Polska rzeźnia

6
> Bądź mną, szary anon polski

> Pracuj na kasie w popularnym dyskoncie z owadem w kropki.

> Godziny szczytu, ludzi jak pszczół w ulu, nie ma wystarczająco personelu, żeby nawet te jebane palety sprawnie rozładować, a co dopiero, żeby więcej kas otworzyć!

> Zapierdol fest, kasujesz towary jak na wyścigi, nawet na nie specjalnie nie patrzysz, ludziom też się nie przyglądasz, lecisz jak automat, przeklinając w duchu swój los robaka.

> Jesteś jak w transie, dopóki nagle nie chwytasz czegoś nieprzyjemnie mokrego.

> WTF?! To tani antyperspirant, nie powinien być wilgotny, pewnie się rozszczelnił czy coś, odruchowo podtykasz go sobie pod nos, informując jednocześnie klienta, że towar jest uszkodzony.

> Ku twojemu zdumieniu zamiast przyjemnego zapachu dezodorantu uderza cię potężny, obrzydliwy odór, jakby sam diabeł przed chwilą wyciągnął sobie tę puszkę z dupy.

> Z obrzydzenia aż się wzdrygasz, rzucasz cuchnący kosmetyk na taśmę jak gorącego kartofla i dopiero wówczas pierwszy raz świadomie spoglądasz na klienta przy kasie.

> Nie jesteś z tych, którzy lubią pastwić się nad ludźmi z powodu ich aparycji, ale powiedzieć o tym żywiołaku smalcu, że wygląda jak owoc związku wieprza z Fiatem Multiplą, to jakby Hitlera nazwać niesfornym urwisem.

> I ten gość o wadze tankowca i mordzie, którą może pokochać tylko matka, z wylewającym się cielskiem spod przyciasnych ubrań tak mokrych, jakby się w nich przed chwilą kąpał, informuje cię z uśmiechem gremlina: „Dezodorant jest ok, musiałem go trochę upocić”.

> BedeRzigoł.jpg

> Świadomość, że wilgoć na twojej dłoni to wydzielina tej tłustej kreatury, w połączeniu z uderzającą cię teraz z pełną mocą chmurą toksycznego smrodu niemytego ciała sprawiają, że czujesz podchodzącego do gardła bełta.

> Po świńskim uśmieszku na twarzy tego jebańca poznajesz, że zauważył, jak zzieleniałeś, ale to w żadnym razie nie zachęciło go do szybszego opuszczenia sklepu, a wręcz przeciwnie!

> Żłośliwy skurwiel świadomy, że z uwagi na jego kloaczną aurę kolejka za nim cofnęła się w głąb sklepu, a ty heroicznie walczysz z mdłościami, z chorą satysfakcją jeszcze przeciąga moment płacenia!

> Oczywiście nie może zapłacić bezdotykowo, o nie, nie, tylko grzebiąc uprzednio obleśnie w swoich zaplamionych portkach, jakby losował los na loterię, rzuca wreszcie na ladę banknot wymięty i przepocony jak slipy po wf-ie.

> Nosz kurwa mać, gdyby Kazimierz Wielki wiedział, że jakiś tłusty śmierdziel będzie kiedyś wypacał w jego wizerunek swoje ohydne jajca, zostawiłby Polskę nie murowaną, a spaloną do gołej ziemi!

> Z największym obrzydzeniem chwytasz banknot dwoma palcami i kładziesz go przy kasie, żeby tam trochę przeschnął, cały czas starając się oddychać jak najrzadziej i wyłącznie przez usta, ale czujesz, że jesteś na samej granicy wytrzymałości.

> Czym prędzej wydajesz resztę z paragonem, modląc się, żeby ten knur wziął to i wypierdalał w podskokach, a ty zaraz przywołasz koleżankę na wymianę i pognasz do kibla, by wyszorować łapska i spróbować jakoś dojść do siebie.

> Widzisz, jak gość podnosi resztę, część wkłada do kieszeni, a banknotem 20-złotowym… ociera sobie czoło i gardziel jak chusteczką, po czym prowokacyjnie rzuca go znów na ladę!

> „Daj mi jeszcze paczkę cienkich Cameli” - mówi z nieskrywaną pogardą w głosie.
> Dociera do ciebie, że zarabiasz tutaj zdecydowanie za mało, żeby oprócz ogarniania całego tego burdelu, jeszcze być workiem bokserskim dla takich pierdolonych podludzi, tama w twojej głowie wreszcie puszcza.

> "Wyp..." - już masz z drobnym pominięciem etykiety wyprosić tłuściocha ze sklepu, co niechybnie zakończy twoją "karierę" w firmie, gdy jakaś bliżej nieokreślona postać z kolejki wyjmuje ci te słowa z ust i to nie od tak, a z mocą tuzina trąb jerychońskich!

> "A WYPIERDALAJ STĄD, WIEPRZU JEBANY!" - aż czujesz ciarki na karku, spaślak zaskoczony obrotem spraw z niepokojem szuka źródła dźwięku, gdy nagle przy linii kas spośród tłumu wyłania się koleś stanowiący jego żywe przeciwieństwo.

> Chłop wyglądający tak, jakby na życie zarabiał ręcznym przestawianiem samolotów na lotnisku albo przynajmniej rozrywaniem podków z zaskakującą zwinnością doskakuje do grubasa, łapie go za te przepocone fraki i drze mu się prosto w przerażoną mordę: "SŁYSZAŁEŚ MNIE, KURWA, ŚWINIO? WYPIERDALAJ ALBO ZAJEBIĘ CIĘ SZYBCIEJ NIŻ ZAWAŁ!"

> Oglądasz tę scenę jak zaczarowany, jesteś pewien, że oprócz smrodu potu, sklep wypełni lada chwila odór obsranych ze strachu gaci grubasa.

> Ten smakowity spektakl mógłby ciągnąć się dla ciebie godzinami, jednak perswazja człowieka-skały okazuje się nad wyraz skuteczna.

> Przerażony spaślak nawet nie zabiera zakupów i pieniędzy, tylko sapiąc jak buldog po udarze, czmycha żałosną parodią truchtu ku wyjściu.

> Jakby jego próba ucieczki nie była dość żenująca, w połowie drogi do drzwi wibracje obrzydliwego cielska zsuwają mu gacie do połowy dupy, odsłaniając znaczną część owłosionego rowa.

> Widok całkowitego upokorzenia otyłego kurwistrzała sprawia, że cały gniew, a nawet mdłości opuszczają twoje ciało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zastąpione autentyczną satysfakcją, fuck yea, idź być gruby gdzie indziej, żałosny knurze!

.> "Dziękuję, Panu, myślałem, że nie wytrzymam” - zwracasz się do bohatera bez peleryny, który z niesmakiem na twarzy odprowadza wzrokiem uciekającego opasa.

> "Nie ma sprawy, byku. Zero tolerancji dla świń leczących kompleksy. Lepiej mi pokaż, gdzie mogę umyć po nim ręce”.

> Przepraszasz na chwilę kolejnych klientów, którzy wciąż mocno oszołomieni ostatnimi zdarzeniami nie protestują choćby słowem, zaprowadzasz gościa do WC dla personelu, przy okazji z ulgą sam pozbywając się z dłoni wstrętnego łoju.

> Jeszcze raz dziękujesz na odchodne nieznajomemu i wracasz na kasę w świetnym nastroju, który nie opuszcza cię do końca dniówki, świat i twoja praca pierwszy raz od dawna nie wydają ci wcale takie najgorsze.

> Nieraz, gdy dopada cię smród szarej rzeczywistości, przypominasz sobie spierdalającego w popłochu grubasa z dupą na wierzchu i twoje kąciki ust od razu wędrują w górę.

> Dziękuję ci, człowieku z żelaza, każdy gnój, który traktuje kasjerów czy innych kelnerów jak podludzi, bo "klient nasz pan", powinien odebrać od ciebie lekcję pokory.

> Jebać podłych ulańców.

> Profit.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Kałpuccino speciale

142
> Bądź mną, anon, level 18

> Twój stary to typowy moczymorda, w cugu od czasów wojska, stężenie alkoholu w jego krwi trzeba podawać nie w promilach, a w procentach.

> JaJestemWódką.gif

> Styrana wątroba ojca wreszcie mówi, że pierdoli taki interes, stary pijus ląduje w szpitalu.

> Lekarz informuje go, że jak nie rzuci chlania, następnym razem wyjedzie z oddziału nogami do przodu.

> Ku twojemu zdumieniu stary faktycznie odstawia wódę, ale jak to bywa z nałogowcami, jedno uzależnienie zamienia na drugie i alkohol zastępuje kawą.

> To, że żłopie ją wiaderkami, to jeszcze chuj – jego całe życie zaczyna kręcić wokół czarnego napitku.

> Cała historia przeglądarki zajebana filmami o kawie, chodzi do jakiegoś klubu kawosza, kupuje zaparzarki, młynki, chuje-muje, dzikie węże, non-stop pierdoli o ziarnach i ich wypalaniu takim czy srakim – generalnie zgred strasznie przynudza, ale jakoś to z matką tolerujecie, bo przynajmniej nie tyka alko.

> Nadchodzą jego urodziny, zjeżdża się do was najbliższa rodzina, obawiasz się, że przy takiej imprezie stary może się złamać po prawie 6 miesiącach abstynencji, ale trzyma się wyjątkowo dzielnie, pierwszy raz w życiu jesteś z niego trochę dumny.

> W pewnym momencie twój stary znika w kuchni, by zaraz pojawić się z wielkim dzbanem swojego nowego ulubionego napoju i ogłosić, że ma dla was wyjątkową niespodziankę - „najlepszą, a zarazem najbardziej nietuzinkowa kawę świata”.

> Pierwszy raz słyszysz wtedy o kawie „Kopi Luwak”, której wyjątkowość polega na tym, że ziarna w niej użyte muszą zostać najpierw wpierdolone przez małe zwierzątka mieszkające na Sumatrze (właśnie luwaki), a następnie przez nie wysrane i ręcznie wygrzebane z ich stolca przed dalszą obróbką. To ma jej nadawać wyjątkowy smak i aromat.

> Na początku trochę cię obrzydzają objaśnienia ojca, ale nie chcesz robić mu przykrości, poza tym, zawsze to jakieś ciekawe doświadczenie spróbować takiego rarytasu.
> Kurwa, napar smakuje dosłownie jak gówno, do tego trochę kwaśno, ale zmuszasz się, żeby wypić całą filiżankę.

> Z ciekawości wchodzisz w internety poczytać o kawie z gówna i na widok jej ceny prawie zwala cię z nóg! W ciężkim szoku pytasz ojca, ile zamówił tego shitu.

> „A parę kilo” – nonszalancko odpowiada ojciec, jakby wcale nie wydał na pierdoloną kawę z dupy kilka tysięcy złotych, a ty najdalej w życiu na wakacjach byłeś, kurwa, w Rabce na półkolonii, bo cała kasa zawsze szła na gorzałę!

> Wkurwiony informujesz matkę, co udało ci się ustalić, a ta odpala się w sekundę i nie zważając na gości, zaczyna maglować ojca na wszystkie strony.

> Stary wije się jak piskorz, pierdoli o jakiś promocjach, że się pomylił i wcale nie ma tej kawy tak dużo, że paragon gdzieś mu zaginął i w ogóle to nieporozumienie, ale matka nie zamierza mu odpuszczać, już dość nałykała się w życiu kłamstw starego lumpa.

> Napór rozjuszonej matki wydaje się po kilku minutach nieco słabnąć, gdy umęczony stary w końcu pęka!

> „No dobra już! Przestań! Powiem prawdę! To nie jest prawdziwa Kopi Luwak, tylko jej podróbka…” – razem z matką czujecie ogarniającą was ulgę, gdy po dłuższej pauzie stary dodaje złowieszcze zdanie: „Mojej własnej roboty”.

> "Ale... Jak... Własnej?" - dukasz jak czytający pierwszoklasista, a rozbiegane oczka i błąkający się po twarzy starego uśmieszek zaczyna napawać cię prawdziwą grozą.

> Gdy próbujesz wydusić z siebie jakieś pytanie, które nie zabrzmi skrajnie kuriozalnie, stary jebaniec wypala wreszcie bez ogródek: "Przy produkcji tej kawy.. TO JA BYŁEM LUWAKIEM!"

> Nie, no to nie do wiary. Nie, to być nie może.mp4

> Puzzle w twojej głowie zaczynają wskakiwać na właściwe miejsca - faktycznie w ostatnich miesiącach wizyty starego w toalecie znacząco się przedłużyły, raz widziałeś, jak zabierał do łazienki gumowe rękawiczki, a wieczorami nieraz słyszałeś, jak głośno przepijał coś wodą, jakby łykał tabletki, ale twój umysł nie był w stanie połączyć tego w jedną gównianą całość!

> Gdy patrząc na szalone oblicze ojca, zaczynasz sobie wyobrażać, jak grzebie on we własnym odchodach, by ze znalezionych tam skarbów naparzyć dla was później napitek, czujesz, jak cała treść żołądka podchodzi ci do gardła.

> Ledwo dobiegasz do kibla, gdy rzygi wystrzeliwują z ciebie jak woda z hydrantu, męczony koszmarnymi torsjami, słyszysz, jak goście wyzywają twojego starego od skończonych debili i po kolei opuszczają wasze mieszkanie.

> Przez kilka dni nie możesz dojść do siebie psychicznie, matka też chodzi po do domu jak struta, a ten stary skurwol jeszcze się na was dąsa, bo w jego mniemaniu zrujnowaliście jego święto i wizjonerski pomysł swoim wścibstwem.

> Matka nakazuje ojcu wyjebać z domu kawę i wszystko, co z nią związane, stary niedługo poźniej znowu zaczyna podpijać, ale jakoś nie jest ci szkoda.

> 10 lat później nadal nie jesteś w stanie przełknąć kawy, unikasz nawet przebywania w kawiarni, bo sam zapach wywołuje u ciebie mdłości, wielu ludzi ma cię z tego powodu za dziwaka, a ty wstydzisz się komukolwiek opowiedzieć o swojej traumie.

> Dzięki za nic, gówniany ojcze.

> Brak profitu
Kałpuccino speciale
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.14599299430847