Siemka!
Nieco zainspirowany postami tego typu, chciałbym się z Wami podzielić paroma mitami dotyczącymi polskiego rynku wydawniczego. Wraz z partnerką od trzech lat jesteśmy autorami sagi high fantasy i niezależnymi wydawcami prowadzącymi małe wydawnictwo. Dlatego też z miłą chęcią rozwieję parę tajemnic otaczających ten kawałek rynku.
Na wstępie określę, że wszystkie informacje bazują na naszym doświadczeniu oraz na danych, które udało nam się pozyskać. Z pewnością nie opisują wszystkich przypadków, ale mam nadzieję, że pomogą osobom, które również chciałyby coś wydać.
Na pierwszy ogień chciałbym wyjaśnić, czym różni się wydawnictwo niezależne od tradycyjnego oraz jakie są plusy i minusy obu opcji.
Zacznijmy od tradycyjnego wydawnictwa: Nasza propozycja wydawnicza została zaakceptowana – co to oznacza? Jak długo potrwa proces wydania książki i jakie będą nasze profity?
Zazwyczaj trwa to około 6–8 miesięcy. W tym czasie pracujemy z redaktorem nad dopracowaniem tekstu, a grafik przygotowuje okładkę i ewentualną oprawę graficzną wnętrza książki. Gdy wszystko jest gotowe, ustalana zostaje data premiery. Duże wydawnictwa zazwyczaj organizują autorowi premierowe spotkanie na targach książki, a te największe nawet cykl spotkań.
Spotkanie z Peterem V. Brettem na Targach Fantastyki w Warszawie
W przypadku wydawania niezależnego czeka nas znacznie więcej pracy. Sami musimy znaleźć redaktora, korektora, składacza i grafika, a także pokryć ich wynagrodzenie, co – w zależności od pożądanej jakości – może wiązać się ze sporymi kosztami. Tutaj jednak nie ogranicza nas wydawnictwo, więc możemy pozwolić sobie na dodatkowe elementy, takie jak ilustracje, wstawki między rozdziałami, playlisty do książki, kody QR i inne tego typu dodatki. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku i zgodnie z prawami autorskimi innych dzieł.
Jakiś student (ja) na swoim pierwszym stoisku (Kapitularz 2022)
A jak to wygląda w porównaniu?
Wydawnictwo:
+ Pokrywa wszystkie koszty.
+ Znajduje rynki zbytu.
+ Poświadcza, że tekst, który napisaliśmy jest dobry.
+ Zajmuje się promocją (choć w dzisiejszych czasach i tak około 50% działań promocyjnych spoczywa na autorze).
- Czasowo oddajemy im prawa autorskie do naszego dzieła (najczęściej umowy są na 5+ lat).
- Nie mamy pełnej kontroli – to wydawnictwo decyduje ostatecznie, czy coś zostanie usunięte lub dodane do tekstu.
- Istnieje ryzyko „zamknięcia serii w więzieniu" na czas trwania umowy – jeśli sprzedaż nie spełni oczekiwań wydawnictwa, kolejne tomy mogą nie zostać wydane, a tej książki dodruków nie będzie.
- Autor zarabia jedynie 5–10% ceny detalicznej egzemplarza (zależnie od umowy).
Wydanie niezależne
+ Pełna kontrola nad każdym aspektem książki.
+ Możliwość wprowadzania poprawek w dowolnym momencie, ponieważ mamy dostęp do plików gotowych do druku.
+ Zyski z książki są znacznie wyższe – zazwyczaj 20–60% ceny detalicznej (po odliczeniu kosztów druku, magazynowania, dystrybucji i promocji).
- Wszystkie koszty pokrywamy sami.
- Konieczność przebicia się na rynku zdominowanym przez duże wydawnictwa.
- Wciąż funkcjonuje przekonanie, że wydawca niezależny = odrzut z wydawnictwa.
Istnieją jeszcze wydawnictwa „vanity”, których należy się szczególnie wystrzegać, ale to już temat na zupełnie inny post.
Wiem, że nie są to odkrywcze informacje i można je znaleźć w internecie, ale myślę, że opowiedziane przez kogoś, kto zna temat z autopsji, mogą brzmieć nieco inaczej.
O czym jeszcze chcielibyście poczytać? Z chęcią przygotuję coś na tematy około książkowe i wydawnicze!
A przy okazji mam pytanie – czy jest tu możliwość zmiany nicku? Założyłem to konto w 2015 roku przez Facebooka i w międzyczasie zdążyłem nawet zmienić nazwisko.
A na koniec – „wypierdalajka” otrzymana od życzliwego dzidowca na targach w Warszawie, pozdrawiam serdecznie jeśli to widzisz!