Regularnie widzę na dzidce memy i inne wpisy, których autor spuszcza się nad hinduskimi tutorialami. Po 12 latach pracy jako software developer, jedyne co mam do Hindusów to pogardę. W zasadzie, to dzięki spędzeniu dwóch lat w Tokio i Jokohamie, mam to do całej azjatyckiej kultury.
Ale o co w ogóle chodzi? A o to, że co jakiś czas znajdzie się totalny laik, który wpycha innym laikom ideę, że Hindusi są w jakiś sposób pożyteczni czy produktywni, a potem taki laik zostaje "managerem" i wpycha ich do swojego projektu, utrudniając życie tym naprawdę produktywnym pracownikom.
Ale, kurwa, co jest z nimi nie tak? A to jest długa historia, i nie ma nic wspólnego ze starożytnym zwyczajem srania do Gangesu. Ma to natomiast sporo związku z kulturą srania na swoich podwładnych. Pierwszy problem z Hindusami jest taki, że z natury nie wykazują inicjatywy. Teraz na pewno ktoś powie, że inicjatywa jest zła, albo że się nie opłaca. Mogę tylko stwierdzić, że większej bzdury nie słyszałem - bez inicjatywy pewnie siedziałbym w Januszex IT 11. rok z rzędu i był zadowolony z 10k na rękę. No, ale dlaczego ona w ogóle jest ważna, ta inicjatywa? Otóż, oznacza ona, że można Cię traktować jako osobę samodzielną - sam spróbujesz znaleźć rozwiązanie albo ulepszyć istniejące. Ponadto, sam się kształcisz, a to w zawodach inżynieryjnych jest tak ważne jak obrona dziewictwa dla typowego mangozjeba. Dlaczego Hindusi jej nie mają? Bo w ich kulturze, kładzie się nacisk na hierarchię i pozory, że wszystko jest zajebiście jak cycki Scarlet Johanson - Twoja inicjatywa podważa istniejący status quo, co oczywiście oznacza, że wcale nie jest tak zajebiście, bo inaczej nie byłoby potrzeby żeby coś zmieniać. Jeszcze gorzej, podważa kompetencje Twoich przełożonych, a tego już nie przeżyją! A nie daj Boże, okaże się ona błędna. I tak mamy np. hinduskich devów z 14 latami doświadczenia, których praca wygląda jak praca słabego polskiego juniora. Albo gorzej. I niestety jest to w miarę norma.
Druga sprawa także wiąże się z kulturą, plus warunki ekonomiczne. O systemie kastowym wiecie pewnie wszyscy. Przy zderzeniu z IT wychodzi to tak kuriozalnie jak sprzedaż praw do Bomby przez grubego. Hindusi są znani z tego, że są tani i chujowi. Natomiast, w kraju gdzie ludzie srają do rzeki, a przeciętne IQ, w zależności od źródła, sięga nawet 76 (czyli poniżej poziomu debilizmu w ujęciu medycznym, kiedy takowe jeszcze istniało), zarabianie $4000 miesięcznie można porównać do zarabiania 60000 PLN miesięcznie w Polsce. Taki Hindus więc spędza sporą część swojego życia w przekonaniu o swojej zajebistości - wkłada mniej niż grubas Walaszek w Blok Ekipę, a wyciąga złote jaja i platynowy salceson. Nawet w zachodniej kulturze takie coś prowadzi do przerostu ego. Teraz dołóżmy do tego przekonanie, że są ludzie i podludzie, i mamy osobę toksyczną, przekonaną o swojej nieomylności, odmawiającej zmiany i nauki. W dodatku, przyjmującą feedback bardzo personalnie, co regularnie prowadzi do osobistych wycieczek z ich strony. Antyteza profesjonalizmu.
Trzecie, Jak wspomniałem wyżej, przeciętny Hindus jest albo niedorozwinięty, albo blisko (inne źródła mówią o 84 IQ, granicą debilizmu było 80). Szansa, że ktoś taki prowadzi Twój kurs albo znajduje się w Twoim zespole jest pewnie równie niska co szansa, że prezentuje poziom ponadprzeciętnej inteligencji, który zrobiłby z niego sensownego inżyniera czy wykładowcę. To wszystko, że managerowie wolą się dostosowywać, niż w nich inwestować. Każdy, kto z nimi pracował bardzo szybko orientuje się, że przynoszą straty, natomiast zwalnianie ludzi, którzy na papierze mają świetne referencje, na pewno rozbije się o HR'y i może zostać przyblokowane, a Ty posądzony o rasizm, bo #BLM czy coś takiego. Co ciekawe, wyprowadzenie takiego dość ogarniętego Hindusa na prostą to 3-4 miesiące katorgi, o ile wcześniej nie rzuci roboty z płaczem.
Zapraszam ekspertów z sekcji komentarzy do dyskusji i dawania wypierdalajek.