Streszczenie Barbie i moja refleksja odnośnie filmu

25
Witam serdecznie dzidowców.

Właśnie wróciłem z filmu ,,Barbie" i powiem wam, że jestem dość zmieszany tym co obejrzałem.
Z racji, że innej opcji nie widzę żeby to z siebie wyrzucić (bo wiadomo, że nie pogadam z nikim o tym) to napiszę parę przemyśleń na temat filmu i wywołam małą dyskusję na temat kobiet i mężczyzn.
Streszczenie Barbie i moja refleksja odnośnie filmu
Zanim jednak, zacznę od pełnego kontekstu.

Uwaga, streszczam fabułę filmu, będą spoilery!

W dużym skrócie: Barbie i Keny żyją w Barbielandzie, gdzie te pierwsze rządzą, Keny są ich ,,przydupasami" i uważają, że prawdziwy świat zawdzięcza im wszystko i że to one wyzwoliły kobiety, by mogły robić co chcą.
Osoba bawiąca się lalką Barbie (główną bohaterką) ma problemy osobiste i obrywa tym sama lalka która przestaje być idealna (zaczyna myśleć choćby o śmierci).
Wyrusza ona ze swoim Kenem do normalnego świata, by rozwiązać problem. Tam dochodzi do pewnego otworzenia oczu, bo Barbie odkrywa, że nie jest jednak tak wpływowa na życie kobiet jak myślała i że nadal jest na świecie seksizm, zaś ona promuje faszyzm i konsumpcjonizm. A tymczasem Ken, odkrywa, że tak naprawdę to faceci rządzą w realu i ogólnie odkrywa co to jest patriarchat.

Kiedy Barbie poznaje swoją ,,właścicielkę" (która jest już dorosłą matką) i postanawia zabrać ją wraz z córką do Barbielandu, by obie się ,,naprawiły", Ken udaje się tam wcześniej i za pomocą ,,patriarchatu" przejmuje z innymi Kenami krainę robiąc z niego ,,Keństwo", zaś zindoktryzowane jego gadaniem Barbie dostały prania mózgu, spadły do poziomu ,,przydupasek" i przykładowo pani prezydent zakłada fartuch posłusznej, głupiutkiej, pokojówki.
Zaś główny Ken zostaje takim Macho-Korwinem z gołą klatą i futrem jak alfons.
Ken wyjaśnia Barbie dlaczego to zrobił i że cały czas był nikim (nie wzięte z dupy, w pierwszej scenie jakiej się pojawia wychodzi na debila i Barbie go ratują), zaś w świecie ludzi był traktowany z szacunkiem i chce zrobić tutaj to samo co u ludzi.

Barbie z pomocą ludzkich koleżanek oraz innych ,,buntowniczyń" postanawiają odzyskać krainę. Z pomocą tamtej ludzkiej matki leczą powoli inne Barbie z transu gadką ,,jak to jest być kobietą?" (nic feministycznego, nawet coś w tej gadce jest), skłócają Kenów między sobą, przejmują swój kapitol i odzyskują Barbieland.
Jednakże wiedząc, że ,,wracając do tego jak było" Ken'y znowu będą nikim (jak powiedział Ken główny bohater ,,Jest Barbie...i Ken"), więc postanawiają popracować nad ,,równouprawnieniem" w swoim świecie, żeby nie doszło z powrotem do matriarchatu. Żeby ,,Była Barbie i Był Ken".

Zaś główna Barbie postanawia zostać w prawdziwym świecie żyjąc jako normalna osoba i tam odszukać siebie.

Koniec.
I teraz mam takie przemyślenia odnośnie tego filmu.

Kiedy oglądałem filmy lub seriale z Barbie (a było tego sporo), mimo że to były dobre produkcje, to Ken tam faktycznie był traktowany jako przydupas i ogólnie oferma z ładną buźką, która ma po prostu być jej chłopakiem, kiedy to Barbie była tym ,,ideałem".
I jak teraz o tym sobie przypomnę, to mnie strasznie ta rzecz wnerwiała i mi się nie podobała, zresztą jak z prawie każdą męską postacią w tym lore.

I podobny ucisk i wkurw miałem właśnie w filmie z tym ,,Keństwem", kiedy to Barbie były tak traktowane.
Ba, szczerze bałem się nawet, że tak zostanie, choć to był irracjonalny strach (za dużo pornosów z pewnymi tagami).
Więc wniosek z tego filmu oraz poprzednich akapitów mam następujący: Patriarchat i Matriarchat mają obok siebie znak równości. A ten znak zaś pokazuje emotkę gówna.

Obie te ,,ideologie" to kpina dla rozumu i godności.
Kobiety żyły tak przez tysiące lat i szczerze im współczuję takiego życia. Dzisiejsze feministki chcą w ramach zemsty odwrócił sytuację i już widać tego niefajne efekty.
Kiedy byłem małym kurduplem, jedyną różnicą płciową był tylko dla mnie kolor różowy i te lalki właśnie. Poza tym nie obchodziło mnie, co kto miał w gaciach, miałem w wtedy z dwóch kolegów i koleżanek i bawiliśmy się zarówno w takie męskie zabawy jak walka z pokrzywami czy gra na konsoli, jak i graliśmy w klasy czy gumy.
Dziś ich nie mam, bo się drogi rozeszły, ale jakie super wspomnienia zostały to moje.

Dzisiaj chyba płeć jest jedną z głównym rzeczy jaką biorę pod uwagę jeszcze zanim ktoś cokolwiek zrobi. I czuć, że coś jest nie tak.
Prawda jest taka, że obie płcie różni tyle samo ile też łączy, zarówno pozytywnie jak i negatywnie. Owszem, w internecie dominuje mem ,,łymyn", ale szczerze to z chęcią obejrzał bym mema ,,myn", bo też mamy typowo męskie, warte pośmiania się sytuacje.

Podobnie z uprzedmiotowieniem kobiet. Raz, że to paradoks, a dwa, że facet który myśli tylko o jednym i wprost to pokazuje wśród innych też wywołuje u mnie dyskomfort.
Żeby nie było: nie mam nic do seksownie wyglądających/ubierających się lasek, tak jak one pewnie nie mają nic przeciwko gołym męskim klatom, dla każdego coś miłego.
Bardziej o zachowanie i podejście do życia mi chodzi, nie o wstyd do swego ciała (no chyba, że jest się czego wstydzić).
Więc podsumowując, mam takie pytanie.
Czy moglibyśmy przestać korzystać z tych terminów, bo to podobnie jak z prawicą i lewicą: ludzie się dzielą, obrzucają nawzajem gównem i są tylko z tego same problemy. Nie wspominając, że ktoś pewnie na tym korzysta.

A tymczasem gówno mnie obchodzi, czy jesteś zakonnicą, czy gejem. Dla mnie liczy się to po prostu to co robisz dla innych i kim jesteś.
I innym radzę to samo: nie patrzmy na to ile kto ma chromosomów, czy ktoś ma cycki lub fiuta, ani co, kto i z kim w łóżku robi.
Bądźmy po prostu sobą i szanujmy ,,bycie sobą" innych.
Kurwa, nigdy bym nie pomyślał, że będę miał wywód na temat filmu o Barbie.
Życie jest pokręcone, raz jesteś na moście, raz pod mostem.

No właśnie, może się zdarzyć, że moje życie potoczy się inaczej niż zaplanowałem. Zawsze mogę być ojcem i gospodarzem domowym, gotującym obiady i sprzątającym dom, zaś moja żona byłaby robiącą karierę inżynierem.
I byłaby czarnoskóra*.

I szczerze, nie marudził bym na matriarchat za taki los. Ważne, żeby korzystać z życia i być sobą. No i robić to co lubisz, ja na przykład lubię gotować i mam doświadczenie w sprzątaniu, stąd taki przykład. Ale to tylko przykład, żeby nie było, każdy układa życie jak chce.


*Jak się kochają, to chuj z nimi.
A przy okazji, jakkolwiek feministycznie ten film nie zabrzmiał na tym streszczeniu, to polecam go serdecznie.
Jest trochę cringowo i czasem śpiewają, ale jest też trochę akcji, żartów dla dorosłych, nawiązań do popkultury (film zaczyna się jak w ,,Odysei Kosmicznej") i porusza przy okazji ważne tematy, jak kryzys męskości, negatywne wzorce, czy wspomniany matriarchat i patriarchat, który są tu wyszydzane (ten drugi trochę bardziej, ale jako facet powiem, że w punkt). Jedynie poboczne wątki, tej matki z córką i firmy Mattel mogłyby być bardziej rozwinięte, szczególnie tych drugich, choć Will Ferell odwalił niezłą robotę (teraz wiadomo, gdzie pracuje Lord Biznes z ,,LEGO Przygody").

Niemniej bawiłem się dobrze, a przy okazji już wiem, czemu radzono najpierw iść na Barbie, a później na Oppenheimera.

Ogólnie 8,5/10.

Dziękuję za chwilę uwagi i Wypierdalam!

P.S.: Pamiętam dramę, że ponoć w filmie ma nie być tej piosenki ,,Barbie Girl". Okazuje się, że jest.
Co prawda jako hip-hopowy remix i na napisach końcowych dopiero, ale jednak.
0.094622850418091