Śmieszny filmik z Jasiem Fasolą

2
"Moim punktem wyjścia, jeśli chodzi o rozważanie jakiejkolwiek kwestii związanej z wolnością słowa, jest moje głębokie przekonanie, że drugą najcenniejszą rzeczą w życiu jest prawo do swobodnego wyrażania siebie. Myślę, że najcenniejszą rzeczą w życiu jest jedzenie w ustach, a trzecią najcenniejszą rzeczą jest dach nad głową, ale dla mnie numerem 2 jest wolność słowa, tuż poniżej potrzeby podtrzymania samego życia. Wynika to z faktu, że przez całe moje życie zawodowe cieszyłem się wolnością wypowiedzi w tym kraju i oczekuję, że nadal będę to robił, a osobiście jest bardzo mało prawdopodobne, że zostanę aresztowany za jakiekolwiek przepisy ograniczające wolność wypowiedzi, ze względu na niewątpliwie uprzywilejowaną pozycję, jaką mają osoby o wysokim profilu publicznym. Tak więc moje obawy dotyczą mniej mnie, a bardziej tych, którzy są bardziej narażeni na niebezpieczeństwo ze względu na ich niższy profil. Na przykład mężczyzna aresztowany w Oksfordzie za nazwanie konia policyjnego gejem. Albo nastolatek aresztowany za nazwanie Kościoła Scjentologicznego sektą. Albo właściciel kawiarni aresztowany za wyświetlanie fragmentów Biblii na ekranie telewizora.

Kiedy usłyszałem o niektórych z tych bardziej absurdalnych wykroczeń i zarzutów, przypomniałem sobie, że byłem tu już wcześniej w fikcyjnym kontekście. Kilka lat temu prowadziłem program "Not the Nine O'Clock News" i zrobiliśmy skecz, w którym Griff Rhys-Jones grał posterunkowego Savage'a, ewidentnie rasistowskiego policjanta, któremu ja, jako dowódca jego posterunku, dawałem reprymendę za aresztowanie czarnoskórego mężczyzny pod całym szeregiem absurdalnych, zmyślonych i niedorzecznych zarzutów. Zarzuty, za które posterunkowy Savage aresztował pana Winstona Kodogo z 55 Mercer Road były następujące:


"Chodzenie po pęknięciach w chodniku".


"Chodzenie w głośnej koszuli w obszarze zabudowanym w godzinach nocnych" i jeden z moich ulubionych "Chodzenie po całym miejscu".


Został również aresztowany za "oddawanie moczu w miejscu publicznym" i "patrzenie na mnie w zabawny sposób".

Kto by pomyślał, że skończymy z prawem, które pozwoli życiu tak dokładnie naśladować sztukę. Czytałem gdzieś obrońcę status quo twierdzącego, że fakt, iż sprawa gejowskiego konia została umorzona po tym, jak aresztowany mężczyzna odmówił zapłacenia grzywny, a sprawa scjentologiczna również została umorzona w pewnym momencie procesu sądowego, jest dowodem na to, że prawo działa dobrze, ignorując fakt, że jedynym powodem, dla którego te sprawy zostały umorzone, był rozgłos, jaki przyciągnęły. Policja wyczuła, że ośmieszenie jest tuż za rogiem i wycofała swoje działania. Ale co z tysiącami innych spraw, które nie cieszyły się rozgłosem? Które nie były na tyle niedorzeczne, by przyciągnąć uwagę mediów?  Nawet w przypadku spraw, które zostały wycofane, ludzie byli aresztowani, przesłuchiwani, stawiani przed sądem, a następnie zwalniani. To nie jest prawo działające prawidłowo: to cenzura najbardziej zastraszającego rodzaju, gwarantująca, jak mówi Lord Dear, "efekt mrożący" dla wolności słowa i wolności protestu.
Parlamentarna Komisja Wspólna ds. Praw Człowieka podsumowała, jak być może wiesz, całą tę kwestię bardzo dobrze, mówiąc: "Podczas gdy aresztowanie protestującego za używanie gróźb lub obraźliwych wypowiedzi może, w zależności od okoliczności, być proporcjonalną reakcją, nie uważamy, że język lub zachowanie, które jest jedynie obraźliwe, powinno być kiedykolwiek kryminalizowane w ten sposób". Wyraźny problem z delegalizacją zniewagi polega na tym, że zbyt wiele rzeczy może być interpretowanych jako zniewaga. Krytyka jest łatwo interpretowana przez niektóre strony jako zniewaga. Ośmieszanie jest łatwo interpretowane jako zniewaga. Sarkazm, niekorzystne porównanie, zwykłe przedstawienie alternatywnego punktu widzenia w stosunku do ortodoksji może być interpretowane jako zniewaga. A ponieważ tak wiele rzeczy można zinterpretować jako zniewagę, trudno się dziwić, że tak wiele rzeczy zostało, jak pokazują przykłady, o których mówiłem wcześniej.

Choć omawiane prawo obowiązuje już od ponad 25 lat, to wskazuje ono na kulturę, która zapanowała w programach kolejnych rządów, które, kierując się rozsądną i dobrze pojętą ambicją powstrzymania nieprzyjemnych elementów w społeczeństwie, stworzyły społeczeństwo o wyjątkowo autorytarnym i kontrolującym charakterze. Można to nazwać Nową Nietolerancją, nowym, ale intensywnym pragnieniem zakneblowania niewygodnych głosów sprzeciwu. "Nie jestem nietolerancyjny", mówi wielu ludzi; mówi wielu łagodnych, wysoko wykształconych, liberalnie myślących ludzi: "Jestem tylko nietolerancyjny wobec nietolerancji". Ludzie zazwyczaj kiwają głowami i mówią: "Och, mądre słowa, mądre słowa", a jednak jeśli zastanowisz się nad tym rzekomo bezdyskusyjnym stwierdzeniem dłużej niż pięć sekund, zdasz sobie sprawę, że wszystko, za czym się opowiada, to zastąpienie jednego rodzaju nietolerancji innym. Co dla mnie nie stanowi żadnego postępu. Podstawowych uprzedzeń, niesprawiedliwości czy niechęci nie rozwiązuje się poprzez aresztowanie ludzi: rozwiązuje się je, gdy kwestie te są omawiane, argumentowane i rozwiązywane najlepiej poza procesem prawnym. Dla mnie najlepszym sposobem na zwiększenie odporności społeczeństwa na obraźliwe lub obelżywe wypowiedzi jest dopuszczenie ich znacznie więcej. Podobnie jak w przypadku chorób wieku dziecięcego, można lepiej oprzeć się zarazkom, na które było się narażonym.


Musimy budować naszą odporność na obrażanie się, abyśmy mogli poradzić sobie z kwestiami, które może podnieść całkowicie uzasadniona krytyka. Naszym priorytetem powinno być zajęcie się przesłaniem, a nie posłańcem. Jak powiedział prezydent Obama w przemówieniu do ONZ zaledwie miesiąc temu: "Godne pochwały wysiłki na rzecz ograniczenia mowy mogą stać się narzędziem do uciszania krytyków lub uciskania mniejszości. Najsilniejszą bronią przeciwko mowie nienawiści nie są represje, ale więcej mowy". I to jest sedno mojej tezy - więcej mowy. Jeśli chcemy silnego społeczeństwa, potrzebujemy silniejszego dialogu, a ten musi obejmować prawo do obrażania lub obrażania. I nawet jeśli, jak mówi Lord Dear, wolność do bycia nieobraźliwym nie jest żadną wolnością.
Uchylenie tego słowa w tej klauzuli będzie tylko małym krokiem, ale mam nadzieję, że będzie krytycznym krokiem w tym, co powinno być długoterminowym projektem zatrzymania i powolnego przewijania pełzającej kultury cenzury. Moim zdaniem jest to mała potyczka w walce z tym, co Sir Salman Rushdie nazywa "przemysłem oburzenia" - samozwańczymi arbitrami dobra publicznego, zachęcającymi do oburzenia wywołanego przez media, na które policja czuje się pod ogromną presją, aby zareagować. Gazeta dzwoni do Scotland Yardu: "Ktoś napisał na Twitterze coś nieco obraźliwego o kimś, kogo uważamy za skarb narodowy. Co zamierzacie z tym zrobić?". Policja wpada w panikę, miota się, a potem chwyta się najbardziej nieodpowiedniej liny ratunkowej ze wszystkich, sekcji 5 ustawy o porządku publicznym, w której może aresztować każdego za powiedzenie czegokolwiek, co może zostać zinterpretowane przez kogokolwiek innego jako obraźliwe. Wydaje się, że nie potrzebują prawdziwej ofiary, wystarczy, że osądzą, że ktoś mógłby zostać obrażony, gdyby usłyszał lub przeczytał to, co zostało powiedziane. Najbardziej niedorzeczny stopień swobody. Burze wokół komentarzy na Twitterze i Facebooku podniosły kilka fascynujących kwestii dotyczących wolności słowa, z którymi tak naprawdę jeszcze się nie pogodziliśmy. Po pierwsze, wszyscy musimy brać odpowiedzialność za to, co mówimy, co jest całkiem dobrą lekcją. Ale po drugie, dowiedzieliśmy się, jak przerażająco kłujące i nietolerancyjne stało się społeczeństwo nawet w przypadku najłagodniejszych negatywnych komentarzy.

Prawo nie powinno wspierać tej nowej nietolerancji. Wolność słowa może ucierpieć tylko wtedy, gdy prawo uniemożliwia nam radzenie sobie z jej konsekwencjami. Oferuję moje pełne poparcie dla kampanii Reform Section 5. Dziękuję bardzo. 

Rowan Atkinson
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.18151903152466