Won!
Droga Julko, walczymy o aborcję bez granic oraz invitro, a także chcemy byś mogła w końcu rozwinąć swoje skrzydła na drodze kariery. Swoje młode lata masz poświęcić na netflix & chill. Baw się, skacz po kutangach, bądź wolna, niech nikt ci nie mówi jak masz żyć. Wszystko to robimy, żeby w końcu być równe mężczyznom, będziemy chodzić do pracy, będziemy robiły co chcemy, ciche już byłyśmy! Na wszystko masz czas.
DZIENNICZEK Z PRZYSZŁOŚCI
Drogi dzienniczku, to znowu ja, Julka. Słuchałam rad o wyzwoleniu, o karierze, o śniadych knagach. Nadszedł dzień, by przyznać się, że poniosłam klęskę.
- W wieku 20 lat żerowałam na rodzicach, bawiłam się, oglądałam seriale, skakałam po kutangach, tak jak nam radziłyście. Wszelkie wpadki skrobałam, byłam z tego dumna. Zmieniałam zaimki, zmieniałam kolory włosów, gardziłam facetami, choć od ojca dostawałam pieniądze, które wydawałam na kawy za 20 zł i iphony oraz tony niezdrowego żarcia.
- W wieku 30 lat zajęłam się karierą, tyrałam po 12h w korpo karmiona ułudą szybkich awansów, wolny czas latałam po świecie katalogując poznane kutangi. Zarobione pieniądze wydawałam na marki polecane przez infulencerki, poliestrowe swetry za 600 zł, kamienie dodajęce energię, thermomixy, masło orzechowe by Ann i subskrypcje 12 usług streamingowych.
- W wieku 35 lat poczułam, że coś jest nie tak. Gdy "robole" i "wsioki" dobrze się bawili, za swoje "żałosne pensje", ja nie mogłam związać końca z końcem zarabiając 10k. Wizyty u psycholożki dawały coraz mniej, a fitnes po 12h pracy przy komputerze i 4h oglądania seriali na kanapie już nie dawał rady. Na szczęście jakoś to łatałam operacjami plastycznymi.
- W wieku 40 lat zapragnęłam dziecka, nie wiedziałam jednak jak znaleźć partnera. Na tinderze zawsze znajdywałam tylko chadów, którzy nabijali mnie na pal i zostawiali. A co jak nie znajdę partnera? A co jeśli nie będę już mogła zajść w ciążę? Na szczęście jest refundowane invitro. Mama zadzwoniła, że tata zaczyna mieć demencje, prosili mnie o kilka dni pomocy przy nim, a ja nie miałam czasu.
- W wieku 41 lat znalazłam partnera, może nie najlepszy, ale za to jako taki. Może coś z tego będzie. On w sumie też był trochę zdesperowany.
- W wieku 42 lat zdecydowaliśmy się na dziecko, ale coś nam nie szło. Seks był jakiś taki... na smutno.
- W wieku 43 lat poddajemy się i decydujemy na invitro. Mama zadzwoniła, że tata zmarł, płakała bo nie wiedziała jak sobie teraz bez niego poradzi.
- W wieku 44 lat invitro nie przynosiło skutków, mieliśmy problemy psychiczne, ale nie poddawaliśmy się.
- W wieku 45 lat udaje się, a w wieku 46 lat rodzi nam się dziecko (mimo wysokich szans, na szczęście nie jest upośledzone). Promyk nadziei! Tylko ta mama, miała nam pomagać, a dzwonił wujek, że ona sama potrzebuje pomocy, było kiepsko. No cholera, jak to jest, babcie były od pomocy, a nie... jak ona mogła... W wieku 76 lat tak się sypać...
- W wieku 47 lat miałam już dość, nie miałam siły opiekować się rocznym dzieckiem, mój partner ciągle pracował, wujek wydzwaniał, że mama leży w szpitalu. JA TO MAM PECHA! Kręgosłup bolał mnie niesamowicie.
- W wieku 64 lat mój syn wchodził w dorosłość, były jego 18-ste urodziny, miałam nadzieję, że uda mu się w życie, ja już nie miałam nawet resztek sił. Może ktoś inny nauczy go życia, pomoże mu w pierwszych krokach w dorosłość, będzie babcią i dziadkiem dla jego dzieci. Może ktoś inny.
- Mam 74 lata, podobno przyjmujemy tylu imigrantów ile się da, nie mamy nawet na minimalne emerytury, gospodarka się sypie. Dlaczego do tego dopuściliśmy, przecież pracowaliśmy na to wszystko 7 dni w tygodniu po 12 godzin... Zjebali mojemu dziecku przyszłość. Ciekawe co by było jakbym nie wyskrobała tej trójki dzieci, w sumie jedno było w 24 tygodniu, dziewczynka, raz nawet myślałam jak jej dam na imię, ciekawe czy gdzieś tu jest... Dzwonił syn czy mu nie pomogę, ale ja odchodzę, żegnajcie.
DZIENNICZEK Z PRZYSZŁOŚCI
Drogi dzienniczku, to znowu ja, Julka. Słuchałam rad o wyzwoleniu, o karierze, o śniadych knagach. Nadszedł dzień, by przyznać się, że poniosłam klęskę.
- W wieku 20 lat żerowałam na rodzicach, bawiłam się, oglądałam seriale, skakałam po kutangach, tak jak nam radziłyście. Wszelkie wpadki skrobałam, byłam z tego dumna. Zmieniałam zaimki, zmieniałam kolory włosów, gardziłam facetami, choć od ojca dostawałam pieniądze, które wydawałam na kawy za 20 zł i iphony oraz tony niezdrowego żarcia.
- W wieku 30 lat zajęłam się karierą, tyrałam po 12h w korpo karmiona ułudą szybkich awansów, wolny czas latałam po świecie katalogując poznane kutangi. Zarobione pieniądze wydawałam na marki polecane przez infulencerki, poliestrowe swetry za 600 zł, kamienie dodajęce energię, thermomixy, masło orzechowe by Ann i subskrypcje 12 usług streamingowych.
- W wieku 35 lat poczułam, że coś jest nie tak. Gdy "robole" i "wsioki" dobrze się bawili, za swoje "żałosne pensje", ja nie mogłam związać końca z końcem zarabiając 10k. Wizyty u psycholożki dawały coraz mniej, a fitnes po 12h pracy przy komputerze i 4h oglądania seriali na kanapie już nie dawał rady. Na szczęście jakoś to łatałam operacjami plastycznymi.
- W wieku 40 lat zapragnęłam dziecka, nie wiedziałam jednak jak znaleźć partnera. Na tinderze zawsze znajdywałam tylko chadów, którzy nabijali mnie na pal i zostawiali. A co jak nie znajdę partnera? A co jeśli nie będę już mogła zajść w ciążę? Na szczęście jest refundowane invitro. Mama zadzwoniła, że tata zaczyna mieć demencje, prosili mnie o kilka dni pomocy przy nim, a ja nie miałam czasu.
- W wieku 41 lat znalazłam partnera, może nie najlepszy, ale za to jako taki. Może coś z tego będzie. On w sumie też był trochę zdesperowany.
- W wieku 42 lat zdecydowaliśmy się na dziecko, ale coś nam nie szło. Seks był jakiś taki... na smutno.
- W wieku 43 lat poddajemy się i decydujemy na invitro. Mama zadzwoniła, że tata zmarł, płakała bo nie wiedziała jak sobie teraz bez niego poradzi.
- W wieku 44 lat invitro nie przynosiło skutków, mieliśmy problemy psychiczne, ale nie poddawaliśmy się.
- W wieku 45 lat udaje się, a w wieku 46 lat rodzi nam się dziecko (mimo wysokich szans, na szczęście nie jest upośledzone). Promyk nadziei! Tylko ta mama, miała nam pomagać, a dzwonił wujek, że ona sama potrzebuje pomocy, było kiepsko. No cholera, jak to jest, babcie były od pomocy, a nie... jak ona mogła... W wieku 76 lat tak się sypać...
- W wieku 47 lat miałam już dość, nie miałam siły opiekować się rocznym dzieckiem, mój partner ciągle pracował, wujek wydzwaniał, że mama leży w szpitalu. JA TO MAM PECHA! Kręgosłup bolał mnie niesamowicie.
- W wieku 64 lat mój syn wchodził w dorosłość, były jego 18-ste urodziny, miałam nadzieję, że uda mu się w życie, ja już nie miałam nawet resztek sił. Może ktoś inny nauczy go życia, pomoże mu w pierwszych krokach w dorosłość, będzie babcią i dziadkiem dla jego dzieci. Może ktoś inny.
- Mam 74 lata, podobno przyjmujemy tylu imigrantów ile się da, nie mamy nawet na minimalne emerytury, gospodarka się sypie. Dlaczego do tego dopuściliśmy, przecież pracowaliśmy na to wszystko 7 dni w tygodniu po 12 godzin... Zjebali mojemu dziecku przyszłość. Ciekawe co by było jakbym nie wyskrobała tej trójki dzieci, w sumie jedno było w 24 tygodniu, dziewczynka, raz nawet myślałam jak jej dam na imię, ciekawe czy gdzieś tu jest... Dzwonił syn czy mu nie pomogę, ale ja odchodzę, żegnajcie.