musiała się czołgać. Jako, że kot jest znaleźny, badania zostały zrobione za free, jednak leki już trzeba kupić na własną kieszeń. Mimo już mocno obciążonego budżetu zdecydowaliśmy go zatrzymać i odratować.
Po co o tym piszę? Są dwa powody i nie jest nim żadna zbiórka hajsu, wzieliśmy to na klate i damy sobię radę, ale chciałem zwrócić waszą uwagę, są święta, czas pojednania, opłatka i ryby po grecku, solnika i czas prezentów, żeby nikomu nie przyszło do głowy dawać jakiegokolwiek zwierzaka "w prezęcie" to nie jest zabawka, schroniska w okresie świątecznym nie wydają zwierząt! A drugi powód jest bardziej prozaiczny, chciałem wam przypomnieć, że nawet dzidowiec może zrobić coś dobrego :)
Z fartem i żeby w te święta i wam nie brakło jedzonka na miseczce.
Wypierdalam.