Nawrócony Muzułmanin

15
Moussa, radykalny muzułmanin, wybrał ścieżkę dżihadu, a potem nawrócił się dzięki spotkaniu chrześcijanina, którego o mało nie zabił. Oto jego świadectwo.
Światło dnia pozwalało czytać Koran. Nocą w głębi namiotu ćwiczyłem pamięć i powtarzałem tekst. Nie było wątpliwości – następowanie po sobie słońca i gwiazd, w rytm którego toczyło się nasze życie wędrowców, zostało stworzone przez Boga. Bóg był naszym nauczycielem, wystawiał na próbę naszą wiarę. W wieku 6 lat znałem tekst Koranu na pamięć.
Bóg kierował naszymi stadami w moim rodzinnym regionie na północy Mali, byłem w jego rękach. Ja, Moussa, najstarszy syn dostojnika, bardzo szanowanego imama, który przewodził naszej społeczności kilkuset Tuaregów. Razem przemierzaliśmy naszą ziemię w odwiecznym rytmie. Miałem przejąć sukcesję po moim ojcu. W tym niezmiennym świecie pewnego dnia straszna plotka obiegła namioty. Jeden z naszych, Alou, zdradził Boga. Dołączył do chrześcijan! Znałem go trochę, choć nie był z mojego obozu. Wieść o jego zdradzie rozpowszechniała jego własna rodzina, która każdego muzułmanina wzywała głośno, by uwolnił świat od tego zdrajcy. Ta historia mi ciążyła. Czasem przypominała mi się nagle, zakłócając moje pięć muzułmańskich modlitw, które wiernie praktykowałem.



Wyprawa na dżihad
Miałem 16 lat. Była 4.00 nad ranem, godzina pierwszej modlitwy. Zebraliśmy się z rówieśnikami, by oddać cześć Bogu. Jego obecność była równie oczywista jak istnienie gwiazd, które zdawały się nas dosięgać. Przed majestatem Stworzenia uderzyło mnie wspomnienie zdrady Alou. To było jak zadanie. Powziąłem drogę dżihadu i zamierzałem wysłać zdrajcę do piekła.

To była sprawa między Allahem a mną. Wyjechałem sam, tego samego ranka, z pistoletem, który sobie kupiłem, gdy miałem 14 lat. Pojechałem do miasta, bo wiedziałem, że tam znajdę Alou. Miałem do przejścia pieszo 400 kilometrów. U Tuaregów środki transportu i wielbłądy są zarezerwowane dla dzieci i starców. Gdy dotarłem do miasta, po raz pierwszy musiałem wsiąść do autobusu, by dojechać do domu mojego wuja, nie orientowałem się w miejskiej rzeczywistości. Mieszkałem u wuja, chodziłem do szkoły, ale jednocześnie szukałem informacji, gdzie mogę znaleźć zdrajcę.

Dowiedziałem się w końcu, że Alou także studiował, na jednej z misji. Czekałem na niego pod drzwiami. Kiedy wyszedł, pozdrowił mnie i poprowadził na bok. Powiedział: „Wiem, co chcesz zrobić. Chcesz mnie zmusić, bym wypowiedział chahaja (wyznanie wiary muzułmańskiej). A jeśli tego nie zrobię, zabijesz mnie”. Jeszcze nie wyciągnąłem pistoletu. Mówił dalej: „To najlepsze, co możesz dla mnie zrobić – zabić mnie. W ten sposób utwierdzisz mnie w mojej wierze”. Byłem zbity z tropu, a on mówił dalej: „Zanim to zrobisz, chcę, żebyś wiedział, że jest ktoś, kto cię kocha. To Issa”.

Znałem Issę, to po arabsku Jezus, wielki prorok w Koranie, ale Alou mówił mi o nim w dziwny sposób. Jego Issa oddał swoje życie za nas, jak męczennik. Gdy go słuchałem, byłem zmieszany, zbity z tropu i on to widział. Na końcu powiedział mi: „Słuchaj, przemyśl to i przyjdź do mnie znowu”.

Wróciłem do domu wuja. Pojawiły się wątpliwości. Przestałem przemawiać, ja, którego tak słuchano w meczecie, jako syna dostojnika. Zaniedbywałem modlitwę. Wuj to zauważył, przyszedł do mnie i zapytał, co się dzieje. Gdy odpowiedziałem, że już nie wierzę w Boga, wpadł w straszny gniew. „Dlatego, że nosisz to samo nazwisko jak mój ojciec, nie zabiję cię. Ale wynoś się z mojego domu! Powiem twojej rodzinie, że zostałeś chrześcijaninem!”.

Ciąg dalszy w komentarzu
0.042284965515137