Słuchajcie Anonki
Widziałem, że wczoraj pojawił się dość ciekawy tekst dotyczący tego jak wygląda kult UPA i 'banderyzm' na Ukrainie. Jako osoba, która zjeździła duży kawał zachodniej Ukrainy w okolicach Lwowa, postanowiłem dorzucić od siebie swoje 3 grosze w tym temacie.
Pozwólcie, że najpierw nakreślę wam tło mojego pobytu na zachodniej Ukrainie, bo dodaje ono bardzo dużo wartościowego kontekstu w sprawie kontaktu z miejscową ludnością od mieszkańców małych wsi, po mniejsze czy większe miasteczka i sam Lwów.
O ile dobrze pamiętam, to był przełom 2013 / 2014 roku. Przez znajomych dowiedziałem się o inicjatywie prowadzonej na Ukrainie przez Fundację Wolność i Demokracja (pod zarządem Michała Dworczyka), we współpracy z IPNem oraz Polskim Konsulatem we Lwowie, jak i lokalną Ukraińską władzą.
W ramach programu 'Strażnicy Narodowej Pamięci', bo taką nazwą ochszczono naszą działalność wokół Lwowa, wysłano na Ukrainę kilka zespołów wolontariuszy, których zadaniem było zlokalizowanie miejsc pochówku żołnierzy wojska II RP, którzy w tym regionie wpadli w niespodziewane niemieckie okrążenie i zostali przez Niemców zmasakrowani. Chaotyczna próba wyrwania się z kotła raczej nie pozostawiła naszym wiele czasu na pochówek zmarłych. Ciała żołnierzy zostały porzucone na ulicach wsi, miast i miasteczek, w lasach i na polach. Bardzo często byli oni chowani w indywidualnych lub masowych grobach przez miejscową ludność - czy to polską czy ukraińską - w miarę możliwości i zależnie od ilości ciał.
Wracając do 2014 roku - Osoby odpowiedzialne za zorganizowanie wyprawy słusznie doszły do wniosku, że to jest zasadniczo ostatni moment aby takie miejsca pochówku można było zlokalizować. Wkrótce nie zostanie już nikt, kto osobiście pamiętałby wojnę i byłby w stanie wskazać nam dokładne lokalizacje starć polsko-niemieckich jak i potencjalnie miejsca pochówku zmarłych.
Wysłano nas zatem do Lwowa z dość prostym, ale mozolnym zadaniem - Objechać cały region, w którym toczyły się starcia, lokalizować starszych mieszkańców, umawiać spotkanie i przeprowadzać z nimi krótki wywiad. W miarę możliwości także sprawdzać wskazane nam miejsca, znakować je celem odnalezienia kiedy prowadzone już będą prace wykopaliskowe, oznaczać na mapkach, sporządzić opisy i zrobić zdjęcia do raportu.
Z uwagi na charakter pracy, konsulat przydzielił nam do pomocy kilka osób - Ukraińskiego kierowcę, który oczywiście odpłatnie na utrzymaniu konsulatu miał nas wozić po okolicy, jak i kilkoro Ukraińskich wolontariuszy, którzy mieli służyć zarówno w roli przewodników jak i tłumaczy. Nie będę się długo rozwodził nad tym jak zajebiści to byli ludzie, ile pracy i serca włożyli w to żeby pomóc nam się przez wiele dni rozbijać po jakiś kompletnych zadupiach - w dodatku kompletnie za darmo - i ile czasu poświęcali nam wieczorami żeby oprowadzać nas po Lwowie, zapoznać trochę z localsami, wkręcać na imprezy, przedstawiać swoim przyjaciołom, itp. Dzięki nim mam trochę problem w tym jak określić ten krótki moment w moim życiu. Z uwagi na charakter naszej pracy było to oczywiście dość smutne doświadczenie. A jednocześnie dzięki tym Ukraińcom chyba jedne z ciekawszych dni mojego życia w gronie niesamowicie ciepłych i serdecznych ludzi.