Panowie potrzebuje porady.
Przejdę odrazu do rzeczy.
Jadę dzisiaj koło mojej roboty, jest tam wiele firm. Wbijam migacz na lewo, szukam wzrokiem miejsca gdzie mogę zaparkować. Toczyłem się, znalazłem miejsce.
Chcąc skręcić w lewo przyjebalem w samochód który mnie chciał wyprzedzić.
Zadzwoniłem na policję ponieważ pani z którą miałem stłuczkę stwierdziła że nie miałem migacze. Policja przyjechała, wysłuchała wersji tamtej osoby. Ta pani powiedziała że wyprzedzając mnie nie miałem migacza na co ja powiedziałem że wszystko się zgadza oprócz tego że miałem migacz na którym toczyłem się szukając wolnego miejsca i w czasie skrętu ta osoba mnie zaczęła wyprzedzać. Policjanci zaczęli oglądać nasze samochody i dosłownie w 30 sekund jeden z nich stwierdził że to jest moja wina bo to ja nie zachowałem bezpieczeństwa. Tłumaczył mi około 10 min że mój migacz chuja znaczy w tym przypadku. Po czym powiedział że tak naprawdę powinien mi zabrać prawko skoro nie znam przepisów i wysłać ponownie na kurs. Ja mu powiedziałem że mnie uczyli ze jak ktoś ma migacz w lewo przede mną to ja nie mam prawa go wyprzedzać i skoro tak myśli to on powinien zdawać ponownie prawko.
Nie przyjąłem mandatu. I tu rodzi się moje pytanie. Jak przyjechali nie sprawdzili nas alkomatem. Nie spisali moich zeznań. Kazali podpisać tylko pismo na temat szkód i jak powiedziałem że nie mogę tego rozczytać to policjant do mnie że to tylko odnośnie obrażeń auta oraz pismo że odwołuje się od mandatu. I tu moje pytanie czy powinni zapisać moją wersję wydarzeń? Czy to jest naprawdę moja wina że jadąc na Migaczu ktoś mi wymusił i to jest moja wina? Czy policja gdy pokazałem im monitoring powinna go sprawdzić? I czy powinni zapisać moją wersję wydarzeń?
I czy może w takim wypadku będę jeszcze wzywany żeby przedstawić swoją wersję? Cała sytuacja wydała mi się śmieszna jednak zastanawiam się czy nie pierdolili głupot i czy nie podpisałem zeznań na moją niekorzyść przez co z automatu upierdolą mnie w sądzie.