Dzień jak codzień

7
Marek był przykładnym mężem i ojcem, od 1994 r. pracował w Izbie Celnej w Krakowie. 22 marca 2016 r. wracał z delegacji służbowej z Belgii. Był w Brukseli na spotkaniu Komisji Europejskiej, gdzie reprezentował Polskę w zakresie dostosowania programów celnych do wymogów unijnych. Gdy dotarł do lotniska Zaventem wybuchła bomba. 

Żona Marka, Katarzyna: Wszystkim nam się wydawało, że NAS to nie dotyczy, NIKOGO z nas to nie spotka, bo wszystkie zamachy były tak daleko od Polski. Niestety Marek był w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie.

Ten dzień zmienił całe nasze życie. Życie Marka, mojego syna, moje i całej rodziny.

Gdy w mediach usłyszałam, że był zamach już miałam złe przeczucie i ten strach, który czułam w każdej komórce. Niestety przeczucie mnie nie zawiodło, Marek nie odbierał moich telefonów, a kilka godzin później otrzymałam z Belgii ze szpitala wiadomość, że Marek jest w stanie krytycznym i że trwa operacja.
To była pierwsza operacja z wielu kolejnych, niestety najcięższy był uraz głowy. Marek w skali Glasgow – oceny przytomności – otrzymał 3 punkty na 15, to najmniejsza ilość punktów z możliwych. Nie było z nim żadnego kontaktu, nie otwierał oczu, nie reagował ruchowo.

Kolejne dni to kolejne operacje głowy, przeszczepy skóry – po doznanych rozległych oparzeniach, zespolenie kości udowej, ciągła bardzo wysoka gorączka, i całe ciało we wbitych odłamkach – bo bomba zawierała śruby, gwoździe, metale…. i ciągle pytanie czy przeżyje?

Marek był w śpiączce, z której nie wiadomo było czy się wybudzi. Śpiączka trwała do maja, później otworzył jedno oko, chciał, próbował do nas wrócić.  Droga do tego była baaardzo daleka, kolejne dni przynosiły kilka kroków w przód i znów spadanie w przepaść.

Początkiem lipca 2016r, jeszcze w Belgii, Marek rozpoczął rehabilitację. Jedyne, co pozostało to czucie w kończynach, wszystkiego, każdej czynności, musi się uczyć od początku.
Rehabilitację kontynuujemy po powrocie do Polski, który miał miejsce 06.12.2016 r. Pierwszy okres po powrocie do kraju Marek spędza w klinice rehabilitacyjnej, wtedy nie umiał nawet przewrócić się sam na drugi bok, to był potwornie ciężki czas.

Katarzynie do 2021 roku, poprzez Fundację Sakrbowości, udało się zgromadzić ponad 600.000 zł. Kwota niewyobrażalna dla zwykłego zjadacza chleba. 

Z kwoty tej około 500.000 zł wydano na pobyt w klinice i codzienną rehabilitację Marka. Nie ma w tej kwocie żadnych innych wydatków ponoszonych przy osobie ciężko chorej (nie ma leków, środków higienicznych i opatrunkowych, nie ma kosztów 24 godzinnej opieki, nie ma kosztów adaptacji domu koniecznych przy osobie niepełnosprawnej).

Ale były bardzo dobre efekty!
Marek w 2021 r. chodził już przy asyście, był w stanie spożywać specjalnie przygotowane posiłki, choć nadal miał gastrostomię – taką sondę bezpośrednio przez ściany jamy brzusznej do żołądka, robi postępy poznawcze i manualne.  Komfort jego życia jest nieporównywalnie lepszy.

Jednakże rehabilitacja musi być kontynuowana. Panująca w międzyczasie pandemia i przerwy w zajęciach niestety spowodowały, że niektóre umiejętności musiał znów sobie przypominać, znów je wyćwiczyć.


Czemu o tym piszę? Żyjemy w czasach szybkich newsów. Wybuchła bąba - media napierdalają o tym wydarzeniu non stop przez parę dni, a potem o sprawie się zapomina, ot zwykły "fakt medialny". Minęło 7 lat, a Marek wciąż nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować i nigdy nie będzie mógł. Jego żona i dziecko będą się poświęcać, żeby mu pomóc. Państwo polskie i fundacje dobroczynne będą go finansować. 

A czy on zrobił coś złego, cokolwiek? Czy Polska zrobiła coś złego, że Marek musiał cierpieć za jej grzechy?

I wreszcie: czy możemy zrobić cokolwiek, żeby do podonych treagedii nie dochodziło?
 
Dzień jak codzień
Dzień jak codzień
0.042711019515991