Lot 3

0
Mimo mgły i lekkiego zachmurzenia czarne kłęby dymu wyraźnie odznaczały się w promieniach słońca. Niepokój wymalował się na jego twarzy. Czy miało to coś wspólnego z wcześniejszym błyskiem? To wyklucza błyskawicę i wulkan. 
- Tato? - córka szarpnęła go za ramię. Jakiś gówniarz w garniturze złapał stewardessę za ramiona i szarpiąc krzyczał jej coś prosto w twarz. Nie mógł go zrozumieć, drobna postura, czarne włosy, biały. Był pewien że byłby w stanie chociaż skojarzyć język, jakim się porozumiewał. Nie miał jednak bladego pojęcia. Tuż za jego nogami stała walizka, która jak przypuszczał była jego bagażem podręcznym. Co go tak denerwowało? Wiedział o czymś, o czym całą reszta nie miała pojęcia? Nie wyglądał na pijanego czy obłąkanego, a sądząc po zegarku i sygnecie raczej nie próbował jakichś numerów z pozywaniem linii lotniczych czy innego manewru. Skąd więc całe zamieszanie? Trzeba się zorientować - pomyślał.

- Musisz mi pomóc. Wyminiesz ich, a kiedy ja odwrócę ich uwagę, zabierzesz tą walizkę do toalety i porobisz zdjęcia telefonem wszystkiego, czego się da w środku. Jeśli nie da się otworzyć, od razu odniesiesz walizkę. Tylko zrób to pewnie, żeby nikt cię nie kwestionował.
Przytaknęła. Szybkim krokiem podszedł do niego od tyłu.
- Ej! Co ty sobie wyobrażasz! - jego niski ton zabrzmiał, uciszając wszystkich wokół. Złapał go za marynarkę i przyciągnął do siebie.
- Spróbuj tego manewru ze mną, skurwielu. - warknął i przyłożył mu w brzuch. Odepchnął go od walizki.
- Nikt ci nie powiedział, jak powinieneś się zachowywać przy ludziach? Ja też nie jestem święty, ale żeby szarpać i drzeć mordę na obcą kobietę?

Mężczyzna zamachnął się i uderzył pięścią w jego brzuch.
- Eh. - cmoknął z wyrazem pogardy na twarzy. - To był twój błąd. - dodał po chwili i jednym krótkim prostym zwalił go z nóg. Założył mu na czy opaskę. 
- Pani się nie przejmuje, kolega się prześpi to się uspokoi. - powiedział podchodząc do stewardessy. 
- Najwyżej mnie pozwie. Naprawdę nie wie pani o co chodzi z tym błyskiem i dymem nad szczytami gór?
- Niestety wiem tyle samo co pan. Sama podejrzewam jakiś meteor, tak wiem że to głupie, ale kiedy przyrządy i komunikacja radiowa na chwilę siadła pomyślałam że to jakieś pole magnetyczne... Wiem, to naprawdę głupie. Dziękuję panu za pomoc. - dodała po chwili.
- To co pani powiedziała wcale nie jest głupie, wysoce nieprawdopodobne, to na pewno, jednak wcale nie głupie. Sam nie wpadłem do tej pory na nic logicznego co mogłoby wyjaśnić naszą sytuację.
- Miałam pana za chama i pijaka, pomyliłam się, przepraszam.
- Nie pomyliła się pani, ale staram się z tym walczyć. A teraz przepraszam, muszę sprawdzić gdzie jest moja córka.

Zapukał do drzwi toalety.
- To ja.
Kiedy otworzyły się drzwi wszedł do środka. Na toalecie siedziała na wpół rozebrana kobieta, czekająca na kogoś, na pewno jednak nie na niego, gwałtownie się zakryła.
- Wybacz, jestem równie zaskoczony. - mruknął. Mógł na to wpaść, córka weszła do męskiej toalety, do drzwi której nikt nie puka co dwie minuty.
- Co robisz, przyłapie nas! - powiedziała jego córka.
- Spokojnie, mamy jakiś kwadrans. Dobrze trafiłem. - odparł masując palce.
- Co to za dokumenty? Jakieś przyrządy? - pytał patrząc na porozkładaną zawartość walizki. Alfabet podobny do cyrylicy zmieszanej z pismem klinowym, nigdy nie widział czegoś takiego, ryciny zawierające części ludzkiego ciała, instrukcje dotyczące operacji, sekcji czy jakiegoś rytuału. Przyrządy do określenia jak przypuszczał położenia, kompas który miał trzy igły, okulary przeciwsłoneczne z kilkoma wymiennymi parami szkieł o różnych kolorach, które wyglądały jakby były projektem z plastyki, jakiś woreczek z małymi kamyczkami o różnych kolorach, zestaw podobny do chirurgicznego.
- Nie wiem kto to, ale sądząc po skrupulatności nie jest to jakiś członek sekty. Nie jest też raczej obłąkany. Myślę że jest to ktos, kto na pewno wie o wiele więcej od nas na temat tego, co dzieje się wokół.
0.043771028518677