zbieg

4
zbieg
Nagle zorientował się, że ulice są wszędzie, że otaczają go plątaniną swych długich i próżnych cielsk. Osłupiały rozglądnął się, wszędzie napotykając spojrzeniem tabliczki. Ulica taka, ulica owaka, jeszcze jedna ulica. Był jak mysz w uścisku pytona, gdy prześlizgiwał się przez bezimienne bramy i nie nazwane podwórka, cały czas ryzykując, że jego prześladowczynie zewrą się i go zmiażdżą.
W końcu znalazł miejsce ich pozbawione, zupełnie puste i porośnięte chwastami. Usiadł tam i odpoczywał.
Odpoczywał tak długo, że ulice zdołały go dogonić. Z pomocą ekip budowlanych, geodetów i ludzi z tabliczkami sięgnęły w jego strone, wszystkie naraz zbiegły się u jego stóp i tam stanęły zatrzymane niewidzialnym murem. Mimo wysiłków nie mogły posunąć się naprzód, jednak i on nie mógł opuścić tego miejsca. Był zbiegiem ulic.
0.043911933898926