Pewien bardzo bogaty nafciarz z Pensylwanii wszedł do pokoju swojego 12-letniego syna:
- Patrick, za tydzień wypadają twoje urodziny. Powiedz mi synku, co chciałbyś dostać w ten wyjątkowy dla ciebie dzień?
Syn leniwie odwrócił głowę od monitora, spojrzał ojcu prosto w oczy i stanowczym jak na swój wiek głosem odpowiedział:
- Niczego nie chcę dostać tato.
Ojca ogarnęła lekka konsternacja, toż to przecież nie przystoi aby jego syn czcił dzień swoich urodzin mając puste ręce:
- Ale jak to synku nic? Nie krępuj się, przecież wiesz, że zrobię i kupię dla ciebie wszystko. Wystarczy że powiesz
- Mam już wszystko tato
- Na pewno jest coś czego pragniesz Patrick. Nowego gokarta? Prywatny śmigłowiec, czy może limuzynę z szoferem? Jacht? A może kobiety...?
- Tato, przecież ja mam już to wszystko...
- Ale synu...!?
- Dobra tato, jest coś co chciałbym dostać. W dzień swoich urodzin chciałbym ujrzeć za oknem trzech ukrzyżowanych murzynów.
Ojciec nieco zmieszany pragnieniem swojego syna długo zastanawiał się co zrobić, ale miłość do pierworodnego była silniejsza niż jakiekolwiek moralne opory. I tak w dzień urodzin młodego Patricka obudziły promienie wschodzącego słońca. Chłopiec wstał, podszedł do okna jeszcze ziewając i zamarł - na podwórzu stały trzy krzyże a na każdym z nich wisiał murzyn. Dwóch zwiesiło już łby ale trzeci, środkowy jeszcze coś dyszał. Otworzywszy okno chłopak zawołał:
- Ej murzynu, co tam mamroczesz?
- grhgrhrhh
- Głośniej śmieciu, nie rozumiem!
- ghrhrh...
Chłopak się wkurwił, wyszedł na zewnątrz i oparł o krzyż drabinę. Wspiął się na sam szczyt, spojrzał w opadającą twarz murzyna i spytał:
- Co tam mamroczesz murzynu?
Na co murzyn ledwie dysząc wydając ostatnie tchnienia:
- Happy... Birthday... To... You...