Ktoś stary dobry HEAVY METAL??

2
A teraz perełka ze szwecji z 85 roku. Kawałek niepozorny ale skrywający mnóstwo subtelnej mocy. 
Ogólnie szwedzi w latach 80 nakurwiali i to dużo. Mnóstwo podziemia stamtąd pochodzi, a kanały na YT prześcigają się w docieraniu do tych nagrań, także bądźcie pewni, że w przyszłości będę wrzucał tego więcej.

Drogie grono metalowe - chuj z mrocznymi kochankami i innym wspołczesnym mainstreamem. Żeby nazywać się prawdziwym metalowcem trzeba znać i szanować korzenie, RÓWNIEŻ TE UNDERGROUNDOWE!! Jest czego słuchać.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Black Sabbath - Tyr

2
Na dzisiejszej nocnej odkopię chyba najbardziej zakurzony z rozdziałów historii Black Sabbath. Mamy końcówkę lat osiemdziesiątych i wchodzimy w nową dekadę. Z oryginalnego składu Black Sabbath po wielu wybojach został już tylko Iommi, kolejne płyty zaliczają coraz niższe notowania, a koncerty są odwoływane z uwagi na znikomą sprzedaż biletów. Nawet wytwórnia dała sobie spokój i zespół musiał przejść do mniejszego gracza z dużo skromniejszym budżetem.
W takiej atmosferze powstawały albumy Black Sabbath z tego okresu, w tym właśnie Tyr z 1990 roku. Na premierę mocno jechany za to, że to już nie to co kiedyś.
Jak tam sobie słucham tego krążka i patrzę na niego z perspektywy czasu, to kompletnie nie zgodziłbym się z pierwotnymi recenzjami. Tony Martin to kozak na wokalu, bardzo fajnie podszedł do swoich partii i potrafi zaciekawić. Osobiście tylko średnio przepadam za napisanymi przez niego tekstami. Może nie jest źle, ale przez większość czasu jakoś tak sztampowo i bez finezji. Brakuje stylu Butlera czy Dio.
Perka świetnie zaaranżowana przez Cozy'ego Powella, z resztą gość wymiatał już wcześniej m.in. w The Jeff Beck Group, na legendarnych albumach Raindow czy z Whitesnake. Ma chłop talent i udziela go również w tej ekipie.
Geoff Nicholls i jego klawisze według mnie robią tutaj fajną robotę - są dobre przejścia i zagęszczają atmosferę gdzie trzeba.
Generalnie fajną atmosferę ma ten album, zwłaszcza jak zrobi się ciężej, riffy i perka pchają powoli acz z odpowiednią mocą utwory do przodu, a całość ładnie oplata wokal nadając kontekst danej kompozycji. Boli tylko trochę produkcja. Czuć cięcie kosztów, a to jeszcze nie były czasy gdzie wszystko dało się wyklikać w komputerze i zrobić symulację dowolnego sprzętu. Nie mniej jest dobrze jak na warunki, w którym zespołowi przyszło wtedy tworzyć, a przy niektórych kawałkach można przyjemnie popłynąć.
A, no i ciężko się dziwić, że albumy z tego czasu są dosyć zapomniane, skoro IRS ma wywalone jajca na jakiegolwiek reedycje czy dodanie katalogu do usług streamingowych. Iommi podobno cały czas walczy o odświeżenie praw do dystrybucji, więc trzymam kciuki, że coś ruszy w tym temacie.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.15140795707703