Rzecz miała miejsce w zeszłym miesiącu. Zwykła przeciętna polska rodzina. Znajomy urabia się po łokcie żeby jakiś byt zapewnić. Bierze po pracy fuchy na jakieś krajowe wakacje lub utrzymanie auta. Często wychodzi rano i wraca po 19. Jego syn ma 7-8 lat, sam nie wie bo taki zapierdol. Jest straszną marudą bo brakuje mu trochę ojcowskiej ręki. Wyjście na lody to płacz i lament. Bo nie ma smerfowych. Krzyk i kurwa zdarte gardło. Dwie kulki innych za 12 zł sztuka lądują na chodniku. Chłop się robi siny ze złości ale co wracają do domu. Nadchodzi wieczór. Dziecięcy głos brzmi TATA ZRÓB KAKAO. Facet zmęczony idzie do kuchni, wlewa ostatkiem sił mleko do kubka i wstawia do mikrofali. Z bólem kręgosłupa patrzy się w obracający talerz z kubkiem. Zbolałym ramieniem sięga po kubek. Wsypuje do mleka dwie łyżeczki kakao instant. Miesza pieczałowicie z ojcowską miłością. Zanosi pierworodnemu przed tv i słyszy po pierwszym łyku. TATA NIEDOBRE TO KAKAO. Właśnie w tej chwili kurek spadł na spłonkę. Wyjebało chłopu korki. Pij to KURWA BO NA DUPSKU NIE USIADZIESZ PRZEZ TYDZIEŃ. Pij i nawet kurwa nie mruknij gnoju... Dzieciak pije z płaczem, zanosi się na pawia. Wymusza w siebie szarą ciecz. Kubek ląduje na stole. Na dnie tylko kilka mm brązowej brei. Dzieciak biegnie do klopa i rzyga jak kot. Raz za drugim. Rano sraczka. Facet rano otwiera mleko a tam już grudki jak mentos z pizdy na dodatek zawieszone w serwatce. Mleko było popsute. Młody człowiek z ostatnim łykiem kakałka nabrał szacunku do wartości materialnych, rodziców i ojczyzny.