Moja historia #1

17
Siemano dzidowcy, postanowiłem opisać krótko swoją historię skąd u mnie wzięły sie napady paniki oraz mysli obsesyjno kompulsywne i jak staram sobie z tym radzić, jak wychodzę z tego całęgo gówna. Od razu mówię, że moja historia nie będzie na tyle przykra co niektórych z was tutaj, ale może ktos po przeczytaniu będzie chciał udać sie do psychologa, żeby zacząc walkę ze swoimi demonami. I tak wiem, zaraz po opisie wypierdalam...
Od zawsze byłem dość wrażliwą i czułą osobą, ale jak to kiedyś bywało jak jak chłopiec zaczynał płakać padały hasła, nie płacz, jesteś facet, czemu się mażesz itd. Ogólnie te słowa padał ze strony taty, robił to na nieświadomce sam tak został wychowany przez mojego dziadka. Przekazane mi zostało, że facet to jest facet, ma umieć wyżywić rodzinie i zawsze znaleźć wyjście z sytuacji, nie ma miejsca na słabości. Na tacie mogłem zawsze polegać, nie bił mnie (musiałem odpierdolić na prawde na grubo żeby zebrac pasem, dostałem może 5-6 razy w zyciu), był dla mnie stanowczy, ale i pomocny. Po mojej osiemnastce, moje relacje z ojcem zmieniły się, zacząłem z nim życ jak z dobym kumplem.
Zawsze byłem dość nerwowy i porywczy, jak coś szło nie po mojej mysli wkurwiałem się, wszystko musiałem mieć ogarnięte i w razię czego posiadać plan awaryjny. W wieku 24 lat ożeniłem się, żona później zaszła w ciążę wiec podjąłęm decyzję, o porzuceniu pracy za granicą bo chciałem być przy niej po porodzie. Załączem szukać pracy w BHP, bo takie ukończyłem studia. W końcu udało sie dostać pierwszą robotę, co prawda kasa była śmieszna, ale miałem trochę odłożone z pracy w Austrii wiec jakoś sobie poradziłem.
Przy żonie nigdy nie pozwalałem sobie na łzy ani smutek, zawsze udawałem, że jest ok i wszystko gra. Najgorzej było jak zmarła babcia z którą byłem bardzo związany, płakałem po kryjomu, sam żeby nikt nie widział, bo jak to dorosły facet ma płakać. Starałem się dla wszystkich być oparciem w tych ciężkich chwilach tylko nie dla samego siebie. Mój gniew i frustracja tylko narastały, nie umiałem sobie radzić ze swoimi emocjami. W 6 miesiącu mojej pracy, mieliśmy na budowie poważny wypadek, gość spadł z rusztowania (połamał się, ale żyje) i jak to w takich chwilach bywa, kierownicy zrzucają z siebie odpowiedzialność na wszystkich innych. Na głowie PiP i policja, do późnych godzin siedziałem i czytałem rozporządzenia, szukałem pomocy u innych behapowców, żeby nie dać się wpierdolic w maliny. Dwa tygodnie nerwówki i nieprzespanych nocy. W końcu udało sie wyjść z tego cało i kiedy zeszły wszystkie emocje przyszedł weekend, usiadłem z piwkiem żeby chillować i wtedy stało się to pierwszy raz, nagłe zimne poty, serducho napierdala, ciało drętwieje i ogarnia cię makabryczny lęk i towarzyszy ci strach, strach przed nagła śmiercią. Pierwszy atak paniki skończyłem na pogotowiu bo myślałem, że to zawał. W szpitalu porobili mi badania, powiedzieli (chłopaku masz zdrowie jak koń, wypierdalaj do domu i zluzuj troche). Wyszedłem ale nie posłuchałem ich rady, bo jak mam wyluzować ? miałem taką robotę, że trzeba było się spinać i pokazywać przed innymi, że ogarniasz temat, bo w innym przypadku cię wypierdolą, proste. Żyjemy w takich czasach teraz, że jest jeden wielki wyścig szczurów, a osoby które masz za swoich kumpli bez problemu cię podpierdolą za awans czy podwyżkę. Przez kolejnych 8 miesięcy pracowałem i zachowywałem się tak jak do tej pory, stres, zapierdol w pracy, noce słabo przespane przez kolki u syna który sie narodził, brak czasu na siłownie z której musiałem zrezygnować, itd. Jedyna odskocznia była na weekend, spotkanie z kumplami, napierdolka a w niedziele leczenie kaca. Na radzenie sobie ze stresem radziłem sobie z po prostu waląc konia i oglądając pornosy, żona po ciąży nie miała już tak dużej ochoty na seks jak przed. Drugi atak paniki przyszedł po kolejnych 9 miesiącach, tym razem nie skończyłem w szpitalu, ale było równie nie przyjemnie, potem zaczął się pojawiać już lęk przed lękiem bałem się kolejnego ataku.
0.042489051818848