Lot 14
Stali w osłupieniu rozglądając się wokół. Wszystkie zapasy zostały.
- Musieli opuścić to miejsce w pośpiechu.
- Córka, moja córka... - opadł na krzesło. Nie mógł się skupić, musiał stłumić emocje. Słuchał obserwacji Jonesa z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Nie ma śladów walki. Zapasy zostały. Zjedz coś zanim zaczniemy ich szukać, nie traćmy czasu. Wyjdę na dach, może z góry coś zauważę.
Kiedy wstał, wysypał wszystkie przedmioty z torby. Włożył z powrotem tylko pistolet na race i latarkę, poza tym wodę i jedzenie. Powoli przechadzał się po pokoju paląc papierosa. W oczy rzuciła mu się sterta rysunków. Zauważył kilka zgnieconych kartek, których nie kojarzył. Były na niej narysowane sceny, najwyraźniej zmuszające ich do natychmiastowego rozpoczęcia zadania. Jones wszedł do pomieszczenia kiedy wciaż jeszcze studiował ryciny.
- Chce nam pomóc i musieli ruszyć albo jest naprawdę cwany. Widząc co robimy i że długo nie wracamy postanowił przejąć kontrolę nad przerażonym tłumem, zmanipulował ich i poszli.
- Ta opcja odpada. Nie zostawiłaby mnie tutaj. Wolałaby zostać sama niż iść z nimi.
- Więc musiała mieć pewność że muszą iść.
- Zgadza się. - mruknął. - Widziałeś coś z góry?
- Niestety nie, Jedynie ciemne chmury na horyzoncie.
Stali chwilę w milczeniu.
- Słuchaj, przygotujmy się najlepiej jak możemy i ruszajmy. Po co tutaj siedzieć? To tylko namiastka schronienia. Poszli zwalczyć przyczynę. Może będą nas potrzebować?
- Nie mam wyboru, poszła z nimi. Problem polega na tym, że nie jesteśmy pewni którędy jechać. Na północ, tyle wiemy, ale którędy? Co jeśli się miniemy?
- Lepiej spotkać się na miejscu nawet jeśli się miniemy. Nie ma się co cackać. Albo ruszamy, albo dajmy sobie spokój.
Obaj poszli w kierunku klatki schodowej.
- Będziemy szukać samochodu na motocyklu. Nie damy rady inaczej ruszyć w pogoń. Na bańce ropy i tak za daleko nie dojedziemy.
Po dłuższej chwili jechali już jedną z wąskich dróg asfaltowych. Poza lotniskiem domy były praktycznie nienaruszone. Kiedy mijali je coraz rzadziej, zatrzymali się przy jednym z nich. Stał przed nim jeep. Zgasili motor około setki metrów przed podjazdem i ukryli go w krzakach. Powoli zaczęli zbliżać się w jego kierunku. Gęste zarośla ułatwiały pozostanie w ukryciu przy w miarę szybkim przemieszczaniu się. Zwężone pole widzenia znacznie podbijało adrenalinę. Ciemne chmury zbliżały się. Dotarli w końcu do ogrodzenia. Postanowili obserwować okolicę chociaż przez dłuższy moment.
- Musieli opuścić to miejsce w pośpiechu.
- Córka, moja córka... - opadł na krzesło. Nie mógł się skupić, musiał stłumić emocje. Słuchał obserwacji Jonesa z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Nie ma śladów walki. Zapasy zostały. Zjedz coś zanim zaczniemy ich szukać, nie traćmy czasu. Wyjdę na dach, może z góry coś zauważę.
Kiedy wstał, wysypał wszystkie przedmioty z torby. Włożył z powrotem tylko pistolet na race i latarkę, poza tym wodę i jedzenie. Powoli przechadzał się po pokoju paląc papierosa. W oczy rzuciła mu się sterta rysunków. Zauważył kilka zgnieconych kartek, których nie kojarzył. Były na niej narysowane sceny, najwyraźniej zmuszające ich do natychmiastowego rozpoczęcia zadania. Jones wszedł do pomieszczenia kiedy wciaż jeszcze studiował ryciny.
- Chce nam pomóc i musieli ruszyć albo jest naprawdę cwany. Widząc co robimy i że długo nie wracamy postanowił przejąć kontrolę nad przerażonym tłumem, zmanipulował ich i poszli.
- Ta opcja odpada. Nie zostawiłaby mnie tutaj. Wolałaby zostać sama niż iść z nimi.
- Więc musiała mieć pewność że muszą iść.
- Zgadza się. - mruknął. - Widziałeś coś z góry?
- Niestety nie, Jedynie ciemne chmury na horyzoncie.
Stali chwilę w milczeniu.
- Słuchaj, przygotujmy się najlepiej jak możemy i ruszajmy. Po co tutaj siedzieć? To tylko namiastka schronienia. Poszli zwalczyć przyczynę. Może będą nas potrzebować?
- Nie mam wyboru, poszła z nimi. Problem polega na tym, że nie jesteśmy pewni którędy jechać. Na północ, tyle wiemy, ale którędy? Co jeśli się miniemy?
- Lepiej spotkać się na miejscu nawet jeśli się miniemy. Nie ma się co cackać. Albo ruszamy, albo dajmy sobie spokój.
Obaj poszli w kierunku klatki schodowej.
- Będziemy szukać samochodu na motocyklu. Nie damy rady inaczej ruszyć w pogoń. Na bańce ropy i tak za daleko nie dojedziemy.
Po dłuższej chwili jechali już jedną z wąskich dróg asfaltowych. Poza lotniskiem domy były praktycznie nienaruszone. Kiedy mijali je coraz rzadziej, zatrzymali się przy jednym z nich. Stał przed nim jeep. Zgasili motor około setki metrów przed podjazdem i ukryli go w krzakach. Powoli zaczęli zbliżać się w jego kierunku. Gęste zarośla ułatwiały pozostanie w ukryciu przy w miarę szybkim przemieszczaniu się. Zwężone pole widzenia znacznie podbijało adrenalinę. Ciemne chmury zbliżały się. Dotarli w końcu do ogrodzenia. Postanowili obserwować okolicę chociaż przez dłuższy moment.