lot 10
Na trzecim obrazku widać było zwierzęta wielkością przypominające kota, któy był narysowany dla skali. Długie ciemne kończyny zdawały się wyginać we wszystkie strony, płaska głowa bez uszu była zaopatrzona w cienkie długie kolce. Po próbie zadania różnych pytań dotyczących owego stworzenia mężczyzna rozkładał ręce.
- No dobrze, wiemy czego się spodziewać, ale jak się przed tym bronić?
- Na razie wystarczy się ukryć. Nie znamy liczby tych stworzeń. Może być ich setka, może są po jednej sztuce.
Kolejny obrazek przedstawiał meteoryt.
- No tak, logika dyktuje kolejny ruch, dostanie się do przyczyny tego wszystkiego pewnie po to, by zebrać jakieś próbki. - mruknął Jones.
- Albo wysadzeniu go. - dodała staruszka.
Na kolejnej rycinie znajdował sie jeden z małych kraterów prowadzących do środka.
- Chowając się pod skorupą meteorytu przeżyły temperaturę wejścia w atmosferę. To bilet w jedną stronę. Nie mają opcji powrotu. Sugerując się poziomem technologii muszą być odporne na uszkodzenia mechaniczne. Jakoś przeżyły lądowanie. - dodał inżynier.
W samym sercu meteorytu znajdowało się jego jądro. Wyglądało jak jakiś reaktor, wydrążony w kamieniu. Na jego krawędziach wydrążone były obrazy przypominające stworzenia z jego rycin. W otworach tego reaktora umieszczone były kamienie z jego walizki. Pod spodem przekreślone symbole zagrożeń.
- Chyba wszyscy rozumiemy co to oznacza. - powiedziała staruszka.
- Powinniśmy zrobić z tego miejsca bazę. - dodał pilot. Preppersi zaczęli przeszukiwać budynek już jakiś czas wcześniej. Większość istotnych rzeczy znajdowałą się razem z nimi w pokoju.
- Dobrze, trzeba jeszcze tylko ustalić czy wie jak się przed nimi bronić. - zagestykulował by wstał. Wskazał na siebie i na niego, po czym zacisnął pięści jakby stali w trakcie bójki. Po chwili wskazał na siebie i zagrożenie numer jeden. Po chwili namysłu mężczyzna wszedł pod stół.
- Trzeba się ukryć, a jeśli te drugie stworzenia są przywoływane przez pierwsze to właściwie mamy je wtedy z głowy.
- Dobrze, ale jeśli to takie proste, dlaczego nie ma tutaj nikogo oprócz nas? - zapytał poddenerwowany.
- Skoro pierwsze zagrożenie tylko przywołuje drugie, ludzi zabiła ciekawość. - wtrąciła staruszka.
- Bzdura! Na pewno musieli się bronić, od tak dali się wyłapać? - przerwał jej Jones.
- Pamiętasz co stało się na Sri Lance? Tsunami? Zwierzęta przeczuwając zagrożenie uciekły wgłąb lądu, a ludzie spacerowali w miejscu, które wcześniej znajdowało się kilkadziesiąt metrów pod wodą, zbierając muszelki. Leniwy tryb życia i właściwie wszystko na wyciągnięcie ręki daje nam fałszywe poczucie bezpieczeństwa, wręcz nietykalności, prowadzi do stagnacji intelektualnej.
- My różnimy się od nich tylko tym, że wiemy o zaistniałym zagrożeniu. - mruknął pilot.
- Powinniśmy się tu ukryć, przygotować się do wykonania zadania tego... pana. - powiedział głośno najstarszy z nastolatków.
- Przeprawa przez to miejsce może okazać się trudna normalnie, co dopiero kiedy krążą tu jakieś stwory. - mruknęła staruszka.
- Pani razem z mężem zostanie tutaj. - zadeklarował Jones. - Zarówno dzieci oraz ich rodzice, ich zadaniem będzie pilnowanie warty, barykadowanie tego miejsca oraz próby nawiązania kontaktu ze światem zewnętrznym. Mężczyźni starsi niż 20 lat i rosłej postury rano razem ze mną wyruszą na poszukiwania przydatnych przedmiotów z samego rana. Na dziś to wszystko, spróbujcie się przespać. - dodał spoglądając w jego stronę. Powoli przytaknął.
- Pogaście światła i zasłońcie okna w miarę możliwości. - dodał po chwili namysłu.
Grupa zaczęła działać. Atmosfera poprawiła się, mieli teraz jakiś cel, wspólne działanie w ściśle określonym kierunku poprawiło morale. Powoli pomieszczenie ucichło. Tak zakończył się dzień pierwszy.
- No dobrze, wiemy czego się spodziewać, ale jak się przed tym bronić?
- Na razie wystarczy się ukryć. Nie znamy liczby tych stworzeń. Może być ich setka, może są po jednej sztuce.
Kolejny obrazek przedstawiał meteoryt.
- No tak, logika dyktuje kolejny ruch, dostanie się do przyczyny tego wszystkiego pewnie po to, by zebrać jakieś próbki. - mruknął Jones.
- Albo wysadzeniu go. - dodała staruszka.
Na kolejnej rycinie znajdował sie jeden z małych kraterów prowadzących do środka.
- Chowając się pod skorupą meteorytu przeżyły temperaturę wejścia w atmosferę. To bilet w jedną stronę. Nie mają opcji powrotu. Sugerując się poziomem technologii muszą być odporne na uszkodzenia mechaniczne. Jakoś przeżyły lądowanie. - dodał inżynier.
W samym sercu meteorytu znajdowało się jego jądro. Wyglądało jak jakiś reaktor, wydrążony w kamieniu. Na jego krawędziach wydrążone były obrazy przypominające stworzenia z jego rycin. W otworach tego reaktora umieszczone były kamienie z jego walizki. Pod spodem przekreślone symbole zagrożeń.
- Chyba wszyscy rozumiemy co to oznacza. - powiedziała staruszka.
- Powinniśmy zrobić z tego miejsca bazę. - dodał pilot. Preppersi zaczęli przeszukiwać budynek już jakiś czas wcześniej. Większość istotnych rzeczy znajdowałą się razem z nimi w pokoju.
- Dobrze, trzeba jeszcze tylko ustalić czy wie jak się przed nimi bronić. - zagestykulował by wstał. Wskazał na siebie i na niego, po czym zacisnął pięści jakby stali w trakcie bójki. Po chwili wskazał na siebie i zagrożenie numer jeden. Po chwili namysłu mężczyzna wszedł pod stół.
- Trzeba się ukryć, a jeśli te drugie stworzenia są przywoływane przez pierwsze to właściwie mamy je wtedy z głowy.
- Dobrze, ale jeśli to takie proste, dlaczego nie ma tutaj nikogo oprócz nas? - zapytał poddenerwowany.
- Skoro pierwsze zagrożenie tylko przywołuje drugie, ludzi zabiła ciekawość. - wtrąciła staruszka.
- Bzdura! Na pewno musieli się bronić, od tak dali się wyłapać? - przerwał jej Jones.
- Pamiętasz co stało się na Sri Lance? Tsunami? Zwierzęta przeczuwając zagrożenie uciekły wgłąb lądu, a ludzie spacerowali w miejscu, które wcześniej znajdowało się kilkadziesiąt metrów pod wodą, zbierając muszelki. Leniwy tryb życia i właściwie wszystko na wyciągnięcie ręki daje nam fałszywe poczucie bezpieczeństwa, wręcz nietykalności, prowadzi do stagnacji intelektualnej.
- My różnimy się od nich tylko tym, że wiemy o zaistniałym zagrożeniu. - mruknął pilot.
- Powinniśmy się tu ukryć, przygotować się do wykonania zadania tego... pana. - powiedział głośno najstarszy z nastolatków.
- Przeprawa przez to miejsce może okazać się trudna normalnie, co dopiero kiedy krążą tu jakieś stwory. - mruknęła staruszka.
- Pani razem z mężem zostanie tutaj. - zadeklarował Jones. - Zarówno dzieci oraz ich rodzice, ich zadaniem będzie pilnowanie warty, barykadowanie tego miejsca oraz próby nawiązania kontaktu ze światem zewnętrznym. Mężczyźni starsi niż 20 lat i rosłej postury rano razem ze mną wyruszą na poszukiwania przydatnych przedmiotów z samego rana. Na dziś to wszystko, spróbujcie się przespać. - dodał spoglądając w jego stronę. Powoli przytaknął.
- Pogaście światła i zasłońcie okna w miarę możliwości. - dodał po chwili namysłu.
Grupa zaczęła działać. Atmosfera poprawiła się, mieli teraz jakiś cel, wspólne działanie w ściśle określonym kierunku poprawiło morale. Powoli pomieszczenie ucichło. Tak zakończył się dzień pierwszy.