Gitowcy, czyli o praojcach dresiarzy

318
Gitowcy, czyli o praojcach dresiarzy
Chciałem przedstawić subkulturę gitowców często mylonych z grypsującmi, różnica polega na tym że gitowcy, to przedstawiciele polskiej subkultury lat 70, a grypsujący to osadzeni w zakładach karnych, którzy posługują się gwarą więzienną tzw. grypserą, którą zresztą zapożyczyli od nich właśnie gitowcy ale o tym później. Gitowcy byli jedną z niewielu subkultur Polski XX wieku, były to środowiska przestępcze, grupy ludzi, często złożone z młodych osób, ktore właśnie wyszły z więzienia lub poprawczaka, albo w niedługim czasie tam trafią. Wywodzą się z PRL-owskich blokowisk, w przeciwieństwie do takich np. bikiniarzy, którzy przeważnie wywodzili się z rodzin inteligenckich, to gitowcy pochodzili z rodzin robotniczych. Zaczęli się pojawiać na przełomie lat 60. i 70. Można ich uznać za protoplastów blokersów albo dzisiejszych dresów ale gitowcy ze swoją ideologią trochę odbiegają od tego schematu. Gitowców można opisać słowami: ,,Bądź git i wykorzystuj frajerów".
Gitowcy, czyli o praojcach dresiarzy
Za przodków gitowców można uznać "grypsujących", którzy pojawili się na przełomie lat 50. i 60. w nieistniejącym już warszawskim zakładzie karnym na "Gęsiówce". Grypsujący byli  osadzonymi, którzy mieli swój zbiór zasad i związani byli mocną więzią wzajemnej solidarności, szybko rozprzestrzenili się na inne zakłady karne i poprawczaki, głównie na terenach Warszawy, Łodzi i Wrocławia. W roku 1965 grypsujący z Łodzi zaczęli stosować swoje zwyczaje i terminologię, to właśnie wtedy pojawiło się określenie "git-człowiek", samo słowo "git" najprawdopodobniej wywodzi się z języka jidysz i onacza dobry, fajny, warto nadmieni że sama grypsera pojawiła się już przed II wojną światową i jest mocno powiązana z jidysz, w przeciwieństwie do slangów innych państw Europy, gdzie są silne wpływy języka Angielskiego. Natomiast na początku lat 70. zjawisko git-ludzi wyszło poza więzienne mury i zawędrowało do szkół, wkrótce stało się największą ideologią młodzieży w Polsce. Dowodem tego może być to, że aż ok. 40% uczniów zasadniczych szkół zawodowych i techników (pisze w tekście autorstwa Heleny Kowalik, ,,Groźne słówko: Git", opublikowanym we ,,Wprost").
Gitowcy, czyli o praojcach dresiarzy
Gitowcy tworzyli hermetyczne grupy, wewnątrz tych grup stosowano własne zasady postępowania (wiele z tych zasad przejęli oni z subkultury grypserów), oczywisty jest kult siły fizycznej, mieli też  wewnętrzną hierarchę opartą na wzajemnym wsparciu i zaufaniu, posługiwali się oni specyficznym językiem, który był mieszaniną slangu młodzieżowego i grypsery, to właśnie ten specyficzny język i zbiór zasad odróżniał ich od zwykłej PRL-owskiej bandyterki. Rolę przywódcy grupy obejmowały osoby najlepsze w bójkach,  najodważniejsi, ludzie charakterni, "nie pękający", narzucali oni również silny lokalny patriotyzm, który prowadził do walk pomiędzy osiedlami, cenili oni sobie również honor, który okazywali samookaleczeniami, solówkami czy ryzykownymi włamami. Szczególny szacunek mieli ci, którzy posiadali jeden złoty ząb lub więcej, powiązania z przestępczym światem, pobyt w poprawczaku albo więzieniu był dodatkowym atutem. Często byli określani mianem bumelantów przez to, że nie pracowali, a praca w PRL-u była obowiązkowa dla każdego mężczyzny, maksimum przebywania na bezrobociu wynosił 3 miesiące. Gitowcy wykorzystywli "frajerów" (ludzi obcych,  którzy nie byli gitami, niezrzeszeni) do wyłudzania pieniędzy i innych celów, kobieta (oprócz siostry i matki) była tylko obiektem seksualnym, wielu z nich okazywało swoją nienawiść do socjalistycznej milicji, sądów, członków takich organizacji jak PZPR czy ZSMP i do wszystkich, którzy z tymi organizacjami współpracowali (tzw. kapusie, konfidenci). Często mentorami gitowców byli krewni albo starsi koledzy mający kryminalną przeszłość, którzy wyszli z więzienia przez co byli uznawani na osiedlach za największych chojraków.
Gitowcy, czyli o praojcach dresiarzy
Charakterystyczną cechą gitowców była niebieska kropka wytatuowana przy lewym oku tzw. cyngwajs, to właśnie tatuaże wyróżniały ich spośród szarych ludzi, bo w PRL-u tatuaże nosili zazwyczaj tylko więźniowi, kryminaliści. Tuszu pod skórą było więcej, chociażby popularne były kropki na powiekach tzw. śpioszki, kropka między oczami oznaczała "świra" (osobę nieobliczalną, zdolną do wszystkiego), tatuaże z syreną lub kotwicą, z kolei na palcach popularny był skrót PSM czyli: ,, Pij słodkie mleko, pamiętaj słowa matki, pierdol same małolatki", taki przodek dzisiejszych BSNT (braci się nie traci), CHWP (chuj w dupę policji) czy ACAB (all cops are bastards), na rękach czasem nosili nacięcia od brzytwy lub żyletki tzw. sznyty. W przeciwieństwie do bikiniarzy ubierali się siermiężne czyli w ortalionowe kurtki, spodnie prasowane "w kant", buty z czubem i inne mało wyszukane kreacje, nosili krótkie fryzury np. na małpę. Ludziom to nawet odpowiadało, ot taki dobry chłopak z osiedla, który czasem coś zmajstruje, lepsze to niż wiecznie naćpane, długowłose i brudne tałatajstwo czyli hipisi.
Gitowcy, czyli o praojcach dresiarzy
A skoro o dzieciach kwiatach, to wpływ na kierunek rozwoju gitowców miała też zachodnia rewolucja hipisów, która miała również swoich zwolenników w Polsce, którzy byli skonfliktowani z gitowcami. Gitowcom nie podobało się w nich wszystko, zaczynając od długości włosów, na sposobie bycia kończąc.

Ze względu na pacyfistyczne podejście hippisów, gitowcy szybko stali się i dzięki przemocy wyparli ich z większości polskich miast. Pacyfistyczni hipisi dominowali w liceach i na studiach, a gitowcy wśród młodzieży robotniczej. Oczywiście mieli oni na pieńku z innymi subkulturami, chociażby punkami.
Gitowcy, czyli o praojcach dresiarzy
Gitowcy dzielili ludzi na trzy kategorie, pierwszą nazywano "git", osoba w porządku czyli oni sami, druga to "frajerzy" albo "po chuju" czyli osoby niezrzeszone, obce, nie będące gitem, ani hipisem, a trzecia to "szmaty" czyli hipisi. Własne grono gitowiec traktował z szacunkiem, swojakowi krzywda się nie działa, owszem były wśród nich solówki ale honorowo, jeden na jednego, a jeśli ktoś np. szedł po ulicy z dziewczyną, to tylko on dostawał oklep, a dziewczyna nie, kobiet nie bito. Prowadzili oni wojny z innymi ulicami, osiedlami, dzielnicami. Dla przykładu jeśli ktoś poszedł na obcy teren i dostał przysłowiowy wpierdol, to wracał do swoich, mówił jak było i potem zbierała się ekipa, która leciała na obce rewiry szukać winnych podbicia, albo umawiali się na bójkę w konkretnym miejscu, taka pierwotna wersja współczesnych ustawek. Autorka jednego z ciekawszych artykułów o gitowcach wspomina: “Nigdy nie było tu narkotyków. Jak przyjeżdżali hipisi to byli ścigani i bici, obcinane włosy mieli. Znałam to całe gitowskie środowisko. Wychowałam się tu od dziecka i chodziłam do szkoły. Lubiłam tych ludzi. Bo dawali się lubić. Nigdy jednak nie wniknęłam głębiej w to środowisko. Nie poznałam ich grypsery. Ale na milicję wszyscy mówili - psy. “.


Na tym cytacie zakończę ten tekst ale na koniec dodam ciekawostkę, wiele słów z więziennej grypsery i slangu gitowców przeniknęło do mowy zwyczajnej i są stosowane do dzisiaj np. browar, kminić, czy frajer.

Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.16542196273804