Lot 22

3
Stanęli za pojazdem. Wysiadł, po czym wolnym krokiem podszedł do auta. Stary wóz wyglądający na strażacki widział lepsze dni. Był zamknięty. Zbił szybę kamieniem. Wyjął okazałą gaśnicę i przytaszczył ją do samochodu. Po chwili ruszyli dalej.
- Spodziewa się pożaru? - mruknął Jones.
- Na razie skupmy się na celu. - mruknął.

Zza drzew, a właściwie przez nie coś z łomotem wydostało się na drogę. Ruszyło pędem w ich kierunku.
- Tego Picasso nie opisywał! - pisnęła kobieta. Stary silnik miał problemy z rozpędzeniem wozu, co utrudniały też przeszkody terenowe i obciążenie. Pilot dostał się do bagażnika podnosząc półkę. Wyjął z niego sporą gaśnicę.
- Jones, kiedy zobaczysz jakąś prostą krzyknij i zwolnij!
Kobieta i Picasso trzymali go za pasek, kiedy wychylił się przez okno. Zerwał zawleczkę.
- Do lewej! - krzyknął.
- Chyba wiem co chce zrobić, oby się udało. Nie zwalniaj poniżej 60. - powiedział do Jonesa.
W końcu za trzecim zakrętem trafiła się prosta.
- Albo mu się uda, albo to coś nas dorwie.
- Już! - wrzasnął Jones.
Z węża gaśnicy wydobył się biały kłąb. Zaczął machać wężem na boki, zworząc kurtynę dymną. Powtórzył zabieg co chwila oraz po kolejnym zakręcie. W końcu puścił ją i wgramolił sie do środka.

- Doskonała robota. - powiedziała z uśmiechem.
- Dziękuję. - mruknął zakłopotany. Znów pędzili przed siebie.
- Jesteśmy już niedaleko. Dym, czy mgła robi się coraz gęstsza.

Droga zanikała coraz szybciej. Wiedzieli, że niedługo będą musieli opuścić pojazd i iść pieszo. 
0.039328098297119