Jest to czyjaś historia, podjebałem to i publikuje tu żebyście mogli przeczytać o tym chadzie.
"Mój dziadek Liberatus pracował samotnie na swojej farmie w latach pięćdziesiątych XX wieku, kiedy obie jego ręce zostały wessane przez ślimak, który uciął je aż do ramion. Udało mu się kopnąć elementy sterujące, aby odwrócić działanie maszyny i wydostać się na zewnątrz, a następnie pojechał ciężarówką do przewozu zboża 45 minut do szpitala, kierując i zmieniając biegi kolanami. Lekarzom udało się uratować jedno ramię powyżej łokcia, ale drugiego nie udało się uratować.
Nadal pracował przez kolejne 40 lat z hakami zamiast dłoni. Spłodził 9 dzieci, w tym 6 po wypadku, i uprawiał 1000 akrów na stuletnim rodzinnym gospodarstwie. Palił jak komin, pił jak ryba, jadł czerwone mięso 3 razy dziennie, zmarł we śnie na 2 dni przed 99. urodzinami.
Był twardym człowiekiem, ale całkowicie oddanym swojej rodzinie i był wspaniałym dziadkiem dla ponad 20 wnuków. Nauczył mnie zaradności i odporności psychicznej. Każdy wnuk na swoje pierwsze urodziny dostał konia na biegunach, który zbudował w swoim warsztacie przy użyciu narzędzi ręcznych, których używał dzięki niestandardowym mocowaniom do swoich protez. Wciąż mam swój egzemplarz, sprzed 56 lat, jako przypomnienie o nim, gdy mam trudny okres w życiu."