Grateful Dead - Anthem of the Sun
1968 rok, hipisowka kontrkultura trwa sobie w najlepsze. Zapytacie, co może się wydarzyć jak damy ambitnemu zespołowi tonę LSD i kreatywną wolność? David Hassinger, już wtedy doświadczony inżynier mający w portfolio m.in. Rolling Stones stwierdził, że pierdoli taki interes i nic z tego nie sklei.
Zespół więc wziął sprawy w swoje ręce i (z pomocą nowego dźwiękowca) zaczął eksperymentować przeplatając i łącząc ze sobą do pięciu różnych wersji danej kompozycji, w tym wersje koncertowe żeby uzyskać balans pomiędzy dobrze ułożoną strukturą z nagrania studyjnego a swobodnej improwizacji granej na żywo.
Moim zdaniem - efekt interesujący i chętnie usłyszałbym więcej takich eksperymentów :)
Zespół więc wziął sprawy w swoje ręce i (z pomocą nowego dźwiękowca) zaczął eksperymentować przeplatając i łącząc ze sobą do pięciu różnych wersji danej kompozycji, w tym wersje koncertowe żeby uzyskać balans pomiędzy dobrze ułożoną strukturą z nagrania studyjnego a swobodnej improwizacji granej na żywo.
Moim zdaniem - efekt interesujący i chętnie usłyszałbym więcej takich eksperymentów :)