Lot 24
Hobby
1 r
12
Mogli już zobaczyć meteor. Trzymali się blisko siebie, przesuwając się naprawdę powoli. Krok za krokiem smutek po stracie kompana ustępował miejsca strachowi przed nieznanym. W końcu stali tuż przy ogromnej bryle. Łatwo było się domyślić, że ogromny głaz powinien stworzyć znacznie większy krater niż ten, w którym aktualnie spoczywał.
- Paruje, a jest zimny w dotyku. - zauważył pilot.
- Czy on w jakiś sposób zwolnił przed lądowaniem? - zapytała kobieta.
- Na to wygląda. To nie jest zwykła skała, nawet jak na taką z kosmosu.
Picasso nie przejmowałsięich dialogiem czy spostrzeżeniami. Rozłożył na ziemi swoje przyrządy i najwyraźniej przystąpił do badania owej bryły. Z powodu braku możliwości porozumiewania się z nim szybko zmienili zajęcie, starając się jakoś zakamuflować ich poczynania oraz wypatrując potencjalnego zagrożenia.
W pewnej chwili podszedł do swojej córki, złapał ją delikatnie za ramię i upewniając się, że ich jedyny towarzysz, który może go zrozumieć znalazłsię poza zasięgiem słuchu wyszeptał:
- To, co wyskoczyło za nami na drodze ni jak nie miało się do rysunku Picassa. Chcę, żebyś miała oczy dookoła głowy, a najlepiej na niej i pod nią. W razie jakiegokolwiek zagrożenia uciekasz i się chowasz. Rozumiesz? - zapytał, ściskając ramię mocniej, kiedy nie usłyszał odpowiedzi.
- Tak. - mruknęła.
- I żadnego zgrywania bohaterki a co gorzej poświęceń. Musisz wrócić do domu.
- Jeśli wogóle jeszcze istnieje. - odpowiedziała mu, a na te słowa jego uścisk się rozluźnił.
Minęło około godziny nim Picasso zaczął używać tajemniczych obiektów. Po krótkiej chwili na jego twarzy wymalował się grymas złości, a raczej zażenowania. Zaczął niezdarnie odgarniać ziemię spod kamienia. Gęste korzenie i kamieniste podłoże utrudniało kopanie.
Rozglądał się przez chwilę. Wpadła mu w oko gałąź, która nadawała się do kopania. Teraz szło znacznie szybciej. W końcu po dłuższej chwili zauważyli wgłębienie, a raczej szczelinę w gładkiej bryle. Ciekawość wzięła górę. Wszyscy kopali teraz na kolanach, od czasu do czasu rozglądając się za lepszym narzędziem do kopania.
- Paruje, a jest zimny w dotyku. - zauważył pilot.
- Czy on w jakiś sposób zwolnił przed lądowaniem? - zapytała kobieta.
- Na to wygląda. To nie jest zwykła skała, nawet jak na taką z kosmosu.
Picasso nie przejmowałsięich dialogiem czy spostrzeżeniami. Rozłożył na ziemi swoje przyrządy i najwyraźniej przystąpił do badania owej bryły. Z powodu braku możliwości porozumiewania się z nim szybko zmienili zajęcie, starając się jakoś zakamuflować ich poczynania oraz wypatrując potencjalnego zagrożenia.
W pewnej chwili podszedł do swojej córki, złapał ją delikatnie za ramię i upewniając się, że ich jedyny towarzysz, który może go zrozumieć znalazłsię poza zasięgiem słuchu wyszeptał:
- To, co wyskoczyło za nami na drodze ni jak nie miało się do rysunku Picassa. Chcę, żebyś miała oczy dookoła głowy, a najlepiej na niej i pod nią. W razie jakiegokolwiek zagrożenia uciekasz i się chowasz. Rozumiesz? - zapytał, ściskając ramię mocniej, kiedy nie usłyszał odpowiedzi.
- Tak. - mruknęła.
- I żadnego zgrywania bohaterki a co gorzej poświęceń. Musisz wrócić do domu.
- Jeśli wogóle jeszcze istnieje. - odpowiedziała mu, a na te słowa jego uścisk się rozluźnił.
Minęło około godziny nim Picasso zaczął używać tajemniczych obiektów. Po krótkiej chwili na jego twarzy wymalował się grymas złości, a raczej zażenowania. Zaczął niezdarnie odgarniać ziemię spod kamienia. Gęste korzenie i kamieniste podłoże utrudniało kopanie.
Rozglądał się przez chwilę. Wpadła mu w oko gałąź, która nadawała się do kopania. Teraz szło znacznie szybciej. W końcu po dłuższej chwili zauważyli wgłębienie, a raczej szczelinę w gładkiej bryle. Ciekawość wzięła górę. Wszyscy kopali teraz na kolanach, od czasu do czasu rozglądając się za lepszym narzędziem do kopania.